niedziela, 24 lipca 2016

Odcinek 40



                                                          Simon Webbe "No worries"

18 Grudnia 2012, Wtorek

- Kate! Jak długo zamierzasz jeszcze tak się zachowywać? – Tom stał nade mną w mojej sypialni, podczas gdy ja leżałam na łóżku i tępo patrzyłam w sufit. Mijał kolejny dzień, a ja od pamiętnej niedzieli, nie wyszłam z domu. Zaraz po tym co zobaczyłam przed domem Matta, wróciłam do siebie i tak spędzałam każdą chwilę. Nawet nie pokwapiłam się, aby spojrzeć w lustro. Podejrzewałam, że mój widok był wręcz opłakany. Wyglądałam pewnie jak zombie z nierozczesanymi włosami, resztkami makijażu… Masakra.

- Nie wiem… I szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Chcesz czegoś?

- Przyszedłem się pożegnać. Wieczorem lecimy do Puerto Rico.

- No i? Wracacie zaraz po koncercie… Mam rozpiskę na lodówce, jakbyś nie zauważył, Tom.

- Kate, nie poznaję cię. Zachowujesz się tak, jakby na niczym ci nie zależało.

- Bo nie zależy… - odpowiedziałam i chamsko odwróciłam się do niego plecami. Chciałam, żeby już sobie poszedł i dał mi święty spokój. Chciałam zostać sama.

- Że Matt dał ciała, to rozumiem twoją reakcję. Ale praca? Przecież tak kochasz bycie prawnikiem. Mała, proszę cię… Wstań z łóżka, umyj włosy, wyjdź do ludzi.

- Do kogo? Do jakich ludzi? Oprócz was mam tylko asystentkę w pracy i Pierre’a. To wszystko.

- To może zadzwoń do Chase’a? Może poleć do niego, skoro dobrze się dogadujecie.

- On ma swoje życie, a ja swoje. Poza tym nie chcę, żeby sobie za wiele wyobrażał.

- Dobrze, skoro nie chcesz po dobroci… Wyjeżdżam! Wracam za cztery dni. Do tego czasu masz się doprowadzić do porządku! Zbliżają się święta i nie zamierzam siedzieć przy stole z takim kołtunem jak ty! Poza tym Brian organizuje Sylwestra. Nie zdążył wpaść, żeby cię zaprosić, bo pojechał pożegnać się z Michelle. Obecność obowiązkowa. I bez dyskusji!

- Skończyłeś?

- Tak. Widzimy się za cztery dni! Nara!

- Nara! – odburknęłam, po czym naciągnęłam poduszkę na głowę i zatopiłam się we własnych myślach. Ciągle miałam przed oczami tamtą dziewczynę opuszczającą dom Matta. Niby nie miałam dowodów na to, co się tam stało, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, że siedzieli przy stole i grali w scrabble… No nie Matt… On zawsze był otaczany wianuszkiem kobiet i nie przepuściłby okazji, żeby chociaż jednej nie przelecieć… Zamknęłam oczy, gdy poczułam pod powiekami łzy i zasnęłam…

            Obudziłam się grubo po dwudziestej drugiej. Zaspana zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Na lustrze znalazłam napis zrobiony za pomocą zmywalnych mazaków. Od razu rozpoznałam pismo Toma.

                        Umyj grzecznie ząbki, doprowadź się do ładu. A potem marsz do kuchni, w lodówce przygotowałem coś dla ciebie.

Czułam, że mój brat tak łatwo nie odpuści. W końcu uznałam, że rzeczywiście nie mogę wyglądać jak czupiradło. Weszłam pod prysznic, dokładnie umyłam włosy i ciało, po czym nasmarowałam się balsamem, we włosy wtarłam odżywkę i po ubraniu szlafroka, poszłam do kuchni. Pomijam fakt, że moje mieszkanie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Na podłodze walały się pudełka po pizzy i innych Fast foodach, brudne szklanki zalegały na stole, poprzewracane butelki aż prosiły się o umieszczenie ich w koszu… Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam lodówkę. Na środkowej półce, leżał talerz, a na nim olbrzymi, krwisty stek. Aż się oblizałam na ten widok. Półkę niżej zajmowała miska z sałatą, a na półce wyżej pieczone ziemniaki, które wystarczyło podgrzać w piekarniku. Kiedy wyłożyłam wszystko na blacie, nad kuchenką, na płytkach znalazłam kolejną wiadomość.

                        Wybacz, że tylko tyle ale nie miałem czasu wymyślić nic innego. Błagam, zjedz chociaż to. Jak wrócę to zabiorę cię na porządną wyżerkę, żebyś napełniła ten swój pusty brzuch, siostrzyczko. Zrobiłem ci też zakupy online, dostawca przywiezie wszystko jutro o ósmej rano, więc nie zaśpij.

            Pokręciłam głową z rozbawieniem, wyjęłam patelnię i zabrałam się za smażenie steku. W międzyczasie uprzątnęłam kartony, puste butelki, a brudne szklanki wstawiłam do zmywarki. W mieszkaniu od razu zrobiło się więcej miejsca. Otworzyłam też taras, żeby wywietrzyć pokoje. Panował tu straszny zaduch. Na dworze było dość zimno, ale moje mieszkanie potrzebowało oddechu. Jakkolwiek by to nazwać…

            Półtorej godziny później, byłam najedzona i nieco senna. Pomimo tego, że wyspałam się ostatnio za chyba wszystkie lata, jedzenie sprawiło że poczułam zmęczenie. Postanowiłam jednak posiedzieć jeszcze na tarasie. Wzięłam z komody gruby koc, okryłam się nim i usiadłam w wiklinowym fotelu. Sięgnęłam po telefon, weszłam w galerię i po chwili przeglądałam zdjęcia, które robiliśmy sobie z Mattem. Nie było ich wiele, ale jednak były. Zaczęłam wspominać nasze dobre chwile… To, jak zabrał mnie do swojego domku… Impreza promocyjna i nasz seks za kulisami… Mieliśmy dobre momenty… Niestety, wystarczyło kilka niedomówień, plotek i nasz związek rozpadł się niczym domek z kart. Nie było już czego naprawiać. Matt jak widziałam na własne oczy, szybko się pocieszył. Mi zajmie to pewnie trochę więcej czasu. Mimo to nie zamierzałam się poddać. Tych kilka ostatnich dni, pokazało jak bardzo tęsknię za Mattem. Jak mocno go pokochałam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pewnie gdyby teraz stanął w moich drzwiach, rzuciłabym mu się na szyję. Miałam jednak pewność, że tego nie zrobi. Był już w samolocie do Puerto Rico…

19 Grudnia 2012, Środa

            Postanowiłam, że w domu zostanę do końca tygodnia. Musiałam zrobić generalne porządki przed świętami, przydałoby się także żebym ubrała jakąś choinkę. Zakupy zostały mi dostarczone punktualnie o ósmej, Tom także zatroszczył się o środki do sprzątania. Chyba chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że zapuściłam zarówno siebie jak i mieszkanie. Nie miałam więc innego wyjścia, jak zakasać rękawy i zabrać się do pracy.

            Wieczorem mieszkanie wręcz lśniło. W ciągu dnia pojechałam do sklepu, kupiłam choinkę, bombki, łańcuchy, lampki i w ten sposób, w moim salonie stanęło piękne świąteczne drzewko. Gdy wszystko było zrobione, usiadłam w salonie na sofie i podziwiałam swoje dzieło. Niestety, ktoś zamierzał mi przerwać tą chwilę… Sięgnęłam po telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam numer Chase’a.

- No hej! Co tam?

- Kate, co słychać?

- Jakoś leci, właśnie wysprzątałam całe mieszkanie i ubrałam choinkę!

- O proszę, czyli rozumiem że plany na święta już masz?

- Tak, spędzę je z Tomem. A ty masz jakieś plany na Sylwestra? – właśnie wpadłam na szatański pomysł.

- Nie. Rodzice pewnie pójdą do znajomych, a ja zostanę w domu.

- A może miałbyś ochotę wybrać się do mnie? Mój znajomy organizuje imprezę i mnie zaprosił.

- W sumie… Nie jest to głupi pomysł. Nie chciałbym jednak wpraszać się na siłę.

- Daj spokój, jak go znam to pewnie zaprosi tyle ludzi, że nasza dwójka zniknie w tłumie.

- Skoro tak mówisz… To kiedy mam przylecieć?

- Kiedy zechcesz. Możesz i nawet tydzień wcześniej.

- Nie, no tak wcześnie to nie mogę. Ostatniego pacjenta mam dwudziestego dziewiątego. Kupię bilety i postaram się być u ciebie wieczorem, ok.?

- No to ustalone. Daj znać dokładnie o której lądujesz, wyjadę po ciebie na lotnisko.

- Jasne.

- W takim razie do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Kate. – rzuciłam telefon na sofę i poszłam wziąć prysznic. To był długi dzień, a ja byłam potwornie zmęczona… Musiałam się przespać…

29 Grudnia 2012, Sobota

            Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i sięgnęłam po kurtkę. Za godzinę samolot Chase’a lądował na lotnisku, a znając korki, miałam niezbyt wiele czasu.

- Tom, będziesz w domu jak wrócimy? – mój brat siedział na sofie z Valary i oglądali razem jakiś film.

- Chyba tak. Potem jedziemy do Val i tam już zostaniemy do Sylwestra.

- Ok. – nagle mój brat podszedł do mnie i pokazał, abym weszła z nim do sypialni. O, proszę… Szykuje się jakaś rodzinna konspira. Weszłam do pokoju, usiadłam na łóżku i pokazałam na zegarek, żeby młody wiedział że się śpieszę.

- Kate, nie wiem co ty kombinujesz, ale z góry ci powiem że nie podoba mi się to.

- O co ci chodzi?

- Dobra, powiem wprost. Jeśli wykorzystujesz tego biednego Chase’a, żeby wzbudzić zazdrość w Shadsie, to kiepski sposób wybrałaś. On i tak ledwo sobie radzi z waszym rozstaniem. W Puerto Rico musieliśmy sprowadzić lekarza, bo był tak naćpany, że ledwo stał na nogach. Koncert przez to się opóźnił! – Tom nie musiał mi o tym mówić. Nagłówki gazet same o tym krzyczały. Może nie wprost, ale kiedy przeczytałam „kiepska kondycja frontmana Avenged Sevenfold”, od razu się domyśliłam że chodzi o alkohol albo o narkotyki. Strasznie się wtedy wkurwiłam, ale nie miałam prawa dzwonić do Matta i robić mu awantur. Był dorosły i sam decydował o swoim życiu. Mi już nic do tego.

- Nie zaprosiłam go po to. Po prostu nie chciałam iść tam sama. Matt na pewno sobie kogoś przyprowadzi. Pomyśl jakbym się czuła, Tom. Nie jest mi łatwo. Naprawdę, źle znoszę nasze rozstanie. Ale tak będzie lepiej dla nas obojga.

- Źle robisz, mała. Jeszcze nikt dobrze nie wyszedł na takich gierkach. Nie myśl sobie, że bronię Matta. Prosiłaś, żebym mu nie mówił o tej lasce, którą widziałaś i dotrzymałem słowa. – dwa dni po tym jak widziałam tamtą blondynkę przed domem Shadsa, powiedziałam o tym bratu. Ten oczywiście był mega wkurzony i gotowy iść i lać Matta po twarzy. Uprosiłam go aby nic nikomu nie mówił. Nie chciałam, żeby Matt dowiedział się o mojej reakcji i zazdrości… Byłam zazdrosna. Wściekle. I bałam się tego, co mogłam zobaczyć za dwa dni u Briana…

- Chase jest moim znajomym. Tylko znajomym. Może i coś by chciał, ale oboje wiemy że to by nie wyszło. On szanuje moją decyzję, a ja jestem mu za to wdzięczna. Koniec tematu. Braciszku, zaufaj mi. Wiem co robię. Wybacz, ale muszę pędzić. Chase zaraz będzie na lotnisku, a ja już powinnam tam być. – złapałam torebkę i wybiegłam z mieszkania.

            Na lotnisko wpadłam mocno spóźniona. Na drodze był wypadek, policja zrobiła objazd… Oszaleć można. Rozejrzałam się po hali przylotów, ale Chase’a nigdzie nie było. Dostrzegłam go dopiero w Starbucksie jak siedział i pił kawę. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek.

- Chase, strasznie cię przepraszam. Tom mnie zatrzymał, na drodze był korek… Porażka jakaś.

- Najważniejsze, że już jesteś. Niestety mam dla ciebie fatalną wiadomość.

- Jaką? Stało się coś?

- Nad ranem po Sylwestrze będę musiał wracać do Nowego Jorku. W ostatniej chwili zwolniło się miejsce na sympozjum stomatologów w Ohio, a to dla mnie fantastyczna okazja.

- Rozumiem. Masz swoje obowiązki. I tak jestem ci wdzięczna, że chcesz go spędzić ze mną.

- Cieszę się, że mnie zaprosiłaś. – Chase wziął swoją niewielką torbę i ruszyliśmy na parking. – Jak spędziłaś święta?

- Miło. Tylko ja i Tom w Wigilię. Na drugi dzień zaprosiłam do nas Valary, jego dziewczynę. Poznasz ich oboje zaraz, bo jeszcze są w moim mieszkaniu. Dwudziestego szóstego, ruszyliśmy całą paczką na zakupy z racji wyprzedaży. – nie dodałam tego, że nie było z nami Matta. Kiedy zapytałam o niego, nikt nie potrafił mi udzielić konkretnej odpowiedzi. Pomyślałam, że pewnie zaprosił jakąś chętną cipkę i zabawiał się w Mikołaja, a ona w jego śnieżynkę…

- A co dostałaś na Gwiazdkę?

- Mój brat zafundował mi weekend w Las Vegas. Lecę tam pod koniec stycznia.

- O, proszę. Ma gest. A ty? Co kupiłaś swojemu niesfornemu bratu?

- Dałam mu voucher na zakupy w jednym z lepszych sklepów muzycznych. Będzie mógł sobie kupić nowe talerze do tej swojej perkusji.

- Na pewno się ucieszył.

- I to jak! Gdybyś go widział… Poleciał tam od razu tego dnia, gdy poszliśmy wszyscy na zakupy. Chłopaki z zespołu byli tak samo podekscytowani jak on sam. – tego nie zapomnę do końca życia. Spędzili w tym sklepie tyle czasu, że ja, Valary, Lacey i Meaghan zdążyłyśmy pójść do kina i na pizzę… A mówią że to my kobiety kochamy zakupy…

            Do domu dotarliśmy grubo po dziesiątej wieczorem. Weszliśmy do środka, przedstawiłam Chase’a Tomowi i Val, po czym ta dwójka zmyła się i zostaliśmy sami.

- Zmienię pościel i będziesz spał w pokoju, który czasami zajmuje Tom. Chłopaki są w trasie, ale teraz mają wolne, ale zdarza się że brat nocuje u mnie. Zwłaszcza teraz, gdy u Val są rodzice.

- Wspominałaś mi o jej siostrze. Co z Michelle?

- Bez zmian. Czekamy na konsultację z tym psychiatrą, którego polecił twój tata. W nim cała nadzieja.

- Wszystko będzie dobrze, Kate.

- Chciałabym w to wierzyć. Michelle niejednokrotnie podnosiła mi ciśnienie i koniec końców zniszczyła mój związek z Mattem… Ale nikomu nie życzę, żeby skończył tak ja ona. Chcę jej po prostu pomóc. To wszystko. – zmieniłam pościel i poszliśmy do salonu, gdzie siedząc na kanapie, podziwialiśmy moją bożonarodzeniową choinkę…

środa, 20 lipca 2016

Odcinek 39

Zapraszam na kolejny fragment!

                                                     Avenged Sevenfold "So far away"



            Matt stał w moich drzwiach, jedną rękę miał opartą o framugę drzwi i głęboko oddychał. Wyglądał tak jakby przebiegł maraton.

- Mogę wejść? – zapytał cicho, nie odrywając ode mnie wzroku. Kiedyś chciałam utonąć w jego oczach. A dziś? Pragnęłam uciec przed tym spojrzeniem. Nie widzieliśmy się kilka długich tygodni, zniknęłam bez słowa, nie pisałam, nie odzywałam się… On nawet nie wiedział, gdzie wtedy byłam.

- Proszę. – otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Wiedziałam, że rozmowa jest nieunikniona i nie zamierzałam jej przeprowadzać na korytarzu. Matt wszedł do salonu, a ja poszłam za nim. – Skąd wiedziałeś, że jestem w domu?

- Usłyszałem rozmowę Val i Briana. Wspominała mu, że już wróciłaś. Choć nadal nie wiem, gdzie byłaś przez ten czas.

- To nie jest istotne.

- Owszem. Martwiłem się o ciebie.

- Niepotrzebnie. Jestem dorosła i jeśli mam ochotę wyjechać, to po prostu to robię. Nie muszę się nikomu tłumaczyć. Ale jeśli jesteś tak bardzo ciekawy, to byłam w Nowym Jorku. Miałam tam sprawę do załatwienia.

- Rozumiem. Rozumiem też, że nie zamierzałaś mi powiedzieć, że wracasz? Pewnie gdybym nie usłyszał co mówiła Val, to spędziłbym całą trasę w przekonaniu, że mieszkasz gdzieś na końcu świata, podczas gdy ty byłaś w domu.

- Matt, po co ta rozmowa? Po co przyszedłeś? Strofować mnie jak małą dziewczynkę? Wyjechałam, bo musiałam. Nawet gdybyśmy wtedy byli razem i tak bym wyjechała. – Matt wyglądał na skruszonego moimi pretensjami. Ale taka była prawda. Nie byliśmy razem i nie czułam potrzeby, żeby mu się tłumaczyć z każdej decyzji.

- Wiem. Nie po to przyszedłem.

- A po co?

- Kate, ty naprawdę wierzysz w to, że cię zdradzałem? – spojrzałam na niego i poczułam ucisk w gardle. Czułam, że ta rozmowa kiedyś będzie musiała się odbyć, ale nie sądziłam że to nastąpi tak szybko. Wiedziałam też, że muszę być szczera.

- Nie, Matt. Nie wierzę w to.

- Więc dlaczego? Dlaczego ode mnie odeszłaś? Dlaczego nam to zrobiłaś? Wydawało mi się, że jesteś szczęśliwa!

- Byłam, Matt. Naprawdę byłam z tobą szczęśliwa… - opuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę. Nie umiałam patrzeć mu w oczy.

- Nic już nie wiem… Kate… Kiedy zobaczyłem to zdjęcie… Cały świat mi się zawalił. Nie wiedziałem jak mam cię przekonać, że z nią nie spałem. Potem Brian o wszystkim się dowiedział… Zdradziłem dwie najbliższe mi osoby. Nie umiałem ochronić cię przed nienawiścią Michelle… - poczułam się źle. Poczułam się winna… Matt mnie nigdy nie zdradził, ale to ja w niego zwątpiłam, to przeze mnie Brian o wszystkim się dowiedział… Gdybym nie zostawiła wtedy tego zdjęcia dla Matta, może dziś ich przyjaźń byłaby do ocalenia…

- A jak teraz dogadujesz się z Brianem?

- Ciężko. To już nie jest to, co kiedyś. Jesteśmy razem w trasie, więc siłą rzeczy musimy ze sobą rozmawiać, ale to już raczej koniec naszej przyjaźni, Kate.

- Przykro mi, Matt. Naprawdę.

- Dzięki. Kate, proszę cię… Zapomnijmy o wszystkim. Zacznijmy od nowa.

- Nie mogę, Matt. Nie potrafię tak wszystkiego odciąć grubą kreską i udawać, że nic się nie stało. Wiem, że mnie nie zdradziłeś, ale wiem o tym dopiero teraz. Jeszcze kilka tygodni temu byłam święcie przekonana, że sypiałeś z Michelle. Przestałam ci ufać.

- Kate, zrobię wszystko. Wszystko, słyszysz? Zrobię wszystko, żeby odbudować to zaufanie.

- Matt! Ja nie mogę i nie umiem być z kimś, komu nie ufam. Cały czas patrzyłabym ci na ręce, sprawdzała cię. Każdy telefon, wiadomość i ja już bym była podejrzliwa. Oszalelibyśmy oboje. Wiesz w czym tkwi problem? To ja w ciebie zwątpiłam. Ty nie zrobiłeś niczego złego. To ja uwierzyłam Michelle, zamiast tobie. To ze mną jest coś nie tak!

- Kate, ale… - Matt chciał mi przerwać, ale powstrzymałam go.

- Nie chcę, żebyś przez cały czas musiał mi udowadniać swoją wierność. To tak nie działa! – gdy Matt na mnie spojrzał, zobaczyłam łzy w jego oczach. Nigdy nie chciałabym ich zobaczyć. Były jak sztylet przeszywający moje serce. Ja jednak nie widziałam innego wyjścia. Prędzej czy później moja zazdrość i podejrzenia, zmusiłyby Matta do odejścia. Nie zniosłabym tego po raz drugi. Ledwo co poradziłam sobie z tym zerwaniem. Pomimo tego, że to ja odeszłam, moje życie wyglądało jak koszmar. Bez Matta było pustą wegetacją, próbą przetrwania kolejnego dnia. Bezsenne noce towarzyszyły mi do dziś. Nawet jeśli jakimś cudem zasypiałam, to budziłam się po godzinie lub dwóch… I tak w kółko. Matt spojrzał na mnie, a samotna łza spłynęła po jego policzku. Odruchowo chciałam ją otrzeć dłonią, ale w porę się powstrzymałam.

- Prawda jest taka, że… Ty po prostu nie chcesz być ze mną.

- Matt, ale… My nie jesteśmy razem. – odpowiedziałam cicho. Matt odwrócił się do mnie plecami i ukradkiem wytarł oczy. Czyżby wstydził się swoich łez? Dlaczego? Gdy z powrotem na mnie spojrzał, jego oczy już nie były wilgotne. Malowało się w nich cierpienie, ale też dystans do mnie.

- Rozumiem... Pójdę już. – skierował się w stronę drzwi, a ja patrzyłam jak z każdym krokiem coraz bardziej oddala się ode mnie. Chciałam podbiec do niego, odwołać wszystko co powiedziałam, wyznać mu co czuję… Ale nie mogłam. Nogi wrosły mi w podłogę.

- Matt! – nagle stanął, po czym spojrzał na mnie przez ramię.

- Żegnaj Kate. Nie będę cię więcej niepokoił. – i wyszedł. Po prostu sobie poszedł. Poczułam jak uginają się pode mną nogi i upadłam na dywan. Łzy popłynęły z moich oczu, ocierałam je, ale one i tak uparcie pojawiały się na nowo.

- Kocham cię… Zawsze będę cię kochać… - załkałam, po czym położyłam się na podłodze i zaczęłam wyć. Objęłam się ciasno ramionami, ale to nic nie dało, bo i tak wciąż było mi zimno… Czułam się tak, jakby jakaś część mnie umarła. Jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Autentyczny ból wdarł się do mojego wnętrza i rozrywał je na strzępy…

            Gdzieś w oddali dzwonił telefon. Dzwonił i dzwonił… Nie odebrałam. Leżałam na podłodze w salonie w pozycji embrionalnej, nawet nie zadając sobie trudu, żeby położyć się na sofie. Na dworze zrobiło się ciemno, nie wiedziałam która jest godzina… Nagle do mieszkania ktoś zaczął się dobijać, a po chwili drzwi się otworzyły i do środka wpadł Tom.

- Kate? Gdzie jesteś? Dzwonię do ciebie od kilku godzin. – włączył światła w mieszkaniu by mnie odnaleźć, a te natychmiast mnie oślepiły. Zamrugałam powiekami i spojrzałam w górę. – Mała, co się stało? Dlaczego leżysz na podłodze?

- To koniec, Tom… To już koniec…

- Jaki koniec? O czym ty mówisz?

- Matt… On… Odszedł… zawyłam i po raz kolejny zaniosłam się płaczem. Tom natychmiast znalazł się przy mnie, obejmując ciasno ramionami.

- Kate, tak mi przykro… Moja mała… Wszystko się ułoży, zobaczysz. – próbował mnie pocieszać, ale marnie mu to wychodziło.

- Nic nie będzie w porządku! Nic! Bez niego nic się nie liczy! – zawyłam. Popełniłam największy błąd w życiu, ale było już za późno, żeby to naprawić…

Matt

            Starałem się… Bóg mi świadkiem, że starałem się ją odzyskać. Myślałem, że jeśli wszystko jej wyjaśnię, to pozwoli mi wrócić. Ale zamiast tego, Kate zaczęła gadać o tym, że to jej wina, że uwierzyła Michelle… Tak jakby wzięła całą winę na siebie. A to przecież nie ona zawiniła, tylko ja. Już wtedy gdy powiedziała mi o zaczepkach ze strony Michelle, powinienem interweniować. Może wtedy by nie doszło do tej chorej sytuacji…

            Zrezygnowany i załamany, ruszyłem w stronę domu. Po drodze mijałem bar. Postanowiłem wstąpić. Musiałem się napić

9 Grudnia 2012, Niedziela

            Obudziłem się totalnie skacowany na podłodze w salonie. Niewiele pamiętałem z zeszłej nocy. Byłem w barze, zamówiłem butelkę tequili i usiadłem w kącie, żeby samotnie ją wypić. Nie wiem kiedy urwał mi się film. Odwróciłem się na bok, bo twarda podłoga zaczęła być dla mnie niewygodna i wtedy zobaczyłem obok siebie jakąś obcą blondynkę. Przetarłem oczy ze zdumienia i poderwałem się na nogi. W duchu dziękowałem Bogu, że nie znalazłem jej w mojej sypialni. Sypialnia była dla mnie świętym miejscem, odkąd zacząłem spotykać się z Kate. Nie chciałem tam więcej żadnej obcej baby!

            Poszedłem do sypialni, wziąłem zimny prysznic i założyłem czyste ubranie. Wykorzystując to, że laska nadal spała na podłodze, zebrałem moje brudne ciuchy i postanowiłem wrzucić je do pralki razem z brudami, które miałem w torbie w autobusie. Przeszukując kieszenie, natknąłem się na coś foliowego… Zamknąłem oczy i wyjąłem zawartość kieszeni. Na mojej dłoni leżała na wpół opróżniona torebka kokainy… Aż przysiadłem na wannie… Kurwa! Nie mogłem uwierzyć we własną głupotę… To, że piłem to jeszcze można było wytłumaczyć, ale koks?! Nie brałem nic odkąd związek z Kate zrobił się poważny. Wystarczył widać zgrzyt, a ja wróciłem do dawnych przyzwyczajeń. Stąd ten kurwa kac! Zawsze umiałem dużo wypić… Chłopaki się śmiali, że w zespole to ja i Jimmy mieliśmy najmocniejsze głowy. Po koksie zawsze zwalało mnie z nóg… Nawet kurwa nie pamiętałem skąd go wziąłem i kiedy… Pomyślałem, że może ta laska coś pamięta. Nastawiłem program w pralce i zszedłem na dół. Trąciłem ją chamsko nogą, a kiedy laska otworzyła oczy, powiedziałem:

- Wstawaj!

- Ej, może kurwa trochę grzeczniej, co? Wczoraj nie byłeś taki niemiły! – panna zwlokła się z podłogi, wciągnęła swoje majtki, stanik i spodnie.

- Słuchaj, niewiele pamiętam z wczoraj. Pomyślałem, że może twoja pamięć nie szwankuje jak moja. – wyjąłem z kieszeni foliową torebeczkę i pomachałem jej przed nosem. Na ten widok, aż się oblizała. Pieprzona ćpunka. – Skąd się to wzięło? Pamiętasz może?

- No jasne! Podeszłam do ciebie w barze i zaprosiłeś mnie na tequilę. Gdy kończyliśmy butelkę, zaciągnąłeś mnie do toalety, gdzie wciągnęliśmy po kresce, a potem wypieprzyłeś mnie tam. Wróciliśmy, kupiłam kolejną butelkę i zabrałeś mnie do siebie. Tu też znowu  się naćpaliśmy, liczyłam na coś więcej, ale ty zaraz odleciałeś. Położyłam się obok i zasnęłam.

- To skoro zasnąłem, to nie mogłaś wrócić do domu?

- Spierdalaj! Nie będę wracała do domu po nocy, poza tym mieszkasz w dzielnicy, której nie znam.

- Dobra, przepraszam. – uniosłem ręce w obronnym geście. – No a skoro w domu do niczego nie doszło, to po kiego grzyba rozebrałaś się do naga? Chciałaś mi coś wmówić?

- Nie! Ja po prostu zawsze śpię nago. Boże, gdybym wiedziała że z ciebie taki cham, to bym się do ciebie nie dosiadła! Zaproponujesz mi przynajmniej kawę, zanim wywalisz mnie z domu?

- Jasne, przepraszam. Siadaj, zaraz zrobię kawę. – nasypałem ziarna do ekspresu i wyjąłem z zamrażarki bagietki, które włożyłem do piekarnika z myślą przyrządzenia śniadania…

Kate

            Stanęłam przed lustrem z zamiarem nałożenia makijażu. Znowu nie spałam całą noc. Myślałam, myślałam… Potem obudziłam Toma, który został ze mną na noc i gadaliśmy… Pół nocy gadaliśmy. Tom przekonał mnie, żebym dała szansę sobie i Shadowsowi. Uznałam, że to ostatni gwizdek. Jeśli nie teraz, to nigdy. Spojrzałam w swoje odbicie i uznałam, że makijaż nawet nieźle zakrył sińce pod oczami… Złapałam torebkę i wyszłam z mieszkania. Jadąc samochodem do domu Matta, humor trochę mi się poprawił. Pełna nadziei jechałam do niego, licząc że nie jest za późno by się z nim pogodzić…

            Zaparkowałam przed domem Matta i wysiadłam z auta. Przeszłam na drugą stronę ulicy i wtedy ją zobaczyłam. Wysoką, zgrabną blondynkę, która wychodziła uśmiechnięta z jego domu. Zrobiło mi się słabo. Wróciłam szybko do samochodu, odpaliłam silnik i odjechałam z piskiem opon… W życiu nie byłam tak wściekła i rozczarowana. Spodziewałam się tego, że po naszym rozstaniu Matt ułoży sobie życie… Nie sądziłam jednak, że zrobi to tak szybko…