sobota, 5 listopada 2016

Odcinek 47

Zapraszam na kolejny fragment

                                                  Fifth Harmony "Work from home"



5 Lutego 2013, Wtorek

            Weszliśmy z Mattem do kliniki trzymając się za ręce. Wczoraj nagle musieliśmy wrócić z Las Vegas, choć chcieliśmy zostać jeszcze dwa dni. Psychiatra, którego polecił mi Dwight był od wczoraj w Kalifornii i od dziś rana siedział w klinice konsultując Michelle. Musieliśmy dowiedzieć się co jej dolega… W szpitalu przed jej pokojem, byli wszyscy. Brian chodził niespokojnie w tę i z powrotem, a Val siedziała na krześle, tuląc się do mamy. Od razu zauważyłam do kogo podobne są dziewczyny. Kiedy w końcu lekarz wyszedł z pokoju, wszyscy go otoczyliśmy. Poprosił do gabinetu rodziców Michelle, Valary i mnie. Reszta musiała zaczekać na korytarzu.

- Panie doktorze, co z moją córką? – gdy tylko lekarz usiadł, matka bliźniaczek od razu zadała najważniejsze pytanie.

- Według moich badań… Nieco krótkich, bo nie miałem więcej czasu… Podejrzewam osobowość wieloraką, czyli tak zwane rozdwojenie jaźni.

- Boże… Czy to da się wyleczyć?

- Oczywiście, ale najlepiej by było, gdybym mógł zabrać Michelle do mojej kliniki w Zurichu. Specjalizujemy się tam w takich przypadkach, zajmą się nią najlepsi lekarze. – spojrzałam na rodziców Michelle, na Val… Widać było, że bali się wysyłać ją tak daleko… Ale jeśli to była jedyna szansa?

- A kiedy Michelle miałaby tam trafić? – Valary odezwała się cicho.

- Najdalej za tydzień. Musimy jak najszybciej rozpocząć leczenie. Zdecydowanie leży tu za długo bez odpowiedniej diagnozy i terapii. Jeśli wyrażą państwo zgodę, zabiorę Michelle ze sobą w drodze powrotnej.

- Zgadzamy się, naturalnie. Nie ma na co czekać. – tata Michelle wyraził zgodę, po czym uścisnął dłoń swojej żony.

- Wspaniale. Postaram się zaraz o wypis i każę przygotować całą dokumentację. A tymczasem, przepraszam ale muszę wracać do pacjentki.

            Wyszliśmy z gabinetu zaraz za lekarzem. Val od razu wszystko wszystkim powiedziała. Widziałam jak Brian zareagował na wiadomość o wyjeździe Michelle. Opuścił głowę i po chwili zauważyłam jak ukradkiem otarł łzy. To było dla niego naprawdę duże przeżycie, a myśl że podczas amerykańskiej części trasy, on nie będzie jej widywał, na pewno go dobijała. Podeszłam do niego i objęłam z całych sił.

- Michelle wyjdzie z tego, Brian. Lekarz jest pełen optymizmu. Musisz wierzyć, że wszystko się uda.

- Staram się, mała. Tylko czasami jest mi cholernie trudno.

- Wiem. Ale nie zamartwiaj się. Jadę z wami w trasę i nie pozwolę, żebyś był smutny. – Brian spojrzał na mnie i kilka razy zamrugał powiekami.

- Pogodziliście się?

- Tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest o wiele lepiej. Obiecałam, że część amerykańską spędzę z Mattem w busie. Nie wiem jak dalej, co z Azją i tak dalej, ale przez Stany będę z wami.

- Super! Nawet nie wiesz jak się cieszę. – nareszcie udało mi się dostrzec lekki uśmiech na twarzy Briana. Po niecałym kwadransie, zaczęliśmy się rozchodzić. Pojutrze było wznowienie trasy, lot był z samego rana, a my musieliśmy się jeszcze spakować. Brian powiedział, że wymieni tylko brudne ciuchy na czyste i wróci do szpitala, żeby spędzić maksymalnie dużo czasu z Michelle. Ja niestety musiałam spakować się od podstaw, a poza tym Michelle nie należała do moich ulubionych koleżanek…

7 Lutego 2013, Czwartek

- Kate skarbie, wzięłaś wszystko? – głos Matta rozległ się w mieszkaniu. Zamykałam właśnie walizkę, myśląc czy mam wszystko co trzeba. Dokumenty, ubrania, kosmetyki… Niezbyt wiele, żeby nie zagracać małej sypialni w busie.

- Tak, chyba tak.

- Musimy już wychodzić, kochanie. – Matt wszedł do sypialni, chwycił moją walizkę i ruszył do wyjścia. – Zamknij dobrze mieszkanie.

- Ok. Zapasowe klucze dałam portierowi, żeby mi kwiatki podlewał i odbierał pocztę. Gaz i prąd wyłączyłam… Przelewy zrobione, pozwy napisane, sprawy przekazane… - stanęłam przed Mattem i pocałowałam go w usta. – Możemy jechać!

            Pół godziny później nasze bagaże zostały wniesione do busa, a Matt pokazywał mi kolejne pomieszczenia. Chodziłam po tym „rockowym sanktuarium” zupełnie zaczarowana. Gdy zobaczyłam sypialnię Matta, przepadłam totalnie. Najbardziej rozczulił mnie tym, że na niewielkiej szafce tuż obok łóżka miał postawioną ramkę z naszym zdjęciem. Ta fotka została zrobiona przez reportera na imprezie promocyjnej, tuż przed tym jak wszystko się posypało… Matt wyczuł, że posmutniałam bo objął mnie, nogą zamknął drzwi i podprowadził do łóżka. Usiadł na materacu, a ja dosiadłam go okrakiem.

- Kochanie, tamto już za nami. Nigdy nie pozwolę żebyśmy znowu się rozstali. I zrobię wszystko, żebyś mnie pokochała.

- Tak jak ty kochasz mnie? – zaczęłam się droczyć, żeby rozładować napięcie.

- Może, może… - Matt przerzucił mnie na materac, a sam ułożył się między moimi nogami, palcami muskając nagi brzuch odsłonięty przez koszulkę. Niestety nasze pieszczoty zostały przerwane. Larry wszedł do busa i zawołał chłopaków, żeby omówić z nimi kilka szczegółów. Ja w tym czasie rozpakowałam walizkę, przebrałam się w leginsy, luźną tunikę i rzuciłam na łóżko z zamiarem przeczytania książki…

- No zostawić cię tylko na godzinkę! – roześmiany głos Matta wyrwał mnie z drzemki, w którą zapadłam ledwo po przeczytaniu kilku linijek.

- Chyba zasnęłam z nadmiaru wrażeń.

- No skarbie, wrażeń ci nie zabraknie. Obiecuję, że nie będziesz się nudzić.

- Na to liczę. Jedziemy już? – spojrzałam przez okno, gdzie dostrzegłam niewielki ruch aut mijających nas na autostradzie.

- Tak. Od godziny.

- Larry też z wami podróżuje tym busem?

- Nie, on jedzie zazwyczaj drugim busem, gdzie przewożony jest sprzęt. Czasami zabiera swoją żonę w trasę i jeżdżą po Stanach ich autem.

- Nie wiedziałam, że Larry jest żonaty.

- No to teraz już wiesz. – Matt uśmiechnął się do mnie, po czym ściągnął swoją koszulkę, rzucił ją w kąt i założył czystą.

- Po co zakładasz czystą koszulkę? – zsunęłam się na brzeg łóżka i dla zabawy wsunęłam bosą stopę pod jego podkoszulek.

- Chcesz, żebym był nagi?

- Tak! Nagi, spocony od naszego seksu i między moimi udami. Co ty na to? – Matta nie trzeba było dwa razy prosić. Zerwał z siebie koszulkę, szorty oraz bokserki i rzucił się na mnie z uśmiechem na ustach. Wsadził głowę pod moją tunikę i zaczął obcałowywać brzuch, mrucząc przy tym seksownie:

- Taki gładziutki masz ten brzuszek, skarbie. Taki milutki i cieplutki… Chciałbym tam kiedyś mieć ukrytego małego Sandersa. – chwilę trwało, zanim doszło do mnie, o czym mówił Matt. Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, zrobiło mi się zimno, za chwilę gorąco, cała treść żołądka podeszła mi do gardła, a ja zerwałam się z łóżka i pobiegłam do toalety, gdzie zwróciłam całe śniadanie i najprawdopodobniej wczorajszą kolację. Myślałam, że nie skończę wymiotować. Torsje trwały i trwały. Gdy w końcu ustały, usiadłam na podłodze, spuściłam wodę i wytarłam usta papierowym ręcznikiem. Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi.

- Zaraz wychodzę! – krzyknęłam, po czym podniosłam się i otworzyłam drzwi. W korytarzu czekała na mnie zatroskana Val.

- Co to było? Kate, jesteś chora?

- Nie… Nie wiem. Chyba mam chorobę lokomocyjną. Zdrzemnęłam się jak autobus ruszał, a gdy się obudziłam, zrobiło mi się niedobrze. Zrobię sobie herbaty i mi przejdzie.

- Na stole jest dzbanek ze świeżo zaparzoną. Nalej sobie.

- Dzięki, Val. – przemknęłam obok niej do sypialni. Na łóżku siedział Matt i patrzył się na mnie zmartwionym wzrokiem.

- Zatrułaś się czymś, skarbie?

- Nie, to chyba jakaś wstrętna choroba lokomocyjna. Na pewno zaraz mi przejdzie. A jak nie, to na następnym postoju skoczę do apteki i kupię sobie jakieś leki. Nie martw się, nic mi nie będzie. – upiłam łyk ciepłej herbaty, położyłam się na łóżku a Matt okrył mnie kocem. Zdążyłam tylko poczuć jak położył się obok mnie i nie minęła chwila a spałam głębokim snem…

8 Lutego 2013, Piątek

- Kate? Śpisz? – głos Matta wyrwał mnie ze snu. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się dookoła. W sypialni było ciemno, a do środka wpadało jedynie blade światło z korytarza. Czułam się totalnie zamroczona. Nie wiem jak długo spałam, ani gdzie obecnie znajdowaliśmy się. Miałam w głowie jedną, wielką, czarną dziurę.

- Nie. Nie śpię. Gdzie jesteśmy? – zapytałam zachrypniętym głosem. Matt podszedł do mnie, usiadł na łóżku i podał mi szklankę wody, którą od razu opróżniłam.

- W Wisconsin, skarbie. Zaraz wchodzimy na scenę.

- A jaki dziś dzień?

- Ósmy, piątek. Kate, co tobie? Przespałaś wczoraj cały dzień, wieczór, ominął cię koncert. Próbowałem cię dobudzić, ale tylko warczałaś na mnie i odwracałaś się plecami. To nie może być choroba lokomocyjna.

- Masz rację. Czuję się cholernie zmęczona. Jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię.

- Poproszę Val żeby posiedziała z tobą, dobrze?

- Nic mi nie będzie. Posiedzę w kuchni, zrobię sobie coś do jedzenia. Może w ten sposób jakoś się obudzę. – poprawiłam włosy i powoli wstałam z łóżka. Cały czas czułam na sobie wzrok Matta. Było mi cholernie źle z tym, że tylko sprawiam mu kłopot. Zabrał mnie w trasę, a ja musiałam się rozchorować. Ech… Do dupy z tym wszystkim. – Słuchaj, a może wrócę do domu? Tutaj i tak tylko ci zawadzam, nie możesz się skupić na zespole i trasie, bo ja oczywiście się rozchorowałam.

- Nawet tak nie myśl! – Matt doskoczył do mnie i wziął mnie w ramiona. – Jeśli wrócisz do domu, będę się martwił jeszcze bardziej, bo nie będę przy tobie. Tutaj jestem na miejscu i mogę się tobą opiekować. Po dzisiejszym koncercie mamy cztery dni przerwy, więc spędzimy je tylko we dwoje. Co ty na to?

- Dobrze. Pójdę się umyć i zrobię coś do jedzenia, a ty zmykaj na scenę. Nie chcę, żeby przeze mnie wasi fani musieli czekać. – Matt wsunął dłonie w moje włosy, kciukami pogładził moje policzki i pocałował mnie delikatnie. Jego wargi były tak rozkosznie ciepłe i namiętne. Pieściły mnie powoli, delikatnie, a ja rozpływałam się w jego ramionach niczym masełko na słońcu. W końcu musiał jednak wyjść i mnie zostawić… Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, a następnie w kuchni przygotowałam sobie talerz kanapek i dzbanek herbaty. Zanim koncert się skończył, siedziałam na sofie najedzona i czując się o niebo lepiej. Po kilku godzinach chłopaki wpadli do busa, postawili na stole kilka butelek alkoholu, więc wiedziałam, że zanosi się na ostre imprezowanie. Po chwili do busa weszła Val z Tomem i wnieśli kilkanaście i to dosłownie pudełek pizzy. Każda innego rodzaju. Zrobiłam porządek na stole, każdy zajął miejsce gdzie tylko mógł, po czym kierowca odpalił silnik i ruszyliśmy do Michigan, gdzie za kilka dni miał odbyć się kolejny koncert. Chłopaki rozlali alkohol, każdy złapał po kawałku pizzy i impreza się zaczęła…

18 Lutego 2013, Poniedziałek

- Kate, to się robi poważne! – Val zajrzała do łazienki, w której siedziałam z głową nad sedesem i zwracałam wszystko to, co zjadłam rano. – Rzygasz jak kot od kilku dni. Jesz i to co zjesz, od razu zwracasz. Idę po Matta!

- Nie! – jęknęłam i z powrotem zaczęłam rzygać. Moje ciało całe się trzęsło, oblały mnie zimne poty, nie umiałam się uspokoić. – Nic mu nie mów, ma dość na głowie!

- Kate! Przecież on cię kocha, martwi się o ciebie!

- Będzie lepiej, jak wrócę do domu. Nie chcę, żeby mnie oglądał w takim stanie.

- Oszalałaś? Nie wiesz co mówisz! – Val podała mi wilgotny ręcznik, a drugi suchy położyła na moich kolanach. – Siedź tu i nigdzie się nie ruszaj, ja zaraz wracam!

- Nie mów mu! Val! – krzyknęłam słabym głosem, ale jej już nie było. Nie chciałam martwić Matta. Kilka dni, które chłopaki mieli wolne po koncercie w Wisconsin, ja i Matt spędziliśmy w Spa. Przez trzy dni albo chodziliśmy na masaże, albo kochaliśmy się w pokoju. Matt sprawił, że przez tylko kilkadziesiąt godzin zapomniałam o złym samopoczuciu. Wynajął nawet tylko dla nas basen z jacuzzi, gdzie kochaliśmy się kilka godzin. Kiedy wracaliśmy do autokaru, zatrzymał się po drodze i u jubilera kupił mi platynową bransoletkę z zawieszkami. Jedna z nich to były pierwsze litery naszych imion, połączone znakiem nieskończoności. Wpatrywałam się w nią z nieukrywanym zachwytem. Niestety ledwo co ruszyliśmy dalej w trasę, moje złe samopoczucie wróciło. Na szczęście udawało mi się wszystko ukrywać w tajemnicy przed Mattem. Po każdych wymiotach myłam starannie zęby, płukałam usta płynem i udawałam, że wszystko jest ok. Valary jako jedyna od razu się zorientowała. Codziennie mnie maglowała, żebym powiedziała na głos co się ze mną dzieje. A ja sama nie wiedziałam co…

            Podniosłam się z podłogi i korzystając że chłopaki grali koncert, poszłam do sypialni. Wyciągnęłam z walizki laptopa i otworzyłam program pocztowy, żeby sprawdzić czy mam jakieś wieści z pracy. W skrzynce odbiorczej miałam kilka reklam, wiadomość od Chase’a a także mail z kliniki w której co trzy miesiące mam się zgłaszać na zastrzyk. Zaczęłam ją czytać, a wtedy do sypialni weszła Valary. Rzuciła na łóżko torebkę, wyjęła z niej jakieś pudełka i podała mi, mówiąc:

- Kate, nie będziemy zachowywać się jak małe dziewczynki i owijać w bawełnę. Według mnie ty jesteś w ciąży. Idź do łazienki i zrób test. A potem będziemy myśleć co dalej. – spojrzałam na nią i podałam jej laptop.

- Myślę, że testy nie będą konieczne, Val. Przeczytaj tego maila…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz