czwartek, 5 maja 2016

Odcinek 25



Zapraszam :) Wy czytajcie, a ja wracam do pisania czegoś nowego :)

                                                              Alan Walker "Faded"

5 Września 2012, Środa


            Obudziłam się totalnie zrelaksowana. Pomimo że w nocy niewiele spałam, czułam się jakbym odespała wszystkie bezsenne noce bez Matta. Zanim Matt zaciągnął mnie do łóżka trzeci raz, wysłałam sms-a do Rosie, że nie przyjdę do pracy. Chyba bym tam doszła okrakiem… Przekręciłam się na bok, ale miejsce obok było puste. Pełna najgorszych przeczuć, założyłam koszulkę, majtki i wyszłam z sypialni. Wokoło nie było żywego ducha. Dopiero gdy otworzyłam drzwi na taras, odnalazłam tam Matta. Siedział przy szklanym stoliku w samych bokserkach i popijając kawę zapisywał coś na kolejnych kartkach papieru.


- Następna piosenka? – Matt spojrzał na mnie, zmierzył wzrokiem mój strój i kiwnął palcem żebym podeszła bliżej. Zrobiłam to, a on posadził mnie na swoim kolanie, obejmując w pasie jedną ręką, a drugą pisał kolejne linijki.


- Tak.


- Dużo ich potrzebujecie, żeby wydać płytę?


- Tylko dziesięć. Albo aż dziesięć. Zależy jak na to spojrzeć. Biorąc po uwagę ostatni zastój w pisaniu, to aż…


- A ten kawałek? Jak się nazywa?


- Nie mam jeszcze tytułu. – Matt wydawał się skupiony na pisaniu, ale po chwili pokazał mi jak ogromny ma talent w podzielności uwagi. Jego ciepła dłoń nagle wsunęła się w moje majtki i palce ruszyły na poszukiwania. Mimowolnie rozsunęłam uda by ułatwić mu dostęp, a wtedy Matt wsunął delikatnie swój jeden palec w moją cipkę, a kciukiem odnalazł łechtaczkę i zaczął ją pocierać. Pomimo że masował mnie od środka, drugą ręką wciąż pisał tekst piosenki. Próbowałam skupić się na rozczytaniu jego bazgrołów, ale to na nic. Wszystko rozmazywało mi się przed oczami. W końcu zrezygnowana, oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy poddając się pieszczocie. Palec wchodził coraz głębiej, kciuk pocierał rytmicznie łechtaczkę, a ja dyszałam głośniej i głośniej.


- Nie przestawaj… Włóż go głębiej, proszę… - Matt dołączył jeszcze dwa palce i zrobił to o co go poprosiłam. Gdy ścianki mojej pochwy zaczęły się zaciskać, Matt wyjął ze mnie palce, błyskawicznie założył prezerwatywę, którą wziął nie wiadomo skąd, oparł mnie na stoliku i wszedł we mnie od tyłu. Kartki z tekstami posypały się na podłogę, a on pieprzył mnie w stałym ale szybkim i mocnym tempie. Miałam gdzieś, czy widać było co robiliśmy na tym tarasie. Najważniejsze było to, że jego penis doprowadzał mnie do szaleństwa. Jęczałam na całe gardło, Matt oddychał coraz szybciej, aż w końcu oboje doszliśmy w tym samym momencie. Pomiędzy skurczami cipki, poczułam na pośladku mocne uderzenie i opadłam na blat całym ciężarem ciała…


            Matt zdążył ze mnie wyjść, zdjął gumkę, chwycił z podłogi długopis i szybko dopisał ostatnie cztery linijki.


- Skończyłem. Dziękuję, skarbie.


- Tego ci było trzeba, żeby dokończyć pisać? – zdziwiłam się.


- Po trochu tak. Owszem, chciałem cię wziąć na tym stoliku, ale nie sądziłem, że stanie się to już teraz.


- A ta gumka? Skąd się wzięła?


- Bo widzisz, mała… Odkąd poszliśmy razem do łóżka, zawsze mam przy sobie jedną sztukę. Nigdy nie wiem, gdzie i kiedy najdzie mnie ochota, żeby wślizgnąć się w tą twoją ciasną cipeczkę. – rozczochrałam jego włosy i pocałowałam w usta.


- Serio jest taka ciasna? Chris kiedyś po pijaku mi powiedział, że miejsce by się jeszcze znalazło.


- No wiesz, skoro on z tym swoim cienkim kabanoskiem rozmiary cipek mierzy, to nigdy nie znajdzie dla siebie odpowiedniej cipki. Poza tym, czy mogłabyś przy mnie nie wymawiać imienia tej imitacji mężczyzny? Ten facet nie był ciebie wart!


- A ty jesteś?


- Mam taką nadzieję. – Matt lekko posmutniał, ale udawał że nie zrobiło na nim wrażenia moje pytanie. Które skąd inąd było ironiczne. Poskładał kartki z nutami i miał mnie minąć, gdy objęłam go w pasie i podprowadziłam do stolika tak, żeby na nim usiadł. Rozchyliłam jego uda, sama usiadłam na krześle i przysunęłam się na tyle blisko, by ustami prawie dotykać jego penisa. Matt w skupieniu obserwował moje poczynania.


- Wiesz, może tobie wydaję się ciasna, bo twój penis jest całkiem pokaźnych rozmiarów.


- No chyba nie narzekasz? – chwycił w dłonie moje potargane włosy i ściągnął je w kucyk, po czym owinął wokół palców i trzymał mocno. Właśnie o to mi chodziło, chciałam mu obciągnąć ale tak, żeby to Matt nadawał tempo. – Zrobimy tak: ja ci obciągnę, dojdziesz w moich ustach, a potem zabierzesz mnie na obiad.


            Uśmiechnęłam się łobuzersko, po czym wysunęłam język i musnęłam nim główkę penisa. Matt sięgnął dłonią do mojej brody i rozchylił moje wargi by wsunąć w nie swojego kutasa. Od razu objęłam go ustami i zaczęłam ssać. Co jakiś czas lizałam go na całej długości, dłonią ugniatałam jądra, a oczy Matta obserwowały mnie z zachwytem.


- Ssij, mała… Weź go głęboko… Właśnie tak. Będę pieprzył twoje usta do końca życia… Poliż go teraz… O tak… - wydawał kolejne polecenia, a ja robiłam co kazał. Cholernie się przy tym podnieciłam i zaczęłam się niespokojnie wiercić na krześle. – Podnieca cię to? Chcesz sobie ulżyć? Rozchyl nóżki i włóż palca w cipkę. Właśnie tak. Grzeczna Kate. Głębiej… Jeszcze głębiej. Pokaż jak sobie robisz dobrze, skarbie…


            Włożyłam palca najgłębiej jak tylko mogłam i zaczęłam nim ruszać w szaleńczym tempie. Podczas gdy moje usta namiętnie ssały penisa, dłonią pieściłam się coraz szybciej w pogoni za orgazmem. Nagle Matt chwycił moją głowę, docisnął do siebie wystrzelił w moje usta swoją spermą, jęcząc przy tym na całe gardło. Mój orgazm także przyszedł szybko i aż pozbawił mnie tchu. Zupełnie nie wiedziałam co się działo dookoła…


- Dobrana z nas para, nie ma co. – usłyszałam głos Matta dobiegający jakby z oddali. Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się jak głupi do sera.


- O, tak… To co? Zabierasz mnie na obiad? Zdaje się, że jest dość późno na śniadanie.


- Jasne. Ubierz się, ja muszę zadzwonić do Larry’ego. Po drodze podjedziemy do studia, to podrzucę mu tekst.


- A tytuł wymyśliłeś?


- Żebyś wiedziała. Ta będzie miała tytuł „Hail to the King”.


- Nieźle. Można by powiedzieć, że właśnie oddałam cześć twojemu królowi rozporka, hahaha! – musnęłam jego lekko powiększonego penisa i poszłam do łazienki wziąć prysznic. – A inne piosenki? – krzyknęłam z kabiny.


- „Shepherd of fire”, „Coming Home”, “Hail to the King” i jeszcze kilka innych.


- Kiedy ty zdążyłeś je napisać? – zdziwiłam się.


- Mała, nie będę ci ściemniał. Dni i noce bez ciebie były dość produktywne pod kątem tekstów. Nie mogłem spać, więc pisałem jak wariat.


- A jak się nazywa ta piosenka, którą śpiewałeś wtedy w studio, gdy przyjechałam do ciebie?


- „Crimson Day”


- Podobała mi się. Bardzo.


- Mi też. Choć w oryginale nie będzie pianina. Niestety.


- Trudno. A mógłbyś mi ją kiedyś jeszcze zaśpiewać? Sam. Bez instrumentów.


- Mała, zaśpiewam ci co tylko zechcesz.


- Trzymam cię za słowo. – weszłam do sypialni, założyłam bieliznę, krótkie szorty, koszulkę na ramiączkach, a na nią zarzuciłam lekki sweterek. Do całości dobrałam trampki i trzymając Matta za dłoń, zamknęłam za nami mieszkanie.


            Godzinę później siedzieliśmy w knajpce na plaży i zajadaliśmy się niezdrowym żarciem. Była pora obiadowa i wszędzie kręcili się ludzie. Ulicą obok przejechał skuter na którym siedziały dwie osoby. Nagle skuter zatrzymał się, a osoba siedząca z tyłu, wyjęła aparat i zaczęła pstrykać zdjęcia. Ja byłam kompletnie zdezorientowana, ale Matt nic sobie z tego nie robił.


- Pewnie jutro będą o nas pisali we wszystkich brukowcach.


- Dziwię się, że jeszcze nie zaczęli.


- W sumie nie pokazywaliśmy się nigdzie publicznie. Albo jadaliśmy na mieście wieczorami, albo siedzieliśmy w moim lub twoim domu.


- Mała, zdjęcia, artykuły w gazetach… To część życia, jakie wybraliśmy. Musimy to znosić, choć nie jeden raz mieliśmy ochotę pozabijać tych pismaków.


- Mogę cię o coś zapytać?


- Jasne. Strzelaj! – Matt chwycił krewetkę w cieście i wpakował ją sobie do ust.


- Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć o Amy? Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś wtedy w domku nie krył się tak z tym albumem, to pewnie nie zaczęłabym drążyć tematu.


- Kate, nie chciałem ci powiedzieć z prostego powodu. Bałem się, że będziesz się nade mną litować, że będziesz się bać, że będę was porównywać.


- A nie jest tak?


- Nie. Amy to Amy. Jest częścią mojej przeszłości. Ty to ty. Słodka, zadziorna, śliczna Kate. Moja Kate. I jesteś tu teraz. Będziesz jutro, za tydzień i mam nadzieję że przez długi czas. – chwycił moją dłoń, którą uścisnęłam, uśmiechając się do niego.


- A Valary?


- Co Valary? – Matt spojrzał na mnie podejrzliwie.


- Widziałam was.


- Kiedy? O czym ty mówisz?


- Widziałam was kilka tygodni temu w barze. Wracałam z pracy i was zauważyłam. Wyglądaliście jak para, Matt. – Shadows parsknął śmiechem.


- Moja kochana zazdrośnica. Val jest tylko przyjaciółką. Nawet gdy z nią sypiałem, nigdy nie była nikim więcej. Wtedy się spotkaliśmy, bo Val wróciła z wyjazdu z Michelle. Okazało się, że przyłapała swojego faceta w łóżku z inną i chciała się wyżalić. Michelle jest zajęta Brianem i wymyślaniem ciągłych historyjek że niby jej nie kocha. Więc komu Val miała się wyżalić, jeśli nie mi? Przy okazji mnie opierdoliła, że uciekłem wtedy od ciebie.


- Mi też się oberwało.


- Od Val? – Matt zrobił minę, jakbym mu powiedziała, że ziemia jest kwadratowa.


- Tak. Była u mnie tego wieczora gdy się pogodziliśmy.


- Chyba oboje powinniśmy jej podziękować, nie sądzisz?


- Ja tak, ale ty nie musisz.


- Kate, czy ty jesteś zazdrosna?


- Tak! I co w tym złego?


- Nic, mała. Ale nie musisz być zazdrosna. Jestem twój i to się nie zmieni. Nigdy żadna kobieta nie stanie między nami. Żadna. Nawet Amy. – spojrzałam potulnym wzrokiem na Matta. Uśmiechnął się do mnie, rzucił kilka banknotów na stół i po zakończonym posiłku ruszyliśmy do studia zanieść ostatnie teksty na nową płytę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz