Avenged Sevenfold "Beast and the harlot"
Matt
19 Czerwca 2012, Wtorek
Obudziłem się
w wymiętej
pościeli.
Obok mnie spała
kompletnie naga Val, a z drugiej strony jakaś
obca laska. Zamknąłem
oczy próbując
przypomnieć
sobie wydarzenia zeszłej
nocy… Valary zgarnęła
mnie ze studia, gdzie nieudolnie próbowałem
napisać
jakiś
tekst, po czym zadzwoniła
po jakąś
swoją
koleżankę i pojechaliśmy do mnie. Swoją drogą
nawet nie pamiętam
jak owa panna miała
na imię…
Laska przyniosła
koks, nawciągałem się
jak świnia
po czym pieprzyliśmy
się
do samego świtu…
Spojrzałem
na zegarek. Kurwa mać!
Dochodziła
czternasta, a punktualnie o drugiej miałem
się
spotkać
z Larrym i właścicielami wytwórni. Wyskoczyłem z łóżka, ale mnie zamroczyło. Kurwa, to wszystko przez ten koks.
Miałem
z tym skończyć. Nie mogłem się
po prostu najebać?
Nie, musiałem
wciągać… Doczłapałem się
do łazienki,
ale gdy tylko stanąłem
nad sedesem, zrobiło
mi się
niedobrze i zacząłem
rzygać
jak kot. Jakby tego było
mało,
z nosa poleciała
mi krew. No nic dziwnego. Ale ten towar musiał
być
jakiś
trefny, bo nigdy nie krwawiłem
z nosa po koksie… Gdy w końcu
się
ogarnąłem,
usłyszałem dźwięk mojej komórki. To musiał być
Larry… Nie myliłem
się.
Wzniosłem
oczy do nieba przygotowując
się
na niezły
opieprz i odebrałem:
- Mam kurwa nadzieję, że
masz porządną wymówkę,
Matt!
- Nie drzyj się, ok.? No spóźnię
się
trochę.
Korki są
na mieście,
nie?
- Nie! Wiesz, jakie jest ciśnienie. Wytwórnia nie będzie wiecznie czekać. Płyta
już
dawno powinna się
ukazać.
Bierz dupę
w troki i przyjeżdżaj do studia.
- A chłopaki?
- Oni już
dawno tu są.
No już
Sanders, wszyscy na ciebie czekamy! – rozłączyłem się,
wciągnąłem na siebie spodnie i zszedłem na dół
do garażu.
Odpaliłem
auto i pojechałem
do studia.
Spotkanie
przebiegło
nawet pomyślnie.
Obiecałem
Larry’emu, że
postaramy się
zacząć
wreszcie nagrywać
jeszcze w tym tygodniu. Sam jednak w to nie wierzyłem. Jedynie Zacky i Brian byli
optymistami. Oni spotykali się
we dwóch w domu Briana i nagrywali jakieś
partie gitary. Kombinowali także
z tekstami. Johnny coś
tam też
dawał
od siebie. Jedynie ja się
opierdalałem.
Często
gdy miałem
zawiechę
w studiu, dzwoniłem
do Val i albo szliśmy
do baru i lądowaliśmy w moim mieszkaniu, albo zaszywaliśmy się
w studiu i pieprzyliśmy
godzinami. Nic nie mogłem
poradzić
na to, że
wena kopnęła
mnie w dupę.
Nie umiałem
nawet pisać
na siłę.
No bo niby co miałem
napisać?
Nic! W tym biznesie tak jest. Albo się
kocha to co się
robi, albo do widzenia. Od samego początku
postawiliśmy
z chłopakami
sprawę
jasno: sami piszemy teksty i komponujemy muzykę.
Nikt za nas tego nie będzie
robił.
Nie miałem
zamiaru stać
potem na scenie i śpiewać czegoś,
czego sam nie napisałem.
Larry uznał,
że
to dobry pomysł
i z początku
tak było.
Nawet po śmierci
Jimmiego pisanie szło
mi gładko.
A nikt nie wierzył,
że
po tej tragedii będziemy
w stanie wrócić
na scenę.
A jednak. Niestety teraz stanąłem
w miejscu. Chłopaki
dwoili się
i troili, ale to na nic. Nie potrafiłem
się
oddać
tej muzyce… Potrzebowałem
jakiegoś
bodźca,
czegoś
co pomoże
mi ruszyć
do przodu. Teraz gdy patrzę
wstecz, nie pomyślałbym że
rozwiązanie
przyjdzie z najmniej oczekiwanej strony…
Kate
- Że co, proszę?
- Słyszałaś mnie, Kate. Wiem że nam
nie wyszło, ale postaraj się nie denerwować Jenny. Ona jest w ciąży, a ja nie
chcę żeby straciła to dziecko. – sama nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. W
trakcie lunchu zadzwonił do mnie Chris. Przez telefon wyczułam że miał problemy
ze szczęką, bo strasznie się seplenił.
- Słuchaj no, ty marna imitacjo
faceta! Pojechałam do ciebie po moje rzeczy, a ta flądra mnie obraziła! Nic wam
nie zrobiłam, to ja jestem stroną poszkodowaną! Nie będę się uśmiechała, gdy
plujecie mi w twarz i udawała, że deszcz pada! Dla mnie, ta szmata może być i w
pięciu ciążach! Nie wchodźcie mi w drogę, bo oboje tego pożałujecie! A dla
ciebie mam jedną radę: zrób sobie testy na ojcostwo. Bo cały fitness club aż
huczy od plotek, że twoja panna po godzinach dawała lekcje jogi pod tytułem
„Rozkracz nogi z Jenny”! – rozłączyłam się i rzuciłam telefon na biurko.
Poirytowana huknęłam na moją asystentkę:
- Rosie! Rosie!!
- Tak, panno Morrison? – laska
wyglądała na przerażoną, gdy wetknęła głowę do mojego gabinetu.
- Dzisiaj mnie już nie będzie.
Wszystkie spotkania przełóż na jutro. Wychodzę! – złapałam torebkę i ruszyłam
do wyjścia. Musiałam się napić. Na trzeźwo nie zamierzałam przetrawić telefonu
od mojego eks. No kurwa, to buraczany gamoń! Zadzwonił do mnie tylko po to,
żeby się poskarżyć, że mu spoliczkowałam Jenny. A ona mnie nie zdenerwowała?
Głupia cipa, uwiodła mi faceta, Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo pieprzyli
się za moimi plecami i jeszcze mnie obraża… Żałuję, że nie przypieprzyłam jej mocniej!
Zaparkowałam
auto pod domem, a na piechotę poszłam do pobliskiego baru. Usiadłam na stołku i
zamówiłam pierwszą tequilę. Przechyliłam kieliszek, przyjemne ciepło rozlało
się po moim ciele i kiwnęłam na barmana, prosząc o dolewkę. Nerwy aż mnie rozsadzały
od środka. Miałam ochotę pojechać do Chrisa i mu najzwyczajniej w świecie
wpierdolić! Żałosny dupek i puszczalska cipa! O, tak! Duet doskonały!
Przełknęłam kolejną kolejkę i wtedy poczułam jak ktoś dotknął mojego ramienia.
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Matta, a na jego ramieniu uwieszoną
blondynkę. To była ta sama, która w studiu nagrań masturbowała się jego dłonią.
- Hej mała! Co tu robisz? Sama jesteś?
- Cześć. Piję i nie, nie jestem sama.
Jestem ze sobą. Fajne towarzystwo, mówię ci.
- Val, poznaj… Yyy…
- Kate! – kurwa, pieprzył mnie całą
noc, a teraz nawet nie pamiętał mojego imienia. Kolejny frajer. Wyciągnęłam
dłoń do blondynki, a ona uścisnęła ją lekko.
- Valary. Wy się znacie?
- Tak, poznaliśmy się kilka dni temu
zupełnie przypadkowo. – nie zamierzałam wciągać jej w szczegóły. Zresztą nie
było po co. Jednonocna przygoda i już. – Nie zatrzymuję was dłużej.
- Kate, daj spokój. Napijesz się z
nami? – Matt ewidentnie miał chyba jakiś malutki wyrzut sumienia, że zapomniał
mojego imienia.
- Nie, Kate się z wami nie napije, bo
już wychodzi. – nagle usłyszałam znajomy głos dobiegający zza moich pleców.
Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Toma, który przyglądał się nam
uważnie.
- Taa, mój brat ma rację. Muszę się
zbierać, mam jutro ważną rozprawę. Na razie. – złapałam dłoń brata i bez
przedstawienia go ani pożegnania, wybiegłam z nim na zewnątrz. Dopiero gdy
byliśmy pod domem udało mi się zwolnić. Szłam tak szybko, jakby mnie sam diabeł
gonił.
- Kate, co się stało? Wyglądałaś,
jakbyś nie miała kompletnie ochoty przebywać w towarzystwie M. Shadowsa.
- Ty go kurwa znasz? – poczułam się
tak, jakby ktoś mi wylał na głowę wiadro zimnej wody.
- Mała, to M. Shadows z Avenged Sevenfold!
- Wiem… - oparłam się o ścianę
budynku, w którym znajdowało się moje mieszkanie.
- No to wiesz, czy nie? Bo już
zgłupiałem.
- Spotkałam go tamtego dnia, gdy
rozstaliśmy się z Chrisem. Matt z kumplami przypadkiem trafili na wyspę, na
której Chris mnie zostawił.
- Że co, kurwa? To ścierwo nie dość,
że przyprawiało ci rogi, to jeszcze zostawił cię samą na wyspie? No kurwa, tym
razem osobiście połamię mu wszystkie gnaty.
- Daj spokój, Tom. Zostawił mnie tam,
bo sama kazałam mu spierdalać do domu.
- No i co było dalej?
- Matt zaprosił mnie na łódź, żebym z
nimi zaczekała na straż przybrzeżną. Skończyło im się paliwo i dlatego tam
trafili.
- Niech zgadnę: przespałaś się z nim.
- Ej, nie rób ze mnie jakiejś
puszczalskiej dziwki, ok.? – wstałam gwałtownie i stanęłam naprzeciwko Toma w
bojowej pozycji, kładąc dłonie na biodrach.
- Mała, każdy kto zna Avengów, wie że
Matt to podrywacz jakich mało. Wprawdzie większość myśli, że on i Val są parą,
ale po cichu mówi się że „pieprzą się po przyjacielsku”. Nie pozwolę, żeby
dopisał cię do listy swoich podbojów. Poza tym lubi wypić, a i o mocniejszych
używkach też słyszałem. Proszę cię, trzymaj się od niego z daleka.
- Tom, wyluzuj. Spotkałam go dziś
zupełnie przypadkowo. Nie zamierzam więcej się z nim spotykać, jasne? To nie
moja liga, a i po akcji z Chrisem nie szukam wrażeń. Także możesz być spokojny
o swoją małą siostrzyczkę. A swoją drogą… Mam dla ciebie w domu ulotkę. Matt
wspominał, że szukają perkusisty. A ty podobno grasz. Chcesz spróbować?
- Serio? No jasne! Kto by nie chciał?
- To chodź na górę. Ja zrobię kawy i
poszukam tego świstka, a ty mi w tym czasie uprasujesz strój do pracy na jutro.
Ja jestem na to zbyt wstawiona.
- Trzy kolejki i jesteś pijana? Kurwa,
zawsze miałaś słabą głowę…
- Zaraz, zaraz… Skąd wiesz ile
wypiłam?
- Bo wszedłem do baru zaraz po tym jak
siadłaś na stołku. Ale spotkałem znajomą i nie mogłem podejść wcześniej.
Dopiero gdy zobaczyłem, że Shadows do ciebie zagaduje, pożegnałem się i
ruszyłem z odsieczą. – weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i stanęłam na
palcach, żeby pocałować Toma w policzek.
- Dziękuję, mój ty rycerzu w ślniącej
zbroi.
- Lśniącej Kate, lśniącej.
- Nie czepiaj się, to przez tequilę. –
poczłapałam do kuchni, odnalazłam ulotkę i włączyłam ekspres. Gdy w domu zaczął
się unosić zapach kawy, Tom powiesił na drzwiach moją marynarkę, spódnicę i bluzkę.
Nie wiedziałam, że umiał prasować. Palnęłam ten tekst tak sobie, a on wziął to
na poważnie. Usiadł ze mną przy stole i wziął ulotkę informującą o castingu na
perkusistę.
- Wiesz co by było, gdybym się dostał?
- Byłbyś sławny? – zapytałam
ironicznie.
- Też. Miałbym wreszcie coś… Robiłbym
to co kocham. Ja naprawdę lubię grać na perkusji, Kate.
- Mhm…
- Nie wierzysz mi?
- Wierzę braciszku, wierzę. Tylko
wiesz co? Chyba jestem zbyt zmęczona, zbyt wstawiona i zbyt śpiąca na poważne
rozmowy o perkusji i Avenged Sevenfold. Ale obiecuję, że pójdę z tobą na
przesłuchanie.
- Serio? Chciałabyś?
- No jasne. W końcu nigdy nie
widziałam, jak walisz w bębny.
- Spodobałoby ci się.
- Nie wątpię.
- Dobra, zmykaj do spania. Bo będziesz
miała jutro worki pod oczami. Ja tu ogarnę i spadam do siebie.
- Możesz tu nocować, jeśli chcesz.
- Innym razem, siostra. Dobranoc.
- Mhm… - tylko tyle byłam w stanie
wymamrotać. Przebrałam się w piżamę i padłam jak długa na łóżko. Miałam rano
rozprawę w sądzie i za Chiny ludowe nie zamierzałam brać w niej udziału, mając
kaca…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz