sobota, 6 lutego 2016

Odcinek 11



                     Avenged Sevenfold "Shepherd of fire"

Matt

4 Lipca 2012, Środa
Let's take a moment and break the ice
So my intentions are known
See, I have pity in watching you suffer
I know the feeling of being damned alone
I've got a storybook of my own
Don't you see...

I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire

Well I can promise you paradise
No need to serve on your knees
And when you're lost in the darkest of hours
Take a moment and tell me who you see
Won't tell you who not to be
Now you know...

I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire

Disciple of the cross and champion in the suffering
Immerse yourself into the kingdom of redemption
Pardon your mind through the chains of the divine
Make way for the shepherd of fire

Through the ages of time
I've been known for my hate
But I'm a dealer of simple choices
For me it's never too late

I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak

I am your wrath, I am your guilt, I am your lust
(and you know it's right)
I am your law, I am your scar, I am your trust
Know me by name, shepherd of fire

- No i co o tym myślisz? – wpatrywałem się w Briana beznamiętnym wzrokiem.

- Stary, to jest zajebiste! Kiedy to napisałeś?

- Dzisiaj w studiu. Siedziałem od rana. Która w ogóle jest godzina?

- Dwudziesta. Siedziałeś tu cały dzień? Jadłeś coś w ogóle?

- Nie miałem czasu. Rano słowa same zaczęły mi się układać w głowie, wsiadłem w samochód i przyjechałem. Teraz przydałoby się nagrać muzykę. – Brian przeczesał swoje włosy, spojrzał na telefon leżący na stole, po czym złapał go, mówiąc:

- Mam chyba nawet pomysł. – wybrał numer i ściągnął do studia chłopaków. Zanim oni przyjechali, ja zamówiłem pięć pizz i poszedłem do sklepu po jakieś piwo. Od rana nie miałem nic w ustach i dopiero teraz poczułem głód. Noc też miałem niespokojną. Cały czas śniła mi się Kate. To jak całowaliśmy się w barze, jej miękkie i namiętne usta… Kurwa, skąd w moim łbie takie rzeczy? Przecież nigdy nie traktowałem lasek na poważnie. Val była moją jedyną przyjaciółką, taką na dobre i na złe. I choć nie umiałem jej pokochać, wiedziałem że zawsze mogę na nią liczyć. Tak samo ona na mnie. Poza tym nie miałem teraz ani czasu ani ochoty na jakieś randki. Ja się do tego w ogóle nie nadawałem, a Kate wyglądała na taką laskę, którą trzeba adorować, przynosić kwiatki, zabierać do restauracji. Ja jej mogłem zaoferować jedynie przelotny seks w studiu lub moim domu. Nic więcej…

Kwadrans później wszedłem do studia, a chłopaki próbowali zmontować muzykę. Musiałem przyznać, że nawet im to wychodziło. Postawiłem piwa na blacie stołu i wszedłem do pomieszczenia dźwiękoszczelnego. Założyłem słuchawki, sięgnąłem po mikrofon i zacząłem śpiewać
      
 Nareszcie coś się ruszyło. Pierwszy kawałek na nowej płycie. W międzyczasie Brian zadzwonił po Larry’ego, który z marszu zaakceptował piosenkę. Zacky wszedł do pomieszczenia, spojrzał na mnie i zapytał:

- A tytuł?

-Shepherd of fire”

- Dobre… Naprawdę dobre. To mógłby być singiel. – wzrok Zacka zatrzymał się dłużej na mnie, aż poczułem się jakby na siłę próbował odczytać moje myśli.

- Co się tak gapisz?

- Myślisz o niej.

- O kim? – spojrzałem zdezorientowany.

- O Kate. I wiesz co jeszcze ci powiem? Czy to nie dziwne, że przez kilka ostatnich tygodni nie potrafiłeś napisać nawet jednej linijki, a wystarczyło wczoraj małe mizianko w loży i mamy całą piosenkę

- Chyba ochujałeś, Vengeance! Kate nie ma tu nic do rzeczy.

- Taa…

- Słuchaj, zajmij się swoją Meaghan oraz nowym domkiem, a ze mnie zejdź. Ja sobie świetnie dam radę sam.

- Sam… Znowu sam… Kiedy wreszcie się przyznasz, że wcale nie jesteś taki szczęśliwy w pojedynkę? Ile jeszcze będziesz posuwał Val? A pomyślałeś o niej? Jak ona czuje się w tym waszym dziwnym układzie?

- To nie jest twoja sprawa, Zacky. Daj nam spokój.

- Pomyślałeś, że może ona chciałaby kogoś poznać? Może się zakochać? Przestań wreszcie myśleć fiutem, a zacznij głową. To nie boli.

- Długo nad tym myślałeś? – zebrałem nuty w jedną kupkę i schowałem je do plecaka.

- Wiesz, tak się składa że to akurat Meaghan zwróciła na to uwagę. Nie wiem, czy Valary jej się pożaliła, czy co… Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać. Tak szczerze. – spojrzałem na Zacka i zaczął do mnie docierać sens jego słów. Kurwa, pieprzyłem Val nie myśląc o tym, co ona czuje. Czy jej to pasuje, czy nie… Choćby jej ostatnie słowa, które powiedziała w moim mieszkaniu, gdy szedłem na spotkanie do wytwórni. Wspomniała coś o tym, że jako jedyna znajduje zawsze dla mnie czas… A może poznała kogoś i nie chce już ciągnąć tego układu? Może to czas, byśmy się rozstali? Przestali ze sobą sypiać? Może to czas, bym wreszcie dorósł?

- Porozmawiam z nią.

- Dzięki. – odpowiedział Zacky, a ja założyłem plecak na ramię i wyszedłem ze studia. Po drodze do auta wybrałem numer do Valary. Odebrała dopiero po kilku sygnałach:

- Halo?

- Hej, mała. Słuchaj, masz chwilę? Musimy pogadać.

- Yyy… Wiesz co, Matt? Nie bardzo… Jestem trochę zajęta. Spotkajmy się jutro, ok.?

- No jasne. Wszystko w porządku?

- Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona, poza tym jest późno. Przyjedź do mnie jutro, powiedzmy około dwunastej. Zjemy razem lunch.

- Dobra. To do jutra. – Val rozłączyła się zanim skończyłem mówić. Była jakaś dziwna. Jakby… Jakby nie chciała, żebym się dowiedział, że ktoś u niej był. Czyżby bała mi się powiedzieć, że z kimś się spotyka? Przecież od początku było jasne, że możemy się spotykać z kim chcemy. Więc skąd nagle ten dziwny ton w jej głosie? Niestety prawdy mogłem dowiedzieć się dopiero jutro…

5 Lipca 2012, Czwartek

- Powiesz mi co się dzieje? – Val spojrzała na mnie speszona. Ubrana w bluzkę na cienkich ramiączkach, krótkie szorty i  z potarganymi włosami, wyglądała naprawdę uroczo. Gdyby nie wczorajsza dziwna rozmowa, pewnie w tej chwili zrywałbym z niej te łaszki i zaczął całować, opierając o ścianę. Musiałem jednak najpierw dowiedzieć się, co się dzieje z moją przyjaciółką.

- A co ma się dziać? – Valary zamknęła za mną drzwi i poszła do kuchni.

- Wczoraj zadzwoniłem do ciebie, ale mnie można powiedzieć, spławiłaś. Val, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. – spojrzała na mnie tak, jakby miała mi do powiedzenia wielki sekret.

- Ja… Yyy… Poznałam kogoś.

- No i? To takie straszne? Val, przecież wiesz że ja ci nie bronię.

- Ale on mi się bardzo podoba! Czuję, że to coś poważnego! Nie mogę już się z tobą spotykać, Matt. To znaczy nie spotykać… Nie mogę już z tobą sypiać. Sam rozumiesz…

- Valary… No to chyba jasne, że nie będziemy już chodzić do łóżka. Nie mam ci tego za złe. Właściwie to chciałem z tobą o tym porozmawiać. Uświadomiłem sobie, że ten cały układ, to był czysty egoizm z mojej strony. Nie myślałem o tobie i twoich uczuciach. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Prędzej czy później, bym ci powiedziała, że kogoś mam.

- To co to za koleś skradł twoje serducho? – musiałem poznać faceta, żeby sprawdzić, czy ma uczciwe intencje wobec Val.

- Poznałam go na uczelni. Ma na imię Jerry i jest naprawdę fajny.

- Przyprowadź go kiedyś do studia.

- Aha, żebyś mu nagadał, Bri od razu go spławi… Już ja was znam. Ty w parze z Gatesem… Mój facet nie ma szans…

- Nie przesadzaj. Chcę go tylko poznać. Val, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, jesteś jak siostra.

- Którą posuwałeś… Kazirodczy związek… Super.

- Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu. Nawet sobie. Dlatego, nawet gdyby nie było Jerry’ego czy nikogo innego i tak bym zakończył ten nasz układ. Chcę, żebyś była szczęśliwa.

- A ty?

- Co ja?

- Zamierzasz zrobić coś w kierunku bycia szczęśliwym?

- Nie mam czasu na szczęście, kochanie. Mam do nagrania płytę. A właśnie! Napisałem wczoraj piosenkę. Całą!

- Genialnie! Jaki ma tytuł?

- „Shepherd of fire”

- Brzmi nieźle. Koniecznie muszę przesłuchać.

- Przyjdź jutro do studia. Może uda mi się napisać coś jeszcze. Weź ze sobą Jerry’ego. Obiecuję, że będę miły i uprzedzę Briana, żeby siedział cicho.

- Ok. Będziemy na pewno. – zacząłem się zbierać do wyjścia. Chciałem zrobić jeszcze jakieś zakupy i obejrzeć film. Liczyłem, że relaks pomoże mi zebrać myśli i skomponować jakiś kawałek. – Matt?

- Tak?

- Powinieneś sobie kogoś znaleźć. Jesteś za dobry, żebyś był sam.

- Umówiliście się z Zackiem? Pojebało was, słowo daję. Na razie, mała. Uważaj na siebie.

- Wiesz, że będę. – zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem na dół do auta.

      Siedziałem przez telewizorem i wpatrywałem się ślepo w ekran. Cały czas miałem w głowie słowa Zacka i Valary. A jeśli oboje mieli rację? Może rzeczywiście nie powinienem być sam? Gdyby tylko znalezienie kogoś było takie łatwe… Większość lasek, gdy tylko którąś zapraszałem do siebie, od razu liczyła na profity z racji tego, że miałem zespół. Żadna nie patrzyła na mnie jak na Matta. Każda widziała we mnie M. Shadowsa. A nim byłem tylko na scenie… Jedynie Kate mówiła do mnie po imieniu. Poza tym gdy patrzyła na mnie… Jakby jej oczy wchodziły w głąb mojej duszy. Jakby chciała prześwidrować mnie na wylot. To ciekawe, że umiałem na niej skupić uwagę na dłużej niż kilka minut. Miała taki przyjemny głos. Stanowczy, ale delikatny… A gdy się uśmiechała, pojawiały się dwa dołeczki… Kurwa! Pojebało mnie? Ta laska nie jest dla mnie. To wyższe sfery! Inna liga! Kate Morisson nie była kobietą dla mnie. Ale może zgodziłaby się na numerek? Teraz po rozstaniu z Val, spuchną mi jaja, albo zatrzepię się na śmierć!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz