Fifth Harmony "Work from home"
5 Lutego 2013, Wtorek
Weszliśmy z Mattem do kliniki
trzymając się za ręce. Wczoraj nagle musieliśmy wrócić z Las Vegas, choć
chcieliśmy zostać jeszcze dwa dni. Psychiatra, którego polecił mi Dwight był od
wczoraj w Kalifornii i od dziś rana siedział w klinice konsultując Michelle.
Musieliśmy dowiedzieć się co jej dolega… W szpitalu przed jej pokojem, byli
wszyscy. Brian chodził niespokojnie w tę i z powrotem, a Val siedziała na
krześle, tuląc się do mamy. Od razu zauważyłam do kogo podobne są dziewczyny. Kiedy
w końcu lekarz wyszedł z pokoju, wszyscy go otoczyliśmy. Poprosił do gabinetu
rodziców Michelle, Valary i mnie. Reszta musiała zaczekać na korytarzu.
- Panie
doktorze, co z moją córką? – gdy tylko lekarz usiadł, matka bliźniaczek od razu
zadała najważniejsze pytanie.
- Według
moich badań… Nieco krótkich, bo nie miałem więcej czasu… Podejrzewam osobowość
wieloraką, czyli tak zwane rozdwojenie jaźni.
- Boże… Czy
to da się wyleczyć?
-
Oczywiście, ale najlepiej by było, gdybym mógł zabrać Michelle do mojej kliniki
w Zurichu. Specjalizujemy się tam w takich przypadkach, zajmą się nią najlepsi
lekarze. – spojrzałam na rodziców Michelle, na Val… Widać było, że bali się
wysyłać ją tak daleko… Ale jeśli to była jedyna szansa?
- A kiedy
Michelle miałaby tam trafić? – Valary odezwała się cicho.
- Najdalej
za tydzień. Musimy jak najszybciej rozpocząć leczenie. Zdecydowanie leży tu za
długo bez odpowiedniej diagnozy i terapii. Jeśli wyrażą państwo zgodę, zabiorę
Michelle ze sobą w drodze powrotnej.
- Zgadzamy
się, naturalnie. Nie ma na co czekać. – tata Michelle wyraził zgodę, po czym
uścisnął dłoń swojej żony.
- Wspaniale.
Postaram się zaraz o wypis i każę przygotować całą dokumentację. A tymczasem,
przepraszam ale muszę wracać do pacjentki.
Wyszliśmy z gabinetu zaraz za
lekarzem. Val od razu wszystko wszystkim powiedziała. Widziałam jak Brian
zareagował na wiadomość o wyjeździe Michelle. Opuścił głowę i po chwili
zauważyłam jak ukradkiem otarł łzy. To było dla niego naprawdę duże przeżycie,
a myśl że podczas amerykańskiej części trasy, on nie będzie jej widywał, na
pewno go dobijała. Podeszłam do niego i objęłam z całych sił.
- Michelle
wyjdzie z tego, Brian. Lekarz jest pełen optymizmu. Musisz wierzyć, że wszystko
się uda.
- Staram
się, mała. Tylko czasami jest mi cholernie trudno.
- Wiem. Ale
nie zamartwiaj się. Jadę z wami w trasę i nie pozwolę, żebyś był smutny. –
Brian spojrzał na mnie i kilka razy zamrugał powiekami.
-
Pogodziliście się?
- Tak.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest o wiele lepiej. Obiecałam, że część
amerykańską spędzę z Mattem w busie. Nie wiem jak dalej, co z Azją i tak dalej,
ale przez Stany będę z wami.
- Super!
Nawet nie wiesz jak się cieszę. – nareszcie udało mi się dostrzec lekki uśmiech
na twarzy Briana. Po niecałym kwadransie, zaczęliśmy się rozchodzić. Pojutrze
było wznowienie trasy, lot był z samego rana, a my musieliśmy się jeszcze
spakować. Brian powiedział, że wymieni tylko brudne ciuchy na czyste i wróci do
szpitala, żeby spędzić maksymalnie dużo czasu z Michelle. Ja niestety musiałam
spakować się od podstaw, a poza tym Michelle nie należała do moich ulubionych
koleżanek…
7 Lutego 2013, Czwartek
- Kate
skarbie, wzięłaś wszystko? – głos Matta rozległ się w mieszkaniu. Zamykałam
właśnie walizkę, myśląc czy mam wszystko co trzeba. Dokumenty, ubrania,
kosmetyki… Niezbyt wiele, żeby nie zagracać małej sypialni w busie.
- Tak, chyba
tak.
- Musimy już
wychodzić, kochanie. – Matt wszedł do sypialni, chwycił moją walizkę i ruszył
do wyjścia. – Zamknij dobrze mieszkanie.
- Ok.
Zapasowe klucze dałam portierowi, żeby mi kwiatki podlewał i odbierał pocztę.
Gaz i prąd wyłączyłam… Przelewy zrobione, pozwy napisane, sprawy przekazane… -
stanęłam przed Mattem i pocałowałam go w usta. – Możemy jechać!
Pół godziny później nasze bagaże
zostały wniesione do busa, a Matt pokazywał mi kolejne pomieszczenia. Chodziłam
po tym „rockowym sanktuarium” zupełnie zaczarowana. Gdy zobaczyłam sypialnię
Matta, przepadłam totalnie. Najbardziej rozczulił mnie tym, że na niewielkiej
szafce tuż obok łóżka miał postawioną ramkę z naszym zdjęciem. Ta fotka została
zrobiona przez reportera na imprezie promocyjnej, tuż przed tym jak wszystko
się posypało… Matt wyczuł, że posmutniałam bo objął mnie, nogą zamknął drzwi i
podprowadził do łóżka. Usiadł na materacu, a ja dosiadłam go okrakiem.
- Kochanie,
tamto już za nami. Nigdy nie pozwolę żebyśmy znowu się rozstali. I zrobię
wszystko, żebyś mnie pokochała.
- Tak jak ty
kochasz mnie? – zaczęłam się droczyć, żeby rozładować napięcie.
- Może,
może… - Matt przerzucił mnie na materac, a sam ułożył się między moimi nogami,
palcami muskając nagi brzuch odsłonięty przez koszulkę. Niestety nasze
pieszczoty zostały przerwane. Larry wszedł do busa i zawołał chłopaków, żeby
omówić z nimi kilka szczegółów. Ja w tym czasie rozpakowałam walizkę,
przebrałam się w leginsy, luźną tunikę i rzuciłam na łóżko z zamiarem
przeczytania książki…
- No
zostawić cię tylko na godzinkę! – roześmiany głos Matta wyrwał mnie z drzemki,
w którą zapadłam ledwo po przeczytaniu kilku linijek.
- Chyba
zasnęłam z nadmiaru wrażeń.
- No
skarbie, wrażeń ci nie zabraknie. Obiecuję, że nie będziesz się nudzić.
- Na to
liczę. Jedziemy już? – spojrzałam przez okno, gdzie dostrzegłam niewielki ruch
aut mijających nas na autostradzie.
- Tak. Od
godziny.
- Larry też
z wami podróżuje tym busem?
- Nie, on
jedzie zazwyczaj drugim busem, gdzie przewożony jest sprzęt. Czasami zabiera
swoją żonę w trasę i jeżdżą po Stanach ich autem.
- Nie
wiedziałam, że Larry jest żonaty.
- No to
teraz już wiesz. – Matt uśmiechnął się do mnie, po czym ściągnął swoją
koszulkę, rzucił ją w kąt i założył czystą.
- Po co
zakładasz czystą koszulkę? – zsunęłam się na brzeg łóżka i dla zabawy wsunęłam
bosą stopę pod jego podkoszulek.
- Chcesz,
żebym był nagi?
- Tak! Nagi,
spocony od naszego seksu i między moimi udami. Co ty na to? – Matta nie trzeba
było dwa razy prosić. Zerwał z siebie koszulkę, szorty oraz bokserki i rzucił
się na mnie z uśmiechem na ustach. Wsadził głowę pod moją tunikę i zaczął
obcałowywać brzuch, mrucząc przy tym seksownie:
- Taki
gładziutki masz ten brzuszek, skarbie. Taki milutki i cieplutki… Chciałbym tam
kiedyś mieć ukrytego małego Sandersa. – chwilę trwało, zanim doszło do mnie, o
czym mówił Matt. Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, zrobiło mi się zimno, za chwilę
gorąco, cała treść żołądka podeszła mi do gardła, a ja zerwałam się z łóżka i
pobiegłam do toalety, gdzie zwróciłam całe śniadanie i najprawdopodobniej
wczorajszą kolację. Myślałam, że nie skończę wymiotować. Torsje trwały i
trwały. Gdy w końcu ustały, usiadłam na podłodze, spuściłam wodę i wytarłam
usta papierowym ręcznikiem. Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Zaraz
wychodzę! – krzyknęłam, po czym podniosłam się i otworzyłam drzwi. W korytarzu
czekała na mnie zatroskana Val.
- Co to było?
Kate, jesteś chora?
- Nie… Nie
wiem. Chyba mam chorobę lokomocyjną. Zdrzemnęłam się jak autobus ruszał, a gdy
się obudziłam, zrobiło mi się niedobrze. Zrobię sobie herbaty i mi przejdzie.
- Na stole
jest dzbanek ze świeżo zaparzoną. Nalej sobie.
- Dzięki,
Val. – przemknęłam obok niej do sypialni. Na łóżku siedział Matt i patrzył się
na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Zatrułaś
się czymś, skarbie?
- Nie, to
chyba jakaś wstrętna choroba lokomocyjna. Na pewno zaraz mi przejdzie. A jak
nie, to na następnym postoju skoczę do apteki i kupię sobie jakieś leki. Nie
martw się, nic mi nie będzie. – upiłam łyk ciepłej herbaty, położyłam się na
łóżku a Matt okrył mnie kocem. Zdążyłam tylko poczuć jak położył się obok mnie
i nie minęła chwila a spałam głębokim snem…
8 Lutego 2013, Piątek
- Kate?
Śpisz? – głos Matta wyrwał mnie ze snu. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam
się dookoła. W sypialni było ciemno, a do środka wpadało jedynie blade światło
z korytarza. Czułam się totalnie zamroczona. Nie wiem jak długo spałam, ani
gdzie obecnie znajdowaliśmy się. Miałam w głowie jedną, wielką, czarną dziurę.
- Nie. Nie
śpię. Gdzie jesteśmy? – zapytałam zachrypniętym głosem. Matt podszedł do mnie,
usiadł na łóżku i podał mi szklankę wody, którą od razu opróżniłam.
- W
Wisconsin, skarbie. Zaraz wchodzimy na scenę.
- A jaki dziś
dzień?
- Ósmy,
piątek. Kate, co tobie? Przespałaś wczoraj cały dzień, wieczór, ominął cię
koncert. Próbowałem cię dobudzić, ale tylko warczałaś na mnie i odwracałaś się
plecami. To nie może być choroba lokomocyjna.
- Masz
rację. Czuję się cholernie zmęczona. Jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię.
- Poproszę
Val żeby posiedziała z tobą, dobrze?
- Nic mi nie
będzie. Posiedzę w kuchni, zrobię sobie coś do jedzenia. Może w ten sposób
jakoś się obudzę. – poprawiłam włosy i powoli wstałam z łóżka. Cały czas czułam
na sobie wzrok Matta. Było mi cholernie źle z tym, że tylko sprawiam mu kłopot.
Zabrał mnie w trasę, a ja musiałam się rozchorować. Ech… Do dupy z tym
wszystkim. – Słuchaj, a może wrócę do domu? Tutaj i tak tylko ci zawadzam, nie
możesz się skupić na zespole i trasie, bo ja oczywiście się rozchorowałam.
- Nawet tak
nie myśl! – Matt doskoczył do mnie i wziął mnie w ramiona. – Jeśli wrócisz do
domu, będę się martwił jeszcze bardziej, bo nie będę przy tobie. Tutaj jestem
na miejscu i mogę się tobą opiekować. Po dzisiejszym koncercie mamy cztery dni
przerwy, więc spędzimy je tylko we dwoje. Co ty na to?
- Dobrze.
Pójdę się umyć i zrobię coś do jedzenia, a ty zmykaj na scenę. Nie chcę, żeby
przeze mnie wasi fani musieli czekać. – Matt wsunął dłonie w moje włosy,
kciukami pogładził moje policzki i pocałował mnie delikatnie. Jego wargi były
tak rozkosznie ciepłe i namiętne. Pieściły mnie powoli, delikatnie, a ja
rozpływałam się w jego ramionach niczym masełko na słońcu. W końcu musiał
jednak wyjść i mnie zostawić… Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, a
następnie w kuchni przygotowałam sobie talerz kanapek i dzbanek herbaty. Zanim
koncert się skończył, siedziałam na sofie najedzona i czując się o niebo
lepiej. Po kilku godzinach chłopaki wpadli do busa, postawili na stole kilka
butelek alkoholu, więc wiedziałam, że zanosi się na ostre imprezowanie. Po
chwili do busa weszła Val z Tomem i wnieśli kilkanaście i to dosłownie pudełek
pizzy. Każda innego rodzaju. Zrobiłam porządek na stole, każdy zajął miejsce
gdzie tylko mógł, po czym kierowca odpalił silnik i ruszyliśmy do Michigan,
gdzie za kilka dni miał odbyć się kolejny koncert. Chłopaki rozlali alkohol,
każdy złapał po kawałku pizzy i impreza się zaczęła…
18 Lutego 2013,
Poniedziałek
- Kate, to
się robi poważne! – Val zajrzała do łazienki, w której siedziałam z głową nad
sedesem i zwracałam wszystko to, co zjadłam rano. – Rzygasz jak kot od kilku
dni. Jesz i to co zjesz, od razu zwracasz. Idę po Matta!
- Nie! –
jęknęłam i z powrotem zaczęłam rzygać. Moje ciało całe się trzęsło, oblały mnie
zimne poty, nie umiałam się uspokoić. – Nic mu nie mów, ma dość na głowie!
- Kate!
Przecież on cię kocha, martwi się o ciebie!
- Będzie
lepiej, jak wrócę do domu. Nie chcę, żeby mnie oglądał w takim stanie.
- Oszalałaś?
Nie wiesz co mówisz! – Val podała mi wilgotny ręcznik, a drugi suchy położyła
na moich kolanach. – Siedź tu i nigdzie się nie ruszaj, ja zaraz wracam!
- Nie mów
mu! Val! – krzyknęłam słabym głosem, ale jej już nie było. Nie chciałam martwić
Matta. Kilka dni, które chłopaki mieli wolne po koncercie w Wisconsin, ja i
Matt spędziliśmy w Spa. Przez trzy dni albo chodziliśmy na masaże, albo
kochaliśmy się w pokoju. Matt sprawił, że przez tylko kilkadziesiąt godzin
zapomniałam o złym samopoczuciu. Wynajął nawet tylko dla nas basen z jacuzzi,
gdzie kochaliśmy się kilka godzin. Kiedy wracaliśmy do autokaru, zatrzymał się
po drodze i u jubilera kupił mi platynową bransoletkę z zawieszkami. Jedna z
nich to były pierwsze litery naszych imion, połączone znakiem nieskończoności.
Wpatrywałam się w nią z nieukrywanym zachwytem. Niestety ledwo co ruszyliśmy
dalej w trasę, moje złe samopoczucie wróciło. Na szczęście udawało mi się
wszystko ukrywać w tajemnicy przed Mattem. Po każdych wymiotach myłam starannie
zęby, płukałam usta płynem i udawałam, że wszystko jest ok. Valary jako jedyna
od razu się zorientowała. Codziennie mnie maglowała, żebym powiedziała na głos
co się ze mną dzieje. A ja sama nie wiedziałam co…
Podniosłam się z podłogi i
korzystając że chłopaki grali koncert, poszłam do sypialni. Wyciągnęłam z
walizki laptopa i otworzyłam program pocztowy, żeby sprawdzić czy mam jakieś
wieści z pracy. W skrzynce odbiorczej miałam kilka reklam, wiadomość od Chase’a
a także mail z kliniki w której co trzy miesiące mam się zgłaszać na zastrzyk.
Zaczęłam ją czytać, a wtedy do sypialni weszła Valary. Rzuciła na łóżko torebkę,
wyjęła z niej jakieś pudełka i podała mi, mówiąc:
- Kate, nie
będziemy zachowywać się jak małe dziewczynki i owijać w bawełnę. Według mnie ty
jesteś w ciąży. Idź do łazienki i zrób test. A potem będziemy myśleć co dalej.
– spojrzałam na nią i podałam jej laptop.
- Myślę, że
testy nie będą konieczne, Val. Przeczytaj tego maila…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz