18 Października 2012,
Czwartek
Obudził mnie dzwonek telefonu.
Zaspana, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał trzecią nad
ranem. Na wyświetlaczu migało zdjęcie Matta. Nie wiedząc czego się spodziewać,
postanowiłam odebrać. Zdecydowałam jednak, że nie powiem mu o tym, co
usłyszałam kilka godzin wcześniej.
- Halo?
- Hej
skarbie! Obudziłem cię? Przepraszam. Dopiero teraz usiadłem na tyłku.
- Nic się
nie stało. Gdzie teraz jesteście?
- W drodze
do Vancouver. Mieliśmy po koncercie spotkanie z fanami, które się przedłużyło,
a jakby tego było mało, zapomniałem z busa telefonu. Tak, to bym zadzwonił
wcześniej. – jego tłumaczenia zaczęły mnie przerażać. Jakby miał wyrzuty
sumienia…
- Wszystko
jest w porządku, Matt. Nie musisz być ciągle pod telefonem. Ty masz swoje
obowiązki, a ja swoje. Dałeś mi rozpiskę, więc wiem kiedy mogę zadzwonić, a
kiedy gracie. Wyluzuj troszeczkę.
- Po prostu
jest mi źle, że nie ma cię ze mną. Nie cieszą mnie koncerty tak, jak kiedyś…
- Przykro
mi, że tak to odbierasz. Ale to była nasza decyzja i musimy się z tym pogodzić.
Czas szybko zleci i nim się obejrzymy, znowu będziemy razem.
- Skoro tak
mówisz… Dobrze, nie będę cię już dłużej męczył. Chciałem tylko usłyszeć twój
głos. Zadzwonię znowu niedługo.
- Ok. Do
usłyszenia.
- Tęsknię.
- Pa. –
rozłączyłam się i wtuliłam głowę w poduszkę. Dziwnie było słuchać tłumaczeń
Matta. Jakby czuł się winny. Tylko czego? Tego, że nie zadzwonił, czy tego że
mnie zdradza? A zdradził? To, że usłyszałam w słuchawce kobiecy głos, nie
oznaczało jeszcze że przyprawiał mi rogi. Ta kobieta… Brzmiała jak Michelle. A
co, jeśli jest tak jak mówił Matt? Że zapomniał telefonu, a ona to wykorzystała
i odebrała moje połączenie? Ta kobieta nie popuści, dopóki nie dopnie swego.
Tylko jak miałam jej nie dawać satysfakcji, skoro byłam daleko? Jak miałam
udowodnić sobie i Shadsowi, że nic nas nie złamie? Nagle wpadłam na szalony
pomysł. Sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer Briana. Minęła dłuższa chwila,
zanim w słuchawce usłyszałam jego zaspany głos.
- Mała?
Jeśli to ty, to masz wpierdol. Wiesz która jest godzina?
- Wiem,
Brian. Musisz mi pomóc.
- Strzelaj.
Tylko konkretnie, póki jestem przytomny.
- Dobrze,
dobrze. No to słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzać…
Matt
22 Października 2012, Poniedziałek
Wtoczyłem się
do busa nieprzytomny ze zmęczenia,
skorzystałem
z tego że
w termie jeszcze było
trochę
ciepłej
wody, umyłem
się
w poszedłem
do siebie. W samych bokserkach walnąłem
się
na łóżko i nim zdążyłem
pomyśleć, żeby
zadzwonić
do Kate, zasnąłem…
Poczułem
jakiś
ruch na łóżku. Otworzyłem oczy i zobaczyłem obok siebie Kate! Była tutaj! Przy mnie!
- To sen? Czy naprawdę tu jesteś?
- Jestem, kochanie. Naprawdę tu jestem. Ale nie na długo. Przyjechałam dosłownie
na chwilkę.
- Zostań
dłużej… Proszę…
- Nie mogę Matt. Przepraszam, ale nie mogę.
- Musimy więc wykorzystać to, że
tu jesteś.
- Kochaj się ze mną,
Matt. Proszę…
Kochaj mnie… - zrzuciłem
z nas kołdrę i zacząłem
szaleńczo
całować Kate. Jej język pieścił mój, co chwila przygryzała moją
wargę,
doprowadzając
mnie tym do wrzenia. Jej dłoń powędrowała do moich bokserek, wsunęła ją
do środka
i objęła
mocno mojego kutasa. – Taki twardy… Zawsze jesteś
taki twardy.
- Dla ciebie, skarbie… - masowała go przez chwilę, aż
w końcu
pchnęła
mnie na materac i klęknęła między
moimi udami. Nie mówiąc
nic, nachyliła
się
i zassała
go w swoje namiętne
usta. – Tak, mała…
Ssij go… Właśnie tak…
Kate
jedynie mruczała
i brała
mojego penisa w usta tak głęboko,
jak nigdy przedtem. W pewnym momencie przerwała
pieszczotę
i dosiadła
mnie okrakiem. Wbiłem
się
w nią
tak mocno, że
aż
krzyknęła.
Położyłem
dłonie
na jej biodrach i pomagałem
się
unosić.
Zaczęła
mnie ujeżdżać
naprawdę
mocno. Pieprzyliśmy
się
jak w amoku. Kate wbijała
paznokcie w moją
klatkę
piersiową,
jęczała coraz głośniej,
a ja pozwalałem
jej na to, mając
gdzieś,
że
wszyscy dookoła
w busie już
spali. Gdy poczułem,
że
jestem blisko, usiadłem
prosto i przytuliłem
ją
do siebie. Kate przygryzła
wargę
aż
do krwi i patrząc
mi w oczy, zaczęła
dochodzić.
Jej cipka zaciskała
się
na moim kutasie, a ten pompował
w nią
bez końca
kaskady spermy.
Minęło dobrych kilka minut zanim oboje
doszliśmy
do siebie. Leżałem na materacu, a Kate na mnie z twarzą na moim ramieniu.
- Wciąż
nie wierzę,
że
tu jesteś.
- Pomyślałam, że
skoro ty nie możesz
się
zerwać
nawet na chwilę,
to ja wpadnę.
- Dziękuję. To naprawdę dla mnie bardzo wiele znaczy. Gdybym
mógł,
zamknąłbym
cię
w sypialni i nie wypuszczał.
- To byłoby
zbyt proste. – Kate zaczęła
dłonią gładzić moją
klatkę
piersiową.
Sięgnąłem po kołdrę i okryłem
nas oboje.
- Wiem… Ale o niczym innym nie marzę. Byś
była
ze mną.
Na zawsze… - zamknąłem
oczy i zasnąłem…
Obudziłem się,
gdy autobus był
w ruchu. Z naszej małej
kuchni dobiegł
mnie zapach kawy. Pewnie Val już
wstała
i jak to ona, naparzyła
jej dla wszystkich. Odwróciłem
się
i na poduszce obok znalazłem
kartkę.
Od razu rozpoznałem
pismo Kate.
To nie był sen. Naprawdę tu byłam. Dziękuję ci za cudowne chwile.
Na
zawsze twoja
Kate
Dopiero
po chwili zdałem
sobie sprawę,
co się
wydarzyło…
Byłem
święcie przekonany, że to wszystko tylko mi się przyśniło… Wyskoczyłem z łóżka, ubrałem
bokserki, spodnie i wyszedłem
z sypialni. W kuchni natknąłem
się
na Valary, Toma i Briana. Cała
trójka spojrzała
na mnie, głupio
się
uśmiechając.
- Randka się udała?
– Bri spojrzał
na mnie wymownie.
- Ty wiedziałeś
o wszystkim?
- Stary… Możesz mi podziękować.
Ja to wszystko zorganizowałem.
- Ale… Jakim cudem? I czemu kurwa na
tak krótko? – Val dała
mi kubek z kawą
i pokazała
bym usiadł,
a sama zajęła
miejsce naprzeciwko, tuż
obok Toma.
- Kate do mnie zadzwoniła kilka dni temu. Ogarnęliśmy
jej grafik i naszą
rozpiskę
koncertową,
wybraliśmy
moment, kiedy było
najlepiej dla niej, żeby
przyleciała
i już!
Niestety musiała
zaraz wracać,
pewnie już
jest w samolocie… Przykro mi stary, że
przyleciała
tylko na chwilę.
Ale sam przyznasz, że
lepsze to niż
nic. Kto wie, kiedy ją
teraz zobaczysz?
- Dzięki,
Brian! To naprawdę
dla mnie wiele znaczy. Do końca
życia
ci się
nie odwdzięczę. A jeśli
kiedyś
jeszcze będziesz
chciał
tak spiskować
za moimi plecami, to masz moje pozwolenie.
- No, ja myślę!
Dopiłem swoją
kawę
i poszedłem
do sypialni, żeby
jeszcze się
położyć.
Gdy zamknąłem
oczy, wróciły
do mnie wspomnienia minionej nocy… Kate, która ujeżdżała mnie jak szalona… Gdy kochaliśmy się
od tyłu…
W pozycji sześćdziesiąt dziewięć…
Jej usta na moim kutasie… Zaciskające
się
tak słodko…
Uwielbiałem
jej zapach po seksie… Jej skóra mokra po naszych igraszkach… Kochałem każdy
skrawek jej ciała.
Kochałem
ją
całą…
Kate
Weszłam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. To
był naprawdę genialny pomysł z tym, żebym poleciała do Matta. Musiałam się
upewnić, że między nami wszystko było w porządku. I było. To jak się ze mną
kochał, jak pieścił moje ciało, jak je całował, dotykał… Wciąż byłam nieco
obolała, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Niechętnie poszłam pod
prysznic. Chciałam zachować na zawsze zapach Matta na sobie…
Tuż
przed siedemnastą, do mojego gabinetu zajrzała Rosie.
- Pan Rosenberg na linii.
- Dziękuję. Rosie, możesz iść do domu,
pozamykam wszystko.
- Dziękuję, panno Morisson, do jutra.
– uśmiechnęłam się i odebrałam telefon.
- Witaj Dwight, w czym mogę ci pomóc?
- Kate, kochanie jak się miewasz?
- Dobrze. Zaraz kończę pracę. A co u
was?
- Dzwonię, żeby zapytać, czy już wiesz
kiedy do nas przylecisz. Odbierzemy cię z lotniska.
- Myślę, że za kilka dni zjawię się w
Nowym Jorku. Nie patrzyłam jeszcze na bilety, bo musiałam wyjechać służbowo,
ale jak tylko je kupię, od razu dam znać.
- Dobrze. W takim razie, czekam na
wiadomość od ciebie.
- Do usłyszenia, Dwight. I jeszcze
jedno…
- Tak?
- Wszystko będzie dobrze.
- Wiem, kochanie. Wiem… - rozłączyłam
się i zaczęłam pakować rzeczy do torebki. Zamknęłam kancelarię, wsiadłam do
auta i ruszyłam w kierunku domu.
29 Października 2012, Poniedziałek
Dzisiejszy
dzień zakończyłam przegraną sprawą w sądzie. Byłam pewna, że wygram i się
przeliczyłam… No trudno… Nie miałam wpływu na decyzję sędziego, klient nie
powiedział mi wszystkiego i wyszło jak wyszło…
Wracałam do domu w podłym nastroju. Postanowiłam kupić sobie wino i upić
się na smutno. Na szczęście między mną a Mattem wszystko układało się w
porządku. Dzwonił do mnie prawie codziennie, a jeśli nie mógł dzwonić, to
pisał…
Weszłam
do mieszkania, zrzuciłam buty i poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kolację.
Dźwięk dzwonka przerwał mi tę czynność. W progu stał kurier i trzymał w dłonie
niewielką kopertę.
- Dobry wieczór, przesyłka dla Kate
Morisson.
- To ja. Gdzie mam podpisać? –
pokwitowałam odbiór, zamknęłam drzwi i otworzyłam kopertę. W jednej chwili mój
cały świat legł w gruzach. Na fotografii był Matt, ubrany jedynie w bokserki siedział przy stole
zapewne w busie zespołu. Do jego ramienia tuliła się roznegliżowana Michelle.
Siedziała tak, że nie widać było jej nagich piersi, a Matt obejmował ją
ramieniem uśmiechając się do niej. Gdy tylko zobaczyłam to zdjęcie, wszystko
stało się dla mnie jasne… To jaki był dla mnie miły przez ostatnie dni. To, że
tamtej nocy tak gorączkowo się tłumaczył dlaczego nie odebrał telefonu…
Zdradzał mnie… Najwidoczniej nie od wczoraj… Wiedziałam, że Michelle w końcu
dopnie swego. Nie sądziłam jednak, że zrobi to w tak brutalny sposób. Boże…
Zupełnie nie wiedziałam co robić… Musiałam wyjechać… Jak najszybciej. Planowałam
wyjazd od Nowego Jorku dopiero za dwa tygodnie. Jednak gdybym została w
Huntington, to bym się tylko zadręczała. Pobiegłam szybko do sypialni po
kalendarz, przejrzałam zbliżające się dni i wybrałam numer Rosie.
- Panno
Morisson? Czy coś mogę dla pani zrobić?
- Tak.
Posłuchaj mnie uważnie. Jutro wyjeżdżam, nie będzie mnie w kancelarii. Odwołaj
wszystkie moje spotkania. Sprawdziłam w kalendarzu, do końca roku nie mam
żadnych spraw w sądzie. Jeśli są jakieś pilne spotkania, rozdziel je między
resztę ekipy.
- Kiedy
możemy się pani spodziewać z powrotem?
- Nie wiem,
Rosie. Jak tylko coś będę wiedziała, dam ci znać. Róbcie wszystko tak, jak do
tej pory. Odezwę się.
- Do
zobaczenia, panno Morisson. Proszę na siebie uważać.
- Dobrze. Do
usłyszenia. – wróciłam do kuchni i wypiłam cały kieliszek wina. Cała aż
chodziłam w nerwach. Miałam wrażenie, że zdjęcie, które wciąż trzymałam w
dłoni, aż mnie pali… Postanowiłam ostatecznie rozmówić się ze zdrajcą. Wybrałam
numer Matta i czekając na połączenie, chodziłam nerwowo po salonie. W jednej
dłoni trzymałam telefon, a w drugiej zdjęcie.
- Kate? Hej,
kotku! – zaraz mu zmyję ten uśmieszek z pyska, pomyślałam!
- Matt, czy
ty masz mnie za kompletną idiotkę?!
- O co
chodzi? Dlaczego jesteś zdenerwowana?
- Nie
powinnam była w ogóle się z tobą zadawać! Nie jedna osoba ostrzegała mnie przed
tobą! Mówili, że nie jesteś stały w uczuciach, ganiasz za laskami… A mimo to ja
czułam, że jest w tobie coś, czego nie widzą inni. Myliłam się, Matt. Jesteś
taki sam, jak Chris i jak inni faceci. Szkoda tylko, że tak późno to
dostrzegłam…
- Kate, o
czym ty mówisz do cholery? Możesz mi wyjaśnić? Bo naprawdę nic nie rozumiem!
- Odpowiedz
mi tylko na jedno pytanie: pieprzysz Michelle? – w słuchawce zapadła cisza.
Oczami wyobraźni widziałam jak Matt pociera dłonią twarz. Zawsze tak robił, gdy
był zakłopotany lub nie wiedział co powiedzieć. Dokładnie tak samo robił, gdy
wyznał mi prawdę o Amy…
- Kate, ale…
- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Wszystko
jest dla mnie jasne, Matt. Wszystko teraz ułożyło się w całość. To, jak
gorączkowo tłumaczyłeś mi się przez telefon kilka tygodni temu… Jakbyś coś miał
na sumieniu. Dlatego do ciebie przyleciałam. Chciałam się upewnić, że między
nami wszystko jest ok. Uwierzyłam we wszystko co mi mówiłeś. W każde kłamstwo.
Teraz wiem że łgałeś w żywe oczy. Do myślenia powinno mi dać to, że nigdy nie
potrafiłeś jej opierdolić, gdy stawała między nami, że spokojnie patrzyłeś na
to jak usiłowała mi wmówić, że mnie z nią zdradzasz…
- Przecież
to ty kazałaś mi się nie mieszać. A teraz masz o to pretensje? Zachowujesz się
jak hipokrytka, Kate!
- I
widocznie miałam rację. Bo przynajmniej otworzyła mi oczy. Mam tylko nadzieję,
że będziesz miał więcej odwagi i przyznasz się Brianowi, że posuwasz jego
dziewczynę. Bo zabrakło ci odwagi, żeby przyznać się mi.
- Kate, ale
nawet nie dałaś mi dojść do słowa!
- Zadowolony
z siebie jesteś?! Zakochałam się w tobie, a ty przy pierwszej nadarzającej się
okazji, zdradziłeś mnie! – nie zdałam sobie sprawy, że właśnie przed chwilą
wygadałam się z moimi uczuciami. W duchu jednak liczyłam, że podczas mojego
monologu, Matt nie zrozumiał co powiedziałam… - Boże, rozumiem z Val!! Ale z
Michelle?! Wiedziałeś kurwa, że mam na nią alergię, widziałeś że działa na mnie
jak czerwona płachta na byka!! Zrobiłeś mi na złość?! Po co chciałeś żebym
jechała z wami w trasę?! Liczyłeś na jakiś ognisty trójkącik?! A może sądziłeś,
że będę się wam spokojnie przyglądać, co?! Zresztą to już nieważne!! To koniec,
Matt! Koniec z nami! Nas już nie ma!
- Kate,
przylecę pierwszym samolotem. Błagam, czekaj na mnie, wszystko ci wyjaśnię! –
głos Matta był spanikowany, wiedziałam że pewnie już wyciąga portfel żeby kupić
bilet na pierwszy samolot. Ja jednak musiałam być szybsza.
- Wyjeżdżam.
Nie szukaj mnie. – rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Rozsypał się
na maleńkie
kawałki. Zupełnie jak moje serce. Spojrzałam ponownie na
fotografię, zamknęłam oczy i poszłam do sypialni. Wyjęłam z garderoby walizkę,
zaczęłam pakować do niej ubrania, a następnie zadzwoniłam do linii lotniczych.
- Witamy w
American Airlines, przy telefonie Amanda Ronson, w czym mogę pomóc?
- Dzień
dobry, chciałabym zarezerwować lot do Nowego Jorku.
- Na kiedy?
- Jak
najszybciej.
Dwie godziny później kierowca
taksówki odebrał moje bagaże. Wróciłam się do mieszkania, żeby sprawdzić czy
wszystko zabrałam. Zdjęcie Michelle i Matta włożyłam do koperty, którą
zakleiłam i podpisałam słowami:
Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi
Oddałam ją
portierowi z prośbą, że jeśli kiedykolwiek Matt zjawi się w moim mieszkaniu, ma
mu oddać kopertę. Ostatni raz rozejrzałam się po kamienicy, po czym wsiadłam do
taksówki i odjechałam w kierunku lotniska…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz