Matt
4 Lipca 2012, Środa
Let's take a moment and
break the ice
So my intentions are known
See, I have pity in watching you suffer
I know the feeling of being damned alone
I've got a storybook of my own
Don't you see...
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire
Well I can promise you paradise
No need to serve on your knees
And when you're lost in the darkest of hours
Take a moment and tell me who you see
Won't tell you who not to be
Now you know...
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire
Disciple of the cross and champion in the suffering
Immerse yourself into the kingdom of redemption
Pardon your mind through the chains of the divine
Make way for the shepherd of fire
Through the ages of time
I've been known for my hate
But I'm a dealer of simple choices
For me it's never too late
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
I am your wrath, I am your guilt, I am your lust
(and you know it's right)
I am your law, I am your scar, I am your trust
Know me by name, shepherd of fire
So my intentions are known
See, I have pity in watching you suffer
I know the feeling of being damned alone
I've got a storybook of my own
Don't you see...
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire
Well I can promise you paradise
No need to serve on your knees
And when you're lost in the darkest of hours
Take a moment and tell me who you see
Won't tell you who not to be
Now you know...
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
Know me by name, shepherd of fire
Disciple of the cross and champion in the suffering
Immerse yourself into the kingdom of redemption
Pardon your mind through the chains of the divine
Make way for the shepherd of fire
Through the ages of time
I've been known for my hate
But I'm a dealer of simple choices
For me it's never too late
I am your pride, agent of wealth, bearer of needs
(and you know it's right)
I am your war, arming the strong, aiding the weak
I am your wrath, I am your guilt, I am your lust
(and you know it's right)
I am your law, I am your scar, I am your trust
Know me by name, shepherd of fire
-
No i co o tym myślisz?
– wpatrywałem
się
w Briana beznamiętnym
wzrokiem.
-
Dzisiaj w studiu. Siedziałem
od rana. Która w ogóle jest godzina?
-
Dwudziesta. Siedziałeś tu cały
dzień?
Jadłeś coś
w ogóle?
-
Nie miałem
czasu. Rano słowa
same zaczęły
mi się
układać w głowie,
wsiadłem
w samochód i przyjechałem.
Teraz przydałoby
się
nagrać
muzykę.
– Brian przeczesał
swoje włosy,
spojrzał
na telefon leżący
na stole, po czym złapał go, mówiąc:
-
Mam chyba nawet pomysł.
– wybrał
numer i ściągnął
do studia chłopaków.
Zanim oni przyjechali, ja zamówiłem
pięć
pizz i poszedłem
do sklepu po jakieś
piwo. Od rana nie miałem
nic w ustach i dopiero teraz poczułem
głód.
Noc też
miałem
niespokojną.
Cały
czas śniła mi się
Kate. To jak całowaliśmy się
w barze, jej miękkie
i namiętne
usta… Kurwa, skąd
w moim łbie
takie rzeczy? Przecież
nigdy nie traktowałem
lasek na poważnie.
Val była
moją
jedyną
przyjaciółką, taką
na dobre i na złe.
I choć
nie umiałem
jej pokochać,
wiedziałem
że
zawsze mogę
na nią
liczyć.
Tak samo ona na mnie. Poza tym nie miałem
teraz ani czasu ani ochoty na jakieś
randki. Ja się
do tego w ogóle nie nadawałem,
a Kate wyglądała na taką
laskę,
którą
trzeba adorować,
przynosić
kwiatki, zabierać
do restauracji. Ja jej mogłem
zaoferować
jedynie przelotny seks w studiu lub moim domu. Nic więcej…
Kwadrans później
wszedłem do studia, a chłopaki
próbowali zmontować muzykę. Musiałem
przyznać,
że
nawet im to wychodziło.
Postawiłem
piwa na blacie stołu
i wszedłem
do pomieszczenia dźwiękoszczelnego. Założyłem słuchawki,
sięgnąłem po mikrofon i zacząłem śpiewać…
Nareszcie coś się
ruszyło. Pierwszy
kawałek
na nowej płycie.
W międzyczasie
Brian zadzwonił
po Larry’ego, który z marszu zaakceptował
piosenkę.
Zacky wszedł
do pomieszczenia, spojrzał
na mnie i zapytał:
-
A tytuł?
- „Shepherd
of fire”
- Dobre… Naprawdę dobre. To mógłby być
singiel. – wzrok Zacka zatrzymał
się
dłużej na mnie, aż poczułem
się
jakby na siłę
próbował
odczytać
moje myśli.
- Co się
tak gapisz?
- Myślisz
o niej.
- O kim? – spojrzałem zdezorientowany.
- O Kate. I wiesz co jeszcze ci powiem?
Czy to nie dziwne, że
przez kilka ostatnich tygodni nie potrafiłeś napisać
nawet jednej linijki, a wystarczyło
wczoraj małe
mizianko w loży
i mamy całą
piosenkę…
- Chyba ochujałeś,
Vengeance! Kate nie ma tu nic do rzeczy.
- Taa…
- Słuchaj,
zajmij się
swoją
Meaghan oraz nowym domkiem, a ze mnie zejdź.
Ja sobie świetnie
dam radę
sam.
- Sam… Znowu sam… Kiedy wreszcie się przyznasz, że wcale nie jesteś taki szczęśliwy w pojedynkę? Ile jeszcze będziesz posuwał Val? A pomyślałeś o niej? Jak ona czuje się w tym waszym dziwnym układzie?
- Pomyślałeś,
że
może
ona chciałaby
kogoś
poznać?
Może
się
zakochać?
Przestań
wreszcie myśleć fiutem, a zacznij głową.
To nie boli.
- Długo
nad tym myślałeś?
– zebrałem
nuty w jedną
kupkę
i schowałem
je do plecaka.
- Wiesz, tak się składa
że
to akurat Meaghan zwróciła
na to uwagę.
Nie wiem, czy Valary jej się
pożaliła, czy co… Myślę,
że
powinieneś
z nią
porozmawiać.
Tak szczerze. – spojrzałem
na Zacka i zaczął
do mnie docierać
sens jego słów.
Kurwa, pieprzyłem
Val nie myśląc o tym, co ona czuje. Czy jej to
pasuje, czy nie… Choćby
jej ostatnie słowa,
które powiedziała
w moim mieszkaniu, gdy szedłem
na spotkanie do wytwórni. Wspomniała
coś
o tym, że
jako jedyna znajduje zawsze dla mnie czas… A może
poznała
kogoś
i nie chce już
ciągnąć tego układu?
Może
to czas, byśmy
się
rozstali? Przestali ze sobą
sypiać?
Może
to czas, bym wreszcie dorósł?
- Porozmawiam z nią.
- Dzięki.
– odpowiedział
Zacky, a ja założyłem
plecak na ramię
i wyszedłem
ze studia. Po drodze do auta wybrałem
numer do Valary. Odebrała
dopiero po kilku sygnałach:
- Halo?
- Hej, mała. Słuchaj,
masz chwilę?
Musimy pogadać.
- Yyy… Wiesz co, Matt? Nie bardzo…
Jestem trochę
zajęta.
Spotkajmy się
jutro, ok.?
- No jasne. Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona,
poza tym jest późno.
Przyjedź
do mnie jutro, powiedzmy około
dwunastej. Zjemy razem lunch.
- Dobra. To do jutra. – Val rozłączyła
się
zanim skończyłem mówić.
Była
jakaś
dziwna. Jakby… Jakby nie chciała,
żebym
się
dowiedział,
że
ktoś
u niej był.
Czyżby
bała
mi się
powiedzieć,
że
z kimś
się
spotyka? Przecież
od początku
było
jasne, że
możemy
się
spotykać
z kim chcemy. Więc
skąd
nagle ten dziwny ton w jej głosie?
Niestety prawdy mogłem
dowiedzieć
się
dopiero jutro…
5
Lipca 2012, Czwartek
- Powiesz mi co
się
dzieje? – Val spojrzała
na mnie speszona. Ubrana w bluzkę
na cienkich ramiączkach,
krótkie szorty i z potarganymi włosami, wyglądała
naprawdę
uroczo. Gdyby nie wczorajsza dziwna rozmowa, pewnie w tej chwili zrywałbym z niej te łaszki i zaczął całować, opierając o ścianę. Musiałem
jednak najpierw dowiedzieć
się,
co się
dzieje z moją
przyjaciółką.
- Wczoraj
zadzwoniłem
do ciebie, ale mnie można
powiedzieć,
spławiłaś.
Val, co się
dzieje? Wiesz, że
możesz
mi wszystko powiedzieć.
– spojrzała
na mnie tak, jakby miała
mi do powiedzenia wielki sekret.
- Ja… Yyy… Poznałam kogoś.
- No i? To takie
straszne? Val, przecież
wiesz że
ja ci nie bronię.
- Ale on mi się bardzo podoba! Czuję, że
to coś
poważnego!
Nie mogę
już
się
z tobą
spotykać,
Matt. To znaczy nie spotykać…
Nie mogę
już
z tobą
sypiać.
Sam rozumiesz…
- Valary… No to
chyba jasne, że
nie będziemy
już
chodzić
do łóżka. Nie mam ci tego za złe. Właściwie to chciałem z tobą
o tym porozmawiać.
Uświadomiłem sobie, że ten cały
układ,
to był
czysty egoizm z mojej strony. Nie myślałem o tobie i twoich uczuciach. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
Prędzej
czy później,
bym ci powiedziała,
że
kogoś
mam.
- To co to za
koleś
skradł
twoje serducho? – musiałem
poznać
faceta, żeby
sprawdzić,
czy ma uczciwe intencje wobec Val.
- Poznałam go na uczelni. Ma na imię Jerry i jest naprawdę fajny.
- Przyprowadź go kiedyś do studia.
- Aha, żebyś
mu nagadał,
Bri od razu go spławi…
Już
ja was znam. Ty w parze z Gatesem… Mój facet nie ma szans…
- Nie przesadzaj.
Chcę
go tylko poznać.
Val, jesteś
dla mnie najważniejszą osobą
na świecie,
jesteś
jak siostra.
- Nie pozwolę cię
skrzywdzić.
Nikomu. Nawet sobie. Dlatego, nawet gdyby nie było
Jerry’ego czy nikogo innego i tak bym zakończył ten nasz układ. Chcę,
żebyś była
szczęśliwa.
- A ty?
- Co ja?
- Zamierzasz zrobić coś
w kierunku bycia szczęśliwym?
- Nie mam czasu na szczęście, kochanie. Mam do nagrania płytę.
A właśnie! Napisałem wczoraj piosenkę. Całą!
- Genialnie! Jaki ma tytuł?
- „Shepherd of fire”
- Brzmi nieźle. Koniecznie muszę przesłuchać.
- Przyjdź
jutro do studia. Może
uda mi się
napisać
coś
jeszcze. Weź
ze sobą
Jerry’ego. Obiecuję,
że
będę miły
i uprzedzę
Briana, żeby
siedział
cicho.
- Ok. Będziemy
na pewno. – zacząłem
się
zbierać
do wyjścia.
Chciałem
zrobić
jeszcze jakieś
zakupy i obejrzeć
film. Liczyłem,
że
relaks pomoże
mi zebrać
myśli
i skomponować
jakiś
kawałek.
– Matt?
- Tak?
- Powinieneś sobie kogoś znaleźć.
Jesteś
za dobry, żebyś był
sam.
- Umówiliście się
z Zackiem? Pojebało
was, słowo
daję.
Na razie, mała.
Uważaj
na siebie.
- Wiesz, że będę. – zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem na dół
do auta.
Siedziałem przez telewizorem i wpatrywałem się
ślepo
w ekran. Cały
czas miałem
w głowie
słowa
Zacka i Valary. A jeśli
oboje mieli rację?
Może
rzeczywiście
nie powinienem być
sam? Gdyby tylko znalezienie kogoś
było
takie łatwe…
Większość lasek, gdy tylko którąś zapraszałem do siebie, od razu liczyła na profity z racji tego, że miałem
zespół.
Żadna
nie patrzyła
na mnie jak na Matta. Każda
widziała
we mnie M. Shadowsa. A nim byłem
tylko na scenie… Jedynie Kate mówiła
do mnie po imieniu. Poza tym gdy patrzyła
na mnie… Jakby jej oczy wchodziły
w głąb
mojej duszy. Jakby chciała
prześwidrować mnie na wylot. To ciekawe, że umiałem
na niej skupić
uwagę
na dłużej niż
kilka minut. Miała
taki przyjemny głos.
Stanowczy, ale delikatny… A gdy się
uśmiechała, pojawiały się
dwa dołeczki…
Kurwa! Pojebało
mnie? Ta laska nie jest dla mnie. To wyższe
sfery! Inna liga! Kate Morisson nie była
kobietą
dla mnie. Ale może
zgodziłaby
się
na numerek? Teraz po rozstaniu z Val, spuchną
mi jaja, albo zatrzepię
się
na śmierć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz