niedziela, 3 lipca 2016

Odcinek 36

Zapraszam na kolejny odcinek. Począwszy od dzisiaj, postaram się dodawać fragmenty trochę częściej. Nie, że chcę abyście się szybko pożegnali z Mattem i Kate, ale też dlatego że chcę zapoznać was z kolejną historią :)

                                                       Jamelia "No more"



Matt

            Stałem na ulicy przed domem Kate i rozpaczliwie rozglądałem się dookoła, próbując odnaleźć ją w tłumie. Niestety na próżno… Kate zniknęła. Znowu. Pokręciłem jedynie głową i ruszyłem w kierunku domu. Po drodze jednak najpierw musiałem coś załatwić. I do tego potrzebowałem pomocy Valary. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem jej numer…

- Halo? Matt, wypuścili cię?

- Tak. Słuchaj, musisz mi pomóc.

- No jasne, co tylko chcesz.

- Pojedziesz ze mną do Michelle? – Val zamilkła. Przez chwilę miałem wrażenie, że słyszę jak bije jej serce.

- Pojadę. Ja też już mam dość jej gierek. Nawet jeśli to oznacza, że rozstaną się z Brianem… Będę tam za dziesięć minut.

- Dziękuję.

- Matt, nie ma za co. Jeśli to nie pomoże… To ja już nie wiem, co możemy zrobić. Ale bądźmy dobrej myśli. – rozłączyłem się, złapałem taksówkę i dałem kierowcy adres Michelle. W tamtym momencie gówno mnie obchodziło, czy Brian dowie się o wszystkim. Musiałem wszystko wyjaśnić, a przy okazji otworzyć jemu oczy.

            Michelle zastaliśmy w ogrodzie, jak siedziała na basenie i korzystała z promieni słońca. Gdy zobaczyła mnie i Val, zmierzających w jej kierunku, momentalnie zbladła i przestała się uśmiechać. Gołym okiem było widać, jak jej pewność siebie ulatnia się niczym bańka mydlana. Podszedłem do niej, wyjąłem z kieszeni zdjęcie i podstawiłem jej pod nos.

- To twoja sprawka? – Michelle wzięła je ode mnie i uśmiechnęła się blado.

- Czyż nie wyglądamy tu ładnie? Pamiętasz kiedy zrobiliśmy to zdjęcie? To było zaraz przed końcem poprzedniej trasy. – laska kompletnie straciła rozum. Gadała zupełnie od rzeczy… Spojrzałem na Valary, ale ona jedynie bezradnie wzruszyła ramionami.

- Michelle! Czy ty do reszty zgłupiałaś? To zdjęcie nigdy nie powstało! Sama je przerobiłaś i wysłałaś do Kate! Przez ciebie mnie zostawiła! Masz natychmiast do niej zadzwonić i to odkręcić! Gówno mnie obchodzi jak to zrobisz, ale lepiej żeby ci się udało. – Michelle podeszła do mnie, położyła mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą zaczęła masować moje krocze. Myślała, że stanie mi na jej widok… Jasne! Od kilku miesięcy stawał mi tylko na myśl o Kate. Strąciłem jej dłoń, niczym natrętnego owada.

- Matt, ona nie jest dla ciebie odpowiednia. Przecież zawsze ci się podobałam. Ja i Val. Było ci dobrze z nami. Sam jeszcze niedawno mi mówiłeś, że uwielbiasz moje usta, bo ciągną tak, że tracisz oddech. Chcesz? Chodź do środka, możemy znowu się zabawić. Jak za dawnych, dobrych czasów. Jeśli masz ochotę, zawołamy Briana. – odwróciła się w kierunku domu i uśmiechnęła promiennie. – O, już tu jest. Kochanie, Matt i ja mamy dla ciebie małą propozycję.            

            Brian podszedł do nas, przywitał się ze mną i Val, po czym spojrzał na nas z konsternacją.

- O co chodzi? – Michelle podeszła do niego i wsunęła dłoń w jego spodnie. Val gdy to zobaczyła, spojrzała na siostrę z obrzydzeniem. Oboje nie poznawaliśmy Michelle. Jej oczy były rozbiegane, gadała od rzeczy… Jakby ktoś ją opętał.

- Bo widzisz skarbie… Matt i ja, mamy mały sekret. Gdybyś ty wiedział, jaki on jest w łóżku… Istna seks-maszyna. Potrafił mnie pieprzyć godzinami… Val też nie narzekała. Teraz trochę się krępuje, ale jak tylko jej dotknie, robi się nienasycona. – Brian w ułamku sekundy zbladł. Z jego oczu ciskały pioruny. Kurwa, nie tak miała przebiegnąć ta rozmowa. Spojrzałem na Val, ona na mnie i oboje wiedzieliśmy, że na miłej pogawędce to się nie skończy.

- Kochanie, idź do sypialni, dobrze? Zaraz do ciebie przyjdę.

- Dobrze! Tylko weź Matta ze sobą. Zabawimy się razem. Val niech zostanie. Ona jest z tych grzecznych. Ma swojego Toma, czy jak mu tam… - Michelle uśmiechając się głupio, weszła do domu i zniknęła w sypialni. Brian złapał mnie za koszulkę i wrzasnął.

- Pieprzysz moją kobietę? Od kiedy kurwa?!

- Nie pieprzę jej! Nic nas nie łączy. Na pewno nie teraz!

- A wcześniej coś było? Kiedy? O czym mówiła Michelle? – na ratunek ruszyła mi Val. Uwolniła mnie z uścisku Briana i stanęła między nami, gotowa rozdzielić nas niczym walczących kogutów.

- To może ja wszystko wyjaśnię, zanim ty sobie coś sam dopowiesz. – Val wzięła głęboki oddech, po czym konturowała. – Dawno temu, ja, Michelle i Matt mieliśmy taki jakby… przyjacielski układ. Spaliśmy ze sobą. To się zaczęło, zanim zeszliście się z Michelle. Potem tylko ja z nim uprawiałam seks. Ale odkąd pojawiła się Kate, przestaliśmy. Niestety, Michelle nie potrafiła się z tym pogodzić tak łatwo jak ja. To przez nią Kate zerwała z Mattem. Michelle wysłała jej spreparowane zdjęcie i teraz Kate myśli, że Matt ją zdradzał. A ponieważ Kate wiedziała o naszym dawnym układzie, szybko wywnioskowała, że ten nigdy się nie skończył. – Brian wyglądał na przekonanego i w duchu ucieszyłem się, że nie zada najważniejszego pytania.

- Kiedy ostatni raz spałeś z Michelle? – ucieszyłem się za późno…

- Brian, to nie ma znaczenia.

- Odpowiedz.

- Miesiąc przed poznaniem Kate. – jego pięść w trybie ekspresowym zbliżyła się do mnie i momentalnie powaliła mnie na ziemię. Brian od razu rzucił się do mnie i zaczął mnie okładać. Dopiero po kilku ciosach, Val udało się go ściągnąć ze mnie.

- Oszaleliście?! Nie widzicie, że mamy tu ogromny kurwa problem? Nie dość, że Kate zniknęła i jest święcie przekonana, że ma rogi większe niż pieprzone renifery w zaprzęgu świętego Mikołaja, to Michelle zachowuje się jak opętana! Najpierw załatwmy te dwie sprawy, a potem zajmiemy się tymi waszymi urażonymi dumami! – Val podała mi dłoń i pomogła wstać. Otarłem krew z twarzy i spojrzałem na Briana. Kurwa, naprawdę nie chciałem go zranić. Nie wiem co mnie napadło, żeby pieprzyć Michelle podczas gdy ona już z nim była…

- Idę do środka. Muszę się zająć Michelle. Matt wybacz, ale… Nie chcę cię więcej widzieć. – Val spojrzała na mnie spanikowana.

- Brian, a zespół? – Gates zatrzymał się w pół kroku.

- Dokończę z wami tą trasę, ale potem koniec. Odchodzę. – i zniknął w środku domu.

- Chodźmy stąd, Matt. Nic tu po nas. Powinniśmy dać mu ochłonąć. Do końca trasy macie jeszcze mnóstwo czasu. Na pewno się pogodzicie. Wasza przyjaźń jest unikatowa, a po śmierci Jimiego umocniła się jeszcze bardziej. Potrzebujecie jedynie czasu. – Val chwyciła moją dłoń i ruszyliśmy do wyjścia, gdy nagle w całej posesji Michelle rozległ się wrzask Briana. Rzuciliśmy się w kierunku domu, a następnie sypialni. To co tam zastaliśmy, sprawiło że oboje z Val zamarliśmy ze strachu…

Kate

            Weszłam do mieszkania Chase’a i poszłam do sypialni, którą zajmowałam przez kilka ostatnich dni. Wyjęłam rzeczy z torby, akta położyłam na komodzie i poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Chwilę później, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

- Kate? Jesteś w domu?

- Tak, w sypialni!

- Jak lot?

- W porządku. Dobrze być już na miejscu. – Chase stanął w progu i oparł się o framugę. Ubrany w szary dres, wycierał twarz ręcznikiem. – Biegałeś?

- Nie, byłem na siłowni na dole. Wiedziałaś, że na dole jest siłownia?

- Szczerze mówiąc, nie. Kiedyś regularnie biegałam, ale gdy poznałam Matta, jakoś nie miałam do tego ani głowy ani czasu.

- Rozumiem. Widziałaś go, prawda? – przerwałam układanie rzeczy w szafie i wbiłam wzrok w podłogę.

- To nie jest jak katar, Chase. Nie wyleczę się z miłości do Matta w ciągu tygodnia. Potrzebuję na to trochę więcej czasu. – Chase podszedł do mnie i wyjął mi z rąk ubrania, a następnie włożył je do szafy i ją zamknął.

- Kate, a ja nie powiedziałem, że to wyścig. To ty masz się w tym czuć komfortowo. Jeżeli uważasz, że nie przestaniesz go kochać, to może nie warto się męczyć? Co on takiego ci zrobił?

- Zdradził mnie. I to z kobietą, która nie raz dawała mi do zrozumienia, że nie jestem dla niego dość ważna. Wiedział, jak bardzo jej nienawidzę, a mimo to poszedł z nią do łóżka.

- Przykro mi Kate.

- W porządku. Chase, nie chcę o tym mówić. To wszystko jest jeszcze zbyt świeże i za bardzo boli. Może kiedyś będę mogła o tym rozmawiać. Ale jeszcze nie teraz. – Chase przyciągnął mnie do siebie i przytulił. A ja nie marzyłam o niczym innym jak o tym, żeby zamiast niego był tu Matt…

- Zjesz coś? Możemy iść do jakiejś knajpki.

- Dzięki, ale nie jestem głodna. – Chase posadził mnie na łóżku, a sam kucnął przede mną.

- Kate! Widziałaś się w lusterku? – zrobiłam wściekłą minę, no bo co on niby miał na myśli? – Nie, źle mnie zrozumiałaś. Jesteś śliczna i to nie podlega dyskusji. Ale uwierz mi, że jeśli z tą bladą cerą, podkrążonymi oczami i zapadniętymi policzkami pojawisz się u moich staruszków… Matka padnie trupem, a ojciec posadzi cię przy stole, przywiąże do krzesła i będzie karmił dotąd, aż zaczniesz wyglądać na najedzoną. Nie możesz spać? Niewiele w tej kwestii mogę ci pomóc, ale przynajmniej pozwól mi cię nakarmić. Kate, wyglądasz jak ciężko chora… Proszę… Zabiorę cię na najlepsze mięcho w Nowym Jorku.

- No dobrze. Ale nie gniewaj się, jeśli nie będę tryskać humorem, ok.?

- Jasna sprawa! I wiesz co? Zamówimy sobie hektolitry piwa. Nawalimy się jak dwa bąki. No bo na smutki, najlepszy jest alkohol.

            Uśmiechnęłam się blado, po czym wygoniłam Chase’a z sypialni i wzięłam prysznic. Zmieniłam ciuchy na botki, jeansy oraz cieplejszą kurteczkę. W Californii wciąż było ciepło, ale na Wschodnim Wybrzeżu już było czuć zimę. Chase zamówił taksówkę i ruszyliśmy do restauracji „Keens Steakhouse”. Już w aucie czułam zapach mięsa. Modliłam się w duchu, żeby żołądek nie odmówił mi posłuszeństwa…

9 Listopada 2012, Piątek

- Chase, wychodzę po gazety! Chcesz coś ze sklepu? – krzyknęłam na cały głos. Zrobiłam to specjalnie, choć wiedziałam że Chase miał kaca stulecia. Ja byłam mądrzejsza, bo gdy po pierwszym kuflu piwa zaczęłam wspominać Matta, szybko zamiast kolejnego, zamówiłam dzbanek coli. Wolałam te pieprzone, niezdrowe bąbelki niż nie daj Boże dzwonić do niego po pijaku…

- Ciszę… Ciszę mi kurwa kup! – zaśmiałam się i opuściłam mieszkanie. Dziś po południu mieliśmy jechać do jego rodziców, a ja wreszcie miałam zabrać się do pracy. Praca zawsze była dla mnie odskocznią od problemów, liczyłam więc, że ta teoria sprawdzi się i tym razem.

            Weszłam do sklepu na rogu, z półki wzięłam świeże rogaliki francuskie, różne owoce, dwa kartony soku, mleko, włożyłam to do wózka i poszłam na stoisko z prasą. Wzięłam kilka dzienników, jakąś krzyżówkę i wtedy zobaczyłam napis zdobiący jeden z brukowców: Michelle DiBenedetto próbowała popełnić samobójstwo! Trasa Avenged Sevenfold stoi pod znakiem zapytania!

            Chwyciłam rączkę wózka i ścisnęłam ją mocno. Niewiele myśląc, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Toma. Odebrał ściszonym głosem:

- Halo?

- Tom, to ja, Kate.

- Kate? Siostra gdzie ty jesteś?

- Nieważne. Co z Michelle?

- Teraz już dobrze. Ale z tego co mówiła Val… Masakra jakaś. Michelle zupełnie oszalała. Gdy Brian ją znalazł w sypialni, siedziała na łóżku, cięła się żyletką i gadała od rzeczy. Wszędzie była krew. Zanim przyjechało pogotowie, minęło kilkanaście minut. Oboje z Brianem tamowali krwawienie, ale niewiele mogli zrobić. Michelle straciła przytomność i choć do tej pory jej nie odzyskała, lekarze mówią, że powinna wyjść z tego. Niestety będzie jej potrzebna opieka psychiatryczna.

- Boże… - wzięłam głębszy oddech próbując się uspokoić. To prawda, że nienawidziłam Michelle, ale nigdy nie życzyłam jej źle. – A jak Val to zniosła?

- Nie za dobrze. Siłą ją zmusiłem żeby się położyła. Jesteśmy teraz u ciebie, bo od ciebie jest bliżej do szpitala. Nie masz nic przeciwko?

- Nie, jasne że nie. Dbaj o nią, Tom. Val to fantastyczna dziewczyna. A Brian? Jak on się trzyma?

- No tu jest gorzej, Kate. Brian dowiedział się o wszystkim. O tym, że Matt pieprzył Michelle… Jest załamany. Nie dość, że najlepszy przyjaciel go zdradził, to jego dziewczyna leży na ostrym dyżurze po próbie samobójczej. Kate, kiedy wrócisz? Potrzebujemy cię… Tylko ty umiesz tu zaprowadzić porządek.

- Nie mogę Tom. Jeszcze nie teraz. Wrócę, obiecuję. Kiedyś na pewno wrócę.

- A powiesz mi gdzie jesteś?

- Nie mogę, Tom. Nie gniewaj się, ale nie mogę. Obiecuję, że gdy wrócę wszystko ci wytłumaczę. Uważaj na siebie i opiekuj się Val i Brianem. – rozłączyłam się zanim zadał mi kolejne pytanie. Było mi cholernie trudno i bałam się, że jeszcze chwila i namówiłby mnie do powrotu. A ja najpierw musiałam zająć się sprawą Dwighta, a potem stawić czoło rzeczywistości…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz