środa, 28 września 2016

Odcinek 44

Zapraszam na kolejny fragment. Dodam, że jeden z moich ulubionych. Może dlatego, że Las Vegas to jedno z moich marzeń? 

                                                           LP "Lost on you"



18 Stycznia 2013, Piątek

Matt

            Przekręciłem się na bok i zobaczyłem obok siebie nagą Ashley. Była naprawdę piękną i inteligentną dziewczyną. Jedno tylko się nie zgadzało. Nie była Kate. Zacząłem się przyzwyczajać do myśli, że ja i Kate nigdy już nie będziemy razem. Nigdy nie powiem jej, że ją kocham. Wciąż ją kochałem, co nie było w porządku w stosunku do Ashley. Liczyłem jednak, że minie kilka tygodni i zapomnę o Kate…

- Nie śpisz już? – zaspany głos Ashley rozległ się w pokoju hotelowym, do którego wymknęliśmy się pomiędzy koncertami. Jutro graliśmy w Bostonie, więc miałem jeszcze sporo wolnego czasu.

- Nie, jakoś nie mogę.

- Jeśli chcesz, to możemy spożytkować jakoś ten poranek. – Ashley musnęła wargami moje ucho, po czym usiadła na mnie okrakiem. Jej piersi nie były naturalne i dało się to zauważyć od razu, ale czy któremuś facetowi by to przeszkadzało? Piersi Kate były naturalne, jędrne, idealne… I tak podniecająco falowały, kiedy się kochaliśmy… Kurwa! Shadows, przestań wreszcie o niej myśleć! Kate nie wróci i nic na to nie poradzisz! Zajmij się Ashley! – usłyszałem nieznośny głos w mojej głowie. Ująłem jej piersi w dłonie, podniosłem się do pozycji siedzącej i zacząłem je całować. Sutki momentalnie stwardniały, a Ashley uniosła się lekko i po chwili byłem głęboko w niej. Przewróciłem ją na materac i zacząłem w nią wchodzić coraz mocniej i głębiej.

- Tak! Matt! Mocniej, skarbie! – Ashley jęczała głośno, a ja pieprzyłem ją jak w amoku. Nie minęły dwie minuty, jak Ashley zaczęła dochodzić. Jęknąłem i po chwili sam też doszedłem, zalewając ją swoją spermą. Miała implant, więc nie musiałem martwić się o gumki… Opadłem na nią, a ona wkrótce wysunęła się spode mnie i sięgnęła po ręcznik, po czym zaczęła szukać czegoś w walizce.

- Idziesz gdzieś?


- Przecież ci mówiłam. Dzisiaj mam pokaz, a potem wyjeżdżam na zdjęcia do Maroka. Wezmę prysznic i spadam. Nie słuchałeś… Znowu…

- Przepraszam. Mam ostatnio masę spraw na głowie. Kiedy wracasz?

- Jeszcze nie wiem dokładnie. To wszystko zależy od tego, jak szybko uwiniemy się ze zdjęciami.

- Daj znać, to może jakoś uda nam się spotkać między koncertami. Do połowy maja gramy w Stanach.

- Ok. – Ashley zniknęła w łazience, skąd po chwili dobiegł mnie szum prysznica, a ja sięgnąłem po telefon, wszedłem w galerię podpisaną KATE i zacząłem przeglądać zdjęcia. Wielu z nich Kate nawet nie widziała. Nawet nie była świadoma, że je zrobiłem. Na każdym wyglądała przepięknie. Nagle zdjęcie Kate zniknęło, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Briana. Musiałem odebrać.

- Co tam?

- Pakuj dupę. Jest sprawa. Czekamy w busie przed hotelem. – Brian odkąd pokłóciliśmy się przed załamaniem Michelle, nie rozmawiał ze mną prawie w ogóle. Konieczne rozmowy, ograniczał do minimum.

- Będę za chwilę. – zerwałem się z łóżka, wciągnąłem na siebie bokserki, spodnie i resztę ciuchów. Na kartce zostawiłem wiadomość dla Ashley i wybiegłem z pokoju.

Brian

- Młody, ja mam nadzieję, że wiesz co robisz.

- Jasne, że tak. Kurwa, Brian… To wszystko nie powinno tak wyglądać. Val do mnie dzwoniła. Kate gdy tylko widzi gdzieś wzmianki o Shadsie i Ashley, dostaje szału. Ale oczywiście jak to moja siostra, musi udawać, że nic to jej nie obchodzi. Musimy spróbować ich pogodzić. Inaczej ona się zamęczy, a on skończy w jakimś dziwnym związku z modelką

- Jak zamierzasz go przekonać, żeby pojechał do Vegas sam? – spojrzałem na Toma z krzywą miną. Matt w życiu nie uwierzy w solowy koncert.


- Gadałem już z Larrym. Powiedział, że potwierdzi wersję o specjalnym projekcie tylko dla Matta. Że niby jakaś gra, czy coś w tym rodzaju.

- I co dalej, cwaniaczku?

- Nic. Zameldujemy go w tym samym hotelu, co Kate. Na szczęście mam kopię rezerwacji, którą dostała ode mnie na Gwiazdkę. Postaram się, żeby pokój obok jej, był wolny. A reszta należy do nich. Więcej wiary, Brian. Po prostu potwierdzaj wszystko i już. – pokręciłem głową i po chwili do busa wszedł Matt. Kurwa, musiałem przyznać że nie wyglądał za dobrze. Niby odkąd poznał Ashley, uśmiechał się i udawał że wszystko jest ok… No właśnie… Udawał… Znałem go zbyt dobrze, żeby się nie zorientować jak jest naprawdę.

- No co tam? Pali się czy co?

- Stary, jest super sprawa! Larry ma dla ciebie propozycję, żebyś poleciał do Vegas i pomógł stworzyć grę na XBoxa. Co ty na to? Wiemy, że lubisz gry, a ta firma bardzo liczy na współpracę z tobą. – Tom od razu wziął na siebie wprowadzenie Matta w temat.

- Kiedy kurwa? Przecież jesteśmy w trasie. Nie mam czasu na Vegas!

- Nie panikuj! Lecisz dwudziestego ósmego po koncercie. Na kilka dni. Larry mówił, że na pewno wrócisz przed następnym koncertem. To jak? Zgadzasz się? Larry zaraz tu będzie ze wszystkimi papierami, to ci wszystko opowie.

- A mam inne wyjście? Przynajmniej przez kilka dni nie będę musiał was oglądać! – Matt roześmiał się, po czym spojrzał na mnie smutno. Wiedziałem, że cała ta sytuacja z Michelle bardzo mu ciąży… Ale jakoś nie umiałem z nim o tym porozmawiać. To wciąż mnie bolało i potrzebowałem czasu. – A wy co będziecie robić w trakcie tej przerwy?

- Wracam do domu. – odpowiedziałem sięgając po pilota, żeby włączyć mecz na naszym telewizorze. - Do LA przylatuje ten psychiatra, którego poleciła Kate. Dostałem od niego wczoraj potwierdzenie. Chcę być przy Michelle i wiedzieć co lekarz powie.

- Rozumiem. Zadzwonisz do mnie gdy czegoś się dowiesz?

- Zadzwonię. – odpowiedziałem. Chciałem aby nasze relacje były takie jak kiedyś

            Po kilku minutach Larry wrócił do busa, kierowca odpalił silnik i ruszyliśmy w kierunku hali, gdzie miał się odbyć nasz następny koncert…

Kate

29 Stycznia 2013, Wtorek


            Weszłam do hotelu MGM Grand i od razu skierowałam się do recepcji. Podałam swój dowód, potwierdzenie rezerwacji, którą dostałam od Toma i po chwili miła recepcjonistka dała mi elektroniczny klucz do mojego pokoju. Weszłam do windy, wjechałam na dwunaste piętro, a pokój znajdował się na końcu korytarza. Był to apartament z oddzielną sypialnią, salonem oraz olbrzymią łazienką. W środku znajdowała się wanna z jacuzzi oraz kabina prysznicowa z deszczownicą. No, no… Tom zaszalał! Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam po nim skakać jak jakaś wariatka. Po chwili zdałam sobie jednak sprawę, że jestem głodna. Mogłabym zamówić coś do pokoju, ale nie zamierzałam się w nim zamykać jak dzikuska. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w jeansy, obcisły golf z krótkimi rękawami i żakiet. Chwyciłam torebkę, wyszłam na korytarz, a wtedy za plecami usłyszałam znajomy głos.

- Tu nie ma żadnego przedstawiciela, Brian. W co wy kurwa pogrywacie? Przyleciałem tu na nic! Wsiadam zaraz w samolot, a jak wrócę, to macie wpierdol. Z młodym na czele! – odwróciłam się i zobaczyłam…

- Kate?! Co ty tu robisz? – Matt gdy mnie zobaczył, aż zatrzymał się w pół kroku. Schował telefon do kieszeni i podszedł do mnie bliżej, żeby się przywitać. Dałam się mu pocałować w policzek.

- No przecież Tom zafundował mi wyjazd do Vegas, to jestem. A ty? Co tu robisz?

- No właśnie nie wiem… Chłopaki powiedzieli, że mam się tu spotkać z producentem gier  komputerowych, że niby mam pomóc stworzyć jedną… Ale nikogo tu nie ma, a siedzę od wczoraj… - nagle zrobił minę, jakby doznał olśnienia. – No tak! Teraz wszystko jasne!

- Że niby co jasne? Bo nie rozumiem.

- Specjalnie mnie tu ściągnęli, bo wiedzieli że ty tu będziesz! Próbują nas pogodzić.

- Nie muszą tego robić, bo jesteśmy pogodzeni. Po prostu nie będziemy razem! – wydarłam się na środku korytarza, zapominając o innych gościach.

- Boże… Czemu się tak upierasz?

- A co tam u Ashley? – odgryzłam się złośliwie.

- Skąd o niej wiesz?


- Bo kurwa wszystkie brukowce o was piszą. Twoja gęba świeci z każdej okładki. – nagle Matt chwycił mnie w pasie i docisnął do siebie nie dając mi możliwości ucieczki.

- A ty, co? Zazdrosna? Jestem sam, to dobrze. Ale jak tylko zacznę się z kimś spotykać, to już jestem ten najgorszy? Sama powiedziałaś, że nie będziemy razem, więc wziąłem sobie twoje rady do serca i próbuję ułożyć swoje życie na nowo. Chyba nie masz nic przeciwko? – twarz Matta zaczęła się zbliżać do mojej. Brakowało kilku centymetrów, żeby mnie pocałował. Kurwa, o niczym innym nie marzyłam! Jednak zamiast zrobić to, czego ode mnie oczekiwał… Kopnęłam go z całej siły w krocze. Matt aż upadł na kolana i złapał się z dłońmi za znokautowane klejnoty. – Jezu… Oszalałaś?! Chcesz ze mnie zrobić impotenta?!

- Po pierwsze, nie „Jezu”! Po drugie, nie waż się mnie dotykać! Co ty sobie myślisz? Że sprzedasz mi jakąś historyjkę o gierkach komputerowych i ja w to uwierzę? Po co za mną przyjechałeś? Mało ci wrażeń? Pakuj dupę w troki i wracaj do Ashley! A mnie zostaw w spokoju! – wrzasnęłam i weszłam do windy, zostawiając Matta na hotelowym korytarzu z obolałymi jajami.

            Usiadłam przy stoliku w restauracji i zaczekałam na kelnera. Zjawił się po minucie, wręczając mi menu. Zamówiłam pieczonego łososia z warzywami na obiad i sok z granatów. Czekając na jedzenie, zadzwoniłam do Toma. Oczywiście nie odebrał, więc zostawiłam mu wiadomość na poczcie głosowej.

- Słuchaj no, ty niewyrośnięty gnomie! Jeśli myślisz, że swoimi gierkami sprawisz, że wrócę do Matta, to jesteś w błędzie. A jak dalej będziesz knuł z chłopakami przeciwko mnie, to potraktuję twoje jaja tak samo, jak przed chwilą potraktowałam jaja Shadowsa! – rzuciłam telefon na stolik, ale nieszczęśliwie odbił się od blatu i upadł na ziemię, rozpryskując się na części pierwsze. Pieprzone iPhony! Pieprzone, marmurowe posadzki! Szlag by to trafił. Kucnęłam, żeby pozbierać zwłoki z podłogi, a wtedy przede mną zjawił się Matt. No miał tupet, nie ma co!

- Pomogę ci. – pozbierał resztki telefonu i położył przede mną na stole. Bez pytania usiadł naprzeciwko mnie i kiwnął na kelnera.

- Nie zapraszałam cię do mojego stolika.

- Nie, ale jako twój przyjaciel, nie mogę pozwolić żebyś jadła sama. Zjemy obiad i pójdziemy kupić ci nowy telefon.

- Nie musisz mi pomagać.

- Tak, wiem… Ciągle to od ciebie słyszę… Jesteś dorosła, sama sobie ze wszystkim poradzisz…

- Bo tak jest.

- Kate, czy możemy przynajmniej przez kilka godzin udawać cywilizowanych ludzi? W nocy mam samolot do Los Angeles. Nim się obejrzysz, mnie już nie będzie. Za kilka dni wracamy w trasę i zniknę ci z pola widzenia. – spojrzałam na niego i zaczęłam analizować jego słowa. W sumie Matt miał rację. Nie mogłam się ciągle zachowywać jak rozkapryszona dziewczynka.

- No dobra… Niech ci będzie. – kelner przyniósł moje danie, Matt zamówił to samo i po chwili oboje jedliśmy w ciszy. Żadne z nas nie miało więcej nic do powiedzenia. Kątem oka obserwowałam Matta, ale robiłam to tak skutecznie, że nie widział jak świdrowałam go wzrokiem.

- Masz ochotę na deser? – zapytał mnie, gdy skończyłam jeść. Nawet nie zauważyłam kiedy mój talerz zrobił się pusty.


- Nie, dziękuję. – Matt wyjął portfel z kieszeni, wyjął kilka banknotów i położył na stole.

- Chodź, załatwimy ci nowy telefon. – wyciągnął do mnie dłoń i przez kilka sekund zastanawiałam się czy ją chwycić. W końcu uznałam, że to przecież nic złego. Kiedy tylko nasze palce się zetknęły, przez moje ciało przebiegł dreszcz. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo stęskniłam się za jego dotykiem…

            Po dwóch godzinach wracaliśmy do hotelu, a w mojej torebce leżał najnowszy model Samsunga. Do tej pory iPhone był modelem, którego chętnie używałam. Matt uparł się, że to dziadostwo i sprzedawca namówił mnie na wypróbowanie Samsunga. Obym tego nie żałowała…

- Dasz się zaprosić na drinka? Tu w hotelu serwują zajebiste koktajle.

- Jestem trochę zmęczona. Chciałabym się położyć. – oponowałam, ale ten uparciuch już mnie ciągnął w stronę lokalu.

- Odpoczniesz, jak już pojadę. No, chodź… Nie daj się prosić.

- No dobra! Bo nie dasz mi spokoju! – burknęłam i poczłapałam za nim do baru. Oszaleć z nim można było…

30 Stycznia 2013, Środa

- Celowo mnie upiłeś! – bełkotałam, idąc przez korytarz do mojego pokoju. Matt obejmował mnie w pasie i próbował iść prosto. Niestety marnie mu to wychodziło, a dodatkowo ja nie ułatwiałam mu zadania. Co chwila się potykałam i chichotałam. Mało tego, uparliśmy się oboje, że nie skorzystamy z windy i ledwo wspięliśmy się na dwunaste piętro, gdzie mieściły się nasze apartamenty.

- No wiesz co? Ja tylko kiwałem na barmana, a ty ochoczo otwierałaś dzioba. Sama jesteś sobie winna, mała. – zaśmiał się i stracił równowagę. Runęliśmy na podłogę. To znaczy, ja poleciałam na plecy, a Matt na mnie. Oczywiście alkohol sprawił, że zamiast wydrzeć się na Shadsa, że to jego wina, ja rżałam jak głupia. W końcu udało nam się podnieść i dotrzeć do mojego pokoju. Wsadziłam kartę w czytnik, drzwi się otworzyły i weszłam do środka. Matt nadal stał na korytarzu. – Mogę cię utulić do snu?

- Nie, dziękuję. Sama się utulę. A raczej te ostatnie szoty tequili mnie utulą.

- No dobrze… W takim razie dobranoc Kate. Nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy.

- Dobranoc. Uważaj na siebie. – podeszłam, żeby się pożegnać. Matt pogładził mnie po policzku i pocałował w kącik ust. Pewnie gdybym była trzeźwa, odsunęłabym się. Ale w tamtym momencie, pragnęłam żeby czas się zatrzymał… Żeby zaczął mnie całować… Żeby zerwał ze mnie ubranie i kochał się ze mną. Niestety… Matt zamknął za sobą drzwi i poszedł do siebie…

            Zmyłam makijaż, założyłam t-shirt do spania i zgasiłam światło w łazience. Nagle w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Trochę się wystraszyłam, bo kto mógł się do mnie dobijać o trzeciej nad ranem? Podeszłam do drzwi i zapytałam:

- Kto tam?

- Obsługa hotelowa, proszę otworzyć. W hotelu ulatnia się gaz, musimy sprawdzić pokoje. – uchyliłam drzwi, a one nagle się otworzyły szerzej i do środka wszedł… Matt! Zamknął je za sobą, pchnął mnie na ścianę i zaczął całować. Nie pytałam o nic. Ani o to co tu robi… Ani dlaczego nie poleciał do domu… Nic mnie w tamtym momencie nie obchodziło. – Powiedz, że tego nie chcesz i przysięgam, że zniknę. Wyjdę stąd i nigdy więcej nie wrócę. – odepchnęłam go lekko od siebie, a wtedy Matt zaczął się wycofywać. Ja jednak zrobiłam coś, czego się chyba nie spodziewał. Ściągnęłam swoją bluzkę przez głowę i stanęłam przed nim jedynie w majtkach.

- Mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz jak mnie doprowadzić na szczyt. Bo bardzo chcę tam dotrzeć razem z tobą. – Matt wciągnął mnie na swoje biodra i zaczął namiętnie całować. Bez trudu odnalazł drogę do sypialni, rzucił mnie na łóżko i rozebrał się w ekspresowym tempie.

- Wciąż jesteś na zastrzyku? – zapytał, a ja w duchu sama sobie gratulowałam, że pomimo naszego zerwania, nie zrezygnowałam z antykoncepcji.

- Tak.

- To dobrze… Bo zamierzam kończyć w tobie tyle razy, że nie wiem czy znajdzie się miejsce…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz