czwartek, 18 lutego 2016

Odcinek 14

Może czasami warto dać drugą szansę?

Pewnie zastanawiacie się czemu ta piosenka? Nie wiem sama. Wpadłam na nią przypadkowo kilka dni temu i jakoś mi podeszła do dzisiejszego fragmentu. Jakby była adekwatna do początku związku Matta i Kate <3

                                             Selena Gomez ft. The Scene "Hit the lights"



            Uspokoiłam się dopiero po wypiciu szklanki whisky. Wciąż czułam na ustach wargi Matta. Boże, ten facet działał na mnie tak, że zupełnie nie umiałam się pohamować… Gdy tylko znajdował się blisko, pragnęłam robić z nim takie rzeczy… To nie mogło skończyć się dobrze… Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Kolejny nieznany numer, więc przekonana że to Matt, odrzuciłam połączenie. Niestety ktoś zadzwonił ponownie. Widać, że nie zamierzał się poddać, więc poirytowana odebrałam:

- Czego?!

- Kate? To ja, Brian. Jesteś w domu? Musimy pogadać. Natychmiast!

- Boże, macie dzisiaj jakiś dzień odwiedzania Kate?

- A co? Któryś z chłopaków był już dziś u ciebie?

- Tak, Matt.

- Siedź na dupie! Jestem za dziesięć minut! – Brian rozłączył się, zanim zdążyłam zapytać czy zna mój adres. Domyśliłam się, że dostał go od Toma… Mój brat miał stanowczo za długi język.


            Nie minęło dziesięć minut, jak rozległo się głośne walenie do drzwi. Otworzyłam je i do mieszkania wpadł zziajany Brian. Wyglądał tak, jakby gonił go sam diabeł. Bez pytania dałam mu wodę z lodem i zaprosiłam do salonu. Brian opróżnił szklankę, postawił ją z hukiem na blacie i powiedział:

- Nie waż się kurwa bronić Maxa! – ani „dzień dobry”, ani „co słychać, Kate?”. Kultury za grosz…

- Ja pierdolę, wiadomości w Huntington rozchodzą się z prędkością światła. Czy was wszystkich pojebało?

- Rozmawiałem z Mattem przed chwilą i dziś rano. Maxa zamknęli za prochy. Była u ciebie Amber?

- No była jakaś Amber. Ale przyszła po poradę… Kurwa, macie mnie na podglądzie? – zaczęłam chodzić po salonie i z nerwów obgryzać skórki przy paznokciach. Kosmetyczka znowu mnie za to opierdoli!

- Amber,to dziewczyna Maxa. Ona widziała to pobicie. Max jest sprawcą. Nie broń go, bo pogrążysz Matta.

- Zaraz, zaraz… Czekaj, bo nie ogarniam. Amber była dziś u mnie, powiedziała że była świadkiem przestępstwa, widziała niby jakieś pobicie i nie wiedziała czy powinna iść na policję.

- Ona węszy ile wie policja. Myśli, że ty jako adwokat będziesz miała jakieś informacje. Max brał udział w pobiciu, ale uciekł. Ofiara zeznała, że ilu było napastników?

- Trzech.

- A ilu widziała Amber?

- Dwóch. – wszystko zaczęło układać się w całość. Amber kryła Maxa, chciała dowiedzieć się ile dostanie za to pobicie. Brakowało mi tylko jednej części tej skomplikowanej układanki…

- No dobrze, kij z Amber. Co z tym wszystkim wspólnego ma Matt?

- Matt kupował prochy od Maxa.

- Dla samego siebie. Za to go nie wsadzą do pierdla.


- Tak? A fankom na backstage’ach kto sprzedawał? Larry go przyłapał kilka razy i zagroził wywaleniem z zespołu, więc Shadows się opanował. Brał już potem tylko dla siebie.

- O kurwa… - poczułam jak zrobiło mi się zimno. Matt handlował prochami? Okłamał mnie… A ja mu uwierzyłam… - Wiesz, że to jest karalne?

- Wiem. Nie martw się tym. Wszystko będzie ok.

- Jak mam się nie martwić, Brian? Matt może pójść siedzieć, jeśli Max chlapnie ozorem, to Shadows leży!

- Maxa nie stać na porządnego adwokata, pomimo tego że handlował prochami. Dostanie pewnie adwokata z urzędu, a z nimi to sprawa przegrana. Taka jełopa niczego się nie doszuka, a jak znam ciebie, to zaraz zaczęłabyś szukać, węszyć… Wolałbym, żebyś nie pobrudziła sobie rączek. I przestań kurwa wreszcie zjadać te skórki! Kurwa, Michelle robi dokładnie to samo… - Brian pokręcił głową i wyszedł na taras, żeby zapalić papierosa. Zaciągnął się kilka razy i dodał. – Adwokat nie wywalczy małego wyroku. Ofiara pobicia żyje? Żyje. Zezna że widziała trzech sprawców, poda rysopis Maxa i menda pójdzie siedzieć na kilka lat. W tym czasie trzeba zrobić porządek z Mattem, zanim znajdzie sobie kolejnego dilera.

- To już wy się tym zajmijcie, Brian. Nie chcę go widzieć. – Brian spojrzał na mnie, jakbym powiedziała mu, że wierzę w Świętego Mikołaja.

- Dlaczego? Co ci zrobił ten debil?

- Nic. Przyszedł prosić, żebym wybroniła Maxa. Nie zgodziłam się. Zapytałam go, czy Max mógłby mu zaszkodzić, czy Matt brał prochy tylko dla siebie… Zarzekał się, że tak… Okłamał mnie. Oszukał mnie, patrząc mi prosto w oczy! Może gdyby powiedział mi prawdę, wzięłabym tą sprawę ale bez szkodzenia Shadowsowi… Nieważne… Nie chcę już o tym gadać. A co z tą Amber?

- Nie wiem. Jeśli ofiara ją widziała, to pewnie policja też zgłosi się po nią. Najważniejsze, żeby Max dostał duży wyrok. Trzymaj się od niej z daleka, Kate.

- Dobrze. – podeszłam do barierki i zapatrzyłam się w widok przed sobą. Było już ciemno i światła miasta wciąż robiły na mnie kolosalne wrażenie.

- A co do Matta… – położyłam dłoń na ramieniu Briana i przerwałam mu.

- Nie chcę o nim mówić.

- Ale ja chcę! I wysłuchasz co mam ci do powiedzenia! – poczułam się jak na dywaniku u nauczyciela za ściąganie na lekcjach. – Matt nigdy by cię nie skrzywdził. Owszem, okłamał cię. Nie zaprzeczę. Ale czego ty się spodziewałaś? Że ci powie: „Tak, mała, kilka razy opchnąłem prochy takim tam napalonym małolatom po koncertach”. To było tak dawno temu, że wszyscy już o tym zapomnieliśmy. Ale teraz przy aresztowaniu Maxa, padła obawa że ten syf może ujrzeć światło dzienne. Matt nie sądził, że gdybyś broniła Maxa, mogłabyś dojść do tamtej sprawy. Postaraj się go zrozumieć. Już ci to mówiłem. Może i udaje gracza i cwaniaka, ale w głębi duszy to naprawdę dobry człowiek. I tylko przy tobie zachowuje się normalnie. Zacznij na niego patrzeć jak na normalnego faceta.

- Dobrze, już dobrze. Nie zabiję go przecież. Wkurwił mnie, nie powiem… Jednak skoro jest jak mówisz… Zresztą ty go znasz lepiej ode mnie.

- Znam go lepiej, niż on sam siebie. Teraz gdy Max siedzi, muszę go bardziej przycisnąć do pracy. A słuchaj… Czy on się widział z tobą w weekend?

- Tak, spotkałam go w sobotę w centrum handlowym. Zaprosił mnie na pizzę. A co?

- Kurwa, ja nie wiem mała jak ty to robisz, ale po każdym spotkaniu z tobą, on pisze nowe piosenki. I one są zajebiste. Patrzeć tylko jak mi jutro rano przyniesie nowy tekst. Gdy wychodziłem ze studia, on właśnie zaczynał pisać. – spojrzałam na Briana i popukałam się palcem w czoło.

- Jeśli myślisz, że pójdę do łóżka z Mattem dla dobra waszej nowej płyty, to chyba z własnym chujem na łby się pozamieniałeś! Nigdy!

- Baby… Po co wy macie mózgi, skoro w ogóle ich nie używacie?

- Wypraszam sobie! Jeśli chcesz mnie obrażać, to wypad z mojego mieszkania.

- Nie zamierzam cię obrażać. Wyluzuj. Po prostu pomyślałem sobie, że mogłabyś wpaść do studia od czasu do czasu. Może to mu rzeczywiście pomaga?

- Ja jestem zapracowana, Brian. Nie mam czasu tak sobie wpadać do studia. W weekendy, owszem, mogę czasem zajrzeć, ale na tygodniu? Zapomnij.

- Ok. To co? W sobotę przyjdziesz?

- Postaram się. Ale to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek miałam zrobić. Matt gotów pomyśleć, że na niego lecę… - Brian tylko się roześmiał, dokończył papierosa, zgasił go i wyrzucił niedopałek za taras… Oby nikt tym w głowę nie oberwał!

10 Lipca 2012, Wtorek

            Wpadłam do kancelarii w ostatniej chwili. Przez pieprzone korki byłam mocno spóźniona. Niby firma była moja i mogłam sobie pozwalać, ale nie chciałam dawać złego przykładu pracownikom. Jakby tego było mało, zachciało mi się kawy, w Starbucksie oczywiście kolejka, no i proszę: dziesięć po dziewiątej, a ja zaczynam pracę… Na korytarzu wpadłam na Jeffa, nowego pracownika. Zatrudniłam go jakieś dwa miesiące temu, był świeżo po studiach, a ja postanowiłam dać mu szansę. Na razie brał małe sprawy, głównie z urzędu, ale musiałam się przekonać, czy poradzi sobie z czymś większym. Stał koło mojego pokoju i szczerzył się z nie wiadomo czego.

- Cześć Jeff. Co tam? Z czego się tak cieszysz?

- Kate, dostałem kolejną sprawę. – niby był moim pracownikiem, ale pozwalałam mu mówić do siebie po imieniu. Jedynie moja asystentka upierała się przy formie „pani”. No cóż, skoro tak chciała się do mnie zwracać…

- No to chodź do mojego gabinetu, o wszystkim mi opowiesz. – Jeff przytrzymał mi drzwi, usiadłam za biurkiem i upiłam łyk kawy. – No więc? Co to za sprawa?

- Z urzędu, ale jak dla mnie dość mocna. Facet jest oskarżony o handel narkotykami, policja mu przypisuje pobicie a także udział w zorganizowanej grupie przestępczej. – Jeff mówił, a ja słyszałam jego słowa jakby dochodziły do mnie zza szklanej szyby… Pobicie, narkotyki, grupa przestępcza… Kurwa od razu pomyślałam o jednej osobie: Max. A tymczasem Jeff był adwokatem z urzędu, o który, Brian wypowiadał się niezbyt pochlebnie…

- To pobicie… Są jacyś świadkowie?

- Ofiara po odzyskaniu przytomności zeznała, że sprawców było trzech. Dwóch już policja aresztowała, trzeci uciekł, ale gdy facet podał rysopis, policja od razu rzuciła kolejne oskarżenie.

- Masz już linię obrony? – Jeff spojrzał na mnie i się zasępił. Widać było, że sprawa nie daje mu spać po nocach, a on był bardzo ambitny i chciał się wykazać.

- Nie bardzo. W jego mieszkaniu znaleziono prochów jak dla pułku wojska, na ubraniu ofiary są jego odciski palców. Jedyne co mogę z tego wyciągnąć to, że został zmuszony do tego wszystkiego przez tamtych gangsterów. Przepraszam, Kate. – uśmiechnęłam się do niego, bo kamień mi spadł z serca.

- W porządku. Sama więcej bym nie wymyśliła. Facet ma winę wypisaną na twarzy. Zrób co do ciebie należy. Obiecuję, że następna sprawa nie będzie z urzędu. – Jeff aż poderwał się z krzesła.

- Serio? Myślisz, że dam radę?

- No jasne. Po tej sprawie weź sobie tydzień wolnego, a do tego czasu coś nam na pewno wpadnie.

- Kate, jesteś super!

- Eee tam.

- Pójdę do siebie. Muszę przygotować dokumenty i jechać do aresztu.

- Masz już termin rozprawy?

- Za tydzień.

- No to nie za dużo czasu zostało. Do roboty.

- Dzięki Kate. Do później. – Jeff wyszedł, a ja złapałam za telefon i wybrałam numer Briana. Zostawił mi wczoraj namiary na siebie na wypadek, gdybym go potrzebowała.

- Halo? – jego głos był zaspany i niewyraźny.

- Brian, to ja Kate! Mam wiadomości.

- No to nawijaj mała. Tylko szybko, bo mam poranny wzwód, a Michelle stygnie. – kurwa czy oni wszyscy byli tacy bezpośredni?

- Boże… Jesteś beznadziejny. Ten adwokat Maxa… On pracuje w mojej kancelarii, Brian!

- No to super. Będziemy na bieżąco!

- Naprawdę nie wiedziałeś jaką kancelarię reprezentuje Jeff?

- Nie, Dan go znalazł. Młody go kiedyś wybronił za jazdę po pijaku, stąd mieliśmy jego numer.

- Aha… Słuchaj, rozprawa będzie za tydzień. Rozmawiałam z Jeffem, nic nie wspominał o innych grzeszkach Maxa, niż to co mówią w telewizji. Policja mu przypisuje prochy, pobicie i udział w grupie przestępczej. Jeśli Max sam nie zacznie sypać, Matt będzie bezpieczny.

- Super! Zaraz do niego zadzwonię, tylko najpierw zaliczę to zgrabne ciałko, co leży obok mnie. Chcesz posłuchać?

- Ochujałeś, Brian. Zadzwonię jeśli dowiem się czegoś więcej. Na razie. – rozłączyłam się, zanim Brian zdążył powiedzieć coś jeszcze. Zboczeniec!

            Tuż przed szesnastą, do mojego gabinetu wszedł kurier z wielkim bukietem róż. Było ich chyba ze trzydzieści. Podpisałam pokwitowanie odbioru i wyjęłam zatknięty między kwiaty bilecik.

                              Dziękuję, że ratujesz mi tyłek.
              Dasz  się zaprosić na kolację? Dzisiaj o dwudziestej w „Craft”.
                                   Matt

            Nie zdążyłam nawet przeczytać drugi raz wiadomości, gdy rozległ się dzwonek mojej komórki. Nieznany numer… Wiedziałam, że to Matt.

- No więc? – na dźwięk jego głosu zamyśliłam się. Bardzo chciałam zjeść z nim tą kolację. Nawet jeśli był podrywaczem, to wizja kolejnego spotkania przyprawiała mnie o dreszcze. Matt zaczynał mi się coraz bardziej podobać. Tamta noc na łodzi… Kate! Kurwa, wyłącz waginę i włącz mózg do chuja Wacława. Jak zacznę myśleć o kolejnej nocy z Mattem to rozłożę przed nim nogi szybciej niż on by tego chciał! – Kate? Jesteś tam? Słyszałaś co powiedziałem? – jego głos sprowadził mnie na ziemię.

- Dobrze. Chętnie zjem z tobą kolację.


- Super! Przyjadę po ciebie dwadzieścia po siódmej.

- Ok. Do zobaczenia. Dziękuję za kwiaty. Są śliczne.

- Nie ma za co. Pa. – rozłączyłam się i usiadłam w fotelu. Matt był dla mnie jedną wielką zagadką. Z jednej strony, bezczelny podrywacz z grzechami przeszłości, a z drugiej… Brian powiedział, że jest w porządku. Bardzo chciałam poznać tą jego „porządną” stronę. I bardzo chciałam znowu poczuć jego usta na moich...

 

                                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz