sobota, 26 marca 2016

Odcinek 23

I teraz będzie przerwa na dwa tygodnie. Jadę na urlop i nie będę miała dostępu do laptopa.

                                                       Selena Gomez "Same old love"



            Cisza, która zapanowała w moim mieszkaniu była wręcz nie do zniesienia. Patrzyłam na Matta, który był blady jak ściana, dłonie zacisnął w pięści, a wzrok miał wbity w podłogę. Podeszłam bliżej i dotknęłam jego ramienia. Skóra nie osłonięta przez rękaw t-shirta była lodowata.

- Matt… Ja… Nic nie wiedziałam. Przepraszam cię. Jest mi bardzo przykro. – Matt spojrzał na mnie i warknął.

- Nie! Nie lituj się nade mną Kate. Nie potrzebuję ani twojej ani niczyjej litości. Nie po to tu przyszedłem. Chcę ci powiedzieć prawdę. A co ty z tym zrobisz, to już twoja decyzja. – postanowiłam więc obrać inną taktykę.

- Usiądź. Zrobię ci coś do picia i porozmawiamy. Dobrze?

- Ok. – Matt usiadł przy kuchennej wyspie i spojrzał w swoje splecione dłonie. Postawiłam przed nim kubek z herbatą i usiadłam naprzeciwko.

- Kim była Amy? – pomyślałam, że jeśli chce być wobec mnie szczery, to powinien mi opowiedzieć wszystko od początku.

- Byliśmy zaręczeni. Dałem jej pierścionek na krótko zanim zginęła.

- Jak się poznaliście?

- W szkole. Amy chodziła do równoległej klasy. Ja dwa razy się przenosiłem, ale wciąż się spotykaliśmy. Byliśmy zupełnie inni. Ona z porządnego domu, je rodzice byli lekarzami. Ja zawsze sprawiałem kłopoty, a mimo to zwróciła na mnie uwagę. Sam nie wiem dlaczego… - może dlatego, że jesteś niezwykły, inteligentny, zabawny… sama odpowiedziałam w myślach na jego pytanie. – Potem razem z chłopakami założyliśmy zespół, Amy od początku nam kibicowała. Pomagała sprzedawać gadżety, bilety na pierwsze koncerty… Chyba ona jedna w nas najbardziej wierzyła. – Matt drżącymi dłońmi uniósł kubek do ust i wziął mały łyk. Wciąż na mnie nie patrzył. Jego wzrok był zimny i pozbawiony tego blasku, który tak lubiłam.

- Jak to się stało, że zginęła? – ciężko było mi zadać to pytanie. Nie chciałam ranić Matta, ale skoro sam postanowił do mnie przyjść i o wszystkim mi powiedzieć…

- Po zakończeniu pierwszej trasy koncertowej zabrałem Amy na wakacje. Spędziliśmy tydzień z dala od wszystkiego. Oświadczyłem się, Amy przyjęła pierścionek i ustaliliśmy, że po nagraniu kolejnej płyty weźmiemy ślub. Wracaliśmy do domu, Amy spała w samochodzie… Było ciemno, a ja byłem potwornie zmęczony. Za kilka kilometrów miała być stacja benzynowa i tam chciałem się zatrzymać, żeby odpocząć… Nie zdążyłem do niej dojechać. Zasnąłem za kierownicą jakieś dwa kilometry przed planowanym postojem. – chwyciłam jego dłoń, ale nie odwzajemnił uścisku. – Wylądowaliśmy na jakimś drzewie… Udało mi się wyczołgać z auta. Wyciągnąłem Amy z wraku, ale zanim nadjechała karetka, Amy zmarła w moich ramionach… 

Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam, że żadne słowa nie będą odpowiednim pocieszeniem. A nie zamierzałam siedzieć jak sopel lodu. Nagle Matt poderwał się z krzesła przewracając je i podszedł do drzwi tarasowych. Powiodłam za nim wzrokiem. Stał wpatrzony w ciemność i nic nie mówił. Chciałam podejść, objąć go, w jakiś sposób ulżyć w cierpieniu, ale czułam że mógłby to odebrać jako litość.

- Ja miałem tylko wybity bark… Nic mi się nie stało. Amy miała zapięte pasy, ale mimo to… Była taka drobna, krucha... Pamiętam, że wszędzie była krew. Nawet na jej ślicznych, blond włosach. Zawsze tak śmiesznie zaplatała je na palcu, gdy nad czymś myślała… Często nosiła je rozpuszczone, ale ja najbardziej lubiłem gdy związywała je w kucyk. – ciężko było mi słuchać tej historii. Nie tylko dlatego, że Matt przeżył osobistą tragedię. Ale także dlatego, bo uświadomiłam sobie że nigdy nie będę w stanie wygrać z jego wspomnieniami. Nigdy nie stanę się dla niego tak ważna, jak ważna była Amy… Musiałam jednak wysłuchać tej historii do końca.

- Matt, ten wypadek… To nie twoja wina. Nie ty zabiłeś Amy.

- Nieprawda! Mogłem nie jechać po nocy! Mogłem zatrzymać się na jakimś parkingu i przenocować! Ale ja się uparłem, że dam radę! To ja ją zabiłem, Kate! Ja zabiłem Amy! I nigdy nie pozbędę się wyrzutów sumienia! – wyrzucił z siebie potok słów, a ja aż skoczyłam. Takiego Matta jeszcze nie znałam.

- Myślisz, że ona by tego chciała? Żebyś się zadręczał? – Matt nagle odwrócił się twarzą do mnie. Jego policzki były mokre od łez. Poczułam jak serce mi pęka…

- Nie wiem, Kate. Ale uważam że zadręczanie się to moja kara. I będę to robił już chyba do śmierci. – zeskoczyłam ze stołka, podbiegłam do niego i objęłam w pasie.

- Nie pozwalam ci! Zabraniam ci tak myśleć! Jeśli kochałeś Amy, ale tak naprawdę kochałeś… Nie możesz tego robić! Ona na pewno by ci wybaczyła. To był wypadek, Matt! Nieszczęśliwy wypadek. Mógł przydarzyć się każdemu! Mi, Brianowi, mojemu bratu.  Przydarzył się tobie i Amy, ale nie możesz pozwolić na to, żeby rzucił cień na całe twoje życie! – Matt spojrzał na mnie i pokręcił z rezygnacją głową. Moje ręce nadal obejmowały go, ale on nie zrobił nic, żeby odwzajemnić uścisk. Odsunął się ode mnie, po czym ledwo wyczuwalnie musnął moje wargi i powiedział:

- Przepraszam Kate, ale musiałem ci to opowiedzieć. Nie mogłem cię dłużej okłamywać. Jesteś wspaniałą osobą i nie zasługujesz na kłamstwo. – pocałował mnie ponownie i wyszedł z mieszkania. Stałam sama dłuższą chwilę, nim dotarło do mnie co się stało. Wybiegłam na klatkę schodową, ale jego już nie było. Wróciłam do domu, wyszłam na taras, niestety w ciemności zauważyłam jedynie oddalającą się znajomą mi sylwetkę. Matt odszedł…

20 Sierpnia 2012, Poniedziałek

            Minęły prawie trzy tygodnie odkąd ostatni raz widziałam Matta. Przez ten czas nie odzywał się do mnie, nie dzwonił, nie pisał, nie odbierał też moich telefonów. Ta rozłąka wpłynęła na mnie gorzej niż sądziłam. Schudłam siedem kilogramów, źle się odżywiałam, pracowałam od rana do nocy, brałam sprawę za sprawą. Wszystko po to, żeby zapomnieć. Zapomnieć o tym, jak się uśmiechał, jak patrzył, jak mnie dotykał. Chciałam zapomnieć o tym, że się zakochałam…

- Panno Morrison, pójdę już do domu, dobrze? – Rosie zapytała cichym głosem. Ostatnio byłam dla niej okropną szefową. Warczałam przy każdej okazji, opieprzałam o byle co. Przecież nie była niczemu winna. Źle robiłam, że obwiniałam ją o swoje niepowodzenia.

- Dobrze, Rosie. Dziękuję ci za dzisiaj. – uśmiechnęłam się blado. – Ja jeszcze zostanę. Mam kilka pozwów do napisania.

- Dobranoc, panno Morrison. Do jutra.

- Do jutra, Rosie. – sekretarka zamknęła za sobą drzwi, a ja wróciłam do pracy. Tak wyglądały moje ostatnie tygodnie. Do domu wracałam późnymi wieczorami, z Tomem nie rozmawiałam prawie w ogóle. Nawet nie wiedziałam jak idą postępy chłopaków nad płytą. Musiałam się od tego odciąć, żeby zapomnieć…

            Zegar wybił jedenastą wieczorem, gdy zamknęłam za sobą drzwi kancelarii. Postanowiłam zostawić auto na parkingu i wrócić do domu na piechotę. Na dworze było gorąco, ludzie kręcili się pomimo późnej pory. Mijałam właśnie jeden z licznych barów, gdy za szybą zobaczyłam Matta. Nie był sam. Obok niego siedziała Val. Wtulona w jego ramię, opowiadała mu coś, energicznie gestykulując, a on uśmiechał się do niej tak, jak kiedyś do mnie… Mogłam się tego spodziewać. Znał Val dłużej ode mnie, ona rozumiała jego rozterki… Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze wstąpiłam do sklepu i kupiłam kilka butelek wina. Musiałam się napić, żeby to przetrawić…

Matt

- I co on na to? – wziąłem kolejny łyk piwa i uśmiechnąłem się do Val.

- Nic. Co miał powiedzieć? Jego usta były bardzo zajęte, gdy znalazłam go w mojej sypialni. Akurat strzelał minetę tej swojej pożal się Boże, asystentce.

- Mam nadzieję, że wywaliłaś go na zbity pysk!

- No raczej. Sukinsyn biegł po schodach szybciej niż jego ciuchy, które wyrzucałam z balkonu. Gdybyś to widział, Matt… Jaja nie z tej ziemi. Dobrze, że nie zdążyłam się zakochać na serio. Kurde, coś mnie podkusiło żeby wrócić z Michelle wcześniej… No i wróciłam i zastałam frajera z obcą babą. Nie ma do czego wracać. Lepiej powiedz mi co u ciebie. Bo szczerze mówiąc, wyglądasz jak z krzyża zdjęty.

- Rozstałem się z Kate.

- Ochujałeś?! – Val ryknęła na całe gardło. Ludzie w knajpie aż się na nas spojrzeli. – Co ona ci zrobiła?

- Nic. Powiedziałem jej o Amy.

- Jak ona na to zareagowała?

- Nawrzeszczała na mnie, że się zadręczam, że nie mogę tak robić…

- No i miała rację. Chyba już dość minęło od jej śmierci. Jak długo zamierzasz się tym pokutować? Nie miałeś wpływu na to co się stało, Matt. I wybacz, ale skoro zerwałeś z Kate dlatego, że chciała dobrze… To jesteś największym idiotą jakiego nosiła ta ziemia!

- Nie chcę jej litości, Val!

- A kto tu mówi o litości? Zależy jej na tobie, martwi się o ciebie. Gdzie tu litość?

- Nigdzie… - wypiłem piwo do końca i kiwnąłem na barmana, żeby zamówić następną kolejkę.

- Gdy ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon, wydawałeś się szczęśliwy. Myślałam, że Kate to… No, że będziecie razem na dłużej.

- Muszę cię rozczarować, Val.

- Matt, a może da się to jeszcze uratować? Dlaczego nie chcesz sobie dać szansy? Dlaczego myślisz, że nie zasługujesz na szczęście?

- Bo nie zasługuję! Byłem odpowiedzialny za Amy. Kochałem ją! A pozwoliłem żeby umarła! Nie zasługuję nawet na odrobinę szczęścia!

- Pierdolenie! Nie chcę tego słuchać! Masz zadzwonić do Kate i z nią porozmawiać! I to nie jest prośba! – Val uderzyła pięścią w stół, aż stojące na nim kufle podskoczyły, rozlewając odrobinę piwa na blat.

- Obawiam się, że na to już za późno. Nawet jeśli zadzwonię do niej, to nie sądzę żeby chciała ze mną gadać.

- Nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz! Powiem ci coś Matt, bo uważam że jako twoja przyjaciółka mam do tego prawo. Przestań się wreszcie nad sobą użalać. Weź dupę w troki, dokończ to piwo i zadzwoń do Kate. Jeśli jej na tobie zależy, to przynajmniej odbierze telefon.

- Taa… - dopiliśmy piwo i wyszliśmy na zewnątrz. Odprowadziłem Val do domu, po czym uznałem że spacer dobrze mi zrobi. Doszedłem aż na plażę. Usiadłem w miejscu gdzie kiedyś siedzieliśmy z Kate. Było już grubo po północy i nie wierzyłem, że Kate odbierze jakiekolwiek połączenie, a już na pewno nie to ode mnie. Mimo to wyciągnąłem telefon i przejrzałem kontakty w poszukiwaniu jej numeru. Miałem ustawione jej zdjęcie i wyświetlało mi się za każdym razem, gdy dzwoniłem do Kate, lub ona do mnie. Zrobiłem jej to zdjęcie podczas naszego weekendu. Uśmiechała się do telefonu tak psotnie, jakby zaraz miała coś zmajstrować. Dotknąłem ekranu wybierając numer Kate i odczekałem chwilę najpierwszy sygnał. Drugi… Trzeci… Czwarty… Poczta głosowa…

- Tu Kate Morrison. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość po krótkim sygnale dźwiękowym.

- Kate, to ja… Chciałbym z tobą porozmawiać… Mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno… Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem… Musiałem wiele przemyśleć… Zadzwonię jutro. Śpij dobrze, mała. – rozłączyłem się, schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem w stronę domu. Byłem kilka kroków od plaży, gdy krótki dźwięk oznajmił mi nadejście sms-a. Wyjąłem telefon i odczytałem wiadomość

                                   Nie zdążyłam odebrać. To coś ważnego?

            Szybko wybrałem ponownie numer Kate:

- Nie rozłączaj się, proszę.- rzuciłem, gdy tylko w słuchawce usłyszałem jej głos.

- Czego chcesz Matt? – jej głos był zdenerwowany, oddech szybki jakby biegła do tego telefonu.

- Popełniłem błąd, Kate. Nie powinienem był cię odtrącać. Błagam, pozwól mi przyjechać.

- Teraz? Wiesz która jest godzina?

- Wiem. Przepraszam, masz rację.

- Zadzwonię do ciebie, to się umówimy. Muszę kończyć. Cześć! – rozłączyła się, a ja powłóczystym krokiem powlokłem się do domu. Ton głosu Kate brzmiał tak, że zacząłem się bać tego spotkania. Bałem się, że jest za późno na wszystko…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz