wtorek, 16 lutego 2016

Odcinek 13

Matt w kłopotach. Czy Kate okaże dobre serce? Czy wypnie się na niego? Oceńcie sami. Zapraszam!

                                                 Taylor Swift "I knew you were trouble"



9 Lipca 2012, Poniedziałek

            Siedziałam w biurze kancelarii i czekałam na kolejnego klienta. Dochodziła piętnasta i bardzo chciałam, żeby to była ostatnia osoba. Niestety albo i stety, wpadło nam kilka spraw „z urzędu” i mieliśmy z początku tygodnia niezły zapieprz. Jakby tego było mało, w mieście zaczęło się dziać niezbyt dobrze. Policja kilka tygodni temu rozbiła grupę przestępczą, która zajmowała się handlem narkotykami, rozbojami, a nawet były podejrzenia o handel żywym towarem. Wczoraj w telewizji podali informację o aresztowaniu kolejnych osób, złapali jakiegoś dilera…

            Czekałam właśnie na osobę, która potrzebowała porady prawnej. Ponoć była świadkiem jakiegoś pobicia czy coś takiego… Punkt piętnasta do mojego biura weszła drobna brunetka. Przedstawiła się jako Amber Ronson, poprosiłam żeby usiadła i przygotowałam kartki oraz długopis. Dziewczyna wyglądała na przestraszoną, więc dałam jej szklankę wody, żeby się nieco uspokoiła. Gdy wypiła zawartość, przeszłam do rzeczy:

- W czym mogę pani pomóc?

- Widziałam… Ja… Byłam świadkiem popełnienia przestępstwa.

- Rozumiem. Z tego co przekazała mi moja asystentka, widziała pani pobicie.

- Tak.


- Zdaje sobie pani sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazła? Czy oni widzieli panią podczas popełniania przestępstwa?

- Nie… Mam taką nadzieję.

- Proszę mi wszystko opowiedzieć. Od początku.

- To było kilka tygodni temu. Szłam wieczorem z psem przez ten lasek koło plaży. Wie pani, który?

- Tak wiem. – niestety pamiętałam, bo Chris często zabierał mnie tam na pikniki. Mieliśmy tam takie swoje ulubione miejsce. Nieduża górka, pod którą siadywaliśmy często na kocu…

- I nagle usłyszałam taki dziwny dźwięk, jakby ktoś łamał gałęzie. A potem ktoś zaczął krzyczeć. Podeszłam bliżej i ukryłam się za drzewem. Wtedy ich zobaczyłam.

- Ilu ich było?

- Dwóch.

- Jest pani pewna?

- Tak. Było ich dwóch. Kopali i bili tamtego faceta. W końcu uciekłam, nie chciałam żeby mnie zauważyli.

- Rozumiem. I jak ja miałabym pani pomóc?

- Chodzi o to, czy powinnam iść na policję? A co jeśli mnie widzieli? Jeśli zaczną grozić?

- Jeżeli policja zweryfikuje pani zeznania z zeznaniami ofiary, o ile ten człowiek żyje, to pewnie dostanie pani ochronę. Tym bardziej, jeśli przestępcy są na wolności, a pani czuje zagrożenie. Policja będzie musiała wszystko sprawdzić. Ale uważam, że powinna pani iść na komisariat. Za ukrywanie przestępstwa będzie pani grozić odpowiedzialność karna.

- Rozumiem. Przemyślę to jeszcze, ale chyba nie zostawiła mi pani wyboru. Dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. Do zobaczenia. - Amber wyszła, zgarnęłam dokumenty, posprzątałam na biurku i nareszcie mogłam iść do domu…

Matt

            Wpadłem jak poparzony do domu Briana. Kilka godzin temu usłyszałem w wiadomościach o aresztowaniu Maxa. Kurwa, nie sądziłem że go kiedykolwiek złapią. Za handel prochami dostałby kilka miesięcy. Może… Nie wiedziałem ile dokładnie, bo chuja się znałem na prawie, ale psy zaczęły węszyć i powiązali go z mafią. Mafia? W Huntington Beach? Tego jeszcze kurwa nie było!

- Słyszałeś? – Brian stał w salonie w samych gaciach i przerzucał kanały w telewizorze.

- O czym? – odpowiedział beznamiętnym tonem. Zupełnie jakby go nie interesowało co mam do powiedzenia.

- Aresztowali Maxa!


- Nie drzyj się idioto. I co z tego? Bardzo dobrze. Już dawno policja na niego polowała, sam ostatnio mówił gdy go spotkałem na mieście, że psy węszą i nie minęło kilka dni i siedzi.

- I co? Nic się nie przejmujesz?

- Shadows, ogarnij się. A co mnie obchodzi jakiś tam diler? Bardziej przejmuję się tym, że czas leci, a my mamy tylko dwie piosenki. Rusz wreszcie dupę. Przestań myśleć o tej gnidzie. Swoją drogą cieszę się, że go zamknęli. Może nareszcie przestaniesz ćpać!

- Gówno cię obchodzi czy ćpam, czy nie! To nie jest twoja sprawa. Max to mój kumpel i muszę go wyciągnąć z pierdla. – Brian podszedł do mnie w dwóch krokach i złapał mnie za koszulkę.

- To my jesteśmy twoimi kumplami. A nie jakiś tam handlarz. Znamy się od szkoły podstawowej. Maxa znasz ile? Cztery lata? Pięć? Sprzedałby cię przy najbliższej okazji. Ale że kupujesz od niego, to się ciebie trzymał. Daj sobie z nim spokój. I nawet kurwa nie myśl o tym, żeby zawracać tym dupę Kate! – kurwa nawet o niej nie pomyślałem. Zaraz! Przecież ona jest prawnikiem! No tak!

- Taa, pewnie wzięłaby majątek za wyciągnięcie go z pierdla.

- Zostaw ją w spokoju, ona jest zbyt ambitna na takie szmaty jak ten twój Max. Niech gnije w pierdlu. To nie jest nasza sprawa!

- Dobra, dobra… Wyluzuj. Zostawię tą sprawę w spokoju.

- No! Będziesz dziś w studiu? Larry chce pogadać.


- Taa. O której?

- O ósmej wieczorem. Wcześniej nie może bo ma spotkanie ze sponsorami. Będziesz miał jeszcze jakieś teksty dla niego?

- Nie wiem, może. – nagle usłyszałem kroki na schodach i zobaczyłem Michelle, która w czarnym i skąpym bikini weszła do salonu. Podeszła do Briana i objęła go w pasie.

- Kochanie, długo mam na ciebie czekać? Włączyłam jacuzzi, obiecałeś mi masaż. O, cześć Matt. Co słychać? – zauważyła mnie dopiero po chwili.

- Cześć Mich. Wszystko spoko.

- Słyszałam o Maxie. Wcale mi go nie szkoda. Uważaj, bo jeszcze ciebie sypnie, że od niego kupowałeś. – kurwa wszyscy się na mnie dziś uwzięli.

- Taa, dzięki za radę. Muszę spadać. Do zobaczenia później, Brian. – odwróciłem się i skierowałem do wyjścia. Usłyszałem za plecami jedynie chichot Michelle, odgłos klapsa i śmiech Briana. Żenujące…

            Gdy tylko opuściłem dom Gatesa, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Toma. Musiałem porozmawiać z Kate. Pomimo tego co mówił Brian, musiałem chociaż spróbować pomóc Maxowi. Inaczej byłby gotów mnie wsypać jako regularnego klienta. A to byłby mój koniec.

- Halo?

- Cześć Tom. Słuchaj, potrzebuję numer Kate. Możesz mi wysłać?

- A po co ci? – kurwa, troskliwy braciszek się znalazł.

- Mam do niej sprawę. Ale nie prywatną, nie musisz się martwić.

- No dobra. Muszę się jej zapytać, czy mogę ci dać. Ona nienawidzi, gdy jej numery rozdaje się na prawo i lewo.

- Jasne. To czekam.

- Spoko. Do zobaczenia o ósmej w studiu.

- Nara. – rozłączyłem się i pojechałem do siebie. Zanim zaparkowałem pod domem, miałem już numer Kate. Liczyłem, że zachowa się profesjonalnie i mi pomoże…

Kate

            Zdążyłam wejść do domu, gdy rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer, a z reguły takich nie odbierałam. Pomyślałam jednak, że to może być jakiś nowy klient, chociaż tacy z reguły dzwonią do kancelarii.

- Halo?

- Kate? Cześć, mówi Matt.

- Aaa, cześć… Co tam?

- Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy.

- Aresztowali cię?

- Bardzo śmieszne. Nie mnie, ale mojego kumpla. Moglibyśmy się spotkać?

- Jestem w domu. Wpadaj jeśli chcesz.

- Dzięki. Wyślij mi adres sms-em.

- Ok. – rozłączyłam się i wysłałam wiadomość. Byłam strasznie ciekawa co to za sprawa, którą Matt ma do mnie. Czekając na niego, zrobiłam sobie kanapki i herbatę.

            Zjawił się kwadrans później. Ubrany w czerwony t-shirt i szorty, wyglądał nawet, nawet… Zaprosiłam go do salonu i zaproponowałam coś do picia. Gdy wróciłam ze szklanką wody zastałam go rozglądającego się po moim salonie.

- Podoba ci się?

- Co?

- Moje mieszkanie. Tak się rozglądasz…

- No mała, muszę ci powiedzieć że chałupę masz całkiem niezłą.

- Dziękuję. To może powiesz mi z czym do mnie przychodzisz?

- Aresztowali mojego kumpla.

- Kiedy i za co? – Matt spojrzał na mnie tak, jakby bał się udzielić odpowiedzi.

- Wczoraj nad ranem.


- A za co? Jezu, Matt muszę cię tak ciągnąć za język? – zanim odpowiedział, zdążyłam go uprzedzić. – Tak wiem, wolałbyś żebym cię pociągnęła za coś innego. Już o tym rozmawialiśmy. Wróćmy do tematu.

- Za handel narkotykami.

- Fajnego masz kumpla, Matt. Tylko pogratulować. Czekaj, czekaj… A może to ten sam, co o nim mówili w telewizji? Max jakiś tam… Ha? – zaśmiałam się bezczelnie. On serio myślał, że ja będę bronić tego frajera?

- Możesz nie prawić mi kazań? – Shadows aż poderwał się z krzesła.

- Matt, czy ja dobrze rozumiem? Chcesz, żebym broniła kryminalistę? Może jeszcze ty sam od niego kupowałeś?

- Zdarzyło się parę razy.

- Ja pierdolę. Frontman ćpunem… Serio Matt, chciałabym ci pomóc, ale ostatnio mam masę pracy.

- Jasne. Gdyby to był kto inny, to pewnie byś pomogła. A tak…

- Nie wkurwiaj mnie! Nie będę bronić faceta, który handluje prochami. Chyba by mnie pojebało. Ojciec by się w grobie przewracał! A co ciebie tak do niego ciągnie? Może na ciebie on też coś ma, co?

- Nie sądzę. – od razu z krzykacza, zrobił się potulny jak owieczka.

- Matt, trzymaj się od tego z daleka. Proszę cię. To duża i śliska sprawa. W to jest zamieszanych mnóstwo osób. Teraz wyszło jakieś pobicie. Dzisiaj miałam spotkanie ze świadkiem przestępstwa. To wszystko jest jakoś dziwnie ze sobą powiązane. Laska twierdzi, że widziała dwie osoby, a jak widziałam się dziś rano w sądzie z kolegą to powiedział mi po cichu, że ofiara zeznała, że pobiły ją trzy. Błagam, trzymaj się od tego z dala. Jeśli Max jest w to zamieszany, nie skończy się na kilku miesiącach aresztu. A jeżeli Max ma coś na ciebie, powiedz mi zanim pociągnie cię za sobą.

- Nie ma nic. – czemu miałam wrażenie, że kłamie?

- Matt! Wolisz zrujnować swoją karierę? Coś, na co pracowaliście kilkanaście lat? Jimmy na pewno byłby z ciebie dumny! – pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.

- Skąd wiesz o Jimmym? Myślałem, że nie znałaś naszego zespołu.

- Posiedziałam ostatnio w Internecie. Czy jest coś, co Max może wiedzieć o tobie i zeznać, żeby ci zaszkodzić? – powtórzyłam raz jeszcze.

- Nie! Ja tylko od niego kupowałem.

- Dla siebie? Czy dla innych?

- Tak, dla siebie. Zawsze to były działki na własny użytek.

- Ok. Matt, ja nie będę bronić Maxa. Jeżeli to zaważy na naszej znajomości, to trudno. Ale nie stanę po stronie kogoś, kto rujnuje ludziom życie, jedynie w celach zarobkowych i do tego łamie prawo.

- A gdybym to ja został aresztowany? – Matt podszedł do mnie, a gdy stanął blisko odsunęłam się, ale wpadłam jedynie na kuchenną wyspę.

- Nie wiem… Nie znam cię zbyt dobrze. Dopiero co uzgodniliśmy, że będziemy się przyjaźnić.

- I uważam, że to dobra decyzja.


- Matt, nie stosuj na mnie swoich głupich sztuczek. Nie będę bronić Maxa, nawet jeśli zafundowałbyś mi milion orgazmów i milion dolarów. Mnie nie można ani kupić, ani uwieść dla osiągnięcia takich brudnych korzyści. – Matt oblizał swoje wargi, wprawiając mnie w stan osłupienia.

- A jeśli chcę cię uwieść dla osiągnięcia obustronnych korzyści? Nie związanych z procesem, Maxem ani całym tym brudem? Jeśli chcę to zrobić, bo po prostu mi się podobasz?

- Przyszedłeś tu dla Maxa, czy żeby mnie bajerować? – Matt nie odpowiedział. Jedyne co zrobił, to docisnął mnie do kuchennej wyspy i pocałował bez ostrzeżenia. Jego język wtargnął w moje usta i od razu zachęcił mój do wspólnego tańca. Zaczęliśmy się całować jak szaleni. W ogóle nie myślałam ani o tym co powiedziałam przed chwilą, ani co sobie założyłam. Pragnęłam jedynie, żeby Matt mnie dalej całował. On jednak nagle przerwał. Dotknął opuszkami palców moich ust, po czym pocałował mnie raz jeszcze i wybiegł bez słowa… Zostawił mnie ponownie z mętlikiem w głowie i opuchniętymi ustami. Czułam jak moje serce biło w szaleńczym tempie, nogi miałam jak z waty, a najgorsze było to, że pragnęłam więcej… Ta znajomość była niebezpieczna. Dla mnie i dla moich uczuć. Ale ja wcale nie chciałam jej zakończyć…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz