Meghan Trainor ft. John Legend "Like I'm gonna lose you"
27 Lutego 2013, Środa
Kompletnie nieprzytomna dowlokłam
się do kuchni. Czułam się tak jakbym zupełnie nie miała w sobie energii ani
siły. Ciągle kręciło mi się w głowie, więc zrezygnowałam z jeżdżenia do pracy.
Rosie odwiedziła mnie razem z Pierrem, przynieśli wszystkie dokumenty, więc
miałam czarno na białym, że pod moją nieobecność świetnie dają sobie radę. Ja
tymczasem nie ruszałam się z domu. Zakupy robiłam w sieci i dostawcy mi je
dowozili. Tom dzwonił do mnie codziennie i pytał o samopoczucie. Nikomu nie
powiedziałam, że nie jestem w ciąży, ani że lekarz podejrzewa jakąś chorobę.
Nie chciałam martwić mojego brata. Chciałam, żeby skupił się na koncertach i
trasie.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do
drzwi. Podeszłam i otworzyłam je powoli. Jakie było moje zdziwienie, gdy po drugiej
stronie zobaczyłam Valary! Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam szerzej drzwi.
Val od razu podeszła i objęła mnie mocno.
- Kate, tak
strasznie mi przykro. Przepraszam, że nie mogłam przyjechać wcześniej.
- Nic się
nie stało. Ale Tom nie jest zły, że zostawiłaś go w trasie?
- Chłopaki
są już w Californii! Dzisiaj wieczorem mają ostatni koncert przed kolejną
przerwą. Później ruszają dalej. Więc zabrałam nasze bagaże, zawiozłam je do
mnie i jestem. Jutro lecę do Szwajcarii, żeby zobaczyć Michelle, ale najpierw
musiałam się spotkać z tobą. Strasznie mi głupio, że tak cię wtedy zostawiłam.
- Przecież
nie mam do ciebie pretensji, Val. To co się stało, to tylko moja i Matta
sprawa. Nie musisz czuć się winna. Chodź do salonu, nie będziemy tak stać w
korytarzu. – Val zdjęła kurtkę, buty i usiadła na sofie. Ja poszłam do kuchni i
zrobiłam herbatę.
- Ja po
prostu nie umiem wyjaśnić zachowania Matta. To znaczy może i jest wyjaśnienie,
ale nie w przypadku, gdy wiem jak mu na tobie zależy.
- Co masz na
myśli mówiąc, że jest wyjaśnienie? Val, on myśli że go zdradziłam i co gorsza
chciałam mu wmówić, że dziecko nie jest jego! Jak to wytłumaczyć?
- Boże… Nie
sądziłam, że będę musiała opowiadać ci tą historię…
- Wyduś to z
siebie! – warknęłam, po czym usiadłam wygodniej na sofie, bo znowu zakręciło mi
się w głowie. Przeklęte zawroty!
- Kilka lat
temu, niedługo po śmierci Amy… Matt miał przelotny romans z jedną fanką. Z jego
strony nie było to nic poważnego, ale ona ewidentnie liczyła na więcej. Kiedy
Matt zorientował się, że panna się zaangażowała, zerwał z nią. Ona strasznie
się wtedy wkurzyła, krzyczała, odgrażała się… Masakra. Za jakiś czas, przysłała
mu zdjęcie usg. Była w ciąży. Matt do samego końca zapierał się, że to nie
jego, że zakładał gumki… Niestety musiał czekać do porodu. Laska nie chciała
zgodzić się na badania, dopiero gdy Larry zagroził jej procesem, zgodziła się.
No i jak się pewnie domyślasz, to nie było dziecko Matta. Panna zaraz po tym
zniknęła i nigdy więcej jej nie widzieliśmy.
- A co ja
mam z tym wspólnego? Matt zachował się wobec mnie jak ostatnia szmata! Gdybym
go nie spoliczkowała, nazwałby mnie dziwką! Tu nie ma wytłumaczenia!! –
zerwałam się z sofy, ale ponownie na niej siadłam gdy tylko salon zawirował
przed moimi oczami.
- Kate, co
ci? Źle się czujesz? – Val pomogła mi się wygodnie ułożyć, podłożyła poduszki
pod moje stopy i przyniosła szklankę wody. – Boże, niepotrzebnie cię
zdenerwowałam. Przepraszam, nie chciałam.
- Nic mi nie
jest.
- Jak to
nic? Przecież jesteś w ciąży!
- Nie jestem
w żadnej ciąży. Test był nieważny. Lekarz potwierdził, że wynik był błędny.
- O Boże…
Przykro mi, Kate.
- A mi nie!
Dzięki temu dowiedziałam się, jaki Matt jest naprawdę. Dobrze, że stało się jak
się stało.
- To skąd te
zawroty?
- Nie wiem.
Wieczorem mam wizytę u lekarza. Mój ginekolog zlecił mi badania, ale nie
widziałam ich jeszcze tylko przekazał je do swojego kolegi, który jest
internistą. Nie wiem o co chodzi. – zamknęłam oczy i starałam się nie
denerwować. Ale niestety od kilku dni cała aż chodziłam z nerwów. Nie
wiedziałam co mi jest, ciągle kręciło mi się w głowie, poranki zaczynały się
krwotokami z nosa, a ostatnio dokuczała mi biegunka i wymioty. Nie miałam sił
na nic.
- Pojadę z
tobą, dobrze? Jeśli to coś poważnego, to nie powinnaś być sama. Zadzwonię też
do Toma.
- I do
Zacka, i do Briana… Larry’ego też ściągnij! Ochujałaś? A na co mi te tłumy? To
nie jest ich sprawa. Tom ma koncert, a nawet gdyby nie miał, to i tak bym do
niego nie dzwoniła. To są tylko i wyłącznie moje problemy! – warknęłam.
- Dobrze, jak
chcesz. Ale nie zostaniesz dziś sama. Zrobię ci porządny obiad, bo sorry Kate,
ale wyglądasz jak śmierć. A potem pojedziemy do lekarza. – nie dało rady abym
ją powstrzymała. Już po godzinie w moim mieszkaniu unosił się zapach pysznej
zupy warzywnej, oraz polędwiczek wołowych, pieczonych ziemniaków i sałatki.
Uśmiechnęłam się blado, od razu przywołując wspomnienia z dzieciństwa. Moja
mama zawsze gotowała takie wypasione obiady. Raz jeden zapytałam ją czy nie
wystarczyłaby sama zupa, dlaczego gotuje zawsze dwa dania. Odpowiedziała mi, że
tu już nie chodzi o to ile nas jest w domu do tego obiadu, ale o to że drugie
danie bez zupy jest niekompletne, a zupa bez drugiego dania smakuje nijako. Od
tamtej pory nie zadałam drugi raz tego samego pytania. W każdą sobotę mama
piekła ciasto, a potem po obiedzie siadywaliśmy z rodzicami w salonie i
graliśmy w scrabble, albo oglądaliśmy jakiś film. Kiedy zaczęły się kłopoty z
Tomem, ta tradycja zaczęła zanikać… Jedyne co nam zostało, to niedzielne wypady
na plażę. Mieliśmy swoją ulubioną knajpkę gdzie zamawialiśmy mleczne koktajle,
a potem chodziliśmy wzdłuż plaży…
- Kate? Słyszysz co mówię? Jedz tą zupę, bo
wystygnie, a ciepła jest najlepsza.
- Dobrze,
już dobrze. Tylko nie krzycz na mnie. – zaczęłam jeść zupę. Była pyszna. Kiedy
skończyłam, Val postawiła przede mną talerz z drugim daniem. Spojrzałam na nią
ze zdziwieniem. – A ty? Myślisz, że mnie nakarmisz, a sama będziesz udawała
najedzoną? Siadaj i jedz. Nie lubię jeść obiadów w samotności.
Val usiadła po drugiej stronie
stołu, nałożyła sobie porcję i zjadła razem ze mną. Kiedy skończyłyśmy, okazało
się że musimy się zbierać do kliniki. Przebrałam się i wyszłyśmy z mojego
mieszkania. Wsiadłam do auta, ale Val szybko dała mi do zrozumienia, że to ona
będzie prowadzić. W sumie miała rację, bo nie czułam się najlepiej.
- Kate, ja
nie zamierzam usprawiedliwiać Matta. To co zrobił i co powiedział… Chcę tylko,
żebyś wiedziała że on się po prostu wystraszył. Do tego był pijany…
-
Wystraszył? Val, czy ty siebie słyszysz? Zna mnie już dość długo! Jak w ogóle
mógł pomyśleć, że mogłam go zdradzić?! A tym bardziej wkręcić go w dziecko
innego mężczyzny!! To jest niewytłumaczalne! I nie waż się go bronić, bo
zakończę naszą przyjaźń! – podniosłam głos. Miałam dość tego pieprzenia o
Shadsie, który zachował się jak menda. Nie zamierzałam mu wybaczać. Pijany czy
nie, powiedział to co mu leżało na sercu. I takie były fakty. Val na szczęście
mnie posłuchała i przez całą drogę nie wspomniała ani słowem o drażliwym
temacie. Siedziała za kierownicą jak zbity pies i w ogóle się nie odzywała. W
końcu dojechałyśmy do kliniki. Wjechałyśmy windą na piętro i recepcjonistka
zaprosiła mnie do gabinetu. Val weszła razem ze mną. W środku czekało na mnie
dwóch lekarzy, co od razu wzbudziło moje podejrzenia co do powagi sytuacji.
Mimo to usiadłam na krześle, a Val zajęła miejsce obok. Wytłumaczyłam lekarzom,
że Val jest moją przyjaciółką, więc nie mieli przeciwwskazań żeby została w
pomieszczeniu.
- Panno
Morisson, otrzymałem pani wyniki badań. Poprosiłem o konsultację doktora
Jacobsa, który jest onkologiem. – kiedy tylko usłyszałam słowo „onkolog”,
zrobiło mi się słabo. To oznaczało tylko jedno… Nowotwór! Tylko czego? I jak
jest zaawansowany? Ile czasu mi zostało? Mam szansę na przeżycie? Spojrzałam
spanikowanym wzrokiem na drugiego lekarza, a Val od razu chwyciła moją dłoń i
uścisnęła ją mocno. W duchu byłam jej ogromnie wdzięczna, bo tego właśnie
potrzebowałam.
- Obawiam
się, że nie mam dla pani dobrych wieści. Podejrzewamy u pani białaczkę.
Oczywiście potrzebne będą kolejne badania, ale proszę być dobrej myśli. Zrobimy
wszystko, żeby panią wyleczyć.
- Jakie mam
szanse? – odezwałam się cichym głosem.
- To będę
mógł stwierdzić po następnych badaniach i testach. Nie ukrywam, że dobrze by
było, gdyby zgłosiła się pani do mnie na oddział. Wtedy będziemy ze wszystkim
na bieżąco.
- Kiedy mam
się zgłosić? – zadawałam pytania jak robot. Wyłączyłam emocje i skupiłam się na
tym, co mówił lekarz.
- Jutro.
- Tak
szybko? – zdziwiłam się. Nie dał mi nawet czasu na pozałatwianie spraw.
- Panno
Morisson, musimy jak najszybciej zacząć leczenie. Czas w tym wypadku odgrywa
znaczącą rolę. Sama pani rozumie.
-
Oczywiście, panie doktorze. Rozumiem… Dobrze. Będę jutro w szpitalu o
dziewiątej rano. Mam coś wziąć ze sobą?
- Tak, tu ma
pani listę rzeczy, które mogą być potrzebne. I proszę być dobrej myśli. Często
nastawienie pacjenta ogrywa kluczową rolę w powodzeniu leczenia.
- Ciężko
będzie, ale spróbuję. – kiwnęłam głową, pożegnałam się z lekarzami i razem z
Val opuściłyśmy gabinet. – Val, muszę podjechać do Rosie, mojej asystentki.
Powinnam jej dać wytyczne i porozmawiać o najbliższych dniach.
- Pojadę z
tobą, a potem zawiozę do domu. Tom po koncercie będzie spał u ciebie. I nie waż
się sprzeciwiać! – spuściłam głowę i powlokłam się do auta. W mojej głowie
kłębiły się miliony myśli. Byłam przerażona wizją śmierci. Niby wiadomo, że
każdy kiedyś umrze, ale gdy kostucha puka do twoich drzwi, nie wiesz co robić,
gdzie się ukryć. Najchętniej wtuliłabym się w ramiona Matta… Niestety jego nie
było obok mnie.
- Val… -
musiałam ją poprosić o tą jedną rzecz.
- Tak? –
odpowiedziała, wyjeżdżając z parkingu, jednocześnie wstukując w nawigację adres
Rosie.
- Chciałabym
cię poprosić, abyś nie mówiła nikomu, że jestem chora. Jedynie mojemu bratu.
Ale poza tym nikomu. Żadnemu z chłopaków.
- Kate…
Wiesz, że to nie jest dobry pomysł!
- Może i nie
jest dobry, ale nie chcę żeby wiedzieli.
- Jak
chcesz. Choć wcale mi się to nie podoba. – wzruszyłam ramionami i zapatrzyłam
się w widok za oknem, w myślach notując sprawy do załatwienia. Nie miałam zbyt
wiele czasu, bo rano miałam iść do szpitala…
28 Lutego 2013,
Czwartek
Porządkowałam dokumenty w biurku,
kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Val poszła otworzyć. Uparła się, że
mnie nie zostawi. Pojechała ze mną do Rosie, potem do domu i pakowała moją małą
walizkę na pobyt w szpitalu. Nawet nie musiałam jej mówić co mi potrzeba. Ona
doskonale to wiedziała. Usłyszałam kroki, dźwięk rzucanej torby i po chwili
moje ciało znalazło się w opiekuńczych ramionach mojego brata. Od razu się
rozkleiłam. Tom nic nie mówił. Po prostu mnie do siebie tulił i dłonią głaskał
po głowie. Znowu poczułam się jak mała Kate, która czegoś się wystraszyła i
biegła do brata… Znowu miałam kilka lat i byłam bezradnym dzieckiem. Wreszcie
mogłam sobie pozwolić na łzy. Tom usiadł na sofie i posadził mnie sobie na
kolanach nie przerywając uścisku. Tulił mnie i wciąż powtarzał, jak bardzo mnie
kocha, że cieszy się że znowu jesteśmy razem, że nie pozwoli mi umrzeć. W jego
ramionach odnalazłam odrobinę ukojenia…
Valary
Udało
mi się
wymknąć
z domu Kate. Wykorzystałam
moment, że
Tom wrócił
i oboje z siostrą
potrzebowali prywatności.
Wsiadłam
do auta i z piskiem opon ruszyłam
do domu Matta, po drodze dzwoniąc
po chłopaków.
Wiedziałam,
że
prośba
Kate była
dla niej ważna,
ale ja nie mogłam
pozwolić,
żeby
walczyła
o życie
w samotności.
Kate była
dla nas jak rodzina. Jak brakujące
ogniwo w rockowym łańcuchu. I nawet jeśli rozstali się z Mattem, on też powinien wiedzieć, co dzieje się z jego byłą dziewczyną…
- Val, kurwa padam na pysk, a ty mi zwołujesz jakieś zebranie. Dziewczyno, daj żyć!
– Brian jęknął, leżąc
na kanapie w salonie.
- Zamknij się. – rzuciłam. Obleciałam wzrokiem, sprawdzając czy nie brakuje żadnego z chłopaków i dodałam. – Sprawa jest poważna i to bardzo.
- O co chodzi? – cichy głos Matta dobiegł mnie gdzieś z końca
salonu. Spojrzałam
na niego jak stał
przy kominku i przeglądał coś
w telefonie, zupełnie
obojętny
na moje słowa.
Bez wahania podeszłam
do niego, wyrwałam
mu telefon z ręki
i cisnęłam
nim o ziemię
z taką
siłą,
że
rozprysł
się
na kawałeczki.
- Kate jest chora! Ma białaczkę,
debilu! Czy możesz
przestać
udawać
obojętnego
na wszystko dupka i przez chwilę
pomyśleć o innych? – w salonie zapadła cisza. Chłopaki dosłownie zbledli. Patrzyli tylko jeden na
drugiego, nic nie mówiąc.
– Kate nie chciała,
żeby
ktokolwiek o tym wiedział.
Kilka godzin temu poprosiła
mnie o dyskrecję.
Ale sami rozumiecie, że
nie może
być
sama. Potrzebuje naszego wsparcia i my go jej damy. Tak jak wtedy kiedy Matt
powiedział
jej o Amy. – spojrzałam
na tego idiotę,
który na szczęście
nic nie mówił.
– Tak jak Brian i ja, gdy Michelle się
rozchorowała.
I zapewne każdemu
pomoże
gdy zajdzie taka potrzeba. Dlatego proszę
was, abyście
zachowali się
jak dojrzali faceci i pokazali, że
Kate jest dla nas mega ważna.
- Co mówią lekarze? – Matt podszedł do mnie bliżej i spojrzał na mnie. Przez chwilę widziałam
w jego oczach łzy.
A może
tylko mi się
zdawało?
- Dzisiaj o dziewiątej ma się stawić
w szpitalu. Pewnie wtedy zadecydują
o leczeniu. Na razie nic więcej
nie wiem. Miałam
lecieć
wieczorem do Szwajcarii, ale nie mogę.
Dzwoniłam
już
do rodziców. Mama powiedziała,
że
lekarze są
dobrej myśli,
więc
polecę
tam, gdy sytuacja Kate się
unormuje. Jadę
teraz do siebie, a rano zawiozę
Kate do szpitala. Kiedy tylko dowiem się
czy wolno ją
odwiedzać,
dam wam znać.
Liczę
kurwa na was! – dodałam
i wyszłam
na zewnątrz.
Wiedziałam,
że
dałam
im do myślenia.
Zwłaszcza
Matt miał
co przemyśleć. Wiedziałam też,
że
do następnego
koncertu, Kate będzie
widywała
chłopaków
tak często
jak to tylko możliwe…
Kate
- Panno Morisson, to pani pokój.
Będzie tu pani wygodnie. Obok jest pokój pielęgniarek, jedna z nich zaraz do
pani przyjdzie i zabierze panią na badania. – lekarz spojrzał na mnie i
uśmiechnął się ciepło.
- Panie doktorze, proszę żeby mówił mi
pan po imieniu. Dziwnie się czuję z tym „pani”…
- Oczywiście.
- Mogę zostać w ubraniu, czy konieczna
jest piżama? – zapytałam, bo w końcu nigdy nie leżałam w szpitalu dłużej niż
jeden dzień.
- Możesz zostać w ubraniu. Po południu
zajrzę do ciebie z wynikami. Mam nadzieję, że wtedy będę mógł podjąć decyzję co
do tego, jakie leczenie zastosować.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się blado,
po czym rzuciłam walizkę w kąt i spojrzałam na Toma i Valary. Lekarz zostawił
nas samych, a ja położyłam na stoliku obok łóżka telefon i mój terminarz.
Usiadłam na łóżku, gdy nagle Tom do mnie podszedł i chusteczką wyciągniętą z
pudełka wytarł mi nos.
- Krew ci leci, siostra. – uśmiechnął
się do mnie pokrzepiająco.
- Pieprzone krwotoki… - mruknęłam i
pochyliłam głowę. Val usiadła obok mnie i przytuliła mnie do siebie.
- Kate, wszystko będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić…
- Ja wierzę że wyjdziesz z tego. I
będę wierzyć, dopóki ty sama w to nie uwierzysz. Kiedyś to będzie tylko
wspomnienie. A teraz musisz walczyć!
- Chciałabym Val… Tylko czasami czuję
się taka słaba… Nie mam na nic siły… Nawet zwlec się z łóżka… - jęknęłam. Nie
chciałam się nad sobą użalać, ale taka była prawda. Białaczka wydawało mi się,
że zaatakowała mnie z ogromną siłą, odbierając mi energię na wszystko… Nie
chciałam tylko, żeby odebrała mi chęci do życia…
Za każdym razem jak to czytam to mam ochotę coś rozpieprzyc!!!!!! Dawaj szybko następny fragment ;)
OdpowiedzUsuń