czwartek, 30 czerwca 2016

Odcinek 35

                                               Calvin Harris ft. Rihanna "This is what you came for"



            Od rana biegałam po mieszkaniu Chase’a szukając teczki z aktami sprawy jego ojca. Byłam pewna, że zabrałam ją ze sobą, ale wszystkie znaki na nie niebie i ziemi wskazywały na to, ze jednak jej nie wzięłam ze sobą… Cholera jasna! To oznaczało, że będę musiała lecieć do domu po nie. Nikt nie miał kluczy do mojego mieszkania, Tom był w trasie… No kurwa pięknie! Po prostu pięknie… Zadzwoniłam po taksówkę, do linii lotniczych po bilet do Huntington, spakowałam w małą torbę najpotrzebniejsze dokumenty i kazałam się zawieść na lotnisko. Po drodze zadzwoniłam do Chase’a. Zaraz drugiego dnia po wylądowaniu w Nowym Jorku, kupiłam sobie nowy telefon i kartę z nowym numerem. Starego na razie postanowiłam nie używać…

- Kate? Co tam? - Chase odebrał zaraz po drugim sygnale.

- Chase, muszę lecieć do domu. Nagła sprawa.

- Stało się coś? Mogę ci jakoś pomóc?

- Nie, wszystko jest ok. Wyobraź sobie, że nie wzięłam ze sobą akt sprawy twojego taty. A nie ma nikogo, kto mógłby mi je wysłać. Obiecuję, że wrócę szybko. A potem od razu zabieram się do pracy.

- Kate, wróć cała i zdrowa, a o resztę będziemy martwić się potem, ok.?

- Dobrze. Odezwę się jak dotrę do domu. – rozłączyłam się w momencie, gdy taksówka zajechała na lotnisko. Wbiegłam na terminal, odnalazłam odpowiednie stanowisko i zdałam bagaż.

            Godzinę później siedziałam w samolocie lecącym do Huntington Beach. Byłam nieco zdenerwowana tym faktem, ale w duchu liczyłam że żaden z chłopaków nie wpadł na pomysł, żeby na czas przerwy w koncertach przylecieć do domu. O ile dobrze pamiętałam, mieli za kilka dni lecieć do Europy… Matt często powtarzał, że chciałby pokazać mi miejsca, które już wcześniej odwiedził… No to teraz sobie będzie zwiedzał z Michelle. O ile w ogóle wyjdą z łóżka. Na tą myśl, coś mnie ścisnęło w okolicy serca… - Nie! Kate, to już za tobą! Ten palant nie zasługuje nawet na to, żeby na niego splunąć. Niech sobie robi co chce, a ty się zajmij karierą. Bo to jedyna pewna rzecz w twoim życiu… - powiedział mój rozum, a serce jedynie pokiwało głową w powątpiewającym geście...

7 Listopada 2012, Środa

            Wpadłam do mieszkania i od razu ruszyłam na poszukiwania teczki z aktami. Gdy znalazłam ją, odetchnęłam z ulgą. Przejrzałam czy niczego nie brakuje. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewna, że to portier przyniósł mi pocztę, poszłam otworzyć. Kolana się pode mną ugięły, gdy w drzwiach zobaczyłam Briana. Natychmiast przybrałam wściekłą minę, zasłoniłam ramieniem wejście do mieszkania i zapytałam nieprzyjaznym tonem.

- Czego? – Brian był w lekkim szoku słysząc złość w moim głosie. Ale czego się spodziewał? Był idiotą, skoro pozwolił na to, żeby jego najlepszy kumpel posuwał jego kobietę. A niby tak nam kibicował… Według mnie przymykał na wszystko oko. Tak było wygodniej.

- Kate! Dobrze, że jesteś. Musisz nam pomóc.

- A to niby czemu, Brian? Co jest takiego, co miałoby mnie skłonić żeby cię wysłuchać?

- Matt… On… - gdy usłyszałam imię zdrajcy, zimny pot oblał moje ciało.

- No co, Brian? Co Matt? Mów, bo nie mam czasu. – zamierzałam zaraz kupić bilet powrotny do Nowego Jorku i nie chciałam tracić czasu na dyrdymały.

- Został aresztowany.

- No i? Co mi do tego? Macie chyba jakiś swoich prawników? Matt już mnie nie obchodzi. – Brian spojrzał 
na mnie, po czym wepchnął mnie do środka i zamknął za nami drzwi.

- Kate, nie wiem co się między wami stało. Wiem jednak, że jeśli Matt nie wyjdzie z aresztu, to cała trasa pójdzie się jebać! I nie, nie mamy żadnych prawników. Wytwórnia ich ma, ale oni nie mogą się dowiedzieć, że Shadows jest na dołku. Błagam cię, pomóż nam.

- Nie! Nie zamierzam tego robić. Wiesz przynajmniej co zrobił mi Matt?

- Nie, bo kurwa nikt mi nie chce nic powiedzieć. Val powiedziała, że panują nad sytuacją, Michelle milczy i warczy na mnie, gdy ją wypytuję… Może ty mi powiesz?

- Twoja cudowna Michelle, rozpierdoliła mi związek! To się stało! Już od dawna knuła między nami… I wreszcie dopięła swego. Ale o to, dlaczego tak jej na tym zależało, powinieneś zapytać ją, albo Matta. Oni wiedzą najlepiej.

- Kate, przykro mi. Naprawdę.

- Gówno ci przykro! Wszystkim wam! Macie w dupie co się stało! Dla was byłam kolejną puszczalską cipą, którą posuwał Shadows! Nikt nie wiedział co ja myślę i co czuję! I ja was też teraz mam w dupie. I Matta, który siedzi w pierdlu. Jego problem. Nie mój!

- Kate, do cholery! Nie mamy czasu szukać nowego prawnika! Nikt tego nie załatwi tak szybko jak ty! Potem możesz się mścić na mnie, na Shadsie i na kim tylko chcesz. Ale teraz proszę cię tylko o to, żebyś nam pomogła wyciągnąć go z aresztu. Jeśli za kilka dni nie zjawimy się w Europie, to będzie nasz koniec… Larry nam tego nie daruje, wytwórnia puści nas z torbami…  - weszłam do salonu i usiadłam z impetem na sofie. Z jednej strony mogłabym im pomóc… Co mi szkodziło? Zrobiłabym to i pogoniła Matta w cholerę… Nie dam mu satysfakcji… Zachowam się tak, jakby w ogóle nie obeszła mnie ta cała sytuacja, która wydarzyła się między nami.

- Za co go aresztowali? – założyłam nogę na nogę i sięgnęłam po terminarz.

- Pobicie policjanta. Matt był wczoraj u ciebie, myślał że cię zastanie… Gdy wracał, policjant zatrzymał go za przekroczenie prędkości. No, a że był wkurwiony no to mu przywalił… Ponoć glina ma złamany nos i kilka siniaków, ale to jest jednak napaść na policjanta… Larry nie może się dowiedzieć. Kate, proszę cię… Jeśli nie ze względu na Matta… Zrób to dla zespołu.

- Dobra. Ale to będzie ostatnia rzecz, jaką dla was zrobię. Potem nie chcę was widzieć. Żadnego z was! – Brian podał mi namiary na komisariat, nazwisko policjanta, a gdy je przeczytałam, uśmiechnęłam się w duchu. John Ontario był moim dawnym znajomym. Prowadził kiedyś zajęcia na wydziale, gdy studiowałam… Obecnie zbliżał się do emerytury i nie sądził biedaczek że na stare lata będzie chodził ze złamanym nosem… Liczyłam na to, że obejdzie się bez rozprawy. – Pojadę tam jeszcze dzisiaj. Zobaczymy co da się załatwić. Jedziesz ze mną?

- Jasne. Dzięki, mała. Naprawdę to doceniam.

- Taa…

            Dotarcie na komisariat zajęło nam niecałe dziesięć minut. Po pół godzinie było po wszystkim. John ucieszył się, gdy mnie zobaczył, a gdy go uprosiłam, żeby nie wnosił oskarżenia, roześmiał się, mówiąc że jestem przekonywująca jak mój ojciec. No cóż… Obiecałam mu, że Matt już nie będzie rozrabiał, wytłumaczyłam że był w podłym nastroju po tym, jak kopnęłam go w dupę, a John po prostu pojawił się w złym miejscu, o niewłaściwym czasie… Wyszłam przed budynek i skierowałam się do auta. Brian podbiegł do mnie i zapytał:

- No i co?

- No i nic. Za chwilę wyjdzie. Zaczekaj tu na niego i zabierz go do domu. Z dala ode mnie! – sięgnęłam do klamki, otworzyłam drzwi, ale Brian je zatrzasnął.

- A ty? Nie zaczekasz na niego?

- Na kogo? Na to marne nic, które zmarnowało mi kilka miesięcy? Które potraktowało moje serce jak niepotrzebny śmieć? Nie. Mam lepsze rzeczy do roboty, Brian. – kątem oka zobaczyłam zbliżającą się do nas postać. Matt szedł szybkim krokiem, a gdy był wystarczająco blisko, przyciągnął mnie do siebie.

- Kate… Boże… Skarbie, błagam uwierz mi. Nic nie zrobiłem. Nigdy cię nie zdradziłem. To wszystko kłamstwo. To zdjęcie… Ona je sfabrykowała… Przepraszam, że jej na to pozwoliłem… Proszę, powiedz że mi wybaczysz. Maleńka moja… Kate, powiedz coś. – nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pomimo tego, że jego ramiona ciasno mnie obejmowały, ja stałam tam jak bezduszna kukła. Patrzyłam jedynie przed siebie, nawet nie mrugając okiem…

- Przyjechałam tylko po to, żeby cię wyciągnąć z aresztu. Nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla zespołu. Jeśli o mnie chodzi, to mógłbyś tu gnić w nieskończoność! – nagle Brian gdzieś się ulotnił… Jak zwykle… A szkoda, mógłby się dowiedzieć ciekawych rzeczy.

- Kate, co ty mówisz? Przecież powtarzam ci, że z nią nie spałem. Nie dotknąłem jej ani razu, odkąd jesteśmy razem.

- Nie jesteśmy razem, Matt. Zerwałam z tobą. I tak będzie najlepiej. Nie wiem czy dla ciebie, ale na pewno dla mnie. Muszę myśleć przede wszystkim o sobie. A życie z tobą byłoby dla mnie dość… - zamilkłam na sekundę, by dobrać odpowiednie słowo – stresujące. Niepotrzebny mi stres, Matt. Nie teraz. Jestem u szczytu mojej kariery i sam rozumiesz, że bycie z kimś, kto nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach, będzie zbyt obciążające dla mnie. Nie chcę, by moje nazwisko świeciło w brukowcach tuż obok nazwiska Michelle, która będzie się chwalić wszystkim dookoła jaki to jesteś boski w łóżku. To że jesteś, to wiem sama. Nie muszę o tym czytać w gazetach. Ale sam seks nie wystarczy. Ja potrzebuję więcej. A ty mi tego nie chcesz dać. Ty tylko chcesz się bawić. No to się baw. Beze mnie. Cześć! – odwróciłam się na pięcie, wsiadłam do auta i odjechałam, nie dając mu nawet szansy na wytłumaczenie. W środku cała się trzęsłam. Chciałam się wrócić, powiedzieć mu jak mnie zranił, że złamał mi serce, że wciąż go kocham… Ale nie mogłam. Nie mogłam mu ponownie pozwolić, by mnie zranił. Już i tak byłam wrakiem człowieka… Tych ostatnich kilka dni… To był koszmar. Całe noce nie spałam. Mało jadłam. Chase próbował we mnie wmusić jakieś pożywienie, zabierał do restauracji… Wszystko na nic. Ostatnio nawet zagroził, że sprowadzi lekarza. No ale co ja miałam poradzić na to, że cały mój świat rozpadł się na kawałki? Moje życie straciło sens. Nie byłam w stanie myśleć o jedzeniu. I chociaż chciałam zasnąć… Nie mogłam. Kręciłam się z boku na bok aż do rana… Ja po prostu wegetowałam…

            Wróciłam do domu, zabarykadowałam się od środka i rzuciłam na łóżko z płaczem. Pozwoliłam sobie na łzy po raz pierwszy odkąd rozpłakałam się u Chase’a. Czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce i powolutku je obracał. Po kilku minutach usłyszałam walenie do drzwi i głos Matta dobiegający zza nich.

- Kate! Otwieraj! Wiem, że tam jesteś! Otwórz, proszę. – milczałam, ale wiedziałam że to nie jest wyjście. Prędzej czy później musiałam wyjść z mieszkania, choćby po to, żeby wrócić do Nowego Jorku. – Nie odejdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz!

- A to sobie siedź, ty dupku! – wrzasnęłam w kierunku drzwi, po czym poszłam pod prysznic. Gdy wyszłam z łazienki, wyjrzałam po cichu przez wizjer. Matt siedział przed moim mieszkaniem i zawzięcie wpatrywał się w drzwi. Skoro obrał taką taktykę… Wzruszyłam ramionami i poszłam do sypialni. Zanim zasnęłam, zadzwoniłam do linii lotniczych by kupić bilet, następnie odłożyłam telefon i spróbowałam zasnąć. Choć z góry wiedziałam że to przegrana sprawa. Tak samo jak mój związek z Mattem…

8 Listopada 2012, Czwartek

            Uchyliłam cicho drzwi do mieszkania i bezszelestnie wyszłam na korytarz. Jakie było moje zdziwienie, gdy na podłodze zastałam śpiącego Matta. Siedział pod ścianą, głowę miał opartą o przedramiona i po prostu spał. Kucnęłam przed nim i już miałam go dotknąć, gdy jednak zrezygnowałam. Pokręciłam jedynie głową i szepnęłam najciszej jak tylko mogłam.

- Spieprzyliśmy to Matt. Oboje. Ale jest już za późno, żeby to ocalić. Bądź szczęśliwy. Zawsze będę cię kochać. – wstałam i ruszyłam do windy. Gdy wjechała na moje piętro, weszłam do środka, zasunęłam kratę i wtedy dobiegł mnie odgłos szybkich kroków. Matt podbiegł do windy, gdy ta cichym piskiem oznajmiła, że rusza i szklane drzwi zasunęły się oddzielając nas od siebie. Spanikowanym wzrokiem spojrzał na mnie i przyłożył dłoń do szyby. Widziałam w jego oczach tyle emocji i uczuć: strach, ból, żal, ale też i miłość. Nareszcie w jego oczach dostrzegłam to, czego tak bardzo pragnęłam. Niestety za późno. Odwróciłam twarz by na niego nie patrzeć, a bezlitosna winda zawiozła mnie na parter. Wiedziałam, że to tylko kwestia sekund, kiedy Matt zbiegnie na dół. Wybiegłam na zewnątrz, machnęłam na nadjeżdżającą taksówkę, po czym wsiadłam do środka i pośpieszyłam kierowcę by odjechał. Po raz ostatni odwróciłam się by spojrzeć za siebie i wtedy go zobaczyłam. Wybiegł z budynku i rozpaczliwym wzrokiem szukał mnie na ulicy. Nie odnalazł mnie. Stał samotny na ulicy, a moje serce które tak bardzo pragnęło jego miłości, zostało na tej ulicy razem z nim…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz