czwartek, 30 czerwca 2016

Odcinek 35

                                               Calvin Harris ft. Rihanna "This is what you came for"



            Od rana biegałam po mieszkaniu Chase’a szukając teczki z aktami sprawy jego ojca. Byłam pewna, że zabrałam ją ze sobą, ale wszystkie znaki na nie niebie i ziemi wskazywały na to, ze jednak jej nie wzięłam ze sobą… Cholera jasna! To oznaczało, że będę musiała lecieć do domu po nie. Nikt nie miał kluczy do mojego mieszkania, Tom był w trasie… No kurwa pięknie! Po prostu pięknie… Zadzwoniłam po taksówkę, do linii lotniczych po bilet do Huntington, spakowałam w małą torbę najpotrzebniejsze dokumenty i kazałam się zawieść na lotnisko. Po drodze zadzwoniłam do Chase’a. Zaraz drugiego dnia po wylądowaniu w Nowym Jorku, kupiłam sobie nowy telefon i kartę z nowym numerem. Starego na razie postanowiłam nie używać…

- Kate? Co tam? - Chase odebrał zaraz po drugim sygnale.

- Chase, muszę lecieć do domu. Nagła sprawa.

- Stało się coś? Mogę ci jakoś pomóc?

- Nie, wszystko jest ok. Wyobraź sobie, że nie wzięłam ze sobą akt sprawy twojego taty. A nie ma nikogo, kto mógłby mi je wysłać. Obiecuję, że wrócę szybko. A potem od razu zabieram się do pracy.

- Kate, wróć cała i zdrowa, a o resztę będziemy martwić się potem, ok.?

- Dobrze. Odezwę się jak dotrę do domu. – rozłączyłam się w momencie, gdy taksówka zajechała na lotnisko. Wbiegłam na terminal, odnalazłam odpowiednie stanowisko i zdałam bagaż.

            Godzinę później siedziałam w samolocie lecącym do Huntington Beach. Byłam nieco zdenerwowana tym faktem, ale w duchu liczyłam że żaden z chłopaków nie wpadł na pomysł, żeby na czas przerwy w koncertach przylecieć do domu. O ile dobrze pamiętałam, mieli za kilka dni lecieć do Europy… Matt często powtarzał, że chciałby pokazać mi miejsca, które już wcześniej odwiedził… No to teraz sobie będzie zwiedzał z Michelle. O ile w ogóle wyjdą z łóżka. Na tą myśl, coś mnie ścisnęło w okolicy serca… - Nie! Kate, to już za tobą! Ten palant nie zasługuje nawet na to, żeby na niego splunąć. Niech sobie robi co chce, a ty się zajmij karierą. Bo to jedyna pewna rzecz w twoim życiu… - powiedział mój rozum, a serce jedynie pokiwało głową w powątpiewającym geście...

7 Listopada 2012, Środa

            Wpadłam do mieszkania i od razu ruszyłam na poszukiwania teczki z aktami. Gdy znalazłam ją, odetchnęłam z ulgą. Przejrzałam czy niczego nie brakuje. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewna, że to portier przyniósł mi pocztę, poszłam otworzyć. Kolana się pode mną ugięły, gdy w drzwiach zobaczyłam Briana. Natychmiast przybrałam wściekłą minę, zasłoniłam ramieniem wejście do mieszkania i zapytałam nieprzyjaznym tonem.

- Czego? – Brian był w lekkim szoku słysząc złość w moim głosie. Ale czego się spodziewał? Był idiotą, skoro pozwolił na to, żeby jego najlepszy kumpel posuwał jego kobietę. A niby tak nam kibicował… Według mnie przymykał na wszystko oko. Tak było wygodniej.

- Kate! Dobrze, że jesteś. Musisz nam pomóc.

- A to niby czemu, Brian? Co jest takiego, co miałoby mnie skłonić żeby cię wysłuchać?

- Matt… On… - gdy usłyszałam imię zdrajcy, zimny pot oblał moje ciało.

- No co, Brian? Co Matt? Mów, bo nie mam czasu. – zamierzałam zaraz kupić bilet powrotny do Nowego Jorku i nie chciałam tracić czasu na dyrdymały.

- Został aresztowany.

- No i? Co mi do tego? Macie chyba jakiś swoich prawników? Matt już mnie nie obchodzi. – Brian spojrzał 
na mnie, po czym wepchnął mnie do środka i zamknął za nami drzwi.

- Kate, nie wiem co się między wami stało. Wiem jednak, że jeśli Matt nie wyjdzie z aresztu, to cała trasa pójdzie się jebać! I nie, nie mamy żadnych prawników. Wytwórnia ich ma, ale oni nie mogą się dowiedzieć, że Shadows jest na dołku. Błagam cię, pomóż nam.

- Nie! Nie zamierzam tego robić. Wiesz przynajmniej co zrobił mi Matt?

- Nie, bo kurwa nikt mi nie chce nic powiedzieć. Val powiedziała, że panują nad sytuacją, Michelle milczy i warczy na mnie, gdy ją wypytuję… Może ty mi powiesz?

- Twoja cudowna Michelle, rozpierdoliła mi związek! To się stało! Już od dawna knuła między nami… I wreszcie dopięła swego. Ale o to, dlaczego tak jej na tym zależało, powinieneś zapytać ją, albo Matta. Oni wiedzą najlepiej.

- Kate, przykro mi. Naprawdę.

- Gówno ci przykro! Wszystkim wam! Macie w dupie co się stało! Dla was byłam kolejną puszczalską cipą, którą posuwał Shadows! Nikt nie wiedział co ja myślę i co czuję! I ja was też teraz mam w dupie. I Matta, który siedzi w pierdlu. Jego problem. Nie mój!

- Kate, do cholery! Nie mamy czasu szukać nowego prawnika! Nikt tego nie załatwi tak szybko jak ty! Potem możesz się mścić na mnie, na Shadsie i na kim tylko chcesz. Ale teraz proszę cię tylko o to, żebyś nam pomogła wyciągnąć go z aresztu. Jeśli za kilka dni nie zjawimy się w Europie, to będzie nasz koniec… Larry nam tego nie daruje, wytwórnia puści nas z torbami…  - weszłam do salonu i usiadłam z impetem na sofie. Z jednej strony mogłabym im pomóc… Co mi szkodziło? Zrobiłabym to i pogoniła Matta w cholerę… Nie dam mu satysfakcji… Zachowam się tak, jakby w ogóle nie obeszła mnie ta cała sytuacja, która wydarzyła się między nami.

- Za co go aresztowali? – założyłam nogę na nogę i sięgnęłam po terminarz.

- Pobicie policjanta. Matt był wczoraj u ciebie, myślał że cię zastanie… Gdy wracał, policjant zatrzymał go za przekroczenie prędkości. No, a że był wkurwiony no to mu przywalił… Ponoć glina ma złamany nos i kilka siniaków, ale to jest jednak napaść na policjanta… Larry nie może się dowiedzieć. Kate, proszę cię… Jeśli nie ze względu na Matta… Zrób to dla zespołu.

- Dobra. Ale to będzie ostatnia rzecz, jaką dla was zrobię. Potem nie chcę was widzieć. Żadnego z was! – Brian podał mi namiary na komisariat, nazwisko policjanta, a gdy je przeczytałam, uśmiechnęłam się w duchu. John Ontario był moim dawnym znajomym. Prowadził kiedyś zajęcia na wydziale, gdy studiowałam… Obecnie zbliżał się do emerytury i nie sądził biedaczek że na stare lata będzie chodził ze złamanym nosem… Liczyłam na to, że obejdzie się bez rozprawy. – Pojadę tam jeszcze dzisiaj. Zobaczymy co da się załatwić. Jedziesz ze mną?

- Jasne. Dzięki, mała. Naprawdę to doceniam.

- Taa…

            Dotarcie na komisariat zajęło nam niecałe dziesięć minut. Po pół godzinie było po wszystkim. John ucieszył się, gdy mnie zobaczył, a gdy go uprosiłam, żeby nie wnosił oskarżenia, roześmiał się, mówiąc że jestem przekonywująca jak mój ojciec. No cóż… Obiecałam mu, że Matt już nie będzie rozrabiał, wytłumaczyłam że był w podłym nastroju po tym, jak kopnęłam go w dupę, a John po prostu pojawił się w złym miejscu, o niewłaściwym czasie… Wyszłam przed budynek i skierowałam się do auta. Brian podbiegł do mnie i zapytał:

- No i co?

- No i nic. Za chwilę wyjdzie. Zaczekaj tu na niego i zabierz go do domu. Z dala ode mnie! – sięgnęłam do klamki, otworzyłam drzwi, ale Brian je zatrzasnął.

- A ty? Nie zaczekasz na niego?

- Na kogo? Na to marne nic, które zmarnowało mi kilka miesięcy? Które potraktowało moje serce jak niepotrzebny śmieć? Nie. Mam lepsze rzeczy do roboty, Brian. – kątem oka zobaczyłam zbliżającą się do nas postać. Matt szedł szybkim krokiem, a gdy był wystarczająco blisko, przyciągnął mnie do siebie.

- Kate… Boże… Skarbie, błagam uwierz mi. Nic nie zrobiłem. Nigdy cię nie zdradziłem. To wszystko kłamstwo. To zdjęcie… Ona je sfabrykowała… Przepraszam, że jej na to pozwoliłem… Proszę, powiedz że mi wybaczysz. Maleńka moja… Kate, powiedz coś. – nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pomimo tego, że jego ramiona ciasno mnie obejmowały, ja stałam tam jak bezduszna kukła. Patrzyłam jedynie przed siebie, nawet nie mrugając okiem…

- Przyjechałam tylko po to, żeby cię wyciągnąć z aresztu. Nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla zespołu. Jeśli o mnie chodzi, to mógłbyś tu gnić w nieskończoność! – nagle Brian gdzieś się ulotnił… Jak zwykle… A szkoda, mógłby się dowiedzieć ciekawych rzeczy.

- Kate, co ty mówisz? Przecież powtarzam ci, że z nią nie spałem. Nie dotknąłem jej ani razu, odkąd jesteśmy razem.

- Nie jesteśmy razem, Matt. Zerwałam z tobą. I tak będzie najlepiej. Nie wiem czy dla ciebie, ale na pewno dla mnie. Muszę myśleć przede wszystkim o sobie. A życie z tobą byłoby dla mnie dość… - zamilkłam na sekundę, by dobrać odpowiednie słowo – stresujące. Niepotrzebny mi stres, Matt. Nie teraz. Jestem u szczytu mojej kariery i sam rozumiesz, że bycie z kimś, kto nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach, będzie zbyt obciążające dla mnie. Nie chcę, by moje nazwisko świeciło w brukowcach tuż obok nazwiska Michelle, która będzie się chwalić wszystkim dookoła jaki to jesteś boski w łóżku. To że jesteś, to wiem sama. Nie muszę o tym czytać w gazetach. Ale sam seks nie wystarczy. Ja potrzebuję więcej. A ty mi tego nie chcesz dać. Ty tylko chcesz się bawić. No to się baw. Beze mnie. Cześć! – odwróciłam się na pięcie, wsiadłam do auta i odjechałam, nie dając mu nawet szansy na wytłumaczenie. W środku cała się trzęsłam. Chciałam się wrócić, powiedzieć mu jak mnie zranił, że złamał mi serce, że wciąż go kocham… Ale nie mogłam. Nie mogłam mu ponownie pozwolić, by mnie zranił. Już i tak byłam wrakiem człowieka… Tych ostatnich kilka dni… To był koszmar. Całe noce nie spałam. Mało jadłam. Chase próbował we mnie wmusić jakieś pożywienie, zabierał do restauracji… Wszystko na nic. Ostatnio nawet zagroził, że sprowadzi lekarza. No ale co ja miałam poradzić na to, że cały mój świat rozpadł się na kawałki? Moje życie straciło sens. Nie byłam w stanie myśleć o jedzeniu. I chociaż chciałam zasnąć… Nie mogłam. Kręciłam się z boku na bok aż do rana… Ja po prostu wegetowałam…

            Wróciłam do domu, zabarykadowałam się od środka i rzuciłam na łóżko z płaczem. Pozwoliłam sobie na łzy po raz pierwszy odkąd rozpłakałam się u Chase’a. Czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce i powolutku je obracał. Po kilku minutach usłyszałam walenie do drzwi i głos Matta dobiegający zza nich.

- Kate! Otwieraj! Wiem, że tam jesteś! Otwórz, proszę. – milczałam, ale wiedziałam że to nie jest wyjście. Prędzej czy później musiałam wyjść z mieszkania, choćby po to, żeby wrócić do Nowego Jorku. – Nie odejdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz!

- A to sobie siedź, ty dupku! – wrzasnęłam w kierunku drzwi, po czym poszłam pod prysznic. Gdy wyszłam z łazienki, wyjrzałam po cichu przez wizjer. Matt siedział przed moim mieszkaniem i zawzięcie wpatrywał się w drzwi. Skoro obrał taką taktykę… Wzruszyłam ramionami i poszłam do sypialni. Zanim zasnęłam, zadzwoniłam do linii lotniczych by kupić bilet, następnie odłożyłam telefon i spróbowałam zasnąć. Choć z góry wiedziałam że to przegrana sprawa. Tak samo jak mój związek z Mattem…

8 Listopada 2012, Czwartek

            Uchyliłam cicho drzwi do mieszkania i bezszelestnie wyszłam na korytarz. Jakie było moje zdziwienie, gdy na podłodze zastałam śpiącego Matta. Siedział pod ścianą, głowę miał opartą o przedramiona i po prostu spał. Kucnęłam przed nim i już miałam go dotknąć, gdy jednak zrezygnowałam. Pokręciłam jedynie głową i szepnęłam najciszej jak tylko mogłam.

- Spieprzyliśmy to Matt. Oboje. Ale jest już za późno, żeby to ocalić. Bądź szczęśliwy. Zawsze będę cię kochać. – wstałam i ruszyłam do windy. Gdy wjechała na moje piętro, weszłam do środka, zasunęłam kratę i wtedy dobiegł mnie odgłos szybkich kroków. Matt podbiegł do windy, gdy ta cichym piskiem oznajmiła, że rusza i szklane drzwi zasunęły się oddzielając nas od siebie. Spanikowanym wzrokiem spojrzał na mnie i przyłożył dłoń do szyby. Widziałam w jego oczach tyle emocji i uczuć: strach, ból, żal, ale też i miłość. Nareszcie w jego oczach dostrzegłam to, czego tak bardzo pragnęłam. Niestety za późno. Odwróciłam twarz by na niego nie patrzeć, a bezlitosna winda zawiozła mnie na parter. Wiedziałam, że to tylko kwestia sekund, kiedy Matt zbiegnie na dół. Wybiegłam na zewnątrz, machnęłam na nadjeżdżającą taksówkę, po czym wsiadłam do środka i pośpieszyłam kierowcę by odjechał. Po raz ostatni odwróciłam się by spojrzeć za siebie i wtedy go zobaczyłam. Wybiegł z budynku i rozpaczliwym wzrokiem szukał mnie na ulicy. Nie odnalazł mnie. Stał samotny na ulicy, a moje serce które tak bardzo pragnęło jego miłości, zostało na tej ulicy razem z nim…

 

środa, 22 czerwca 2016

Odcinek 34



                                                  Ellie Goulding "Aftertaste" 

30 Października 2012, Wtorek

            Wysiadłam z samolotu kompletnie otumaniona. Nawet nie udało mi się zdrzemnąć. Po kupieniu biletu, od razu pojechałam na lotnisko, choć lot miałam dopiero za pięć godzin. Bałam się, że jakimś cudem Matt zdąży mnie dopaść w domu, a tego nie chciałam. Wyszłam z lotniska, wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy adres Chase’a. Dał mi go, gdy byłam ostatnio w Nowym Jorku. Nie chciałam na razie jechać do jego rodziców. Nie czułam się na siłach, żeby spotykać się z pracownikami, rozmawiać z nimi i przygotowywać się do rozprawy. Potrzebowałam kilku dni dla samej siebie. A Chase nie zadawałby zbędnych pytań. Nie mówiłam mu, że przyjeżdżam i w duchu liczyłam, że zastanę go w domu.

            Kierowca zaparkował przed dużym apartamentowcem, gdzie mieszkał Chase. Zapłaciłam za kurs, wzięłam walizkę i wjechałam na ostatnie piętro. Zapukałam do drzwi, które ku mojej radości, otworzyły się po krótkiej chwili. Chase gdy mnie zobaczył, zrobił minę zdziwionego karpia.

- Kate? Co ty tu robisz?

- Przyjechałam trochę wcześniej. Mogę wejść?

- No jasne! Dawaj tą walizkę. – Chase zamknął za nami drzwi i zaprosił mnie do salonu.

Matt

            Chodziłem po autokarze w tę i z powrotem, próbując dodzwonić się do Kate. Niestety, jej komórka była wyłączona, a po chwili nie miałem już szans na zostawienie jej wiadomości w skrzynce… Zapchała się… Zupełnie nie wiedziałem co się stało. W niewielkim saloniku siedziała Val z podkurczonymi nogami i obserwowała mnie niespokojnie. Dlaczego Kate uznała, że zdradzam ją z Michelle? Przecież między nami już nic nie było… Nawet jej nie dotknąłem, do diaska… Myśli kłębiły się w mojej głowie, kombinowałem na wszystkie sposoby, co mogło pójść nie tak… Jeszcze wczoraj trzymałem Kate w swoich ramionach, kochaliśmy się namiętnie… Byłem o krok od wyznania jej co czuję… A dziś? Zostawiła mnie i nawet nie wiem czy wciąż była w domu, czy rzeczywiście gdzieś wyjechała. Z tej bezsilności, złapałem szklankę stojącą na stole i roztrzaskałem ją na kawałeczki.

- Matt… - Val podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu w uspokajającym geście. Zaraz po telefonie od Kate, powiedziałem Valary o wszystkim. Ona i Tom także nie wiedzieli co się stało. Jedynie Tom powiedział, że jeżeli naprawdę zdradziłem Kate, to zrobi ze mnie miazgę. Drugi raz nie pozwoli, żeby jakiś frajer skrzywdził jego siostrę tylko dlatego, że nie potrafił utrzymać kutasa w spodniach.

- Val, ja czuję że tu coś mocno śmierdzi. Przysięgam ci, że nie zdradziłem Kate! Kocham ją! Nigdy bym jej nie skrzywdził! To jest jakieś koszmarne nieporozumienie…

- Jak mam ci pomóc? Powiedz, razem coś wymyślimy.

- Muszę jechać do domu. Muszę odnaleźć Kate i wszystko jej wytłumaczyć. Dopóki nie jest za późno. – nagle usłyszałem za sobą chrząknięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem Larry’ego.

- Nawet kurwa o tym nie myśl! Żadnych eskapad! Zwłaszcza teraz! Do piątego listopada macie się nie ruszać z miejsca. Potem macie dwanaście dni przerwy. Wtedy będziesz sobie jeździł gdzie będziesz chciał, zanim polecimy do Europy. A tymczasem siedzisz na dupie i nawet nie drgniesz. Nie zamierzam ryzykować odwołania koncertów! Koniec dyskusji! – spojrzałem na niego zabójczym wzrokiem, po czym usiadłem na sofie. Z jednej strony, doskonale go rozumiałem. Już nie raz musiał odwoływać lub przesuwać koncerty tylko dlatego, bo któryś z nas zabalował lub przepadł gdzieś bez wieści. Tym razem trasa była tak ogromna, że nie chciał ryzykować… Tylko na chuj mi te wszystkie pieniądze, skoro właśnie traciłem najważniejszą osobę w życiu?

- Val, co ja mam robić?

- Matt, pogadaj z Tomem. Może on dostał od niej jakieś wiadomości?

- Nawet jeśli, to nie sądzę, żeby mnie nimi uraczył… - nagle coś mi przyszło do głowy. – Michelle!

- Noo?? – pieprzona śpiąca królewna odezwała się zaspanym głosem.

- Chodź tu szybko! – wydarłem się na cały autokar.

- Zaraz… - w końcu wyszła z sypialni swojej i Briana, ubrana jedynie w krótki satynowy szlafroczek, jej włosy wyglądały jak po seksie, a makijaż był delikatnie rozmazany. Podszedłem do niej w dwóch krokach, po czym złapałem za nadgarstek i ścisnąłem lekko.

- Albo mi zaraz wytłumaczysz co tu jest grane, albo wypierdolę cię z autobusu w tym szlafroku, na zbity pysk! – Michelle wyrwała się z uścisku i wrzasnęła.

- Nie drzyj się na mnie i przestań mnie szarpać!! O chuj ci chodzi?

- Co nagadałaś Kate?

- O czym ty mówisz? Nic jej nie mówiłam!

- Kate ze mną zerwała! Podejrzewa nas o romans! Możesz mi powiedzieć jakim cudem? Przecież nas nic nie łączy!

- Najwidoczniej ktoś was nie lubi i postanowił namieszać. Tylko czemu to zawsze muszę być ja? Zerwałeś ze mną i dosadnie dałeś mi to do zrozumienia!

- No właśnie wydaje mi się, że niezbyt dosadnie! Byłaś u mnie tego samego dnia, kiedy ruszyliśmy w trasę. Odgrażałaś się, że jeszcze się zemścisz. Jesteś pierwsza na liście podejrzanych! Albo mi powiesz co nagadałaś Kate, albo zacznij pakować walizki!

- A jak to wytłumaczysz Brianowi? Co mu powiesz? Dlaczego mnie wyrzuciłeś? To może od razu mu opowiedz jak mnie pieprzyłeś za jego plecami? – Boże, miałem ochotę przypierdolić jej w ten naszpikowany botoksem ryj. Ale nie mogłem pozwolić na to, żeby przyjaźń z Brianem się rozpadła. Był dla mnie jak brat… Spojrzałem na Michelle, potem na Val i dodałem.

- Dowiem się co się stało. I przysięgam, że jeśli masz coś z tym wspólnego… Lepiej zacznij się modlić… - ruszyłem do mojej sypialni, której drzwi zatrzasnąłem za sobą. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Byłem kompletnie bezradny… Zupełnie nie wiedziałem co robić

Kate

            Usiadłam na sofie i wzięłam do ręki sok, który podał mi Chase.

- Dzwoniłaś do moich rodziców? Dlaczego w ogóle nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? Wyjechałbym po ciebie na lotnisko.

- To stało się tak nagle… Wiesz, taki spontan… - uśmiechnęłam się nieszczerze. – Nie, nie dzwoniłam jeszcze do twoich rodziców. I wolałabym, żebyś ty też tego nie robił. Jeszcze nie…

- Kate, co się stało? Przecież widzę.

- Nic się nie stało, Chase. Zupełnie nic… - pomimo tego, że cieszyłam się że Chase nie będzie mnie wypytywał, to jakoś mi ulżyło że chciał mi pomóc. Nagle poczułam, że jeśli nie wyrzucę z siebie tego wszystkiego, to nigdy nie pozbędę się tego żalu z serca.

- Kate… Mi możesz powiedzieć wszystko. Zaufaj mi. Jeśli chcesz, to zostanie to między nami. – spojrzałam na Chase’a i po prostu się rozpłakałam. Gdy dostałam zdjęcie… Nie płakałam… No w każdym bądź razie nie tak… A teraz? Wyłam jak zranione zwierzę… Czułam jak serce pęka mi za każdym razem, gdy zamykałam oczy i widziałam tą fotografię… Nie mogłam pozbyć się tego obrazu sprzed oczu. Nagle poczułam na ramionach dłonie Chase’a. Przytulił mnie i gładził po plecach, próbując uspokoić. Ale to było tak strasznie trudne… Nie chciałam myśleć o tym zdjęciu, o tamtym telefonie, który odebrała prawdopodobnie Michelle… Nie umiałam. To wszystko siedziało w mojej głowie…           

            Obudziłam się nagle. Spanikowana, rozejrzałam się dookoła, ale zupełnie nie kojarzyłam miejsca. Dopiero po dłuższej chwili przypomniałam sobie, że przyleciałam do Nowego Jorku, a mieszkanie w którym się znalazłam, należało do Chase’a. Uspokoiłam się i przetarłam zmęczone oczy. Wszędzie panowała cisza, na dworze już było ciemno. Chyba znajdowałam się w sypialni Chase’a, ale jego samego nie było obok. Włączyłam lampkę nocną i wstałam z łóżka. Gdy dotarłam do salonu, zastałam tam mojego kumpla śpiącego na sofie. Podeszłam bliżej i dotknęłam jego ramienia. Obudził się momentalnie.

- Kate? Czemu nie śpisz?

- Obudziłam się przed chwilą. Idź do sypialni, Chase. Ja przekimam się na kanapie.

- No chyba zwariowałaś! Jesteś moim gościem, nie możesz spać w salonie.

- A ja nie chcę, żebyś rano cierpiał na ból pleców. Jak chcesz, możemy spać razem. Łóżko jest szerokie, więc zmieścimy się oboje. Tylko niczego sobie nie wyobrażaj!

- Kate… Przecież mnie znasz.

- No i właśnie dlatego to powiedziałam! – poszłam do łazienki, żeby przebrać się w piżamę. Chase powiedział, że jak zasnęłam z głową na jego ramieniu, to nie mógł mnie dobudzić, a  nie chciał mnie przebierać. Położyłam głowę na poduszce, przykryłam się kołdrą i zaczęłam tępo gapić się w sufit. Po chwili Chase dołączył do mnie. Leżeliśmy tak w ciszy przez jakiś czas. – Zerwałam z Mattem.

- To dlatego przyjechałaś wcześniej? – Chase przekręcił się na bok, podparł głowę łokciem i wbił we mnie spojrzenie.

- Tak. On jest teraz w trasie, bałam się że przyleci do Huntington… Nie chciałam z nim rozmawiać. Przepraszam, że zwaliłam ci się na głowę. Nie miałam za bardzo dokąd pójść… Jutro z samego rana pojadę do jakiegoś hotelu.

- Kate, nawet o tym nie myśl. Zostań tu dotąd, aż uporządkujesz swoje sprawy. Mam sypialnię dla gości, muszę ją tylko posprzątać, ale jutro będzie gotowa.

- Chase, masz swoje życie, znajomych… Nie chcę ci przeszkadzać.

- Nie przeszkadzasz. Szczerze? Cieszę się, że przyleciałaś. Nadrobimy cały ten czas, kiedy się nie widzieliśmy.

- Naprawdę mogę zostać? Jedno twoje słowo i już mnie nie ma. – na myśl o samotnych nocach w hotelowym pokoju, z moich oczu popłynęły łzy. Chase od razu otarł je kciukiem.

- Czuj się jak u siebie w domu, Kate. A do rodziców pojedziemy, kiedy będziesz gotowa.

- Dzięki. – zapadła cisza, podczas której każde z nas zatopione było we własnych myślach. Ja choć nie chciałam, myślałam o tym co teraz robi Matt. Czy śpi z Michelle… A może sam… - Nie zapytasz dlaczego?

- A chcesz odpowiedzieć?

- Sama nie wiem… Z jednej strony chcę to z siebie wyrzucić. Ale z drugiej boję się, że znowu będę płakać. A nie powinnam. On nie jest wart żadnej mojej łzy.

- Jeśli będziesz gotowa, ja zawsze cię wysłucham.

- Dziękuję.

- Spróbuj zasnąć, Kate.

- Postaram się. Chciałabym rano się obudzić w poczuciu, że to wszystko jest tylko snem.

- Kiedyś na pewno będziesz to wspominać jako mglisty sen. Kiedyś na pewno… - Chase objął mnie ramieniem i głaskał moje plecy dopóki nie zasnęłam…

Matt

05 Listopada 2012, Poniedziałek

- Spakowałeś wszystko? – Val rozejrzała się po busie, podczas gdy ja zamykałem walizkę. Właśnie skończyliśmy grać ostatni koncert w Kanadzie i wszyscy lecieliśmy do domu. Przez tych kilka pieprzonych dni, czułem się jak w piekle. Setki telefonów do Kate, do jej pracy… Nawet Rosie, jej asystentka nie wiedziała gdzie ona wyjechała. Podobno dała jej tylko kilka poleceń i tyle ją widzieli. Nie wiedziałem gdzie jej szukać, co robić. Jedyne co postanowiłem, to że pojadę do jej mieszkania. Może portier coś wie?

- Tak, chyba tak… - Val podeszła do mnie i chwyciła moją drżącą dłoń.

- Matt, to musi się jakoś logicznie wyjaśnić. Wszystko się dobrze skończy.

- Mam nadzieję, Val… Chodźmy, samolot nie będzie na nas czekał. – wyszliśmy z busa, wpakowaliśmy się do taksówek i w piętnaście minut dotarliśmy na lotnisko. Przed nami osiem godzin lotu i choć padałem ze zmęczenia po koncercie, wiedziałem że nie zasnę. Od tamtego dnia, nawet na chwilę nie zmrużyłem oka…

Valary

            Nie mogłam patrzeć jak Matt się męczył… Boże, znałam go od dziecka… Zawsze wydawał mi się silny i opanowany, a teraz… Kurwa, nawet po śmierci Amy tak nie wyglądał. Od dnia, kiedy Kate zadzwoniła żeby powiedzieć mu że z nim zrywa, nie spał ani razu. Próbowałam mu przemówić do rozumu, groziłam, nawet mu proponowałam moje tabletki na sen, które brałam gdy Tom chrapał tak, że umarłego by obudził… Wszystko na nic. Pomiędzy koncertami, Matt zamykał się w swojej sypialni i albo siedział z telefonem przy łóżku, albo brał gitarę Briana i brzdękał na niej całymi godzinami. Zaczęłam się o niego poważnie martwić. Schudł, mało jadał… Wrak człowieka. Dla mnie to było oczywiste, że jej nie zdradził. Żadne z nas jednak nie wiedziało, co tak naprawdę pchnęło Kate do tak radykalnego kroku. Wtedy na parkingu, gdy wyjeżdżaliśmy… Wydawała się naprawdę zakochana i załamana rozłąką… Musiałam im jakoś pomóc… W pewnym momencie pomyślałam, że Michelle musiała mieć coś z tym wspólnego. Po prostu musiała. Ona nigdy nie pogodziła się z tym, że Matt poznał Kate. Podczas gdy ja tą wiadomość przyjęłam z radością, ona ciągle się odgrażała że nie pozwoli, aby Kate stanęła między nimi… Czułam, że to wszystko to jej wina. Niewiele myśląc, złapałam kluczyki i nie tłumacząc Tomowi gdzie i po co jadę, ruszyłam z piskiem opon do domu Michelle.

- Val? A co ty tu robisz? – weszłam do środka jak do siebie. Nie potrzebowałam zaproszenia. Michelle spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, po czym zamknęła drzwi i poczłapała za mną do salonu.

- Michelle, zapytam cię o coś i jako twoja siostra, wymagam szczerej odpowiedzi. Czy masz coś wspólnego z tym, że Kate zerwała z Mattem? – Michelle jedynie się zaśmiała szyderczo i pokręciła głową.

- Wiesz co Val? Niby jesteśmy identyczne, ale ty jednak jesteś głupsza. Matt był nasz i tak miało pozostać. Ale on musiał sobie sprowadzić tą przybłędę! Ostrzegałam go, że nie będzie szczęśliwy i dotrzymałam słowa!

- Oszalałaś… Ty zupełnie straciłaś rozum… Boże… Coś ty najlepszego zrobiła?! Matt nie był i nie jest naszą własnością! Pogódź się z tym wreszcie!

- Nie, Val! Nigdy się z tym nie pogodzę! Wiesz co mi powiedział na odchodne? „Nareszcie jestem szczęśliwy. Nie dzwoń” Wiesz jak się poczułam?

- Michelle, ale on ani cię nie obraził, ani nie wyzwał… Kate zawsze była dla ciebie miła… Czemu ty zawsze wszystko musisz psuć, do ciężkiej cholery?! – wrzasnęłam i jak Boga kocham, miałam ochotę zdzielić ją w pysk! – A Brian? Kim on dla ciebie jest? Zastępstwem za Matta?

- Brian nic dla mnie nie znaczy. Wiem, że mnie nie kocha. Jest nam dobrze w  łóżku i tyle. Ale to Matt dawał mi to, czego potrzebowałam.

- On nigdy cię nie kochał. Żadnej z nas nie kochał. Byłyśmy mu bliskie, ale jako przyjaciółki. Weź się wreszcie w garść!

- Matt będzie jeszcze mój. Tylko musi do tego dorosnąć. Ja mu pomogłam dojrzeć do decyzji, że Kate nie jest dla niego. Pocierpi trochę i w końcu do mnie wróci. Jak chcesz to i dla ciebie znajdzie się miejsce. Jak za dawnych, dobrych czasów, Val… Na pewno wciąż pamiętasz, jak posuwał nas w busie, czy w swoim mieszkaniu… - w oczach Michelle pojawił się dziwny, nieznany mi błysk. Jakby czyste, diabelskie szaleństwo… Autentycznie się wystraszyłam…

- Coś ty im zrobiła? Co ty powiedziałaś Kate?

- Nie musiałam nic mówić. Wystarczyło jej coś wysłać.

- Co takiego?

Matt

            Wpadłem do budynku, gdzie mieszkała Kate i podszedłem do recepcji, żeby zapytać czy jest w domu.

- Dzień dobry! Pan Sanders?

- Tak, zgadza się. – nie zdziwiło mnie to, że portier mnie rozpoznał. Widział mnie przecież kilka razy u Kate.

- Panna Morisson zostawiła dla pana przesyłkę. – wyciągnął spod lady kopertę i wręczył mi ją. Spanikowany wziąłem ją do ręki i spojrzałem na mężczyznę.

- Czy Kate jest w mieszkaniu?

- Niestety nie. Wyjechała kilka dni temu. Nie wiem dokąd i nie wiem kiedy wróci. Bardzo mi przykro.

- Dziękuję. – odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia. Stanąłem przy aucie i drżącymi dłońmi, rozerwałem kopertę. Nagle mój telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu migała uśmiechnięta twarz Valary.

- Hej. Masz coś?

- Matt! To Michelle! To wszystko jej wina!

- Val, uspokój się. O czym ty mówisz? – wyjąłem z koperty zdjęcie i spojrzałem na nie. W jednej chwili, mój świat ponownie się zawalił

- Michelle wysłała do Kate zdjęcie! Ona je spreparowała tak, żeby Kate myślała że masz nią romans! Boże, Matt… Kate w to uwierzyła! Co my teraz zrobimy? Matt? Słyszysz mnie?!

- Słyszę cię Val. Właśnie mam to zdjęcie w ręku…