sobota, 15 października 2016

Odcinek 46



Zapraszam na kolejny odcinek!

                                                            MKTO "Classic"

            Poczułam jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Kiedyś skakałabym do nieba na takie oświadczyny. A dziś? Dziś mieliśmy mnóstwo niewyjaśnionych rzeczy. Wiele niewypowiedzianych słów… Spojrzałam na Matta i widząc radość, ale też i niepewność w jego oczach, poczułam się strasznie źle. Chwyciłam go za dłoń i gładząc po nadgarstku, powiedziałam:

- Kiedyś rzuciłabym ci się na szyję i z radością pobiegła do środka, żeby zostać twoją żoną, Matt.

- A teraz? Nie chcesz, prawda?

- Bardzo chcę!

- No to co stoi na przeszkodzie, żebyśmy tam weszli i się pobrali? Po skończeniu trasy moglibyśmy zorganizować prawdziwe wesele, zaprosić wszystkich… - uścisnęłam jego dłoń i ruszyłam w kierunku stojącej nieopodal ławki. Matt usiadł na niej i posadził mnie na sobie okrakiem.

- Dobrze wiesz, że mamy dużo do wyjaśnienia. A decyzja o ślubie byłaby na całe życie. Jeśli mamy się pobrać, to nie chcę żeby były między nami jakieś niedomówienia. Wiem, że nie zdradziłeś mnie z Michelle. Mimo to zabolało mnie twoje bierne zachowanie.

- Kate, ale przecież sama zabroniłaś mi się wtrącać. Nie chciałaś, żebym ją opieprzył.

- Wiem i teraz tego żałuję. Bo może gdybym ci pozwoliła, nie rozstalibyśmy się… - nie lubiłam wspominać tego okresu. Towarzyszył mi ból, niepewność, zazdrość. Moja ambicja okazała się ważniejsza niż uczucia do Matta. Przecież mogłam zostawić kancelarię. W rękach Rosie i Pierre’a byłaby bezpieczna… - Gdybym mogła cofnąć czas… To wszystko między nami, wyglądałoby zupełnie inaczej, Matt.

- Kate, zrobię wszystko żeby to naprawić. Tylko potrzebuję twojej wiary i zaufania. Bez tego nie dam rady.

- Naprawdę chcesz zacząć od nowa? Po tym wszystkim? Wiedząc jaka jestem nieufna i zazdrosna?

- To, że jesteś zazdrosna akurat trochę mi schlebia. Przynajmniej wiem, że choć trochę ci na mnie zależy. A że nieufna… Nad tym zawsze możemy popracować. Nie rozumiem tylko, dlaczego nigdy nie pozwoliłaś mi wszystkiego wyjaśnić. Zawsze mi uciekałaś. Dlaczego?

- Chyba bałam się, że nawet jeśli znajdziesz na to wszystko wytłumaczenie, to zaraz pojawi się kolejne gówno, a ja już nie miałam siły. Wolałam się rozstać niż przeżywać to na nowo.

- Kate, przecież wiesz że nigdy bym cię nie zdradził. W odróżnieniu od ciebie, gdzieś w głębi serca wierzę, że między nami wszystko będzie ok.

- Chciałabym mieć w sobie tyle optymizmu, co ty.

- Kate…

- Tak? – zmartwiłam się, bo nagle twarz Matta pobladła. Zastanawiałam się o co chciał mnie zapytać, bo powiedzieć.

- Wybacz mi, ale muszę to wiedzieć.

- Ale co?

- Czy ty i Chase? Czy wy…?

- Nie, nie spałam z nim. Raz jedyny mnie pocałował. To wszystko. Jesteśmy tylko znajomymi. Może i Chase coś tam do mnie czuł, ale zrozumiał że możemy byś tylko przyjaciółmi.

- Rozumiem. Przepraszam, musiałem zapytać.

- Nie dziwię ci się. Każdy chciałby wiedzieć, na czym stoi. A ty i Ashley? – zapytałam drżącym  głosem, bojąc się usłyszeć odpowiedź.

- Ashley była… Sam nie wiem jak to określić. Sądziłem, że jak zacznę się z nią spotykać, to zapomnę o tobie. Nie widziałem już szansy dla nas, Kate… Jednak za każdym razem was porównywałem… I Ashley na twoim tle wypadała bardzo blado, skarbie. Nie potrafię bez ciebie żyć, Kate! Nie widzisz tego? – uśmiechnęłam się do niego i pogładziłam po policzku.

- Widzę. Bo ja też nie potrafię… Spałeś z nią? – zapytałam nagle.

- Tak.

- Rozumiem, nie byliśmy wtedy razem.

- A teraz? Jesteśmy razem? Wrócisz do mnie?

- Myślałam, że zrobiłam to już pierwszej nocy, kiedy wparowałeś do mojego pokoju. – uśmiechnęłam się, a Matt mocno mnie przytulił. Gładził moje plecy oraz pośladki, całował po szyi i co chwila podgryzał ucho, wywołując dreszcze na całym moim ciele.

- Moja… Już zawsze będziesz moja, Kate. Nigdy cię nie opuszczę, skarbie.

- To może…

- Może co? – Matt zapytał mnie z błyskiem w oku, wsuwając dłoń pod moją sukienkę i palcami odnajdując linię majtek, by je odchylić. Rozejrzałam się spanikowana dookoła, ale na szczęście nikogo wokół nie było.

- To może znalazłoby się dla mnie miejsce w twojej sypialni w autokarze? – Matt spojrzał na mnie zszokowany, po czym poderwał się ze mną z ławki i zakręcił nami kilka razy.

- Chcesz ze mną jechać w trasę?! Naprawdę?!

- W sumie, czemu nie? Kancelaria nie padnie, gdy nie będzie mnie kilka miesięcy.

- Boże… Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, skarbie! Uwielbiam cię! Będzie wspaniale, zobaczysz! Zwiedzimy całe Stany, a potem Azję, Australię i na chwilę lecimy do Europy! Już się nie mogę doczekać!

- Będę musiała tylko po powrocie z Vegas spakować walizkę i pojechać do kancelarii, żeby uzgodnić wszystko z Rosie i Pierrem. – Matt z powrotem usiadł na ławce.

- To ja pojadę do Briana i Toma. Należy im się porządny opieprz.

- Rozmawiacie z Brianem?

- Tyle o ile. Staram się nie zatracić tej przyjaźni, a Brian jest dla mnie bardzo ważny. Niestety to wszystko to moja wina i muszę wziąć za to pełną odpowiedzialność. – od razu dało się zauważyć, że boli go ta cała sytuacja. Wpadłam na pewien diabelski pomysł, a trasa koncertowa była do tego idealną okazją.

- Na pewno się dogadacie. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi, Matt. A takie coś jest zazwyczaj na zawsze. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w kącik ust.

- Kate, skoro moja wygrana w kasynie przepadła… Zrezygnowaliśmy ze ślubu i w sumie masz rację, bo to nie był zbyt dojrzały pomysł, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich tygodni. Czy mogę mieć wobec tego inne życzenie?

- Myślę, że tak. – na samą myśl zadrżałam, bo już sama nie wiedziałam czego się spodziewać.

- Chciałbym, żebyś mi powiedziała, ale tak szczerze… Co naprawdę do mnie czujesz? Jeśli tylko pożądanie i namiętność… To zawsze mam szansę, żeby zrobić wszystko aby było z tego coś więcej. – położyłam mu palec na ustach, uciszając go.

- Nie kończ. To z pewnością jest coś więcej. Ale wolałabym ci to powiedzieć prosto w oczy, kiedy w pełni ci zaufam i będę tego w stu procentach pewna. – Matt uśmiechnął się do mnie, dłonie wplótł w moje włosy i przyciągnął bliżej, żeby zawładnąć moimi ustami. Od razu rozpalił we mnie pożądanie. Jego język pieścił mój niezwykle zmysłowo. Jakby w ten sposób Matt próbował mi wyznać swoje uczucia.

- Wracamy do hotelu?

- Mhm… - wyjęczałam, przesuwając wargi na szyję Matta i skubiąc ją lekko.

- Kochanie, jak będziesz tak robić, to zerżnę cię w limuzynie!

- Nie mam nic przeciwko. – kontynuowałam pieszczoty, a dłonią masowałam twardą wypukłość w jego spodniach. Marzyłam aby je wreszcie zdjął i wziął mnie ostro i szybko.

- Na dzisiejszą noc mam zupełnie inne plany, skarbie. – Matt pocałował mnie po raz ostatni, a potem postawił mnie na ziemi i razem ruszyliśmy w stronę limuzyny, która czekała na nas przy kapliczce. Spojrzałam w tamtym kierunku i się uśmiechnęłam, po czym zwróciłam się do Matta.

- Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, zrobimy to jak należy. Biała suknia, elegancki garnitur, pastor, nasi przyjaciele, piętrowy tort…

- I długa noc poślubna… I namiętny miesiąc miodowy… - Matt aż zatarł ręce z zachwytu. – Będziemy mieli najpiękniejsze obrączki, a ty będziesz najseksowniejszą panną młodą na świecie! A potem zmajstruję ci tuzin małych Sandersiątek!

- Oszalałeś? I ja mam je wszystkie urodzić? Żebym potem chodziła jak słonica?

- Skarbie, ty zawsze będziesz zgrabna, piękna i seksowna! I moja! – Matt otworzył drzwi od limuzyny i bezczelnie wepchnął mnie do środka, dając klapsa w pośladek. Zanim ruszyliśmy, Matt oddzielił nas od kierowcy czarną szybą, spojrzał na mnie z błyskiem w oku, zdjął koszulkę i położył mnie na siedzeniu…

            Pół godziny później, wysiadłam z auta wyglądając jakbym przeszła walkę z tornadem. Włosy miałam potargane, usta opuchnięte, policzki zaróżowione, a ramiączko sukienki było zerwane. Weszłam szybko do apartamentu, a Matt za mną, śmiejąc się cicho.

- No bardzo, kurwa śmieszne! Podnieca cię takie znęcanie się nade mną?

- Dzięki temu twoje orgazmy będą wieczorem jeszcze intensywniejsze, a zaplanowałem ich naprawdę wiele, kochanie.

- Ale żeby tak się nade mną znęcać? Doszłabym w tej limuzynie ze cztery razy, gdybyś się nie wycofywał za każdym razem.

- Skarbie, zaufaj mi. To nie było na złość tobie. Wszystko ci wynagrodzę. – Matt wziął z tacy zielone jabłko i ugryzł je uśmiechając się do mnie złośliwie.

- Mam nadzieję! Bo inaczej odwołam wyjazd z tobą w trasę!  - zagroziłam. Matt zrobił minę zbitego szczeniaczka, po czym podszedł do mnie i przytulił delikatnie.

- Skarbie, nie rób mi tego. Spędzimy naprawdę cudownie ten czas.

- Mam nadzieję. – odsunęłam się od niego, zdjęłam sukienkę i zanim Matt zdążył zareagować, zamknęłam się w łazience. Dobijał się do mnie dłuższą chwilę, ale nie otworzyłam. Cholera, myślałam że mnie w tej limuzynie zamęczy na śmierć. Najpierw zaczął mnie pieścić palcami, a gdy byłam już blisko orgazmu, zabrał rękę. Potem pieścił mnie oralnie i też przerwał w kulminacyjnym momencie. A gdy w końcu dobrał się do mnie od tyłu, sądziłam że w końcu pozwoli mi dojść. Ale gdzie tam! Wyszedł nagle ze mnie, pozostawiając po sobie bolesną pustkę, schował penisa w bokserki, zapiął spodnie i rozsiadł się wygodnie. Za to ja osiągnęłam temperaturę wrzenia! Przez chwilę myślałam czy by samej sobie nie zrobić dobrze, ale wtedy usłyszałam pukanie i głos Matta:

- Nawet o tym nie myśl!

- Ale o czym? – udawałam głupią, choć w środku kończyłam się ze śmiechu. Pieprzony jasnowidz, nawet czytał w moich myślach.

- Kochanie, zorientuję się jeśli sama sobie zrobisz dobrze. I poniesiesz surowe konsekwencje. Wracaj tu szybko do mnie, zanim ostygnę!

- Daj mi pięć minut, żebym to ja ostygła po tym co mi zrobiłeś w limuzynie! A raczej, czego nie zrobiłeś! – krzyknęłam i zaczęłam wycierać całe ciało. Wmasowałam balsam, poprawiłam włosy i w hotelowym szlafroku weszłam do sypialni. A tam… Jeżeli ktoś mi powie, że facet grający heavy metal nie potrafi być romantyczny, to powinien poznać Matta. To co zobaczyłam w sypialni, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Cała sypialnia tonęła w świecach. Były porozstawiane wszędzie. Za to na łóżku rozsypane były nie czerwone, ale białe, różowe i żółte płatki róż… Spojrzałam na to wszystko i aż zaniemówiłam. Jedynie Matta nigdzie nie było. Chciałam iść do salonu, żeby go odnaleźć, ale wtedy poczułam jego dłonie na sobie. Matt pozbawił mnie szlafroka i zorientowałam się, że sam też jest nagi. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, podczas gdy on odsunął moje włosy na bok i zaczął całować szyję.

- Moja słodka Kate… Cudownie pachniesz… - szeptał między pocałunkami. Kiedy jego usta zaczęły się kierować w stronę piersi, stanął przede mną i uniósł moje ręce do góry. Trzymał je tak, odchylając całe ciało do tyłu, a ustami schodził niżej i niżej. Kiedy dotarł do piersi, ja już byłam na skraju wytrzymania.

- Pozwolisz mi dojść?

- Ile tylko razy zechcesz, kochanie. – Matt przerwał na chwilę, po czym położył mnie na łóżku, a sam kontynuował całowanie moich brodawek. Ssał i przygryzał sutki, by po chwili je polizać, jakby w ten sposób chciał załagodzić skutki ugryzień. Wystarczyło jeszcze jedno ugryzienie, a ja doszłam, wijąc się pod Mattem. On jednak nie przestawał, ale tym razem jego usta dotarły znacznie niżej. Włożył we mnie palca, potem jeszcze jednego, a w usta zassał łechtaczkę i zaczął ją namiętnie ssać. Poruszałam biodrami w rytm jego palców, a one raz zwalniały, a raz przyśpieszały.

- To… już… blisko… Coraz bliżej… O Boże… Tak!! Tak!! – krzyknęłam i uniosłam biodra do góry. Matt wykorzystał ten moment i palca drugiej dłoni włożył mi w pupę. Nie wiem czy go wcześniej czymś nawilżył, ale wszedł bez problemu. Przekręcił mnie na brzuch, powoli wsuwał i wysuwał ze mnie palec, a ja jęczałam w poduszkę. Zaczęłam dochodzić w najmniej oczekiwanym momencie. Czułam jak moja cipka pulsuje w orgazmie, widziałam mroczki przed oczami, a w uszach słyszałam jedynie świsty…

            Chwilę później, Matt ułożył mnie na boku, a sam wszedł we mnie od tyłu, jedną dłonią obejmując mnie i pieszcząc piersi, a drugą sięgnął do łechtaczki i zaczął ją pocierać.

- Skarbie, ty ociekasz… Boże… Zawsze jesteś taka wilgotna… Uwielbiam być w tobie.

- Ja też lubię gdy tam jesteś… I nie mam nic przeciwko, gdybyś troszkę mocniej we mnie wchodził. Chcę cię poczuć naprawdę głęboko. – jęknęłam i Matt spełnił moją prośbę. Jego dłoń rytmicznie pieściła łechtaczkę, druga ugniatała piersi… Strach pomyśleć co by było, gdyby miał jeszcze trzecią rękę. Każde pchnięcie było sprecyzowane i dokładnie wymierzone, żeby sprawić mi maksymalną rozkosz. Matt wchodził we mnie rytmicznie i coraz szybciej. Nachylił się do mnie i zaczął całować szepcząc pomiędzy pocałunkami, jak to mnie uwielbia i ile dla niego znaczę. Chyba zaczęłam szczytować od tych słów. Tak bardzo chciałam je usłyszeć. I choć nie wyznał mi swoich uczuć, cieszyłam się z tego że się pogodziliśmy i że nie jestem mu obojętna. Gdy ja opadłam z sił na materac, Matt gwałtownie przyśpieszył, po czym pchnął jeszcze trzy razy i doszedł we mnie, krzycząc głośno.

- Za każdym razem myślę, że lepiej już być nie może… Ale mimo to, każdy następny raz z tobą, jest coraz lepszy, Kate…

- To pewnie dlatego, że nam na sobie zależy. Nie widzę innego wytłumaczenia, Matt. Ale masz rację. Zawsze jest mi z tobą niewyobrażalnie dobrze. Zaczynam się uzależniać.

- Skarbie, mogę być twoją seksualną kokainą. Obiecuję, że nie pozwolę ci wyjść z nałogu.

- To dobrze. Bo raczej nie chcę być wyleczona. – uśmiechnęłam się. Matt wyszedł ze mnie delikatnie i położył mnie na plecach, a sam ułożył się na mnie i dłońmi przeczesywał moje włosy.

- Jak pomyślę, że za kilka dni będę cię miał dla siebie przez dwadzieścia cztery godziny… To aż chcę, żebyśmy ruszyli w trasę już jutro.

- Czuję, że będzie cudownie…

- Obiecuję, że nie będziesz żałować podjętej decyzji.

- Dziękuję.

- Za co?

- Za to, że jesteś. Po prostu. – uśmiechnęłam się i pogładziłam jego policzek.

- I będę. Na bardzo, ale to bardzo długi czas, skarbie.

- Idziemy spać?

- Oszalałaś? Mam jeszcze kilka trików w zanadrzu. – Matt uśmiechnął się, rozchylił udami moje nogi, wsunął się we mnie i zaczął poruszać. Czas zacząć następną rundę…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz