Zapraszam was na kolejny odcinek :)
Weszłam do domu i od razu
skierowałam się pod prysznic. Musiałam zmyć z siebie wydarzenia ostatniej nocy
i przede wszystkim chciałam pomyśleć. A w strumieniach wody wychodziło mi to najlepiej.
Odkręciłam ciepłą wodę i sięgnęłam po żel. Zdecydowałam, że spakuję wszystkie
rzeczy Chrisa i odwiozę je do jego mieszkania a przy okazji zabiorę moje
rupiecie. Nie było tego wiele, ale nie chciałam, żeby wylądowały na śmietniku.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta, więc istniało prawdopodobieństwo,
że Chris będzie na siłowni. Wyszłam z kabiny, wysuszyłam ciało, włosy i po
spakowaniu jego ubrań i drobiazgów, wsiadłam do auta kierując się do mieszkania
mojego eks. Modliłam się po cichu, żebym nie zastała w nim Jen…
Po przekroczeniu progu poczułam się…
dziwnie. Dotarło do mnie że to ostatni raz, kiedy weszłam do tego mieszkania.
Nie tracąc czasu przeszłam po pomieszczeniach i pozbierałam swoje rzeczy. Już
miałam wychodzić, ale raz jeszcze rozejrzałam się po mieszkaniu. Spędziłam tam
naprawdę wiele miłych chwil. W gruncie rzeczy byliśmy z Chrisem dobraną parą.
Gdzie popełniłam błąd? Co sprawiło, że zaczął spotykać się z Jen za moimi
plecami? Chyba tak naprawdę bałam się poznać prawdy. Sięgnęłam do klamki, a
wtedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Jenny. Spojrzałam na nią i miałam ją
minąć bez słowa, ale wtedy usłyszałam jej głos pełen jadu:
- Nic mi nie
powiesz?
- A co byś
chciała usłyszeć? Gratulacje? Nie będę życzyła szczęścia osobie, którą uważałam
za siostrę, a ona wbiła mi nóż w plecy! Nie zasługujesz nawet na splunięcie,
Jen.
- A ty co?
Myślisz, że jesteś taka idealna? Bogata panienka z dobrego domu… Myślisz, że
jak masz pieniądze, to wszystko ci się należy?
- O czym ty
do cholery mówisz? Czy ty siebie słyszysz? Co moje pieniądze mają do tego, że
odebrałaś mi faceta?
- Może
właśnie zrobiłam to po to, żebyś zrozumiała, że nie można mieć wszystkiego?
Idealna praca, przyjaciele, fajny facet, pieniądze. Trochę pokory, Kate! –
podeszłam do niej w dwóch krokach i z całej siły strzeliłam w pysk. Aż mnie
dłoń zapiekła. Jen złapała się za policzek, który w ułamku sekundy zrobił się
czerwony. – Pożałujesz tego suko!
- Już
żałuję. Żałuję, że kilka lat temu wpuściłam cię do mojego życia, Jen. – odwróciłam
się na pięcie i zbiegłam na dół na parking.
Ochłonęłam dopiero gdy wróciłam do
domu. Posegregowałam rzeczy, wstawiłam pranie, między innymi koszulkę i szorty
Matta. Pomyślałam, że powinnam mu je oddać, ale zupełnie nie wiedziałam gdzie
go szukać. Zrobiłam herbatę i przypomniałam sobie o ulotce, którą dał mi dziś
rano. Rozejrzałam się po mieszkaniu i znalazłam ją na komodzie przy drzwiach.
Jedyny numer jaki tam był, to do wytwórni płytowej Good Life Recording.
Stwierdziłam, że nie ma sensu tam dzwonić, przebrałam się w dżinsy, dziergany
sweterek, botki i czekając aż suszarka wysuszy ubrania, ułożyłam włosy. Niecały
kwadrans później wyszłam z domu.
Pół godziny później udało mi się
odnaleźć wytwórnię. Znajdowała się po drugiej stronie miasta, a niezbyt często
tam bywałam, więc trudno było mi znaleźć tam drogę. Budynek był całkiem spory,
z czerwonej cegły, a do środka prowadziły tylko jedne, szklane drzwi. Od razu
podeszłam do recepcji, gdzie zastałam miłą blondynkę, która akurat rozmawiała
przez telefon. Gdy skończyła, uśmiechnęła się do mnie pokazując bielutkie
ząbki.
- W czym
mogę pomóc?
- Szukam
Matta. – zdałam sobie sprawę, że nie znam jego nazwiska. No pięknie. Pewnie
laska weźmie mnie zaraz za jakąś napaloną fankę.
- Yyy, a
jakiego Matta? Może jakieś nazwisko?
- Nie znam
jego nazwiska. Wiem tylko tyle że jest frontmanem w zespole Avenged Sevenfold.
- Aaa, M.
Shadows! – laska od razu zorientowała się o kogo mi chodzi.
- Tak, to
zapewne on. Mam coś, co należy do niego i chciałabym mu oddać. Liczyłam, że
może go tu spotkam, albo będę mogła zostawić mu jego rzeczy.
- Ma pani
szczęście. Matt niedawno przyjechał do studia. Znajdzie go pani w pomieszczeniu
na górze, pokój numer dwieście trzy.
- Dziękuję.
– wsiadłam do windy na nacisnęłam numer piętra. Gdy drzwi się otworzyły,
usłyszałam dźwięki muzyki. Były to niezwykle mocne brzmienia, więc domyśliłam
się że to co grają chłopaki to jakiś ciężki metal, ewentualnie rock. Dotarłam
do odpowiednich drzwi i pchnęłam je. W środku znajdowało się kolejne pomieszczenie,
ale to znajdowało się za szybą, a w środku stał jakiś wydziarany facet i grał
na gitarze. Po mojej prawej stronie stała sofa, a na niej siedział Matt z jakąś
blondynką. Oboje nawet nie zauważyli, że ktoś wszedł do środka. Matt w jednej
ręce trzymał butelkę piwa, a drugą miał wsuniętą w szorty tej laski. Nic jej
nie robił, to panna poruszając biodrami sama sprawiała sobie przyjemność.
Poczułam totalne zażenowanie i właściwie chciałam wyjść, ale wtedy ktoś kto
stał za mną, szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Dana, gościa
który był z nami na łodzi. Uśmiechnął się do mnie i zapytał:
- Kate,
prawda?
- Tak. Cześć
Dan.
- Co ty tu
robisz? Szukasz kogoś? – wyciągnęłam z torby reklamówkę z ubraniami Matta i
kiwnęłam na niego głową.
- Matt mi
dał swoje ubrania wczoraj na łodzi. Uprałam je i wysuszyłam. Możesz mu je
zwrócić?
- A sama nie
możesz? On nie gryzie.
- Nie chcę
mu przeszkadzać. – gorzej być nie mogło. Matt strzelał blondynce palcówkę, a ja
miałam podejść i powiedzieć: „Hej, przywiozłam ci twoje ubrania”? No bez jaj!
- Daj
spokój, Kate. Chodź. – Dan bez zastanowienia podszedł do Matta i lekko kopnął
go w kostkę wyrywając z transu. – Shadows, Kate przyszła do ciebie. Przywiozła
twoje ubrania.
- Hej, mała!
Dzięki, nie musiałaś sobie robić kłopotu. – machnął do mnie niedbale dłonią, w
której trzymał butelkę piwa.
- To żaden
kłopot. Są uprane i suche. Jeszcze raz dziękuję. – Matt uśmiechnął się do mnie
bezczelnie, wciąż trzymając dłoń w majtkach blondynki, a ona nic nie robiła
sobie z naszej obecności. Zapadło nerwowe milczenie. Strzelałam oczami na
wszystkie strony, jedynie Matt przewiercał mnie wzrokiem na wylot, zupełnie
jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy, lub powiedzieć: „Fajnie było wczoraj,
nie?” Spuściłam wzrok i jedynie wymamrotałam: - Muszę już iść. To… na razie. –
i wybiegłam stamtąd jak poparzona. Jedyne co zdążyłam usłyszeć, to przeciągły i
głośny jęk blondynki. Chyba właśnie doszła…
Wróciłam do domu, po drodze kupując
chińszczyznę. Nie miałam głowy do gotowania, a jedyne na co miałam ochotę to
ułożyć się na kanapie i obejrzeć jakiś film. Akurat w telewizji puszczali
„Dziennik Bridget Jones”, więc postanowiłam obejrzeć. Gdzieś tam w połowie
filmu usłyszałam dźwięk komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam numer
Chrisa. No miał kurwa tupet. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon. Nie
miałam temu gadowi nic więcej do powiedzenia. Po kilku minutach usłyszałam
dzwonek u drzwi. No chyba nie przylazł do mnie z awanturą za to, że
spoliczkowałam Jen? To już byłby szczyt. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je z
impetem. Jakież było moje zdziwienie, gdy w progu zobaczyłam mojego brata.
Zrobiłam kwaśną minę i zapytałam:
- Czego
chcesz tym razem? Wywalili cię z mieszkania? Nie masz kasy? Ode mnie nie
dostaniesz ani centa.
- Wyluzuj
mała, wpadłem w odwiedziny. Mam pizzę. – wyciągnął zza pleców ogromny karton z
pizzą i wpakował mi się do mieszkania. Zamknęłam za nim drzwi i poczłapałam do
kuchni. Wyjęłam butelkę coli z lodówki, napełniłam szklanki i usiadłam na
sofie. – A gdzie twój przydupas? Nie ma go dzisiaj?
- Nie ma.
- Stało się
coś?
-
Rozstaliśmy się. – Tom aż zachłysnął się colą. On kaszlał, a ja klepałam go po
plecach. Dopiero po dłuższej chwili się uspokoił.
- Mała,
błagam powiedz mi, że to ty kopnęłaś go w dupę!
-
Połowicznie. On posuwał od miesięcy moją przyjaciółkę, ale to ja mu kazałam
spadać.
- Zatłukę
skurwysyna! – Tom miał mord w oczach.
- Nie bądź
śmieszny, Tom. Po pierwsze nie warto, a po drugie to mówi to człowiek, który bez
skrupułów sprał mnie za to, że nie chciałam mu dać kasy. Sorry, ale nie nabiorę
się na tą twoją nagłą troskę i miłość do mnie.
- Kate, ale
ja naprawdę się zmieniłem. Te trzy lata w więzieniu dużo mi dały.
- Taa… Tom,
ja nie jestem naiwna ok.? Czekam tylko aż dostanę od ciebie znowu w pysk za to,
że z czymś nie będę się zgadzać.
- Nigdy
więcej cię nie uderzę. Przysięgam.
- Wtedy,
trzy lata temu, zrobiłeś to dwa razy. Pierwszy i ostatni! – Tom potulnie skulił
głowę. Ja żeby przerwać tą nieznośną ciszę, wzięłam do ust pierwszy kawałek
pizzy. – No jedz. Nie chcę, żebyś był głodny.
Reszta wieczoru upłynęła w spokojnej
atmosferze. Tom został u mnie do późnych godzin nocnych, a tuż przed drugą nad
ranem poszedł do siebie.
17 Czerwca 2012,
Niedziela
Niedzielę postanowiłam spędzić na
plaży. Zadzwoniłam do Pierre’a i zaprosiłam go do tajskiej knajpy. Zgodził się
ochoczo, bo sam też nie miał żadnych planów na wolny dzień. Najpierw opalaliśmy
się na plaży, trochę się kąpaliśmy, a pod wieczór opychaliśmy się tajskim
żarciem. Dzięki temu, że towarzyszył mi Pierre nie myślałam o przykrych
rzeczach. No, ale nie mogłam przecież zmusić go do spędzania ze mną każdego
dnia, dwudziestu czterech godzin na dobę. Też miał swoje życie i przyjemności.
Dochodziła
dwudziesta, gdy poszliśmy na parking aby rozjechać się do domów. Nagle moją
uwagę przykuła para przechodząca nieopodal. Już z daleka ich poznałam… Jenny, a
obok niej Chris. Szli razem za rękę wzdłuż plaży. Na szczęście mnie nie zauważyli,
więc pożegnałam się z Pierrem i odjechałam do domu. Stwierdziłam, że powinnam
zerwać umowę w klubie fitness. Nie zamierzałam się tam więcej pokazywać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz