sobota, 23 stycznia 2016

Odcinek 10



Zapraszam! Dzisiaj poznacie Briana, którego będzie sporo w tym opowiadaniu. A już wkrótce poświęcę mu oddzielną historię :D                                              

                                                Avenged Sevenfold "Bat country"

3 Lipca 2012, Wtorek

            Urwałam się z pracy dzisiaj wcześniej, bo Tom miał to swoje przesłuchanie w wytwórni. Obiecałam mu, że z nim pojadę. Wyszłam przed kancelarię, gdzie Tom już na mnie czekał. Chodził w tę i z powrotem i z daleka było widać, jak bardzo był zdenerwowany. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.

- Nie martw się braciszku. Na pewno się dostaniesz do zespołu.

- Nie wiem, Kate… Boże, w życiu takich nerwów nie miałem. A jak się pomylę?

- To zagrasz jeszcze raz. A teraz chodź już, bo się spóźnimy. – ruszyliśmy w kierunku wytwórni.

            Przed budynkiem kręciło się kilka osób, ale nie wyglądali na potencjalnych perkusistów. Raczej na ludzi z obsługi. Gdzieś mignął mi Dan, a po chwili wpadł na mnie facet, którego widziałam tu ostatnim razem, gdy przyniosłam ubrania Matta. To on wtedy grał w oszklonym pomieszczeniu na gitarze. Burak nawet mnie nie przeprosił, tylko pobiegł dalej. Palant! Weszliśmy do środka, recepcjonistka dała nam plakietki i poszliśmy do znanego mi już pokoju numer dwieście trzy. Wewnątrz panował półmrok, kilka osób siedziało za stołem, a po przeciwnej stronie stała perkusja. Tom podszedł do stołu, podpisał jakieś papiery i usiadł za bębnami. Ja zajęłam miejsce na kanapie, która stała w kącie i po chwili mój brat zaczął grać. Grać? To mało powiedziane. On walił w te talerze jakby go diabeł opętał. Wkładał w to mnóstwo energii. Po kilku minutach skończył, a jakiś facet do niego podszedł i dał mu jakąś kartkę. Wrócił na miejsce, a wtedy w pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka, do której Tom dołączył perkusję. Całe przesłuchanie trwało jakieś pół godziny. W końcu w pokoju ktoś włączył światło, a moim oczom ukazał się Matt wraz z Johnnym i innymi chłopakami, a oprócz nich był jeszcze jakiś starszy facet. Tom wstał i podszedł do stołu oddając im kartki, które od nich dostał. Nagle wydał z siebie okrzyk i zaczął skakać do góry jak małpa. Dostał się!! Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się z piskiem na szyję. Tom zaczął nami kręcić, aż w końcu stanął w miejscu.


- Dostałem się! Siostra, będę grał z Avenged Sevenfold!

- Super! Widzisz? Mówiłam ci, że wszystko będzie dobrze. Jestem z ciebie taka dumna! – pocałowałam go w policzek. – Idziemy stąd. Musimy to oblać.

- Jasne! Chińszczyzna? Pizza? Kebab?

- Oszalałeś? Twój awans do zespołu chcesz świętować w kebabie? Zabieram cię do porządnej restauracji! – nagle podszedł do nas ten wytatuowany facet, który wpadł na mnie przed wytwórnią. Trzymał w ręce butelkę szampana i patrzył na mnie wyczekująco.

- Zostańcie z nami na szampana. W końcu mamy co oblewać.

- No… Twoje zdolności we wpadaniu na ludzi i nie przepraszaniu ich za to.

- Mała, sorry… Śpieszyłem się do samochodu po nuty. Przepraszam, że na ciebie wpadłem.

- Spoko. Nic się nie stało. – wyciągnęłam rękę w jego kierunku. – Kate.

- Brian. Tom to twój facet?


- Nie, brat.

- Nieźle wymiata na perkusji. Myślę, że sobie poradzi. Zrobił na nas naprawdę dobre wrażenie. Oczywiście będzie musiał ogarnąć wszystkie kawałki no i pomóc w komponowaniu nowych. Mamy z tym ogromny problem. – po chwili podszedł do nas Matt i wręczył mi kieliszek szampana.

- Jednak namówiłaś brata. Super. Jest naprawdę dobry. – upiłam łyk i z uśmiechem spojrzałam na Toma, który rozmawiał z Johnnym i Danem.

- Tak, był wniebowzięty gdy usłyszał że mam ulotkę i może przyjść na przesłuchanie. Dużo było chętnych?

- Sporo. Ale twój brat okazał się najlepszy.


- No ba! Mając taką siostrę… - Matt spojrzał na mnie uśmiechając się smutno.

- Kate, przepraszam za to, jak się zachowałem wtedy w knajpie.

- Nie szkodzi. Nie pierwszy raz ktoś nie pamięta mojego imienia. Drobiazg.

- Nie drobiazg. Zachowałem się jak palant. Po tym, co stało się na łodzi, ja nie pamiętałem jak się nazywasz… Porażka.

- Matt! Nic się nie stało na łodzi. Jasne? Nie mówmy już o tym. – opróżniłam kieliszek, sięgnęłam po butelkę i sama sobie dolałam.

- Jeszcze raz przepraszam. – Matt nachylił się i delikatnie pocałował mnie w kącik ust. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Poczułam zapach jego perfum, które mnie odurzyły. – Mam do napisania parę tekstów. Jakby coś, to jestem w dźwiękoszczelnym. – spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek, a po chwili już go nie było. Wzięłam głęboki oddech i poszłam szukać Toma. Odnalazłam go wśród chłopaków z zespołu. Przedstawił mnie Zackowi, którego nie udało mi się wcześniej poznać. Wszyscy razem tworzyli naprawdę sympatyczną ekipę. Jedynie Matt był nieobecny. Zamknięty w pomieszczeniu dźwiękoszczelnym, pochylał się nad stertą kartek. Widziałam frustrację w jego oczach. Chyba naprawdę długo nie skomponowali nowych kawałków. Do tego dochodziło ciśnienie od wytwórni i sponsorów. To nie mogło im pomóc. Nagle zrobiło im się mnie strasznie szkoda. Postanowiłam działać. Wparowałam do pomieszczenia jak do siebie, ku zdumieniu Matta zgarnęłam wszystkie kartki na jedną kupkę i powiedziałam:

- Wychodzimy!

- To na razie. – biedny zupełnie nie wiedział o czym mówię.

- Ty też wychodzisz. Przyda wam się odskocznia.


- Mała, nie mogę. Jak do końca tygodnia nie napiszę przynajmniej dwóch piosenek, stracimy kontrakt na nową płytę. Nie mam czasu na odskocznie…

- Matt, wszyscy jesteście sfrustrowani. To widać gołym okiem. Wyjdziemy, rozerwiemy się i gwarantuję, że napiszesz te piosenki.

- No dobra. Ale ja wybieram lokal.

- Ok.

            Karaoke? Serio zgodziłam się na bar karaoke? Musiałam mieć jakąś pomroczność, że dałam się tym wariatom namówić na to miejsce. Od razu na wejściu dałam im do zrozumienia, że ja śpiewać nie będę. Matt się jedynie roześmiał, Brian wepchnął mnie siłą do pomieszczenia, a Tom wygadał wszystkim że najlepiej śpiewam pod prysznicem. Gad jeden musiał mnie słyszeć ostatnim razem gdy u mnie nocował. Postanowiłam że się zemszczę. Koniec z rodzinnymi śniadankami!

            Wszyscy usiedliśmy w loży, zamówiliśmy drinki i patrzyliśmy rozbawieni na osoby, które po kolei występowały. W międzyczasie Zacky zadzwonił po swoją dziewczynę, Meaghan, a Johnny przedstawił mi Lacey, swoją żonę. Dziewczyny wydawały się sympatyczne, więc nie czułam się dziwnie w tłumie tych troglodytów. Po wypiciu kolejnego piwa, nachyliłam się do Matta, który siedział obok mnie i zapytałam:

- A gdzie Val? Nie zadzwonisz po nią?

- Nie ma dzisiaj czasu. A co? Stęskniłaś się za nią? Przecież widziałaś ją ledwo raz.

- Dwa razy.

- Tak? A kiedy był ten drugi raz?

- W zasadzie to pierwszy. Nie pamiętasz już jak przyszłam do studia oddać ci ubrania? Twoja dziewczyna bezwstydnie masturbowała się twoją ręką.

- Za to ty miałaś ogromną ochotę zamienić się z nią miejscami. Widziałem to w twoich oczach. – bezczelny cham! Wcale tak nie było!

- Gówno widziałeś! Spraw sobie okulary albo idź do okulisty, bo oczka ci szwankują.


- Mała, możesz sobie mówić co chcesz, a ja wiem że chętnie powtórzyłabyś to, co robiliśmy na łodzi. – mimowolnie na wspomnienie tamtej nocy, zacisnęłam uda. Nie powiem żeby Matt nie był przystojny. Był i to diabelsko przystojny. Zielone oczy świdrowały mnie na wylot, siedział tak blisko mnie, że widziałam jak pulsuje mu tętno na szyi, a gdy jego dłoń nagle znalazła się na moim udzie, poczułam gorąc oblewający moje ciało. Spojrzałam mu w oczy i wiedziałam co chciał zrobić. Jego dłoń zacisnęła się na materiale dżinsów i gorące usta opadły na moje. Zanim zdążyłam zareagować, całowaliśmy się namiętnie w loży pełnej ludzi. W ogóle nie przejmowałam się obecnością innych. Alkohol szumiał mi w głowie, byłam cholernie napalona, jeszcze moment, a byłam gotowa zacząć się rozbierać. Musiałam to jednak przerwać. Nie zamierzałam stać się zabawką w rękach M. Shadowsa. Położyłam mu dłoń na piersi i lekko odepchnęłam go od siebie. Matt spojrzał na mnie jakby rozczarowany. Sięgnął po swój kufel i wypił zawartość. Ja skorzystałam z okazji i poszłam do toalety. Obmyłam twarz zimną wodą i postanowiłam się ulotnić do domu. Podeszłam do stolika i pożegnałam się ze wszystkimi. Byli w szoku, bo nie wiedzieli co się stało. Właściwie to nic się nie stało. Postanowiłam po prostu trzymać się z dala od Matta. Nie był mi potrzebny przelotny romans. Tom dopadł mnie tuz przy drzwiach.

- Mała, czemu wychodzisz? Nie musisz śpiewać, jeśli nie chcesz!

- Jestem zmęczona, Tom. Poza tym jutro idę do pracy i nie chcę wyglądać jak upiór.

- Zawsze wyglądasz ślicznie.

- Dobra, nie czaruj. Wracasz do siebie, czy nocujesz u mnie?

- Raczej do siebie. Może uda mi się poderwać jakąś niunię, więc nie będę ci sprowadzać lasek na chatę. Zobaczymy się za kilka dni.

- Ok. Pa. –ruszyłam do wyjścia, a wtedy podbiegł do mnie Brian. No kurwa, co to? Wszyscy nagle zaczęli się mną interesować?

- Kate, zaczekaj!

- Stało się coś?

- Nie. Odprowadzę cię do domu. Jest późno, a okolica niezbyt ciekawa.

- Ok. Skoro nie masz nic lepszego do roboty…


- Tam w środku i tak już zaczęło się robić drętwo. Ale dziękuję, że nas wyciągnęłaś. Dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy.

- Cieszę się, że mogłam pomóc. Mam nadzieję, że taki wieczór pomoże wam się odstresować i nagracie w końcu tą płytę.

- Ja też.

            Przez resztę drogi oboje milczeliśmy. Każde z nas zatopione było we własnych myślach, ale czułam że Brian chciał mnie o coś zapytać. W końcu nie wytrzymałam i bliżej domu, sama go zapytałam:

- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Czuję, że coś ci chodzi po głowie.

- Aż tak to widać?

- Jak cholera.

- Kate, wybacz mi bezpośredniość, ale zapytam wprost: czy coś cię łączy z Mattem?

- Mnie z Mattem? Nie. Skąd te przypuszczenia? – głupia byłam, że zapytałam. Przecież na bank widział nasz pocałunek.

- A to w loży? To niby co miało być?

- Oj tam… Taki jeden pocałunek.

- Mała… Znam Matta od dziecka. To dobry facet, tylko… Jakby to powiedzieć… Nieco zagubiony.

- Chcesz mnie przed nim ostrzec? Powiedzieć, że jest niestały w uczuciach, chce tylko zaruchać, pobawi się mną i zniknie? To chciałeś powiedzieć?

- Niedokładnie.

- A skąd przypuszczenia Brian, że ja tego chcę? Skąd domysł, że Matt mnie interesuje? To, że kilkanaście minut temu całowałam się z nim w loży, nie znaczy że jutro się do niego wprowadzę i będziemy parą.

- Mała, daj mi dokończyć. Chciałem tylko powiedzieć, że może z zewnątrz Matt to cwaniak, playboy i lekkoduch, ale w rzeczywistości to wrażliwy i inteligentny facet.  I jeśli myślisz o nim na poważnie, to jemu właśnie przyda się taka dziewczyna jak ty.

- Jak ja? Brian, nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz. Poznaliśmy się kilka godzin temu.

- Wiesz po czym poznałem, że jesteś inna?

- No po czym?

- Bo jako jedyna potrafisz sprawić, że Matt skupił na tobie uwagę na dłużej niż minuta. Wszystkie laski, fanki… Zbywał po kilku minutach rozmowy, albo zabierał je na szybkie bzykanko i mówił „do widzenia”.

- Niezła teoria, Brian. Ale wiesz co? Ja nie szukam faceta. Nie chcę pakować się w związki. Dopiero co rozstałam się ze swoim facetem i kolejny romans mnie nie obchodzi.

- Wiem… Tom mi wspominał.


- Kurwa! Ledwo cię poznał, a już wyjawia ci szczegóły z mojego życia? Zatłukę gada!

- Kate, to nie tak. Tom wyczuł, że Matt będzie chciał do ciebie startować i go przyhamował. Byłem przy tej rozmowie i stąd wiem. Nie gniewaj się na niego.

- Dobre i to. Brian, dziękuję że mi to powiedziałeś, ale jak już wspomniałam, nie szukam wrażeń.

- Ty nie, ale Matt… Jemu już wpadłaś w oko. Znam go na tyle, że śmiało mogę powiedzieć: nie odpuści. – i odszedł zostawiając mnie pod domem, z buzią rozdziawioną i oczami szeroko otwartymi…

piątek, 22 stycznia 2016

Odcinek 9

Zapraszam na kolejny rozdział :)

                                                  Avenged Sevenfold "Beast and the harlot"



Matt

19 Czerwca 2012, Wtorek

            Obudziłem się w wymiętej pościeli. Obok mnie spała kompletnie naga Val, a z drugiej strony jakaś obca laska. Zamknąłem oczy próbując przypomnieć sobie wydarzenia zeszłej nocy… Valary zgarnęła mnie ze studia, gdzie nieudolnie próbowałem napisać jakiś tekst, po czym zadzwoniła po jakąś swoją koleżankę i pojechaliśmy do mnie. Swoją drogą nawet nie pamiętam jak owa panna miała na imię… Laska przyniosła koks, nawciągałem się jak świnia po czym pieprzyliśmy się do samego świtu… Spojrzałem na zegarek. Kurwa mać! Dochodziła czternasta, a punktualnie o drugiej miałem się spotkać z Larrym i właścicielami wytwórni. Wyskoczyłem z łóżka, ale mnie zamroczyło. Kurwa, to wszystko przez ten koks. Miałem z tym skończyć. Nie mogłem się po prostu najebać? Nie, musiałem wciągać… Doczłapałem się do łazienki, ale gdy tylko stanąłem nad sedesem, zrobiło mi się niedobrze i zacząłem rzygać jak kot. Jakby tego było mało, z nosa poleciała mi krew. No nic dziwnego. Ale ten towar musiał być jakiś trefny, bo nigdy nie krwawiłem z nosa po koksie… Gdy w końcu się ogarnąłem, usłyszałem dźwięk mojej komórki. To musiał być Larry… Nie myliłem się. Wzniosłem oczy do nieba przygotowując się na niezły opieprz i odebrałem:

- Mam kurwa nadzieję, że masz porządną wymówkę, Matt!

- Nie drzyj się, ok.? No spóźnię się trochę. Korki są na mieście, nie?

- Nie! Wiesz, jakie jest ciśnienie. Wytwórnia nie będzie wiecznie czekać. Płyta już dawno powinna się ukazać. Bierz dupę w troki i przyjeżdżaj do studia.

- A chłopaki?


- Oni już dawno tu są. No już Sanders, wszyscy na ciebie czekamy! – rozłączyłem się, wciągnąłem na siebie spodnie i zszedłem na dół do garażu. Odpaliłem auto i pojechałem do studia.

            Spotkanie przebiegło nawet pomyślnie. Obiecałem Larry’emu, że postaramy się zacząć wreszcie nagrywać jeszcze w tym tygodniu. Sam jednak w to nie wierzyłem. Jedynie Zacky i Brian byli optymistami. Oni spotykali się we dwóch w domu Briana i nagrywali jakieś partie gitary. Kombinowali także z tekstami. Johnny coś tam też dawał od siebie. Jedynie ja się opierdalałem. Często gdy miałem zawiechę w studiu, dzwoniłem do Val i albo szliśmy do baru i lądowaliśmy w moim mieszkaniu, albo zaszywaliśmy się w studiu i pieprzyliśmy godzinami. Nic nie mogłem poradzić na to, że wena kopnęła mnie w dupę. Nie umiałem nawet pisać na siłę. No bo niby co miałem napisać? Nic! W tym biznesie tak jest. Albo się kocha to co się robi, albo do widzenia. Od samego początku postawiliśmy z chłopakami sprawę jasno: sami piszemy teksty i komponujemy muzykę. Nikt za nas tego nie będzie robił. Nie miałem zamiaru stać potem na scenie i śpiewać czegoś, czego sam nie napisałem. Larry uznał, że to dobry pomysł i z początku tak było. Nawet po śmierci Jimmiego pisanie szło mi gładko. A nikt nie wierzył, że po tej tragedii będziemy w stanie wrócić na scenę. A jednak. Niestety teraz stanąłem w miejscu. Chłopaki dwoili się i troili, ale to na nic. Nie potrafiłem się oddać tej muzyce… Potrzebowałem jakiegoś bodźca, czegoś co pomoże mi ruszyć do przodu. Teraz gdy patrzę wstecz, nie pomyślałbym że rozwiązanie przyjdzie z najmniej oczekiwanej strony…

Kate

- Że co, proszę?

- Słyszałaś mnie, Kate. Wiem że nam nie wyszło, ale postaraj się nie denerwować Jenny. Ona jest w ciąży, a ja nie chcę żeby straciła to dziecko. – sama nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. W trakcie lunchu zadzwonił do mnie Chris. Przez telefon wyczułam że miał problemy ze szczęką, bo strasznie się seplenił.

- Słuchaj no, ty marna imitacjo faceta! Pojechałam do ciebie po moje rzeczy, a ta flądra mnie obraziła! Nic wam nie zrobiłam, to ja jestem stroną poszkodowaną! Nie będę się uśmiechała, gdy plujecie mi w twarz i udawała, że deszcz pada! Dla mnie, ta szmata może być i w pięciu ciążach! Nie wchodźcie mi w drogę, bo oboje tego pożałujecie! A dla ciebie mam jedną radę: zrób sobie testy na ojcostwo. Bo cały fitness club aż huczy od plotek, że twoja panna po godzinach dawała lekcje jogi pod tytułem „Rozkracz nogi z Jenny”! – rozłączyłam się i rzuciłam telefon na biurko. Poirytowana huknęłam na moją asystentkę:

- Rosie! Rosie!!

- Tak, panno Morrison? – laska wyglądała na przerażoną, gdy wetknęła głowę do mojego gabinetu.

- Dzisiaj mnie już nie będzie. Wszystkie spotkania przełóż na jutro. Wychodzę! – złapałam torebkę i ruszyłam do wyjścia. Musiałam się napić. Na trzeźwo nie zamierzałam przetrawić telefonu od mojego eks. No kurwa, to buraczany gamoń! Zadzwonił do mnie tylko po to, żeby się poskarżyć, że mu spoliczkowałam Jenny. A ona mnie nie zdenerwowała? Głupia cipa, uwiodła mi faceta, Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo pieprzyli się za moimi plecami i jeszcze mnie obraża… Żałuję, że nie przypieprzyłam jej mocniej!


            Zaparkowałam auto pod domem, a na piechotę poszłam do pobliskiego baru. Usiadłam na stołku i zamówiłam pierwszą tequilę. Przechyliłam kieliszek, przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele i kiwnęłam na barmana, prosząc o dolewkę. Nerwy aż mnie rozsadzały od środka. Miałam ochotę pojechać do Chrisa i mu najzwyczajniej w świecie wpierdolić! Żałosny dupek i puszczalska cipa! O, tak! Duet doskonały! Przełknęłam kolejną kolejkę i wtedy poczułam jak ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Matta, a na jego ramieniu uwieszoną blondynkę. To była ta sama, która w studiu nagrań masturbowała się jego dłonią.

- Hej mała! Co tu robisz? Sama jesteś?

- Cześć. Piję i nie, nie jestem sama. Jestem ze sobą. Fajne towarzystwo, mówię ci.

- Val, poznaj… Yyy…

- Kate! – kurwa, pieprzył mnie całą noc, a teraz nawet nie pamiętał mojego imienia. Kolejny frajer. Wyciągnęłam dłoń do blondynki, a ona uścisnęła ją lekko.

- Valary. Wy się znacie?

- Tak, poznaliśmy się kilka dni temu zupełnie przypadkowo. – nie zamierzałam wciągać jej w szczegóły. Zresztą nie było po co. Jednonocna przygoda i już. – Nie zatrzymuję was dłużej.

- Kate, daj spokój. Napijesz się z nami? – Matt ewidentnie miał chyba jakiś malutki wyrzut sumienia, że zapomniał mojego imienia.

- Nie, Kate się z wami nie napije, bo już wychodzi. – nagle usłyszałam znajomy głos dobiegający zza moich pleców. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Toma, który przyglądał się nam uważnie.

- Taa, mój brat ma rację. Muszę się zbierać, mam jutro ważną rozprawę. Na razie. – złapałam dłoń brata i bez przedstawienia go ani pożegnania, wybiegłam z nim na zewnątrz. Dopiero gdy byliśmy pod domem udało mi się zwolnić. Szłam tak szybko, jakby mnie sam diabeł gonił.

- Kate, co się stało? Wyglądałaś, jakbyś nie miała kompletnie ochoty przebywać w towarzystwie M. Shadowsa.

- Ty go kurwa znasz? – poczułam się tak, jakby ktoś mi wylał na głowę wiadro zimnej wody.

- Mała, to M. Shadows z Avenged Sevenfold!

- Wiem… - oparłam się o ścianę budynku, w którym znajdowało się moje mieszkanie.


- No to wiesz, czy nie? Bo już zgłupiałem.

- Spotkałam go tamtego dnia, gdy rozstaliśmy się z Chrisem. Matt z kumplami przypadkiem trafili na wyspę, na której Chris mnie zostawił.

- Że co, kurwa? To ścierwo nie dość, że przyprawiało ci rogi, to jeszcze zostawił cię samą na wyspie? No kurwa, tym razem osobiście połamię mu wszystkie gnaty.

- Daj spokój, Tom. Zostawił mnie tam, bo sama kazałam mu spierdalać do domu.

- No i co było dalej?

- Matt zaprosił mnie na łódź, żebym z nimi zaczekała na straż przybrzeżną. Skończyło im się paliwo i dlatego tam trafili.

- Niech zgadnę: przespałaś się z nim.


- Ej, nie rób ze mnie jakiejś puszczalskiej dziwki, ok.? – wstałam gwałtownie i stanęłam naprzeciwko Toma w bojowej pozycji, kładąc dłonie na biodrach.

- Mała, każdy kto zna Avengów, wie że Matt to podrywacz jakich mało. Wprawdzie większość myśli, że on i Val są parą, ale po cichu mówi się że „pieprzą się po przyjacielsku”. Nie pozwolę, żeby dopisał cię do listy swoich podbojów. Poza tym lubi wypić, a i o mocniejszych używkach też słyszałem. Proszę cię, trzymaj się od niego z daleka.

- Tom, wyluzuj. Spotkałam go dziś zupełnie przypadkowo. Nie zamierzam więcej się z nim spotykać, jasne? To nie moja liga, a i po akcji z Chrisem nie szukam wrażeń. Także możesz być spokojny o swoją małą siostrzyczkę. A swoją drogą… Mam dla ciebie w domu ulotkę. Matt wspominał, że szukają perkusisty. A ty podobno grasz. Chcesz spróbować?

- Serio? No jasne! Kto by nie chciał?

- To chodź na górę. Ja zrobię kawy i poszukam tego świstka, a ty mi w tym czasie uprasujesz strój do pracy na jutro. Ja jestem na to zbyt wstawiona.

- Trzy kolejki i jesteś pijana? Kurwa, zawsze miałaś słabą głowę…

- Zaraz, zaraz… Skąd wiesz ile wypiłam?

- Bo wszedłem do baru zaraz po tym jak siadłaś na stołku. Ale spotkałem znajomą i nie mogłem podejść wcześniej. Dopiero gdy zobaczyłem, że Shadows do ciebie zagaduje, pożegnałem się i ruszyłem z odsieczą. – weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i stanęłam na palcach, żeby pocałować Toma w policzek.

- Dziękuję, mój ty rycerzu w ślniącej zbroi.

- Lśniącej Kate, lśniącej.

- Nie czepiaj się, to przez tequilę. – poczłapałam do kuchni, odnalazłam ulotkę i włączyłam ekspres. Gdy w domu zaczął się unosić zapach kawy, Tom powiesił na drzwiach moją marynarkę, spódnicę i bluzkę. Nie wiedziałam, że umiał prasować. Palnęłam ten tekst tak sobie, a on wziął to na poważnie. Usiadł ze mną przy stole i wziął ulotkę informującą o castingu na perkusistę.

- Wiesz co by było, gdybym się dostał?

- Byłbyś sławny? – zapytałam ironicznie.

- Też. Miałbym wreszcie coś… Robiłbym to co kocham. Ja naprawdę lubię grać na perkusji, Kate.

- Mhm…

- Nie wierzysz mi?


- Wierzę braciszku, wierzę. Tylko wiesz co? Chyba jestem zbyt zmęczona, zbyt wstawiona i zbyt śpiąca na poważne rozmowy o perkusji i Avenged Sevenfold. Ale obiecuję, że pójdę z tobą na przesłuchanie.

- Serio? Chciałabyś?

- No jasne. W końcu nigdy nie widziałam, jak walisz w bębny.

- Spodobałoby ci się.

- Nie wątpię.

- Dobra, zmykaj do spania. Bo będziesz miała jutro worki pod oczami. Ja tu ogarnę i spadam do siebie.

- Możesz tu nocować, jeśli chcesz.

- Innym razem, siostra. Dobranoc.

- Mhm… - tylko tyle byłam w stanie wymamrotać. Przebrałam się w piżamę i padłam jak długa na łóżko. Miałam rano rozprawę w sądzie i za Chiny ludowe nie zamierzałam brać w niej udziału, mając kaca…