środa, 13 lipca 2016

Odcienk 38



                                                 Holychild "Happy with me"

26 Listopada 2012, Poniedziałek

- Zaufaj mi, Dwight. Wiem, co robię.

- Kate, ufam ci dziecko. Tylko tak strasznie się denerwuję.

- Uwierz mi, że za godzinę będzie po wszystkim. – uśmiechnęłam się chytrze. Jechaliśmy na spotkanie z Andrew Johnsonem i jego klientem. W mojej torebce bezpiecznie spoczywała kopia grafiku z siłowni, którą dostałam od Stewarta. Do tego miałam także zaświadczenie od ortopedy, który skonsultował przypadek Johnsona i pisemnie oświadczył, że powtórna kontuzja powstała na skutek nadmiernych ćwiczeń w okresie rekonwalescencji. Takich dowodów nie mieli czym przebić. Nie mówiłam Dwightowi co zaplanowałam. Nie chciałam go jeszcze bardziej stresować. Wystarczyło to, że gdy wczoraj poprosiłam go aby pojechał ze mną, podobno nie spał całą noc… Chwyciłam jego dłoń i uścisnęłam ją lekko.

- Jeśli będzie tak jak mówisz? Nie będzie rozprawy?

- Nie. Po tym co im pokażę, gwarantuję ci  że zwieją z podkulonymi ogonami.

- Zostaniesz z nami na dłużej? – Dwight zadał mi pytanie, które od kilku dni kłębiło mi się w głowie. Dużo nad tym myślałam.

- Nie sądzę. Zostawiłam kancelarię pod dobrą opieką, ale powinnam wracać.

- Wiesz, że zawsze możesz tu przylecieć?

- Wiem. Dziękuję wam bardzo. Tobie, Mary i Chasowi. Zrobiliście dla mnie tak wiele.

- I zrobilibyśmy o wiele więcej. Jesteś dla nas jak rodzina, Kate. Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebowała…

- Na pewno dam znać. – nagle przypomniałam sobie o czymś. – Właściwie, to jest jedna rzecz.

- Tak? Jaka?

- O tym pogadamy później. – weszliśmy do kancelarii i sekretarka pełnomocnika Johnsona, zaprowadziła nas do jego gabinetu. Obaj mężczyźni już na nas czekali. Przywitaliśmy się i zajęliśmy miejsca po przeciwnej stronie stołu. Wyciągnęłam teczkę z dokumentami i spojrzałam na Johnsona. Wyglądał na pewnego siebie mężczyznę, ale wiedziałam że gdyby ścisnąć go mocniej za jaja, rozpłakałby się jak dziecko.

- Panno Morisson, z czym pani do nas przychodzi? Bo chyba nie z kolejną propozycją ugody?  Roześmiałam się na to dziwne pytanie.

- Nie. Przyszłam panów poprosić, żebyście wycofali oskarżenie przeciwko mojemu klientowi.

- Że co? – Johnson zerwał się z krzesła, ale jego adwokat sprawnie usadził go z powrotem na krześle. – Chyba sobie laluniu żartujesz!

- Po pierwsze, to nie jesteśmy na „ty”! Po drugie, to jest nasza miła propozycja. Jeśli chcecie zachować twarz, przejrzyjcie te dokumenty i jeszcze raz zweryfikujcie swoją wersję. My tymczasem zaczekamy na korytarzu. – kiwnęłam na Dwighta i po chwili siedzieliśmy w recepcji.

- Dziewczyno, coś ty im pokazała?

- Grafik w którym jest czarno na białym zapisane, że Johnson ostro trenował zaraz po operacji. To te ćwiczenia spowodowały zerwanie ścięgna, a nie źle przeprowadzona operacja. Mam też pisemną konsultację ortopedyczną od niezależnego lekarza.

- Dziecko, skąd ty to wzięłaś? – Dwight aż potarł czoło ze zdziwienia?

- Chase mi pomógł. Jego znajomy pracuje w tej siłowni.

- Czy to legalne?

- Może nie bardzo, bo to ochrona danych osobowych, ale przecież nikomu postronnemu ich nie udostępniamy. Bądź dobrej myśli, Dwight.

            Niecały kwadrans później, wracaliśmy do domu w wyśmienitych humorach. Dwight non stop się uśmiechał, a gdy wyszliśmy z kancelarii, kilka łez spłynęło po jego policzkach. Od razu zadzwonił do Mary z dobrą wiadomością. Gdy wróciliśmy do gabinetu, adwokat Johnsona oddał mi dokumenty i oświadczył, że jeszcze dziś wycofają oskarżenie. Spojrzałam na niego i wzrokiem dałam do zrozumienia, że przydałoby się coś jeszcze… Skruszony Johnson przeprosił Dwighta i mogliśmy wracać do domu.

- Kate, jesteś niesamowita! Dziecko… Boże mój, twoi rodzice są na pewno z ciebie bardzo dumni! Jak mam ci się odwdzięczyć?

- Nie ma o czym mówić.

- Kochanie, nie pozwolę żebyś broniła mnie za darmo. Wystaw proszę rachunek.

- Nawet nie ma mowy. Chciałabym tylko, żebyś teraz mi pomógł.

- Oczywiście. Mów. O co chodzi?

- Potrzebuję konsultacji psychiatrycznej. Czy znasz może jakiegoś dobrego psychiatrę?

- Przepraszam za pytanie, ale czy chodzi o ciebie?

- Nie, nie! – od razu zaprzeczyłam, uśmiechając się. – Chodzi o… moją znajomą. Leży w klinice w Huntington Beach, lekarze twierdzą że to załamanie nerwowe, ale wszystkie oznaki mówią co innego… Nie wiemy jak jej pomóc.

- Czekaj, czekaj… - Dwight zatrzymał się, po czym chwycił moją dłoń i machnął na przejeżdżającą taksówkę. Po pięciu minutach byliśmy w domu i biegłam za nim po schodach do jego gabinetu. – Mój znajomy ze szkoły, Benjamin Rubens jest psychiatrą. Ostatnim razem gdy go widziałem, miał wyjechać do Europy.

- A gdzie dokładnie?

- Mieszka w Zurichu. Piszemy do siebie co jakiś czas. Jest tam bardzo cenionym lekarzem i już nie raz udało mu się wyleczyć naprawdę ciężkie przypadki. Może z twoją znajomą będzie podobnie? – Dwight sięgnął do szuflady, wyjął z niej gruby kalendarz i zaczął go wertować w poszukiwaniu zapewne numeru telefonu do Benjamina. – Zadzwonię zaraz do niego, może uda się go sprowadzić do Stanów, ewentualnie przewieźć tam twoją koleżankę.

- Dziękuję. Zostawię cię samego, żebyś mógł spokojnie porozmawiać, a sama pójdę do Mary i wszystko jej opowiem. Na pewno chce znać szczegóły.

- Dobrze. Zaraz do was dołączę.

            Wieczorem razem z Chasem, Mary i Dwightem, świętowaliśmy wygraną. Mary zrobiła przepyszną jagnięcinę z sosem miętowym, polał się szampan, a ja nareszcie mogłam odetchnąć. Benjamin powiedział, że wybierał się do Stanów za kilka tygodni na szereg konferencji i chętnie skonsultuje przypadek Michelle. Zaraz po kolacji zadzwoniłam do Toma.

- Hej mała! Dobrze, że dzwonisz.

- Tak? A to czemu? Coś się stało?

- Nie, ale dobrze jest usłyszeć twój głos.

- Kochany jesteś. I nawzajem. Słuchaj, jest gdzieś Val obok ciebie?

- Tak, siedzi przy mnie. Chcesz z nią rozmawiać?

- Proszę. – usłyszałam jak przekazał Val telefon i po chwili jej ciepły głos dotarł do moich uszu.

- Kate? Miło, że dzwonisz.

- Val, słuchaj załatwiłam dla Michelle konsultację psychiatryczną. To znajomy znajomego, ale ogromny autorytet w Zurichu. Powiedział, że za kilka tygodni będzie w Stanach i przyjedzie do kliniki. Wiem, że pewnie nie powinnam wam robić nadziei, ale podobno ten facet już nie jeden beznadziejny przypadek wyprowadził na prostą. Może z Michelle też mu się uda? – w słuchawce zapadła cisza. Słyszałam jedynie urywany oddech Valary i po chwili cichy płacz. – Val? Jesteś tam?

- Jestem… Po prostu… Boże, Kate… Michelle wyrządziła ci tyle złego, a ty jeszcze jej pomagasz… Jesteś taka dobra…

- Weź przestań… Bo i ja się poryczę. Przekażesz wiadomość Brianowi? Myślę, że taka mała iskierka nadziei wam się przyda.

- No jasne. Kate, dziękuję ci bardzo. Nawet nie wiesz jak podniosłaś mnie na duchu.

- A powiedz mi jak ci się podoba Europa?

- Dziewczyno, zimno tu jak diabli! Musieliśmy wszyscy obkupić się w ciepłe rzeczy, bo tak pizga! – roześmiałam się razem z Val. Wyobraziłam sobie chłopaków ubranych w te ich koszulki bez rękawów, jak biegają po sklepach i kupują ciepłe kurtki. – Kiedy przyjedziesz do domu? Może i ja wtedy bym przyleciała?

- Za kilka dni będę w domu.

- My dopiero siódmego grudnia wylatujemy z Europy. Kilka dni przerwy i chłopaki grają jeden koncert, a potem wolne aż do Nowego Roku. Mam nadzieję, że spędzimy razem Sylwestra? – na tą myśl, zrobiło mi się zimno. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym spędzić imprezę razem z Mattem i nie mogąc go nawet dotknąć…

- Do tego czasu jeszcze trochę zostało. Pogadamy, jak się spotkamy, ok.? – odpowiedź wymijająca jest zawsze dobrym rozwiązaniem.

- Ok. Kate, jeszcze coś… Matt robi się coraz bardziej podejrzliwy. Uważa, że my wiemy gdzie jesteś i nie chcemy mu powiedzieć. Co mam robić?

- Nic. Kiedyś sama mu wszystko wytłumaczę.

- No dobrze. Słuchaj, muszę kończyć. Pójdę powiedzieć wszystko Brianowi i zadzwonię do rodziców.

- Dobrze. Do zobaczenia, Valary.

- Pa. Trzymaj się. – rozłączyłam się i usiadłam przy laptopie, żeby kupić bilet lotniczy. Nadszedł czas, żebym wróciła do domu…

8 Grudnia 2012, Sobota

            Walenie do drzwi wyrwało mnie ze snu. Odkąd wróciłam z Nowego Jorku, moje problemy ze snem nasiliły się. Nie spałam całe noce i dopiero nad ranem udawało mi się zdrzemnąć godzinę lub dwie. Kurwa, ledwo funkcjonowałam. Czasami zdarzało mi się przespać na kanapie w biurze, a wtedy prosiłam Rosie o dwie lub trzy godziny przerwy pomiędzy klientami. Nie dawałam inaczej rady… Do domu wróciłam kilka dni temu i od razu rzuciłam się w wir obowiązków. Pracowałam do późna, a jeśli Pierrowi udało się mnie namówić, to wychodziliśmy po pracy na drinka, lub żeby coś zjeść. Pod moją nieobecność kancelaria działała jak szwajcarski zegarek i byłam jemu i Rosie tak wdzięczna za pomoc, że obojgu na dzień dobry dałam podwyżki. Poza tym zbliżały się święta i dodatkowy grosz każdemu się przyda.

            Uniosłam głowę, gdy ktoś po drugiej stronie moich drzwi zaczął walić w nie natarczywiej… Poczłapałam żeby otworzyć, mrucząc pod nosem:

- Tom, jeśli to ty, to cię kurwa zabiję że zapomniałeś kluczy… - otworzyłam drzwi i cały mój świat zatrząsł się w posadach…
                                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz