Zapraszam :) Wy czytajcie, a ja wracam do pisania czegoś nowego :)
5 Września 2012, Środa
Obudziłam się totalnie zrelaksowana.
Pomimo że w nocy niewiele spałam, czułam się jakbym odespała wszystkie bezsenne
noce bez Matta. Zanim Matt zaciągnął mnie do łóżka trzeci raz, wysłałam sms-a
do Rosie, że nie przyjdę do pracy. Chyba bym tam doszła okrakiem… Przekręciłam
się na bok, ale miejsce obok było puste. Pełna najgorszych przeczuć, założyłam
koszulkę, majtki i wyszłam z sypialni. Wokoło nie było żywego ducha. Dopiero
gdy otworzyłam drzwi na taras, odnalazłam tam Matta. Siedział przy szklanym
stoliku w samych bokserkach i popijając kawę zapisywał coś na kolejnych
kartkach papieru.
- Następna
piosenka? – Matt spojrzał na mnie, zmierzył wzrokiem mój strój i kiwnął palcem
żebym podeszła bliżej. Zrobiłam to, a on posadził mnie na swoim kolanie,
obejmując w pasie jedną ręką, a drugą pisał kolejne linijki.
- Tak.
- Dużo ich
potrzebujecie, żeby wydać płytę?
- Tylko
dziesięć. Albo aż dziesięć. Zależy jak na to spojrzeć. Biorąc po uwagę ostatni
zastój w pisaniu, to aż…
- A ten
kawałek? Jak się nazywa?
- Nie mam
jeszcze tytułu. – Matt wydawał się skupiony na pisaniu, ale po chwili pokazał
mi jak ogromny ma talent w podzielności uwagi. Jego ciepła dłoń nagle wsunęła
się w moje majtki i palce ruszyły na poszukiwania. Mimowolnie rozsunęłam uda by
ułatwić mu dostęp, a wtedy Matt wsunął delikatnie swój jeden palec w moją
cipkę, a kciukiem odnalazł łechtaczkę i zaczął ją pocierać. Pomimo że masował
mnie od środka, drugą ręką wciąż pisał tekst piosenki. Próbowałam skupić się na
rozczytaniu jego bazgrołów, ale to na nic. Wszystko rozmazywało mi się przed
oczami. W końcu zrezygnowana, oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy
poddając się pieszczocie. Palec wchodził coraz głębiej, kciuk pocierał
rytmicznie łechtaczkę, a ja dyszałam głośniej i głośniej.
- Nie
przestawaj… Włóż go głębiej, proszę… - Matt dołączył jeszcze dwa palce i zrobił
to o co go poprosiłam. Gdy ścianki mojej pochwy zaczęły się zaciskać, Matt
wyjął ze mnie palce, błyskawicznie założył prezerwatywę, którą wziął nie
wiadomo skąd, oparł mnie na stoliku i wszedł we mnie od tyłu. Kartki z tekstami
posypały się na podłogę, a on pieprzył mnie w stałym ale szybkim i mocnym
tempie. Miałam gdzieś, czy widać było co robiliśmy na tym tarasie.
Najważniejsze było to, że jego penis doprowadzał mnie do szaleństwa. Jęczałam
na całe gardło, Matt oddychał coraz szybciej, aż w końcu oboje doszliśmy w tym
samym momencie. Pomiędzy skurczami cipki, poczułam na pośladku mocne uderzenie
i opadłam na blat całym ciężarem ciała…
Matt zdążył ze mnie wyjść, zdjął
gumkę, chwycił z podłogi długopis i szybko dopisał ostatnie cztery linijki.
-
Skończyłem. Dziękuję, skarbie.
- Tego ci
było trzeba, żeby dokończyć pisać? – zdziwiłam się.
- Po trochu
tak. Owszem, chciałem cię wziąć na tym stoliku, ale nie sądziłem, że stanie się
to już teraz.
- A ta
gumka? Skąd się wzięła?
- Bo
widzisz, mała… Odkąd poszliśmy razem do łóżka, zawsze mam przy sobie jedną
sztukę. Nigdy nie wiem, gdzie i kiedy najdzie mnie ochota, żeby wślizgnąć się w
tą twoją ciasną cipeczkę. – rozczochrałam jego włosy i pocałowałam w usta.
- Serio jest
taka ciasna? Chris kiedyś po pijaku mi powiedział, że miejsce by się jeszcze
znalazło.
- No wiesz,
skoro on z tym swoim cienkim kabanoskiem rozmiary cipek mierzy, to nigdy nie
znajdzie dla siebie odpowiedniej cipki. Poza tym, czy mogłabyś przy mnie nie
wymawiać imienia tej imitacji mężczyzny? Ten facet nie był ciebie wart!
- A ty
jesteś?
- Mam taką
nadzieję. – Matt lekko posmutniał, ale udawał że nie zrobiło na nim wrażenia
moje pytanie. Które skąd inąd było ironiczne. Poskładał kartki z nutami i miał
mnie minąć, gdy objęłam go w pasie i podprowadziłam do stolika tak, żeby na nim
usiadł. Rozchyliłam jego uda, sama usiadłam na krześle i przysunęłam się na
tyle blisko, by ustami prawie dotykać jego penisa. Matt w skupieniu obserwował
moje poczynania.
- Wiesz,
może tobie wydaję się ciasna, bo twój penis jest całkiem pokaźnych rozmiarów.
- No chyba
nie narzekasz? – chwycił w dłonie moje potargane włosy i ściągnął je w kucyk,
po czym owinął wokół palców i trzymał mocno. Właśnie o to mi chodziło, chciałam
mu obciągnąć ale tak, żeby to Matt nadawał tempo. – Zrobimy tak: ja ci
obciągnę, dojdziesz w moich ustach, a potem zabierzesz mnie na obiad.
Uśmiechnęłam się łobuzersko, po czym
wysunęłam język i musnęłam nim główkę penisa. Matt sięgnął dłonią do mojej
brody i rozchylił moje wargi by wsunąć w nie swojego kutasa. Od razu objęłam go
ustami i zaczęłam ssać. Co jakiś czas lizałam go na całej długości, dłonią
ugniatałam jądra, a oczy Matta obserwowały mnie z zachwytem.
- Ssij,
mała… Weź go głęboko… Właśnie tak. Będę pieprzył twoje usta do końca życia…
Poliż go teraz… O tak… - wydawał kolejne polecenia, a ja robiłam co kazał. Cholernie
się przy tym podnieciłam i zaczęłam się niespokojnie wiercić na krześle. –
Podnieca cię to? Chcesz sobie ulżyć? Rozchyl nóżki i włóż palca w cipkę.
Właśnie tak. Grzeczna Kate. Głębiej… Jeszcze głębiej. Pokaż jak sobie robisz
dobrze, skarbie…
Włożyłam palca najgłębiej jak tylko
mogłam i zaczęłam nim ruszać w szaleńczym tempie. Podczas gdy moje usta
namiętnie ssały penisa, dłonią pieściłam się coraz szybciej w pogoni za
orgazmem. Nagle Matt chwycił moją głowę, docisnął do siebie wystrzelił w moje usta
swoją spermą, jęcząc przy tym na całe gardło. Mój orgazm także przyszedł szybko
i aż pozbawił mnie tchu. Zupełnie nie wiedziałam co się działo dookoła…
- Dobrana z
nas para, nie ma co. – usłyszałam głos Matta dobiegający jakby z oddali.
Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się jak głupi do sera.
- O, tak… To
co? Zabierasz mnie na obiad? Zdaje się, że jest dość późno na śniadanie.
- Jasne.
Ubierz się, ja muszę zadzwonić do Larry’ego. Po drodze podjedziemy do studia,
to podrzucę mu tekst.
- A tytuł
wymyśliłeś?
- Żebyś
wiedziała. Ta będzie miała tytuł „Hail to the King”.
- Nieźle.
Można by powiedzieć, że właśnie oddałam cześć twojemu królowi rozporka, hahaha!
– musnęłam jego lekko powiększonego penisa i poszłam do łazienki wziąć
prysznic. – A inne piosenki? – krzyknęłam z kabiny.
- „Shepherd of fire”, „Coming Home”, “Hail to the
King” i jeszcze kilka innych.
- Kiedy ty
zdążyłeś je napisać? – zdziwiłam się.
- Mała, nie
będę ci ściemniał. Dni i noce bez ciebie były dość produktywne pod kątem
tekstów. Nie mogłem spać, więc pisałem jak wariat.
- A jak się
nazywa ta piosenka, którą śpiewałeś wtedy w studio, gdy przyjechałam do ciebie?
- „Crimson
Day”
- Podobała
mi się. Bardzo.
- Mi też.
Choć w oryginale nie będzie pianina. Niestety.
- Trudno. A
mógłbyś mi ją kiedyś jeszcze zaśpiewać? Sam. Bez instrumentów.
- Mała,
zaśpiewam ci co tylko zechcesz.
- Trzymam
cię za słowo. – weszłam do sypialni, założyłam bieliznę, krótkie szorty,
koszulkę na ramiączkach, a na nią zarzuciłam lekki sweterek. Do całości
dobrałam trampki i trzymając Matta za dłoń, zamknęłam za nami mieszkanie.
Godzinę później siedzieliśmy w
knajpce na plaży i zajadaliśmy się niezdrowym żarciem. Była pora obiadowa i
wszędzie kręcili się ludzie. Ulicą obok przejechał skuter na którym siedziały
dwie osoby. Nagle skuter zatrzymał się, a osoba siedząca z tyłu, wyjęła aparat
i zaczęła pstrykać zdjęcia. Ja byłam kompletnie zdezorientowana, ale Matt nic
sobie z tego nie robił.
- Pewnie
jutro będą o nas pisali we wszystkich brukowcach.
- Dziwię
się, że jeszcze nie zaczęli.
- W sumie
nie pokazywaliśmy się nigdzie publicznie. Albo jadaliśmy na mieście wieczorami,
albo siedzieliśmy w moim lub twoim domu.
- Mała,
zdjęcia, artykuły w gazetach… To część życia, jakie wybraliśmy. Musimy to
znosić, choć nie jeden raz mieliśmy ochotę pozabijać tych pismaków.
- Mogę cię o
coś zapytać?
- Jasne.
Strzelaj! – Matt chwycił krewetkę w cieście i wpakował ją sobie do ust.
- Dlaczego
nie chciałeś mi powiedzieć o Amy? Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś wtedy w domku
nie krył się tak z tym albumem, to pewnie nie zaczęłabym drążyć tematu.
- Kate, nie
chciałem ci powiedzieć z prostego powodu. Bałem się, że będziesz się nade mną
litować, że będziesz się bać, że będę was porównywać.
- A nie jest
tak?
- Nie. Amy
to Amy. Jest częścią mojej przeszłości. Ty to ty. Słodka, zadziorna, śliczna
Kate. Moja Kate. I jesteś tu teraz. Będziesz jutro, za tydzień i mam nadzieję
że przez długi czas. – chwycił moją dłoń, którą uścisnęłam, uśmiechając się do
niego.
- A Valary?
- Co Valary?
– Matt spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Widziałam
was.
- Kiedy? O
czym ty mówisz?
- Widziałam
was kilka tygodni temu w barze. Wracałam z pracy i was zauważyłam.
Wyglądaliście jak para, Matt. – Shadows parsknął śmiechem.
- Moja
kochana zazdrośnica. Val jest tylko przyjaciółką. Nawet gdy z nią sypiałem,
nigdy nie była nikim więcej. Wtedy się spotkaliśmy, bo Val wróciła z wyjazdu z
Michelle. Okazało się, że przyłapała swojego faceta w łóżku z inną i chciała
się wyżalić. Michelle jest zajęta Brianem i wymyślaniem ciągłych historyjek że
niby jej nie kocha. Więc komu Val miała się wyżalić, jeśli nie mi? Przy okazji
mnie opierdoliła, że uciekłem wtedy od ciebie.
- Mi też się
oberwało.
- Od Val? –
Matt zrobił minę, jakbym mu powiedziała, że ziemia jest kwadratowa.
- Tak. Była
u mnie tego wieczora gdy się pogodziliśmy.
- Chyba
oboje powinniśmy jej podziękować, nie sądzisz?
- Ja tak,
ale ty nie musisz.
- Kate, czy
ty jesteś zazdrosna?
- Tak! I co
w tym złego?
- Nic, mała.
Ale nie musisz być zazdrosna. Jestem twój i to się nie zmieni. Nigdy żadna
kobieta nie stanie między nami. Żadna. Nawet Amy. – spojrzałam potulnym
wzrokiem na Matta. Uśmiechnął się do mnie, rzucił kilka banknotów na stół i po
zakończonym posiłku ruszyliśmy do studia zanieść ostatnie teksty na nową płytę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz