Taylor Swift "I knew you were trouble"
9 Lipca 2012,
Poniedziałek
Siedziałam w biurze kancelarii i
czekałam na kolejnego klienta. Dochodziła piętnasta i bardzo chciałam, żeby to
była ostatnia osoba. Niestety albo i stety, wpadło nam kilka spraw „z urzędu” i
mieliśmy z początku tygodnia niezły zapieprz. Jakby tego było mało, w mieście
zaczęło się dziać niezbyt dobrze. Policja kilka tygodni temu rozbiła grupę
przestępczą, która zajmowała się handlem narkotykami, rozbojami, a nawet były
podejrzenia o handel żywym towarem. Wczoraj w telewizji podali informację o
aresztowaniu kolejnych osób, złapali jakiegoś dilera…
Czekałam właśnie na osobę, która
potrzebowała porady prawnej. Ponoć była świadkiem jakiegoś pobicia czy coś
takiego… Punkt piętnasta do mojego biura weszła drobna brunetka. Przedstawiła
się jako Amber Ronson, poprosiłam żeby usiadła i przygotowałam kartki oraz
długopis. Dziewczyna wyglądała na przestraszoną, więc dałam jej szklankę wody,
żeby się nieco uspokoiła. Gdy wypiła zawartość, przeszłam do rzeczy:
- W czym
mogę pani pomóc?
- Widziałam…
Ja… Byłam świadkiem popełnienia przestępstwa.
- Rozumiem.
Z tego co przekazała mi moja asystentka, widziała pani pobicie.
- Tak.
- Zdaje
sobie pani sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazła? Czy oni widzieli
panią podczas popełniania przestępstwa?
- Nie… Mam
taką nadzieję.
- Proszę mi
wszystko opowiedzieć. Od początku.
- To było
kilka tygodni temu. Szłam wieczorem z psem przez ten lasek koło plaży. Wie
pani, który?
- Tak wiem.
– niestety pamiętałam, bo Chris często zabierał mnie tam na pikniki. Mieliśmy
tam takie swoje ulubione miejsce. Nieduża górka, pod którą siadywaliśmy często
na kocu…
- I nagle
usłyszałam taki dziwny dźwięk, jakby ktoś łamał gałęzie. A potem ktoś zaczął
krzyczeć. Podeszłam bliżej i ukryłam się za drzewem. Wtedy ich zobaczyłam.
- Ilu ich
było?
- Dwóch.
- Jest pani
pewna?
- Tak. Było
ich dwóch. Kopali i bili tamtego faceta. W końcu uciekłam, nie chciałam żeby
mnie zauważyli.
- Rozumiem. I
jak ja miałabym pani pomóc?
- Chodzi o
to, czy powinnam iść na policję? A co jeśli mnie widzieli? Jeśli zaczną grozić?
- Jeżeli
policja zweryfikuje pani zeznania z zeznaniami ofiary, o ile ten człowiek żyje,
to pewnie dostanie pani ochronę. Tym bardziej, jeśli przestępcy są na wolności,
a pani czuje zagrożenie. Policja będzie musiała wszystko sprawdzić. Ale uważam,
że powinna pani iść na komisariat. Za ukrywanie przestępstwa będzie pani grozić
odpowiedzialność karna.
- Rozumiem.
Przemyślę to jeszcze, ale chyba nie zostawiła mi pani wyboru. Dziękuję za
pomoc.
- Nie ma za
co. Do zobaczenia. - Amber wyszła, zgarnęłam dokumenty, posprzątałam na biurku
i nareszcie mogłam iść do domu…
Matt
Wpadłem
jak poparzony do domu Briana. Kilka godzin temu usłyszałem
w wiadomościach
o aresztowaniu Maxa. Kurwa, nie sądziłem że
go kiedykolwiek złapią. Za handel prochami dostałby kilka miesięcy. Może…
Nie wiedziałem
ile dokładnie,
bo chuja się
znałem
na prawie, ale psy zaczęły
węszyć i powiązali
go z mafią.
Mafia? W Huntington Beach? Tego jeszcze kurwa nie było!
- Słyszałeś?
– Brian stał
w salonie w samych gaciach i przerzucał
kanały
w telewizorze.
- O czym? – odpowiedział beznamiętnym
tonem. Zupełnie
jakby go nie interesowało
co mam do powiedzenia.
- Aresztowali Maxa!
- Nie drzyj się idioto. I co z tego? Bardzo dobrze. Już dawno policja na niego polowała, sam ostatnio mówił gdy go spotkałem na mieście, że
psy węszą i nie minęło kilka dni i siedzi.
- I co? Nic się nie przejmujesz?
- Shadows, ogarnij się. A co mnie obchodzi jakiś tam diler? Bardziej przejmuję się
tym, że
czas leci, a my mamy tylko dwie piosenki. Rusz wreszcie dupę. Przestań myśleć o tej gnidzie. Swoją drogą
cieszę
się,
że
go zamknęli.
Może
nareszcie przestaniesz ćpać!
- Gówno cię obchodzi czy ćpam, czy nie! To nie jest twoja sprawa.
Max to mój kumpel i muszę
go wyciągnąć z pierdla. – Brian podszedł do mnie w dwóch krokach i złapał
mnie za koszulkę.
- To my jesteśmy twoimi kumplami. A nie jakiś tam handlarz. Znamy się od szkoły
podstawowej. Maxa znasz ile? Cztery lata? Pięć? Sprzedałby
cię
przy najbliższej
okazji. Ale że
kupujesz od niego, to się
ciebie trzymał.
Daj sobie z nim spokój. I nawet kurwa nie myśl
o tym, żeby
zawracać
tym dupę
Kate! – kurwa nawet o niej nie pomyślałem. Zaraz! Przecież ona jest prawnikiem! No tak!
- Taa, pewnie wzięłaby majątek
za wyciągnięcie go z pierdla.
- Zostaw ją w spokoju, ona jest zbyt ambitna na
takie szmaty jak ten twój Max. Niech gnije w pierdlu. To nie jest nasza sprawa!
- Dobra, dobra… Wyluzuj. Zostawię tą
sprawę
w spokoju.
- No! Będziesz
dziś
w studiu? Larry chce pogadać.
- Taa. O której?
- O ósmej wieczorem. Wcześniej nie może bo ma spotkanie ze sponsorami. Będziesz miał jeszcze jakieś teksty dla niego?
- Nie wiem, może. – nagle usłyszałem
kroki na schodach i zobaczyłem
Michelle, która w czarnym i skąpym
bikini weszła
do salonu. Podeszła
do Briana i objęła
go w pasie.
- Kochanie, długo mam na ciebie czekać? Włączyłam jacuzzi, obiecałeś
mi masaż.
O, cześć
Matt. Co słychać? – zauważyła
mnie dopiero po chwili.
- Cześć
Mich. Wszystko spoko.
- Słyszałam o Maxie. Wcale mi go nie szkoda. Uważaj, bo jeszcze ciebie sypnie, że od niego kupowałeś.
– kurwa wszyscy się
na mnie dziś
uwzięli.
- Taa, dzięki za radę. Muszę
spadać.
Do zobaczenia później,
Brian. – odwróciłem
się
i skierowałem
do wyjścia.
Usłyszałem za plecami jedynie chichot Michelle,
odgłos
klapsa i śmiech
Briana. Żenujące…
Gdy
tylko opuściłem dom Gatesa, wyciągnąłem
telefon i wybrałem
numer Toma. Musiałem
porozmawiać
z Kate. Pomimo tego co mówił
Brian, musiałem
chociaż
spróbować
pomóc Maxowi. Inaczej byłby
gotów mnie wsypać
jako regularnego klienta. A to byłby
mój koniec.
- Halo?
- Cześć
Tom. Słuchaj,
potrzebuję
numer Kate. Możesz
mi wysłać?
- A po co ci? – kurwa, troskliwy
braciszek się
znalazł.
- Mam do niej sprawę. Ale nie prywatną, nie musisz się martwić.
- No dobra. Muszę się
jej zapytać,
czy mogę
ci dać.
Ona nienawidzi, gdy jej numery rozdaje się
na prawo i lewo.
- Jasne. To czekam.
- Spoko. Do zobaczenia o ósmej w
studiu.
- Nara. – rozłączyłem
się
i pojechałem
do siebie. Zanim zaparkowałem
pod domem, miałem
już
numer Kate. Liczyłem,
że
zachowa się
profesjonalnie i mi pomoże…
Kate
Zdążyłam
wejść do domu, gdy rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam
nieznany numer, a z reguły takich nie odbierałam. Pomyślałam jednak, że to może
być jakiś nowy klient, chociaż tacy z reguły dzwonią do kancelarii.
- Halo?
- Kate? Cześć, mówi Matt.
- Aaa, cześć… Co tam?
- Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy.
- Aresztowali cię?
- Bardzo śmieszne. Nie mnie, ale
mojego kumpla. Moglibyśmy się spotkać?
- Jestem w domu. Wpadaj jeśli chcesz.
- Dzięki. Wyślij mi adres sms-em.
- Ok. – rozłączyłam się i wysłałam
wiadomość. Byłam strasznie ciekawa co to za sprawa, którą Matt ma do mnie.
Czekając na niego, zrobiłam sobie kanapki i herbatę.
Zjawił
się kwadrans później. Ubrany w czerwony t-shirt i szorty, wyglądał nawet,
nawet… Zaprosiłam go do salonu i zaproponowałam coś do picia. Gdy wróciłam ze
szklanką wody zastałam go rozglądającego się po moim salonie.
- Podoba ci się?
- Co?
- Moje mieszkanie. Tak się rozglądasz…
- No mała, muszę ci powiedzieć że
chałupę masz całkiem niezłą.
- Dziękuję. To może powiesz mi z czym
do mnie przychodzisz?
- Aresztowali mojego kumpla.
- Kiedy i za co? – Matt spojrzał na
mnie tak, jakby bał się udzielić odpowiedzi.
- Wczoraj nad ranem.
- A za co? Jezu, Matt muszę cię tak
ciągnąć za język? – zanim odpowiedział, zdążyłam go uprzedzić. – Tak wiem,
wolałbyś żebym cię pociągnęła za coś innego. Już o tym rozmawialiśmy. Wróćmy do
tematu.
- Za handel narkotykami.
- Fajnego masz kumpla, Matt. Tylko
pogratulować. Czekaj, czekaj… A może to ten sam, co o nim mówili w telewizji? Max
jakiś tam… Ha? – zaśmiałam się bezczelnie. On serio myślał, że ja będę bronić
tego frajera?
- Możesz nie prawić mi kazań? –
Shadows aż poderwał się z krzesła.
- Matt, czy ja dobrze rozumiem?
Chcesz, żebym broniła kryminalistę? Może jeszcze ty sam od niego kupowałeś?
- Zdarzyło się parę razy.
- Ja pierdolę. Frontman ćpunem… Serio
Matt, chciałabym ci pomóc, ale ostatnio mam masę pracy.
- Jasne. Gdyby to był kto inny, to
pewnie byś pomogła. A tak…
- Nie wkurwiaj mnie! Nie będę bronić
faceta, który handluje prochami. Chyba by mnie pojebało. Ojciec by się w grobie
przewracał! A co ciebie tak do niego ciągnie? Może na ciebie on też coś ma, co?
- Nie sądzę. – od razu z krzykacza,
zrobił się potulny jak owieczka.
- Matt, trzymaj się od tego z daleka.
Proszę cię. To duża i śliska sprawa. W to jest zamieszanych mnóstwo osób. Teraz
wyszło jakieś pobicie. Dzisiaj miałam spotkanie ze świadkiem przestępstwa. To
wszystko jest jakoś dziwnie ze sobą powiązane. Laska twierdzi, że widziała dwie
osoby, a jak widziałam się dziś rano w sądzie z kolegą to powiedział mi po
cichu, że ofiara zeznała, że pobiły ją trzy. Błagam, trzymaj się od tego z dala.
Jeśli Max jest w to zamieszany, nie skończy się na kilku miesiącach aresztu. A
jeżeli Max ma coś na ciebie, powiedz mi zanim pociągnie cię za sobą.
- Nie ma nic. – czemu miałam wrażenie,
że kłamie?
- Matt! Wolisz zrujnować swoją
karierę? Coś, na co pracowaliście kilkanaście lat? Jimmy na pewno byłby z
ciebie dumny! – pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
- Skąd wiesz o Jimmym? Myślałem, że
nie znałaś naszego zespołu.
- Posiedziałam ostatnio w Internecie.
Czy jest coś, co Max może wiedzieć o tobie i zeznać, żeby ci zaszkodzić? –
powtórzyłam raz jeszcze.
- Nie! Ja tylko od niego kupowałem.
- Dla siebie? Czy dla innych?
- Tak, dla siebie. Zawsze to były
działki na własny użytek.
- Ok. Matt, ja nie będę bronić Maxa.
Jeżeli to zaważy na naszej znajomości, to trudno. Ale nie stanę po stronie
kogoś, kto rujnuje ludziom życie, jedynie w celach zarobkowych i do tego łamie
prawo.
- A gdybym to ja został aresztowany? –
Matt podszedł do mnie, a gdy stanął blisko odsunęłam się, ale wpadłam jedynie
na kuchenną wyspę.
- Nie wiem… Nie znam cię zbyt dobrze.
Dopiero co uzgodniliśmy, że będziemy się przyjaźnić.
- I uważam, że to dobra decyzja.
- Matt, nie stosuj na mnie swoich
głupich sztuczek. Nie będę bronić Maxa, nawet jeśli zafundowałbyś mi milion
orgazmów i milion dolarów. Mnie nie można ani kupić, ani uwieść dla osiągnięcia
takich brudnych korzyści. – Matt oblizał swoje wargi, wprawiając mnie w stan
osłupienia.
- A jeśli chcę cię uwieść dla
osiągnięcia obustronnych korzyści? Nie związanych z procesem, Maxem ani całym
tym brudem? Jeśli chcę to zrobić, bo po prostu mi się podobasz?
- Przyszedłeś tu dla Maxa, czy żeby
mnie bajerować? – Matt nie odpowiedział. Jedyne co zrobił, to docisnął mnie do
kuchennej wyspy i pocałował bez ostrzeżenia. Jego język wtargnął w moje usta i
od razu zachęcił mój do wspólnego tańca. Zaczęliśmy się całować jak szaleni. W
ogóle nie myślałam ani o tym co powiedziałam przed chwilą, ani co sobie
założyłam. Pragnęłam jedynie, żeby Matt mnie dalej całował. On jednak nagle
przerwał. Dotknął opuszkami palców moich ust, po czym pocałował mnie raz
jeszcze i wybiegł bez słowa… Zostawił mnie ponownie z mętlikiem w głowie i
opuchniętymi ustami. Czułam jak moje serce biło w szaleńczym tempie, nogi
miałam jak z waty, a najgorsze było to, że pragnęłam więcej… Ta znajomość była
niebezpieczna. Dla mnie i dla moich uczuć. Ale ja wcale nie chciałam jej
zakończyć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz