czwartek, 2 czerwca 2016

Odcinek 31



                                                    Simply Red "Holding back the years"

            Przywitałam się z Dwight’em oraz jego żoną, Mary i wszyscy razem usiedliśmy przy stole. Rosenbergowie mieli swoją gosposię, która na kolację podała pyszną pieczeń z warzywami. Jedliśmy rozmawiając o tym, co u mnie słychać, o prywatnej klinice Chase’a i o tym jak radzę sobie po śmierci rodziców. Po kolacji przeszliśmy z Dwight’em i Chasem do gabinetu, gdzie przy kawie zaczęliśmy omawiać najważniejszy powód mojego przyjazdu.

- Dobrze, panie Rosenberg. Proszę mi wszystko opowiedzieć, od początku do końca.

- Ale tylko pod warunkiem, że będziesz mi mówiła po imieniu. Znamy cię kochanie od urodzenia, jesteśmy jak rodzina.

- Dobrze, Dwight. A więc? – wyjęłam notatnik, długopis i mogliśmy zacząć.

- Kilka miesięcy temu do mojej kliniki trafił młody mężczyzna. Klasyczny przypadek, zerwane wiązadło na skutek intensywnej i wyczynowej jazdy na rowerze. Przeprowadziłem operację, potem pacjent odbył dwutygodniową rehabilitację. Niestety, kilka dni temu wrócił do mnie ponownie z tą samą dolegliwością. Więzadło ponownie zostało zerwane. Po pierwszej operacji zalecałem pacjentowi unikanie uprawiania jakichkolwiek sportów przez minimum pół roku. Zarzekał się, że zastosował się do moich zaleceń. Ale Kate… To niemożliwe… Gdyby rzeczywiście mnie posłuchał, więzadło by się nie zerwało. Mężczyzna oskarżył mnie o błąd w sztuce lekarskiej, zażądał gigantycznego odszkodowania… - Dwight schował twarz w dłoniach i pokręcił głową bezradnie, po czym spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Ten starszy mężczyzna kompletnie się załamał.

- Ile? – zapytałam, wciąż notując przydatne informacje.

- Milion dolarów. – Dwight gdy to powiedział, zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Chase położył dłoń na jego ramieniu, w pocieszającym geście.

- Na kiedy wyznaczono termin rozprawy?

- Piąty listopada. Kate, powiedz mi ale tak szczerze… Mam jakieś szanse? – spojrzałam na Chase’a, potem na Dwight’a i uśmiechnęłam się.

- Nie mam powodów, żeby ci nie wierzyć. Jeśli jest tak, jak mówisz, to prawo stoi po naszej stronie. Będę musiała spotkać się z pełnomocnikiem twojego pacjenta. Dobrze by było, gdyby zechciał pójść na ugodę, ale jeśli się nie zgodzi, no to czeka nas proces. A wtedy wszystkie dowody wyjdą na światło dzienne i niestety o żadnym odszkodowaniu nie może być mowy. – Chase wyraźnie odetchnął z ulgą.

- Kate, to może spotkasz się z nim, póki tu jesteś? Nie chciałbym cię kłopotać, żebyś musiała tu przylatywać co chwila. Choć nie ukrywam, cieszę się że tu jesteś. Nie widzieliśmy się kilka lat.

- Wiesz, co… Wydaje mi się, że dobrze by było, gdybym przyleciała tu ponownie, powiedzmy jakieś trzy tygodnie przed rozprawą i została aż do procesu. Naturalnie zamieszkam w hotelu.

- Chyba oszalałaś! Nawet nie ma mowy! – Dwight aż pobladł, gdy usłyszał moją propozycję. – Twój ojciec by mnie straszył zza grobu, gdybym pozwolił ci nocować w hotelu. Zamieszkasz u nas. Mamy dużo miejsca, a ja i Mary będziemy niezmiernie szczęśliwi, mogąc cię gościć u nas.

- Przecież może mieszkać u mnie. – Chase uśmiechnął się do mnie. – O czym ma z wami rozmawiać, kochani staruszkowie?

- Synu! Kate jest młodą damą, na pewno jest z kimś związana. Jakby to wyglądało?

- Przecież jesteśmy przyjaciółmi. – słabo się bronił, bo ojciec zgromił go wzrokiem.

- Owszem, jestem z kimś związana, ale ten ktoś niedługo wyjeżdża na kilka miesięcy. Tak więc przeniesienie się do Nowego Jorku będzie dla mnie miłą odskocznią. I nie, Chase. Nie zamieszkam u ciebie. Wciąż pamiętam, jak próbowałeś mnie poderwać kilka lat temu. – uśmiechnęłam się złośliwie i pokazałam język. – Ale na pewno dam się wyciągnąć na dużą pizzę z podwójnym serem i masą dodatków.

- Masz to jak w banku! – wyszczerzył zęby i oddalił się w głąb gabinetu by odebrać telefon, który zaczął dzwonić w jego kieszeni.

- Przepraszam cię Kate za tego nicponia. Straszny z niego flirciarz. Dziwię się, że wybrał stomatologię, a nie ginekologię.

- Nic się nie stało. Wiem, jaki jest Chase i nic co powie mnie nie odstraszy ani nie zniesmaczy. Dwight, będę potrzebowała pełną dokumentację medyczną tego pacjenta, a także chciałabym się spotkać z pracownikami kliniki. Każda osoba, która w najmniejszym nawet stopniu miała udział w zabiegu bądź konsultacji pacjenta, jest pożądana by przeprowadzić z nią rozmowę. Musimy zebrać jak najwięcej dowodów i faktów.

- Oczywiście. Jeśli chcesz, jutro rano pójdziemy do kliniki i dam ci wszystko co trzeba.

- Dziękuję.

- Pozwolisz, że was teraz opuszczę. Od kilku dni kładę się wcześnie spać, ale mimo to i tak źle sypiam. Wszystko przez tą rozprawę.

- Postaram się, żebyś już wkrótce mógł spać spokojnie, Dwight. Dobranoc.

- Dobranoc, moje dziecko. Chase pokaże ci twój pokój. Mary już tam pewnie wszystko przygotowała dla ciebie. Czuj się jak u siebie w domu.

- Dziękuję. – uśmiechnęłam się i wzrokiem odprowadziłam Dwighta. Widać było, że ta sprawa odcisnęła swoje piętno na jego psychice. Bardzo chciałam mu pomóc… W mojej kieszeni zawibrował telefon. Pewna, że to wiadomość od Matta, wyjęłam aparat i odblokowałam ekran, aby odczytać sms.

                                   Mam nadzieję, że doleciałaś szczęśliwie na miejsce. Ja już tęsknię. Daj znać, że wszystko jest ok. Przyjadę po ciebie na lotnisko w niedzielę.
                                                           Matt

            Odpisałam szybko, że wszystko ok., dopiłam kawę i wstałam od stołu. Chase akurat też skończył swoją rozmowę i podszedł do mnie.

- Pokażesz mi mój pokój? Powinnam się położyć, bo jutro czeka mnie mnóstwo papierkowej roboty.

- Jasne. A co do pizzy… Jutro o osiemnastej wychodzimy. Nie objadaj się obiadem. Z samego rana umówię cię z tym prawnikiem, ok.?

- Jasne, dziękuję ci bardzo, Chase.

            Pożegnaliśmy się, Chase pojechał do siebie, ja wzięłam prysznic i wślizgnęłam się do olbrzymiego łóżka. Myśli o zbliżającej się rozprawie, spotkaniach z pracownikami, skutecznie odgoniły mnie od rozmyślania o nadchodzącej rozłące z Mattem.

29 Września 2012, Sobota

- Panno Morisson, nie będzie żadnej ugody. Proszę poinformować swojego klienta, że spotkamy się w sądzie. Za takie błędy trzeba płacić.

- Rozumiem pańskiego klienta, ale proszę też zrozumieć mojego. Prowadzi klinikę od kilkunastu lat. Nigdy nie zdarzył mu się żaden błąd. Proszę przedyskutować tą kwestię z panem Johnsonem. Nie wolałby dostać połowę żądanej kwoty i mieć święty spokój, niż łazić po sądach?

- To pani klient powinien zapłacić, żeby mieć święty spokój. – wzięłam głęboki oddech, bo bałam się że zaraz wybuchnę. Ten facet doprowadzał mnie do szału.

- Czyli rozumiem, że ugody nie będzie?

- Nie ma mowy.

- Wspaniale. W takim razie proszę poinformować pana Johnsona, że o odszkodowaniu też może zapomnieć. Jestem pewna, że to my wygramy.

- Jest pani bardzo pewna siebie, panno Morisson.

- Owszem. A teraz, wybaczy pan, ale mam jeszcze sporo do zrobienia. Do zobaczenia w sądzie! – zgarnęłam energicznie teczkę ze stołu i wyszłam z biura tego picusia, trzaskając drzwiami. Jeśli myślał, że dam mu naciągnąć Dwighta na milion dolców, to był głupszy niż sądziłam. Po moim kurwa trupie!

            Opuściłam budynek, gdzie mieściła się kancelaria adwokata tego pacjenta i wpadłam wprost na Chase’a.

- Oho, chyba coś poszło nie tak.

- Ugody nie będzie! Będzie proces! Ale nie martw się. Nie pozwolę, żeby twój ojciec przegrał. Wygram dla niego tę sprawę, albo nie nazywam się Kate Morisson.

- Wojowniczo nastawiona… Bardzo mi się to podoba. Zabieram cię na pizzę, wojowniczko!

- To już ta godzina? O święci pańscy…

- No, zrobiłem rezerwację. W sobotnie wieczory ta pizzeria przeżywa prawdziwe oblężenie. – Chase podał mi ramię, wzięłam więc go pod rękę i ruszyliśmy przez zatłoczoną ulicę, co rusz wpadając na innych ludzi.

            Lokal, który wybrał Chase, mieścił się w samym sercu Manhattanu. W środku wszystkie stoliki były zajęte, na szczęście Chase zarezerwował stolik więc nie musieliśmy czekać na miejsce. Usiadłam na krześle i od razu złożyłam zamówienie, Chase długo myślał nad wyborem, ale w końcu zdecydował się na pizzę z owocami morza. Ohyda!

- Kate, opowiadaj! Co działo się z tobą przez te wszystkie lata, kiedy się nie widzieliśmy?

- W sumie to nic szczególnego. Po śmierci rodziców przejęłam kancelarię i prowadzę ją do dziś. Nie jest to duża kancelaria, ale to pewnie wiesz choćby od swoich rodziców. Mimo to sprawia mi wiele radości to, że mogę pracować w zawodzie i jeszcze kontynuować pracę rodziców.

- A życie prywatne? Opowiedz mi o tym tajemniczym mężczyźnie, z którym się spotykasz.

- Jesteśmy z Mattem razem od niedawna. Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem. – zawiesiłam głos, nie będąc pewna czy Chase powinien znać szczegóły.

- Mam mnóstwo czasu, Kate. Nie wymigasz się.

- Spotkaliśmy się na wyspie, na której wcześniej zostawił mnie mój eks po tym, jak oznajmił mi, że posuwa moją przyjaciółkę, a ona spodziewa się jego dziecka. Wystarczą ci takie szczegóły? – mina Chase’a była bezcenna. Widać było, że głupio się poczuł po tym, jak wyciągnął ze mnie intymne detale.

- Przepraszam, Kate. Nie wiedziałem… Nie powinienem cię tak wypytywać.

- Spoko. To nic wielkiego. Szczerze? Nawet za specjalnie za nim nie płakałam…

- Rozumiem, że Matt skutecznie cię pocieszył?

- Nie przeginaj, Chase. – ostrzegłam go, żeby nie posuwał się za daleko. Szczegóły o tym, jak pieprzyłam się z Mattem na łodzi, postanowiłam zachować dla siebie.

- Jaki on jest? Matt… To pewnie kolega z kręgu adwokatów, co? – gdy to usłyszałam, roześmiałam się w głos. Kelner akurat przyniósł nasze dania, więc wzięłam kęs mojej pizzy i przegryzając ją, odpowiedziałam na zadane pytanie.

- Nie, i tu się zdziwisz. Matt nie jest prawnikiem. Jest frontmanem w zespole heavymetalowym. To moje zupełne przeciwieństwo.

- O kurde! No to podniosłaś sobie poprzeczkę, Kate. Ale ty zawsze lubiłaś wyzwania.

- I nadal tak jest. Choćby sprawa twojego ojca. To dla mnie wyzwanie, rzuciłam rękawicę i teraz idę na ring. I zejdę z niego ze złotym pasem. Nie dam się pokonać.

- Bardzo mnie to cieszy. To powinno uspokoić tatę, bo powiem ci szczerze, podupadł na zdrowiu od tamtego dnia. Wraca z pracy przygaszony, mało z nami rozmawia… Mama bardzo się o niego martwi.

- Może niech gdzieś wyjadą? Póki jest jeszcze trochę czasu? To powinno go nieco uspokoić.

- Spróbuję ich namówić.

- No dobrze, pogadaliśmy o mnie, o procesie… Teraz twoja kolej, Chase.

- Ja? Moja osoba nie zaskoczy cię niczym nadzwyczajnym. Codziennie zaglądam ludziom w zęby i to jest moje życie. Zawsze chciałem być stomatologiem.

- A nie ginekologiem?

- Bardzo śmieszne! Słyszałem, jak ojciec się ze mnie nabijał. Ale to nieprawda. Nie jestem żadnym psem na baby. Miałem kilka „randek”, czy jednonocnych przygód, ale to wszystko.

- A ktoś na stałe?

- Nie. Obecnie nie jestem z nikim związany.

- Rozumiem. I nie czujesz się samotny? Gdy wracasz do pustego mieszkania… Przepraszam, że pytam, ale sama wiem jak to jest być singlem i chciałabym poznać męski punkt widzenia.

- Zawsze tłumaczę to sobie tak, że jeszcze mam czas się ustatkować. Jeśli spotkam odpowiednią kobietę, kupię pierścionek, oświadczę się i zrobię wszystko, żeby moje życie było takie, jak należy.

- A teraz nie jest?

- Jest, ale teraz żyję pracą. I to mi wystarcza.         

            Reszta wieczoru upłynęła nam w sympatycznej atmosferze. Po zjedzeniu pizzy, Chase zaprosił mnie na drinka, a potem odwiózł taksówką do domu. To było miłe popołudnie i szczerze cieszyłam się ze spotkania z Chasem i jego rodzicami. Zawsze mieliśmy dobry kontakt, a gdy Rosenbergowie przyjeżdżali do nas, ja i Chase mieliśmy mnóstwo tematów do rozmów. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby ta znajomość była kontynuowana. Zresztą czekały mnie trzy tygodnie w Nowym Jorku i wiedziałam, że poza pracą, Chase będzie dla mnie doskonałym towarzystwem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz