Selena Gomez "Same old love"
Cisza, która zapanowała w moim
mieszkaniu była wręcz nie do zniesienia. Patrzyłam na Matta, który był blady
jak ściana, dłonie zacisnął w pięści, a wzrok miał wbity w podłogę. Podeszłam
bliżej i dotknęłam jego ramienia. Skóra nie osłonięta przez rękaw t-shirta była
lodowata.
- Matt… Ja…
Nic nie wiedziałam. Przepraszam cię. Jest mi bardzo przykro. – Matt spojrzał na
mnie i warknął.
- Nie! Nie
lituj się nade mną Kate. Nie potrzebuję ani twojej ani niczyjej litości. Nie po
to tu przyszedłem. Chcę ci powiedzieć prawdę. A co ty z tym zrobisz, to już
twoja decyzja. – postanowiłam więc obrać inną taktykę.
- Usiądź.
Zrobię ci coś do picia i porozmawiamy. Dobrze?
- Ok. – Matt
usiadł przy kuchennej wyspie i spojrzał w swoje splecione dłonie. Postawiłam
przed nim kubek z herbatą i usiadłam naprzeciwko.
- Kim była
Amy? – pomyślałam, że jeśli chce być wobec mnie szczery, to powinien mi
opowiedzieć wszystko od początku.
- Byliśmy
zaręczeni. Dałem jej pierścionek na krótko zanim zginęła.
- Jak się
poznaliście?
- W szkole. Amy
chodziła do równoległej klasy. Ja dwa razy się przenosiłem, ale wciąż się
spotykaliśmy. Byliśmy zupełnie inni. Ona z porządnego domu, je rodzice byli
lekarzami. Ja zawsze sprawiałem kłopoty, a mimo to zwróciła na mnie uwagę. Sam
nie wiem dlaczego… - może dlatego, że jesteś niezwykły, inteligentny, zabawny…
sama odpowiedziałam w myślach na jego pytanie. – Potem razem z chłopakami
założyliśmy zespół, Amy od początku nam kibicowała. Pomagała sprzedawać
gadżety, bilety na pierwsze koncerty… Chyba ona jedna w nas najbardziej
wierzyła. – Matt drżącymi dłońmi uniósł kubek do ust i wziął mały łyk. Wciąż na
mnie nie patrzył. Jego wzrok był zimny i pozbawiony tego blasku, który tak
lubiłam.
- Jak to się
stało, że zginęła? – ciężko było mi zadać to pytanie. Nie chciałam ranić Matta,
ale skoro sam postanowił do mnie przyjść i o wszystkim mi powiedzieć…
- Po
zakończeniu pierwszej trasy koncertowej zabrałem Amy na wakacje. Spędziliśmy
tydzień z dala od wszystkiego. Oświadczyłem się, Amy przyjęła pierścionek i
ustaliliśmy, że po nagraniu kolejnej płyty weźmiemy ślub. Wracaliśmy do domu,
Amy spała w samochodzie… Było ciemno, a ja byłem potwornie zmęczony. Za kilka
kilometrów miała być stacja benzynowa i tam chciałem się zatrzymać, żeby
odpocząć… Nie zdążyłem do niej dojechać. Zasnąłem za kierownicą jakieś dwa
kilometry przed planowanym postojem. – chwyciłam jego dłoń, ale nie odwzajemnił
uścisku. – Wylądowaliśmy na jakimś drzewie… Udało mi się wyczołgać z auta.
Wyciągnąłem Amy z wraku, ale zanim nadjechała karetka, Amy zmarła w moich
ramionach…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam, że żadne słowa nie będą
odpowiednim pocieszeniem. A nie zamierzałam siedzieć jak sopel lodu. Nagle Matt
poderwał się z krzesła przewracając je i podszedł do drzwi tarasowych.
Powiodłam za nim wzrokiem. Stał wpatrzony w ciemność i nic nie mówił. Chciałam
podejść, objąć go, w jakiś sposób ulżyć w cierpieniu, ale czułam że mógłby to
odebrać jako litość.
- Ja miałem
tylko wybity bark… Nic mi się nie stało. Amy miała zapięte pasy, ale mimo to…
Była taka drobna, krucha... Pamiętam, że wszędzie była krew. Nawet na jej
ślicznych, blond włosach. Zawsze tak śmiesznie zaplatała je na palcu, gdy nad
czymś myślała… Często nosiła je rozpuszczone, ale ja najbardziej lubiłem gdy
związywała je w kucyk. – ciężko było mi słuchać tej historii. Nie tylko
dlatego, że Matt przeżył osobistą tragedię. Ale także dlatego, bo uświadomiłam
sobie że nigdy nie będę w stanie wygrać z jego wspomnieniami. Nigdy nie stanę
się dla niego tak ważna, jak ważna była Amy… Musiałam jednak wysłuchać tej
historii do końca.
- Matt, ten
wypadek… To nie twoja wina. Nie ty zabiłeś Amy.
- Nieprawda!
Mogłem nie jechać po nocy! Mogłem zatrzymać się na jakimś parkingu i
przenocować! Ale ja się uparłem, że dam radę! To ja ją zabiłem, Kate! Ja
zabiłem Amy! I nigdy nie pozbędę się wyrzutów sumienia! – wyrzucił z siebie
potok słów, a ja aż skoczyłam. Takiego Matta jeszcze nie znałam.
- Myślisz,
że ona by tego chciała? Żebyś się zadręczał? – Matt nagle odwrócił się twarzą
do mnie. Jego policzki były mokre od łez. Poczułam jak serce mi pęka…
- Nie wiem,
Kate. Ale uważam że zadręczanie się to moja kara. I będę to robił już chyba do
śmierci. – zeskoczyłam ze stołka, podbiegłam do niego i objęłam w pasie.
- Nie
pozwalam ci! Zabraniam ci tak myśleć! Jeśli kochałeś Amy, ale tak naprawdę
kochałeś… Nie możesz tego robić! Ona na pewno by ci wybaczyła. To był wypadek,
Matt! Nieszczęśliwy wypadek. Mógł przydarzyć się każdemu! Mi, Brianowi, mojemu
bratu. Przydarzył się tobie i Amy, ale
nie możesz pozwolić na to, żeby rzucił cień na całe twoje życie! – Matt
spojrzał na mnie i pokręcił z rezygnacją głową. Moje ręce nadal obejmowały go,
ale on nie zrobił nic, żeby odwzajemnić uścisk. Odsunął się ode mnie, po czym
ledwo wyczuwalnie musnął moje wargi i powiedział:
- Przepraszam
Kate, ale musiałem ci to opowiedzieć. Nie mogłem cię dłużej okłamywać. Jesteś
wspaniałą osobą i nie zasługujesz na kłamstwo. – pocałował mnie ponownie i
wyszedł z mieszkania. Stałam sama dłuższą chwilę, nim dotarło do mnie co się
stało. Wybiegłam na klatkę schodową, ale jego już nie było. Wróciłam do domu,
wyszłam na taras, niestety w ciemności zauważyłam jedynie oddalającą się
znajomą mi sylwetkę. Matt odszedł…
20 Sierpnia 2012,
Poniedziałek
Minęły prawie trzy tygodnie odkąd
ostatni raz widziałam Matta. Przez ten czas nie odzywał się do mnie, nie
dzwonił, nie pisał, nie odbierał też moich telefonów. Ta rozłąka wpłynęła na
mnie gorzej niż sądziłam. Schudłam siedem kilogramów, źle się odżywiałam,
pracowałam od rana do nocy, brałam sprawę za sprawą. Wszystko po to, żeby
zapomnieć. Zapomnieć o tym, jak się uśmiechał, jak patrzył, jak mnie dotykał.
Chciałam zapomnieć o tym, że się zakochałam…
- Panno
Morrison, pójdę już do domu, dobrze? – Rosie zapytała cichym głosem. Ostatnio
byłam dla niej okropną szefową. Warczałam przy każdej okazji, opieprzałam o
byle co. Przecież nie była niczemu winna. Źle robiłam, że obwiniałam ją o swoje
niepowodzenia.
- Dobrze,
Rosie. Dziękuję ci za dzisiaj. – uśmiechnęłam się blado. – Ja jeszcze zostanę.
Mam kilka pozwów do napisania.
- Dobranoc,
panno Morrison. Do jutra.
- Do jutra,
Rosie. – sekretarka zamknęła za sobą drzwi, a ja wróciłam do pracy. Tak
wyglądały moje ostatnie tygodnie. Do domu wracałam późnymi wieczorami, z Tomem
nie rozmawiałam prawie w ogóle. Nawet nie wiedziałam jak idą postępy chłopaków
nad płytą. Musiałam się od tego odciąć, żeby zapomnieć…
Zegar wybił jedenastą wieczorem, gdy
zamknęłam za sobą drzwi kancelarii. Postanowiłam zostawić auto na parkingu i
wrócić do domu na piechotę. Na dworze było gorąco, ludzie kręcili się pomimo
późnej pory. Mijałam właśnie jeden z licznych barów, gdy za szybą zobaczyłam
Matta. Nie był sam. Obok niego siedziała Val. Wtulona w jego ramię, opowiadała
mu coś, energicznie gestykulując, a on uśmiechał się do niej tak, jak kiedyś do
mnie… Mogłam się tego spodziewać. Znał Val dłużej ode mnie, ona rozumiała jego
rozterki… Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze
wstąpiłam do sklepu i kupiłam kilka butelek wina. Musiałam się napić, żeby to
przetrawić…
Matt
-
I co on na to? – wziąłem
kolejny łyk piwa i uśmiechnąłem się do Val.
-
Nic. Co miał powiedzieć? Jego usta były bardzo zajęte, gdy znalazłam go w mojej
sypialni. Akurat strzelał minetę tej swojej pożal się Boże, asystentce.
-
Mam nadzieję, że wywaliłaś go na zbity pysk!
-
No raczej. Sukinsyn biegł po schodach szybciej niż jego ciuchy, które
wyrzucałam z balkonu. Gdybyś to widział, Matt… Jaja nie z tej ziemi. Dobrze, że
nie zdążyłam się zakochać na serio. Kurde, coś mnie podkusiło żeby wrócić z
Michelle wcześniej… No i wróciłam i zastałam frajera z obcą babą. Nie ma do
czego wracać. Lepiej powiedz mi co u ciebie. Bo szczerze mówiąc, wyglądasz jak
z krzyża zdjęty.
-
Rozstałem się z Kate.
-
Ochujałeś?! – Val ryknęła na całe gardło. Ludzie w knajpie aż się na nas
spojrzeli. – Co ona ci zrobiła?
-
Nic. Powiedziałem jej o Amy.
-
Jak ona na to zareagowała?
-
Nawrzeszczała na mnie, że się zadręczam, że nie mogę tak robić…
-
No i miała rację. Chyba już dość minęło od jej śmierci. Jak długo zamierzasz
się tym pokutować? Nie miałeś wpływu na to co się stało, Matt. I wybacz, ale
skoro zerwałeś z Kate dlatego, że chciała dobrze… To jesteś największym idiotą
jakiego nosiła ta ziemia!
-
Nie chcę jej litości, Val!
-
A kto tu mówi o litości? Zależy jej na tobie, martwi się o ciebie. Gdzie tu
litość?
-
Nigdzie… - wypiłem piwo do końca i kiwnąłem na barmana, żeby zamówić następną
kolejkę.
-
Gdy ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon, wydawałeś się szczęśliwy.
Myślałam, że Kate to… No, że będziecie razem na dłużej.
-
Muszę cię rozczarować, Val.
-
Matt, a może da się to jeszcze uratować? Dlaczego nie chcesz sobie dać szansy?
Dlaczego myślisz, że nie zasługujesz na szczęście?
-
Bo nie zasługuję! Byłem odpowiedzialny za Amy. Kochałem ją! A pozwoliłem żeby
umarła! Nie zasługuję nawet na odrobinę szczęścia!
-
Pierdolenie! Nie chcę tego słuchać! Masz zadzwonić do Kate i z nią porozmawiać!
I to nie jest prośba! – Val uderzyła pięścią w stół, aż stojące na nim kufle
podskoczyły, rozlewając odrobinę piwa na blat.
-
Obawiam się, że na to już za późno. Nawet jeśli zadzwonię do niej, to nie sądzę
żeby chciała ze mną gadać.
-
Nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz! Powiem ci coś Matt, bo uważam że jako
twoja przyjaciółka mam do tego prawo. Przestań się wreszcie nad sobą użalać.
Weź dupę w troki, dokończ to piwo i zadzwoń do Kate. Jeśli jej na tobie zależy,
to przynajmniej odbierze telefon.
-
Taa… - dopiliśmy piwo i wyszliśmy na zewnątrz. Odprowadziłem Val do domu, po
czym uznałem że spacer dobrze mi zrobi. Doszedłem aż na plażę. Usiadłem w
miejscu gdzie kiedyś siedzieliśmy z Kate. Było już grubo po północy i nie
wierzyłem, że Kate odbierze jakiekolwiek połączenie, a już na pewno nie to ode
mnie. Mimo to wyciągnąłem telefon i przejrzałem kontakty w poszukiwaniu jej
numeru. Miałem ustawione jej zdjęcie i wyświetlało mi się za każdym razem, gdy
dzwoniłem do Kate, lub ona do mnie. Zrobiłem jej to zdjęcie podczas naszego
weekendu. Uśmiechała się do telefonu tak psotnie, jakby zaraz miała coś
zmajstrować. Dotknąłem ekranu wybierając numer Kate i odczekałem chwilę
najpierwszy sygnał. Drugi… Trzeci… Czwarty… Poczta głosowa…
-
Tu Kate Morrison. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić
wiadomość po krótkim sygnale dźwiękowym.
-
Kate, to ja… Chciałbym z tobą porozmawiać… Mam nadzieję, że jeszcze nie jest za
późno… Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem… Musiałem wiele przemyśleć…
Zadzwonię jutro. Śpij dobrze, mała. – rozłączyłem się, schowałem telefon do
kieszeni i ruszyłem w stronę domu. Byłem kilka kroków od plaży, gdy krótki
dźwięk oznajmił mi nadejście sms-a. Wyjąłem telefon i odczytałem wiadomość
Nie zdążyłam
odebrać. To coś ważnego?
Szybko wybrałem ponownie numer Kate:
-
Nie rozłączaj się, proszę.- rzuciłem, gdy tylko w słuchawce usłyszałem jej
głos.
-
Czego chcesz Matt? – jej głos był zdenerwowany, oddech szybki jakby biegła do
tego telefonu.
-
Popełniłem błąd, Kate. Nie powinienem był cię odtrącać. Błagam, pozwól mi
przyjechać.
-
Teraz? Wiesz która jest godzina?
-
Wiem. Przepraszam, masz rację.
-
Zadzwonię do ciebie, to się umówimy. Muszę kończyć. Cześć! – rozłączyła się, a
ja powłóczystym krokiem powlokłem się do domu. Ton głosu Kate brzmiał tak, że
zacząłem się bać tego spotkania. Bałem się, że jest za późno na wszystko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz