Zapraszam was na kolejny fragment :)
Ellie Goulding "Devotion"
4 Września 2012, Wtorek
Popołudnie po pracy spędziłam na
leniuchowaniu w domu. Walnęłam się na sofę, włączyłam pierwszy z brzegu film i
wyciągnęłam nogi na szklanym stoliku. Byłam dziś umówiona z Mattem. Kolejny
raz. Poprzednie albo odwoływałam w ostatniej chwili, albo nie przychodziłam w
ogóle. Sama do końca nie wiedziałam, czy chcę iść na to spotkanie. Matt
poprosił mnie w sms-ie, żebym przyjechała o dziewiątej wieczorem na plażę. Wcześniej
nie mógł, po podobno miał kilka spotkań w studiu… Niestety moje plany na
odpoczynek zostały doszczętnie zrujnowane przez Toma, który wpadł do domu
wkurwiony jak burza. Mało tego, zaraz za nim wszedł Brian, którego mina była
dokładnie taka sama. Stanął na środku salonu i zaczął wrzeszczeć.
- Mała, czy
ty już zupełnie ochujałaś?
- Grzeczniej
proszę! Matka nie uczyła cię dobrych manier? Jesteś w moim domu Brian i
odrobina szacunku mi się należy. Czego się drzesz?
- Dobrze
wiesz dlaczego. Rozmawiałem z Mattem. Podobno od kilku tygodni robisz go w
wała! – wstałam z sofy, poszłam do kuchni po puszkę coli, a gdy mijałam Briana
zaśmiałam się szyderczo.
- Ja?! O
rany, o co ta afera? Odwołałam z nim spotkanie kilka razy. No i co z tego?
- A dwa razy
w ogóle nie przyszłaś na umówione spotkanie. Powiedział mi, że jak idiota stał
na plaży i czekał na ciebie dwie godziny! – podeszłam do Briana tak blisko jak
tylko się dało i palcem dźgnęłam go prosto w bark.
- Słuchaj
no, Gates! Matt przez kilka tygodni ukrywał przede mną prawdę o Amy. Jak już w
końcu zebrał się na szczerość, to nawet nie dał mi dojść do słowa, tylko wypadł
z mieszkania i tyle go widziałam. Nie odzywał się do mnie, nie dzwonił, mało
tego nie odbierał ode mnie telefonów. I na co wy liczycie? Że teraz Matt
Sanders zadzwoni, a ja pobiegnę rozanielona na spotkanie, rozłożę przed nim
ramiona, nogi i będę Bogu dziękowała że Matt raczył na mnie spojrzeć? To tak
nie działa, Brian! Dorośnijcie wreszcie. Ja też mam uczucia! Współczuję mu z
całego serca. Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym tego, przez co on musiał
przejść. Ale on też musi zrozumieć pewne rzeczy. Odwołałam dwa spotkania z nim,
bo wypadło mi akurat coś ważnego. A nie przyszłam, bo taki miałam kaprys! Jeśli
mu zależy, to na następne spotkanie przyjdzie raz jeszcze.
- A ty?
- Co ja?
- Tobie
zależy? Spotkasz się z nim?
- Spotkam. –
zdecydowałam. Nawet jeśli potem miałby mnie kopnąć w dupę, to przynajmniej
wszystko byśmy sobie wyjaśnili. - Ale musiałam tak się zachować, żeby wiedział,
że nie jestem pierwszą lepszą, która skoczy z mostu, gdy pan Sanders rozkaże!
- Kate…
Zlituj się kurwa nad nim. Czy ty wiesz jak on wygląda?
- Jak Matt?
- Jak kurwa
cień człowieka. Jak prawdziwy Shadows! Wiesz kiedy ostatni raz tak wyglądał?
- Nie mam
kurwa pojęcia!
- Miesiąc po
śmierci Amy! – poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Boże, przecież ja
przez swoją urażoną dumę krzywdziłam człowieka, którego… kocham! Ja pieprzę…
Zakochałam się w nim. Zakochałam się i krzywdzę go! Boże, gdzie ja miałam
rozum? Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Pokręciłam głową i poszłam
otworzyć. Po drugiej stronie stała… Val! Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam
się.
- Valary…
Cześć.
- Witaj,
Kate. Możemy porozmawiać? – i już była w salonie. Zamknęłam drzwi i poczłapałam
za nią. – Brian? A ty co tu robisz? Niech zgadnę, przyszedłeś bronić Matta…
Boże, ta wasza solidarność plemników jest chora. Lepiej byś pojechał do domu,
Michelle czeka na ciebie.
- Ni chuja!
Jak cię znam, to tak urobisz Kate, że kopnie w dupę Matta i nici z moich starań.
- Boże, jak
ty mnie słabo znasz… Zamierzam właśnie uświadomić Kate, jak wiele traci. Matta
już opierdoliłam. Więc jeśli oboje zostaną solidnie opieprzeni, to pogodzą się
szybciej niż nam się wydaje. Daj mi zrobić swoje, ok.? – Brian spojrzał na Val,
na mnie, po czym pożegnał się z nami i opuścił moje mieszkanie. Zaraz za nim
wyszedł Tom i zostałyśmy same.
- Val, z
całym szacunkiem, ale nie znam cię na tyle żeby pozwolić ci wtrącać się w moje
życie. Poza tym wybacz, ale widziałam cię z Mattem w barze i nie wyglądaliście
jak zwykli znajomi. Więc nie wiem naprawdę po co tu przyszłaś. – może i byłam
niemiła, ale swoje widziałam i nie dam sobie zamydlić oczu.
- Nie sypiam
z Mattem odkąd zaczął gadać o tobie za każdym razem, gdy go widziałam. Kate to,
Kate tamto, Kate jeszcze co innego… Bez urazy, ale to zaczęło być nudne. No nie
ważne… Słuchaj, znam Matta od wielu lat i jeszcze trochę. Wiem co czuł gdy
zginęła Amy. Wiem co się z nim działo po śmierci Rev’a. I wiem co czuje teraz!
Nie wiem jedynie co ty czujesz, Kate. Nie będę cię pytać, czy go kochasz bo to
nie ja powinnam zadać ci to pytanie. Jeśli jednak czujesz do niego coś
poważnego, to schowaj tą urażoną dumę do kieszeni. Zanim będzie za późno. –
otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale Val mi przerwała. – Muszę już iść. Mam
dziś randkę. A ty chyba też powinnaś zacząć się szykować, prawda? Miłego
wieczoru, Kate!
I wyszła. Zostawiła mnie z głową
pełną myśli… Zupełnie nie wiedziałam co robić. Jednego byłam pewna. Kochałam
Matta. Przez tych kilka tygodni bez niego… To była udręka. Wegetacja, nie
życie. Albo harowałam jak wół, albo snułam się w piżamie po domu… Tom już nie
mógł na mnie patrzeć, ale za każdym razem gdy próbował ze mną rozmawiać,
zamykałam się w sypialni. Poza tym wciąż miałam do niego żal, że wiedział o Amy
i nic mi nie chciał powiedzieć. Lojalny perkusista, kurwa jego w dupę mać!
Kopnęłam krzesło, które od razu przewróciło się na podłogę. Zaczęłam chodzić po
salonie wściekła, a gdy spojrzałam n zegarek, wkurwiłam się jeszcze bardziej.
Była ósma wieczorem! Pobiegłam do łazienki, umyłam zęby, związałam włosy w
kucyk i jak wystrzelona z procy wybiegłam z mieszkania. Darowałam sobie auto,
poza tym musiałam się przebiec żeby w głowie sobie poukładać jeszcze co nieco…
Na plażę dotarłam kilka minut po
dwudziestej pierwszej. Matta nigdzie nie zauważyłam. Usiadłam na tej samej
ławce, na której kiedyś jedliśmy kolację przyniesioną z restauracji i czekałam…
Dochodziła jedenasta, gdy
zrezygnowana wstałam z ławki. Było mi zimno, dookoła nie było już żywej duszy…
Odwróciłam się i wtedy go zobaczyłam. Stał jakieś dziesięć metrów ode mnie i
gapił z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zupełnie nie wiedziałam co myślał.
Postanowiłam sama do niego podejść.
- Myślałam,
że już nie przyjdziesz. – gdy spojrzałam w oczy Matta, od razu zrezygnowałam z
awanturowania się o spóźnienie. Przekrwione oczy były podpuchnięte, cera blada…
Obraz nędzy i rozpaczy. Mimo to jeszcze nigdy tak bardzo mi się nie podobał.
- I mówi to
kobieta, która od kilku tygodni wystawiała mnie do wiatru… Ciekawe… Chciałem
Kate, żebyś się poczuła jak ja, gdy przychodziłem tu za każdym razem z
nadzieją, że jednak cię zobaczę.
- Nie fajne
uczucie. Masz rację.
-
Usiądziemy?
- Jest
trochę zimno. Może pojedziemy do mnie?
- Nie.
Ostatnim razem gdy rozmawialiśmy w domu, źle to się skończyło. – Matt zdjął
swoją bluzę i zarzucił mi na ramiona. Jego zapach od razu mnie otulił.
- Teraz ty
zmarzniesz.
- Nic mi nie
będzie. – chwycił moją dłoń i zaprowadził na ławkę, na której przesiedziałam
prawie dwie godziny. Sam usiadł na niej okrakiem, a ja zajęłam miejsce bokiem
do niego. Przez dłuższą chwilę żadne z nas nic nie mówiło. Ja ze zdenerwowania
skubałam rękaw bluzy, a Matt obserwował każdy mój ruch. Czułam jak jego wzrok
błądzi po moim ciele i jak Boga kocham, czułam się jakbym była naga. –
Przepraszam, że się nie odzywałem. Że nie odbierałem twoich telefonów. Że wtedy
wyszedłem bez słowa. Musiałem wszystko przemyśleć, poukładać.
- I co?
Poukładałeś?
- Kate, ja…
- wahanie w jego głosie dało mi jasno do zrozumienia… Nie chciał mnie.
Ściągnęłam z ramion jego bluzę i oddałam mu, mówiąc:
- Matt,
wszystko ok. Rozumiem, że nie tego szukasz. Nie bój się, nie musimy rozstawać
się w gniewie. Zresztą czy my tak naprawdę kiedykolwiek byliśmy razem? – Matt
chwycił moją dłoń w momencie gdy wstawałam z ławki. Spojrzał na mnie
spanikowany.
- Kate, o
czym ty mówisz? Ty myślisz, że ja przyszedłem tu po to, żeby z tobą zerwać?!
- A nie? –
Matt pociągnął za moją rękę tak, że w ułamku sekundy siedziałam na nim
okrakiem. Nie powiem, żeby ta pozycja mi się nie podobała. Przyciągnął mnie
bliżej, moje piersi wbijały się w jego klatkę piersiową, a gorący oddech
owiewał skórę na szyi, wywołując tym rozkoszny dreszcz.
- Byłbym
debilem, gdybym pozwolił ci odejść. Chciałem ci powiedzieć, że te tygodnie bez
ciebie, były najgorszymi w moim życiu. I nie chcę ich już nigdy powtarzać.
Zachowałem się wtedy jak totalny kretyn. Przede wszystkim nie powinienem był
cię okłamywać w kwestii Amy. Po drugie, nigdy ale to nigdy nie powinienem dać
ci odczuć, że nie jesteś dla mnie ważna. A to właśnie zrobiłem, wspominając o
Amy, jej nawykach i przyzwyczajeniach.
- Matt, ale
ja cię rozumiem. Naprawdę. Nie musisz mi się tłumaczyć. Amy była miłością
twojego życia i nikt nie będzie od ciebie wymagał, żebyś o niej nie mówił, czy
nie pamiętał.
- Kate,
proszę… Powiedz, że jeszcze nie jest za późno. Że jeszcze nie wszystko
stracone. Powiedz, że wciąż możemy być razem. – spojrzałam mu w oczy, po czym
sięgnęłam dłonią i palcami przejechałam po włosach pieszcząc je delikatnie. Matt
przymknął powieki i poddał się pieszczocie. Zbliżyłam usta do jego ucha, by
musnąć je i szepnąć:
- Myślałam,
że oszaleję bez ciebie przez ten czas… - Matt otworzył oczy, docisnął mnie do
siebie i namiętnie pocałował. Nasze języki splotły się w erotycznym tańcu,
dając sobie obietnicę na więcej. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy chcieli nadrobić
stracony czas. Od razu poczułam jak penis Matta stwardniał, więc zaczęłam się
odruchowo ocierać. Wiedziałam, że mamy sobie jeszcze sporo do wyjaśnienia, ale
w tym momencie miałam ochotę na namiętny seks. – Czuję, że rano będę miała
ochotę na ciepłe croissanty. Myślisz, że dasz radę to dla mnie załatwić?
- Dla ciebie
wszystko, skarbie. Jedziemy do mnie?
- Nie. Do
mnie. – Matt wstał z ławki i niosąc mnie na swoich biodrach, ruszył w kierunku
mojego mieszkania. Czekało kilkanaście minut marszu…
Wpadliśmy do mieszkania i bez
włączania świateł, poszliśmy do sypialni. Po drodze zdejmowaliśmy swoje
ubrania. Gdy w końcu udało nam się dojść do łóżka, ja byłam kompletnie naga, a
Matt miał tylko bokserki na sobie. Pchnęłam Matta na materac i usiadłam na nim
okrakiem. Od razu chwycił w dłonie moje piersi i zaczął je pieścić. Całował je,
lizał, przygryzał i ssał sutki. Wplotłam palce w jego włosy i dociskając do
siebie, jęczałam na całe gardło. Miałam w nosie, czy Tom jest w domu i nas
słyszy. W tamtym momencie nawet wojna by mnie nie oderwała od Matta. Nagle Matt
chwycił moje biodra, rzucił mnie na łóżko, zdjął swoje bokserki i położył się
na mnie, wsuwając język w moje chętne usta. Czułam na mojej cipce jego penisa,
który ocierał się o moje wilgotne płatki. Pragnęłam, żeby we mnie wszedł,
wypełnił mnie całą i kochał się ze mną całą noc. Matt zgiął moją nogę w
kolanie, owinął na swoim biodrze i wszedł we mnie jednym pchnięciem.
- Gumka…
- Wyjdę.
Zdążę wyjść. Błagam, Kate… Muszę cię poczuć… - nie odpowiedziałam, jedynie
oplotłam jego biodra swoimi nogami docisnęłam mocniej do siebie. – Boże, Kate…
Jesteś tak cudownie ciasna…
- Matt…
Kochaj mnie… Tak, właśnie tak. – odwzajemniałam każde jego pchnięcie. Matt
wchodził we mnie mocno, ale z wyczuciem. Widział co zrobić, żebym oszalała. I
tak się działo. W uszach słyszałam jedynie szum, Matt jęczał coraz głośniej, a
ja nagle poczułam jak moje uda się napięły i orgazm, którego tak pragnęłam od
kilku tygodni, sprawił że aż wygięłam całe ciało do tyłu. Powoli wracałam do
żywych, Matt przyśpieszył i w kulminacyjnym momencie wyszedł ze mnie, trzymając
w dłoni swojego penisa. Zsunęłam się szybko niżej, chwyciłam go w rękę i
pozwoliłam, by doszedł w moje usta. Zassałam go mocno, Matt drżał, a gorąca
sperma zalewała moje gardło.
- Kate!! O
kurwa!! Tak, skarbie, ssij go, właśnie tak… - połknęłam ostatnią kropelkę,
wylizałam penisa do czysta i położyłam się na brzuchu obok Matta, który leżał
nieruchomo na plecach i gapił się w sufit z głupim uśmiechem na twarzy.
- Brakowało
mi tego.
- Mi też. –
nachyliłam się i obsypałam ramię Matta delikatnymi pocałunkami. Przyjrzałam się
jego tatuażom, obserwując uważnie każdy rysunek, czy napis.
- Masz jakiś
tatuaż, który dotyczy Amy?
- Nie. –
Matt spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado. – Nigdy nie miałem pomysłu co
mogłoby być odpowiednie. W końcu dałem sobie spokój.
- Rozumiem.
– wstałam i zarzuciłam na siebie podkoszulek leżący na krześle. – Zjesz coś?
- Nie jestem
głodny. Wolałbym robić coś innego. – nim się zorientowałam, leżałam na łóżku, a
Matt wciskał mnie w materac. – Kate, uwierz mi, że jesteś dla mnie
najważniejsza.
- Wierzę ci,
Matt. Muszę tylko przemyśleć kilka rzeczy… spraw…
- Ale nie
odejdziesz? – spojrzałam w jego zielone oczy i uśmiechnęłam się po raz pierwszy
od kilku tygodni.
- Nie. Nie
odejdę. – moja koszulka pofrunęła w powietrze, Matt zachłannie pocałował moje
usta, a ja zanotowałam w pamięci, by rano odwołać wszystkie spotkania w kancelarii.
Zapowiadała się długa i bezsenna noc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz