niedziela, 24 lipca 2016

Odcinek 40



                                                          Simon Webbe "No worries"

18 Grudnia 2012, Wtorek

- Kate! Jak długo zamierzasz jeszcze tak się zachowywać? – Tom stał nade mną w mojej sypialni, podczas gdy ja leżałam na łóżku i tępo patrzyłam w sufit. Mijał kolejny dzień, a ja od pamiętnej niedzieli, nie wyszłam z domu. Zaraz po tym co zobaczyłam przed domem Matta, wróciłam do siebie i tak spędzałam każdą chwilę. Nawet nie pokwapiłam się, aby spojrzeć w lustro. Podejrzewałam, że mój widok był wręcz opłakany. Wyglądałam pewnie jak zombie z nierozczesanymi włosami, resztkami makijażu… Masakra.

- Nie wiem… I szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Chcesz czegoś?

- Przyszedłem się pożegnać. Wieczorem lecimy do Puerto Rico.

- No i? Wracacie zaraz po koncercie… Mam rozpiskę na lodówce, jakbyś nie zauważył, Tom.

- Kate, nie poznaję cię. Zachowujesz się tak, jakby na niczym ci nie zależało.

- Bo nie zależy… - odpowiedziałam i chamsko odwróciłam się do niego plecami. Chciałam, żeby już sobie poszedł i dał mi święty spokój. Chciałam zostać sama.

- Że Matt dał ciała, to rozumiem twoją reakcję. Ale praca? Przecież tak kochasz bycie prawnikiem. Mała, proszę cię… Wstań z łóżka, umyj włosy, wyjdź do ludzi.

- Do kogo? Do jakich ludzi? Oprócz was mam tylko asystentkę w pracy i Pierre’a. To wszystko.

- To może zadzwoń do Chase’a? Może poleć do niego, skoro dobrze się dogadujecie.

- On ma swoje życie, a ja swoje. Poza tym nie chcę, żeby sobie za wiele wyobrażał.

- Dobrze, skoro nie chcesz po dobroci… Wyjeżdżam! Wracam za cztery dni. Do tego czasu masz się doprowadzić do porządku! Zbliżają się święta i nie zamierzam siedzieć przy stole z takim kołtunem jak ty! Poza tym Brian organizuje Sylwestra. Nie zdążył wpaść, żeby cię zaprosić, bo pojechał pożegnać się z Michelle. Obecność obowiązkowa. I bez dyskusji!

- Skończyłeś?

- Tak. Widzimy się za cztery dni! Nara!

- Nara! – odburknęłam, po czym naciągnęłam poduszkę na głowę i zatopiłam się we własnych myślach. Ciągle miałam przed oczami tamtą dziewczynę opuszczającą dom Matta. Niby nie miałam dowodów na to, co się tam stało, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, że siedzieli przy stole i grali w scrabble… No nie Matt… On zawsze był otaczany wianuszkiem kobiet i nie przepuściłby okazji, żeby chociaż jednej nie przelecieć… Zamknęłam oczy, gdy poczułam pod powiekami łzy i zasnęłam…

            Obudziłam się grubo po dwudziestej drugiej. Zaspana zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Na lustrze znalazłam napis zrobiony za pomocą zmywalnych mazaków. Od razu rozpoznałam pismo Toma.

                        Umyj grzecznie ząbki, doprowadź się do ładu. A potem marsz do kuchni, w lodówce przygotowałem coś dla ciebie.

Czułam, że mój brat tak łatwo nie odpuści. W końcu uznałam, że rzeczywiście nie mogę wyglądać jak czupiradło. Weszłam pod prysznic, dokładnie umyłam włosy i ciało, po czym nasmarowałam się balsamem, we włosy wtarłam odżywkę i po ubraniu szlafroka, poszłam do kuchni. Pomijam fakt, że moje mieszkanie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Na podłodze walały się pudełka po pizzy i innych Fast foodach, brudne szklanki zalegały na stole, poprzewracane butelki aż prosiły się o umieszczenie ich w koszu… Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam lodówkę. Na środkowej półce, leżał talerz, a na nim olbrzymi, krwisty stek. Aż się oblizałam na ten widok. Półkę niżej zajmowała miska z sałatą, a na półce wyżej pieczone ziemniaki, które wystarczyło podgrzać w piekarniku. Kiedy wyłożyłam wszystko na blacie, nad kuchenką, na płytkach znalazłam kolejną wiadomość.

                        Wybacz, że tylko tyle ale nie miałem czasu wymyślić nic innego. Błagam, zjedz chociaż to. Jak wrócę to zabiorę cię na porządną wyżerkę, żebyś napełniła ten swój pusty brzuch, siostrzyczko. Zrobiłem ci też zakupy online, dostawca przywiezie wszystko jutro o ósmej rano, więc nie zaśpij.

            Pokręciłam głową z rozbawieniem, wyjęłam patelnię i zabrałam się za smażenie steku. W międzyczasie uprzątnęłam kartony, puste butelki, a brudne szklanki wstawiłam do zmywarki. W mieszkaniu od razu zrobiło się więcej miejsca. Otworzyłam też taras, żeby wywietrzyć pokoje. Panował tu straszny zaduch. Na dworze było dość zimno, ale moje mieszkanie potrzebowało oddechu. Jakkolwiek by to nazwać…

            Półtorej godziny później, byłam najedzona i nieco senna. Pomimo tego, że wyspałam się ostatnio za chyba wszystkie lata, jedzenie sprawiło że poczułam zmęczenie. Postanowiłam jednak posiedzieć jeszcze na tarasie. Wzięłam z komody gruby koc, okryłam się nim i usiadłam w wiklinowym fotelu. Sięgnęłam po telefon, weszłam w galerię i po chwili przeglądałam zdjęcia, które robiliśmy sobie z Mattem. Nie było ich wiele, ale jednak były. Zaczęłam wspominać nasze dobre chwile… To, jak zabrał mnie do swojego domku… Impreza promocyjna i nasz seks za kulisami… Mieliśmy dobre momenty… Niestety, wystarczyło kilka niedomówień, plotek i nasz związek rozpadł się niczym domek z kart. Nie było już czego naprawiać. Matt jak widziałam na własne oczy, szybko się pocieszył. Mi zajmie to pewnie trochę więcej czasu. Mimo to nie zamierzałam się poddać. Tych kilka ostatnich dni, pokazało jak bardzo tęsknię za Mattem. Jak mocno go pokochałam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pewnie gdyby teraz stanął w moich drzwiach, rzuciłabym mu się na szyję. Miałam jednak pewność, że tego nie zrobi. Był już w samolocie do Puerto Rico…

19 Grudnia 2012, Środa

            Postanowiłam, że w domu zostanę do końca tygodnia. Musiałam zrobić generalne porządki przed świętami, przydałoby się także żebym ubrała jakąś choinkę. Zakupy zostały mi dostarczone punktualnie o ósmej, Tom także zatroszczył się o środki do sprzątania. Chyba chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że zapuściłam zarówno siebie jak i mieszkanie. Nie miałam więc innego wyjścia, jak zakasać rękawy i zabrać się do pracy.

            Wieczorem mieszkanie wręcz lśniło. W ciągu dnia pojechałam do sklepu, kupiłam choinkę, bombki, łańcuchy, lampki i w ten sposób, w moim salonie stanęło piękne świąteczne drzewko. Gdy wszystko było zrobione, usiadłam w salonie na sofie i podziwiałam swoje dzieło. Niestety, ktoś zamierzał mi przerwać tą chwilę… Sięgnęłam po telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam numer Chase’a.

- No hej! Co tam?

- Kate, co słychać?

- Jakoś leci, właśnie wysprzątałam całe mieszkanie i ubrałam choinkę!

- O proszę, czyli rozumiem że plany na święta już masz?

- Tak, spędzę je z Tomem. A ty masz jakieś plany na Sylwestra? – właśnie wpadłam na szatański pomysł.

- Nie. Rodzice pewnie pójdą do znajomych, a ja zostanę w domu.

- A może miałbyś ochotę wybrać się do mnie? Mój znajomy organizuje imprezę i mnie zaprosił.

- W sumie… Nie jest to głupi pomysł. Nie chciałbym jednak wpraszać się na siłę.

- Daj spokój, jak go znam to pewnie zaprosi tyle ludzi, że nasza dwójka zniknie w tłumie.

- Skoro tak mówisz… To kiedy mam przylecieć?

- Kiedy zechcesz. Możesz i nawet tydzień wcześniej.

- Nie, no tak wcześnie to nie mogę. Ostatniego pacjenta mam dwudziestego dziewiątego. Kupię bilety i postaram się być u ciebie wieczorem, ok.?

- No to ustalone. Daj znać dokładnie o której lądujesz, wyjadę po ciebie na lotnisko.

- Jasne.

- W takim razie do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Kate. – rzuciłam telefon na sofę i poszłam wziąć prysznic. To był długi dzień, a ja byłam potwornie zmęczona… Musiałam się przespać…

29 Grudnia 2012, Sobota

            Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i sięgnęłam po kurtkę. Za godzinę samolot Chase’a lądował na lotnisku, a znając korki, miałam niezbyt wiele czasu.

- Tom, będziesz w domu jak wrócimy? – mój brat siedział na sofie z Valary i oglądali razem jakiś film.

- Chyba tak. Potem jedziemy do Val i tam już zostaniemy do Sylwestra.

- Ok. – nagle mój brat podszedł do mnie i pokazał, abym weszła z nim do sypialni. O, proszę… Szykuje się jakaś rodzinna konspira. Weszłam do pokoju, usiadłam na łóżku i pokazałam na zegarek, żeby młody wiedział że się śpieszę.

- Kate, nie wiem co ty kombinujesz, ale z góry ci powiem że nie podoba mi się to.

- O co ci chodzi?

- Dobra, powiem wprost. Jeśli wykorzystujesz tego biednego Chase’a, żeby wzbudzić zazdrość w Shadsie, to kiepski sposób wybrałaś. On i tak ledwo sobie radzi z waszym rozstaniem. W Puerto Rico musieliśmy sprowadzić lekarza, bo był tak naćpany, że ledwo stał na nogach. Koncert przez to się opóźnił! – Tom nie musiał mi o tym mówić. Nagłówki gazet same o tym krzyczały. Może nie wprost, ale kiedy przeczytałam „kiepska kondycja frontmana Avenged Sevenfold”, od razu się domyśliłam że chodzi o alkohol albo o narkotyki. Strasznie się wtedy wkurwiłam, ale nie miałam prawa dzwonić do Matta i robić mu awantur. Był dorosły i sam decydował o swoim życiu. Mi już nic do tego.

- Nie zaprosiłam go po to. Po prostu nie chciałam iść tam sama. Matt na pewno sobie kogoś przyprowadzi. Pomyśl jakbym się czuła, Tom. Nie jest mi łatwo. Naprawdę, źle znoszę nasze rozstanie. Ale tak będzie lepiej dla nas obojga.

- Źle robisz, mała. Jeszcze nikt dobrze nie wyszedł na takich gierkach. Nie myśl sobie, że bronię Matta. Prosiłaś, żebym mu nie mówił o tej lasce, którą widziałaś i dotrzymałem słowa. – dwa dni po tym jak widziałam tamtą blondynkę przed domem Shadsa, powiedziałam o tym bratu. Ten oczywiście był mega wkurzony i gotowy iść i lać Matta po twarzy. Uprosiłam go aby nic nikomu nie mówił. Nie chciałam, żeby Matt dowiedział się o mojej reakcji i zazdrości… Byłam zazdrosna. Wściekle. I bałam się tego, co mogłam zobaczyć za dwa dni u Briana…

- Chase jest moim znajomym. Tylko znajomym. Może i coś by chciał, ale oboje wiemy że to by nie wyszło. On szanuje moją decyzję, a ja jestem mu za to wdzięczna. Koniec tematu. Braciszku, zaufaj mi. Wiem co robię. Wybacz, ale muszę pędzić. Chase zaraz będzie na lotnisku, a ja już powinnam tam być. – złapałam torebkę i wybiegłam z mieszkania.

            Na lotnisko wpadłam mocno spóźniona. Na drodze był wypadek, policja zrobiła objazd… Oszaleć można. Rozejrzałam się po hali przylotów, ale Chase’a nigdzie nie było. Dostrzegłam go dopiero w Starbucksie jak siedział i pił kawę. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek.

- Chase, strasznie cię przepraszam. Tom mnie zatrzymał, na drodze był korek… Porażka jakaś.

- Najważniejsze, że już jesteś. Niestety mam dla ciebie fatalną wiadomość.

- Jaką? Stało się coś?

- Nad ranem po Sylwestrze będę musiał wracać do Nowego Jorku. W ostatniej chwili zwolniło się miejsce na sympozjum stomatologów w Ohio, a to dla mnie fantastyczna okazja.

- Rozumiem. Masz swoje obowiązki. I tak jestem ci wdzięczna, że chcesz go spędzić ze mną.

- Cieszę się, że mnie zaprosiłaś. – Chase wziął swoją niewielką torbę i ruszyliśmy na parking. – Jak spędziłaś święta?

- Miło. Tylko ja i Tom w Wigilię. Na drugi dzień zaprosiłam do nas Valary, jego dziewczynę. Poznasz ich oboje zaraz, bo jeszcze są w moim mieszkaniu. Dwudziestego szóstego, ruszyliśmy całą paczką na zakupy z racji wyprzedaży. – nie dodałam tego, że nie było z nami Matta. Kiedy zapytałam o niego, nikt nie potrafił mi udzielić konkretnej odpowiedzi. Pomyślałam, że pewnie zaprosił jakąś chętną cipkę i zabawiał się w Mikołaja, a ona w jego śnieżynkę…

- A co dostałaś na Gwiazdkę?

- Mój brat zafundował mi weekend w Las Vegas. Lecę tam pod koniec stycznia.

- O, proszę. Ma gest. A ty? Co kupiłaś swojemu niesfornemu bratu?

- Dałam mu voucher na zakupy w jednym z lepszych sklepów muzycznych. Będzie mógł sobie kupić nowe talerze do tej swojej perkusji.

- Na pewno się ucieszył.

- I to jak! Gdybyś go widział… Poleciał tam od razu tego dnia, gdy poszliśmy wszyscy na zakupy. Chłopaki z zespołu byli tak samo podekscytowani jak on sam. – tego nie zapomnę do końca życia. Spędzili w tym sklepie tyle czasu, że ja, Valary, Lacey i Meaghan zdążyłyśmy pójść do kina i na pizzę… A mówią że to my kobiety kochamy zakupy…

            Do domu dotarliśmy grubo po dziesiątej wieczorem. Weszliśmy do środka, przedstawiłam Chase’a Tomowi i Val, po czym ta dwójka zmyła się i zostaliśmy sami.

- Zmienię pościel i będziesz spał w pokoju, który czasami zajmuje Tom. Chłopaki są w trasie, ale teraz mają wolne, ale zdarza się że brat nocuje u mnie. Zwłaszcza teraz, gdy u Val są rodzice.

- Wspominałaś mi o jej siostrze. Co z Michelle?

- Bez zmian. Czekamy na konsultację z tym psychiatrą, którego polecił twój tata. W nim cała nadzieja.

- Wszystko będzie dobrze, Kate.

- Chciałabym w to wierzyć. Michelle niejednokrotnie podnosiła mi ciśnienie i koniec końców zniszczyła mój związek z Mattem… Ale nikomu nie życzę, żeby skończył tak ja ona. Chcę jej po prostu pomóc. To wszystko. – zmieniłam pościel i poszliśmy do salonu, gdzie siedząc na kanapie, podziwialiśmy moją bożonarodzeniową choinkę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz