poniedziałek, 15 lutego 2016

Odcinek 12

Po długiej przerwie... Wracam i postaram się dodawać częściej. Z tym że albo wieczorami, albo po południu, czyli kiedy moje dziecko będzie spało. Inaczej nie mam szans na dopchanie się do lapka. A tymczasem zapraszam na kolejny odcinek.

                                                           Calvin Harris "Summer"   



7 Lipca 2012, Sobota

            Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić na zakupach. Potrzebowałam kilku nowych ubrań do pracy, oraz luźniejszych po domu. Przez pieprzonego Chrisa straciłam parę kilogramów i wszystkie ciuchy wisiały na mnie. Nie, żebym rozpaczała po tym rozstaniu, nie jadła i nie spała, ale jakoś ostatnio nie mogłam sobie wyrzucić z głowy mojej ostatniej rozmowy z Chrisem. Gdy mnie poprosił, żebym nie denerwowała Jenny, bo jest w ciąży, myślałam że szlag mnie trafi… Miał tupet, nie ma co… I w ten sposób, chyba z nerwów, nieświadomie straciłam kilka kilogramów. Zjadłam śniadanie, wsiadłam do auta i ruszyłam na łowy.

            „Bella Terra” był największym centrum handlowym w Huntington Beach. Można tam było kupić ubrania od najlepszych projektantów, ale także z sieciówek. Na głód też umieli zaradzić, lokując tam restauracje z przepysznym jedzeniem. Obiecałam sobie, że nie będę się objadać, co rano biegałam przed pracą, a odkąd zerwałam kontrakt w siłowni, dodatkowo pływałam w basenie umieszczonym na ostatnim piętrze apartamentowca, w którym mieszkałam. Ale dziś czułam, że po zakupach będę miała ochotę się najeść… Marzyła mi się ogromna pizza…

            Kolejny sklep, a ja miałam w rękach coraz więcej toreb z zakupami. Postanowiłam zajrzeć na koniec jeszcze po buty i mogłam uznać zakupy za udane. Weszłam do butiku i od razu sięgnęłam po klasyczne szpilki. Sprzedawczyni przyniosła mój rozmiar, przymierzyłam, a gdy okazały się ok., zapłaciłam za nie i wyszłam. Ruszyłam na poszukiwanie restauracji, gdy na mojej drodze stanął… Matt. Uśmiechnął się do mnie i podszedł jak gdyby nigdy nic.

- Cześć, Kate.

- Cześć. Co tu robisz?

- Szczerze? Sam nie wiem. Nudziłem się w domu, więc postanowiłem wyjść i coś zjeść. I mam szczęście.

- Tak? A czemu to?

- Bo spotkałem ciebie. – no największe szczęście na świecie. Nic tylko skakać do sufitu z radości.

- I liczysz, że zjemy coś razem?

- No jasne! Zapraszam cię na najlepszą pizzę w całym Huntington.

- Ok., tylko wiesz co? Chętnie zaniosę najpierw te torby do auta. Trochę mi przeszkadzają. Ale może w tym czasie byś zajął miejsca i zamówił coś do picia?

- Ok. – odwróciłam się i poszłam na parking. Włożyłam zakupy do bagażnika i powłóczystym krokiem wróciłam do centrum. Całą drogę zastanawiałam się nad tym, czego Matt może ode mnie chcieć? Ta jego radość na mój widok była jakaś dziwna. Ok., mój brat grał w jego zespole na perkusji. Ale to wszystko co nas łączyło. Ja miałam swoje życie, on swoje, pieprzyliśmy się kilka razy, potem całowaliśmy w loży. To wszystko. Nie było czego roztrząsać. Nie pasował do mnie wytatuowany frontman, który liczył tylko na dobranie się do moich majtek.

            W końcu dotarłam do „California Pizza Kitchen”. Matt już na mnie czekał, zamówił dwie duże szklanki coli. Usiadłam naprzeciwko niego i przyjrzałam mu się uważnie. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, kelner zjawił się aby przyjąć zamówienie. Dla siebie zamówiłam tradycyjną pizzę z podwójnym serem, pieczarkami oraz szynką. Matt poprosił o farmerską z dodatkowym kurczakiem. Rozsiadłam się wygodnie i zapytałam:

- Dlaczego właściwie zaprosiłeś mnie na pizzę? Przecież nawet mnie nie lubisz.

- Skąd to przypuszczenie?

- Nie wiem, po prostu dziwnie się zachowujesz w moim towarzystwie.

- Kate, gdybym cię nie lubił, nie dałbym się wyciągnąć na karaoke.

- I tak nie śpiewałeś.

- Bo usta miałem zajęte czym innym. – znowu spojrzał na mnie tym wzrokiem, mówiącym „Wkrótce znowu cię przelecę. Wiem, że tego chcesz”. – Poza tym, gdybym cię nie lubił, mógłbym udać, że cię nie znam i minąć cię bez słowa w centrum bez zapraszania na pizzę. Chciałem coś zjeść, spotkałem ciebie więc cię zaprosiłem. Nie możesz po prostu zjeść ze mną i nie doszukiwać się drugiego dna?

- Wiesz, masz coś takiego w oczach co nie pozwala mi nie szukać tego drugiego dna.

- Tak? – Matt wgryzł się w swój kawałek pizzy, którą przyniósł kelner. - A co to takiego?

- Żądza seksu! Matt, ja nie urodziłam się wczoraj. Widzę jak na mnie patrzysz. I nie, nie przelecisz mnie znowu. To na łodzi, to był tylko przypadek. I nie wydarzy się ponownie. Jasne?

- Założę się, że jeszcze sama poprosisz. – aż zakrztusiłam się colą, którą piłam.

- Pfff…. Chyba sobie żartujesz. Poza tym, twoja reputacja sama mówi za siebie. Valary, a i na pewno znajdą się fanki… Mnie nie oszukasz Matt.

            Dokończyłam swoją pizzę w ciszy. Matt nie miał nic do powiedzenia w kwestii wspólnego pójścia do łóżka. Wytarłam usta, dopiłam colę i rzuciłam na stół kilka banknotów. Matt je złapał i wcisnął mi w dłoń.

- Daj spokój, mała. To ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.

- No jak chcesz, ale następnym razem ja płacę.

- Ha! Czyli bierzesz pod uwagę kolejne razy? – uśmiechnął się chytrze.

- Tak, ale tylko jak znajomi. Do łóżka z tobą nie pójdę.

- Oj, mała… Aż tak źle ci było? Nie przypominam sobie, żebyś narzekała. Wręcz przeciwnie. – gdy to usłyszałam, aż walnęłam torebką o blat stolika.

- Nie bądź bezczelny! Poza tym nie zapominaj, że Tom gra z wami. Urwałby ci jaja, gdyby dowiedział się, że do mnie zarywasz.

- Nie zarywam. Próbuję się umówić na przyjacielski seks.

- Nie skorzystam, dziękuję.

- A możemy chociaż zostać przyjaciółmi?

- Przyjaźń damsko-męska zawsze kończy się w łóżku. Poza tym masz Val. Nie potrzebujesz kolejnej dziurki do zatkania.

- Val się zakochała.

- I co? Teraz jak nie masz cipki do ruchania, to przychodzisz do mnie? Matt, sorry ale jesteś żałosny! Nie pójdę z tobą do łóżka, ani dziś ani jutro, ani w najbliższej przyszłości. Jeśli szukasz wrażeń, napisz do waszego fan klubu. Jakieś chętne fanki zawsze się znajdą. Cześć! – poderwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę parkingu. Boże, co za facet! Za kogo on się u licha uważał? Bezczelny, arogancki, pewny siebie… i kurewsko przystojny. Te jego dołeczki, gdy uśmiechał się do mnie… Kate, weź się w garść! Niepotrzebny ci facet, który będzie cię traktował jak wycieraczkę!

            W bojowym nastroju wróciłam do domu, po drodze dzwoniąc po Toma. Zaprosiłam go na sushi, sake i maraton horrorów. Oczywiście brat skorzystał z zaproszenia, przyjechał obładowany filmami zupełnie tak, jakby obrabował wypożyczalnię. Usiedliśmy na sofie, włączyłam pierwszy film i podałam jedzenie. Tom nawet nie zaczekał do pierwszych napisów, tylko zapytał wprost:

- Opowiadaj mała, coś taka wkurwiona?

- Ja? Wydaje ci się. – łgałam jak najęta. A w środku cała aż chodziłam po przebytej „rozmowie” z Mattem. Nie mogłam przetrawić jego bezczelności i bezpośredniości.

- Kate, znam cię od zawsze. Wiem kiedy jesteś wkurwiona, ok.? No to co się stało?

- Aaa… Szkoda gadać. Spotkałam dziś Matta. On usilnie próbuje mnie zaciągnąć do łóżka! No chyba go pogięło…

- Brian mi wspominał ostatnio, że Shadows ma chęć na ciebie. Uważaj na niego, dobrze?

- Jasna sprawa, braciszku.

- Brian twierdzi, że Matt do dobry facet, ale jak dla mnie powinnaś trzymać dystans.

- Postaram się. – włożyłam do ust roladkę sushi i popiłam sake. – Obawiam się jednak, że z racji twojej przynależności do zespołu, pewnie będę go często widywać.

- Ograniczę to do minimum, siostrzyczko.

- Dziękuję, Tom. – wtuliłam się w brata i skupiłam na akcji filmu. Niestety po chwili powieki same zaczęły mi się zamykać i zasnęłam…

Matt

            Wszedłem do studia i od razu usiadłem przy stole, zgarniając po drodze kilka kartek. Jadąc tu, wpadł mi do głowy tekst i koniecznie musiałem go zapisać, zanim wyleciałby mi z głowy…

As they search for blood
All lies descend on one
Honest man in chains
But that don’t matter anyway
My judgment day

My flesh will feed the demon
No trial, no case for reason
I've been chosen to pay with my life
Mad men define what mad is
Turning witches and saints to ashes
Rising masses marching to find
Heretic blood.

Impose your will on me
‘till fire sets me free
The flames of hell burn bright
My fate decided by their lies.
Final demise

My flesh will feed the demon
No trial, no case for reason.
I've been chosen to pay with my life.
Mad men define what mad is
Turning witches and saints to ashes
Rising masses marching to find
Heretic... heretic blood.

Please don’t leave me
Please don’t leave me like this
I’ve walked a fragile line
and I’ve fallen down
Please don’t leave me

My flesh will feed the demon now
No trial, no case for reason.
I've been chosen to pay with my life
Mad men define what mad is
Turning witches and saints to ashes
Rising masses marching to find
Heretic... heretic blood.
            
 Skończyłem pisać, gdy dochodziła północ. Przetarłem oczy, schowałem kartki do plecaka i pojechałem do domu. Coś mnie jednak nosiło i wiedziałem, że nie zasnę tak szybko. Miałem ochotę coś wziąć. Mogłem się nawalić, zadzwonić po jedną z naszych fanek, jak doradziła mi Kate, ale wolałem wciągnąć. Kate… To mała zadziora. Broniła się przede mną, ale ja dobrze wiedziałem że miała na mnie ochotę. Niestety zamiast niej w mojej sypialni, byłem sam. Musiałem się jakoś zrelaksować… Najlepiej po „mojemu”. Zadzwoniłem więc do znajomego:

- Cześć stary, to ja. – nie musiałem się nawet przedstawiać. Byłem jednym z najlepszych klientów Maxa.

- Na kiedy?

- Na teraz.

- Tyle co zawsze?

- Taa…

- Będę za piętnaście minut.

- Ok. – rozmowa była jak zawsze krótka. Względy bezpieczeństwa były najważniejsze.

            Kwadrans później, siedziałem przy stole w salonie i kartą kredytową dzieliłem biały proszek na dwie równe kreski. Gdy działka była gotowa, sięgnąłem po zwinięty w rulon banknot studolarowy i wciągnąłem ją najpierw w jedną dziurkę, a potem w drugą. Towar jak zawsze był kurewsko mocny i taki lubiłem najbardziej. Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem, salon wirował. Chwyciłem szklankę pełną whisky i wypiłem zawartość. Wyciągnąłem się na sofie, a ostatni obraz jaki zobaczyłem zanim odleciałem, to twarz Kate, która nachylała się nade mną, a jej usta zbliżały się do moich.

                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz