LP "Lost on you"
18 Stycznia 2013,
Piątek
Matt
Przekręciłem
się
na bok i zobaczyłem
obok siebie nagą
Ashley. Była
naprawdę
piękną i inteligentną dziewczyną. Jedno tylko się nie zgadzało. Nie była Kate. Zacząłem się
przyzwyczajać
do myśli,
że
ja i Kate nigdy już
nie będziemy
razem. Nigdy nie powiem jej, że
ją
kocham. Wciąż
ją
kochałem,
co nie było
w porządku
w stosunku do Ashley. Liczyłem
jednak, że
minie kilka tygodni i zapomnę
o Kate…
- Nie śpisz
już?
– zaspany głos
Ashley rozległ
się
w pokoju hotelowym, do którego wymknęliśmy się
pomiędzy
koncertami. Jutro graliśmy
w Bostonie, więc
miałem
jeszcze sporo wolnego czasu.
- Nie, jakoś nie mogę.
- Jeśli
chcesz, to możemy
spożytkować jakoś
ten poranek. – Ashley musnęła
wargami moje ucho, po czym usiadła
na mnie okrakiem. Jej piersi nie były
naturalne i dało
się
to zauważyć od razu, ale czy któremuś facetowi by to przeszkadzało? Piersi Kate były naturalne, jędrne, idealne… I tak podniecająco falowały, kiedy się kochaliśmy…
Kurwa! Shadows, przestań
wreszcie o niej myśleć! Kate nie wróci i nic na to nie
poradzisz! Zajmij się
Ashley! – usłyszałem nieznośny głos
w mojej głowie.
Ująłem
jej piersi w dłonie,
podniosłem
się
do pozycji siedzącej
i zacząłem
je całować. Sutki momentalnie stwardniały, a Ashley uniosła się
lekko i po chwili byłem
głęboko
w niej. Przewróciłem
ją
na materac i zacząłem
w nią
wchodzić
coraz mocniej i głębiej.
- Tak! Matt! Mocniej, skarbie! – Ashley
jęczała głośno, a ja pieprzyłem ją
jak w amoku. Nie minęły
dwie minuty, jak Ashley zaczęła
dochodzić.
Jęknąłem i po chwili sam też doszedłem,
zalewając
ją
swoją
spermą.
Miała
implant, więc
nie musiałem
martwić
się
o gumki… Opadłem
na nią,
a ona wkrótce wysunęła
się
spode mnie i sięgnęła po ręcznik,
po czym zaczęła
szukać
czegoś
w walizce.
- Idziesz gdzieś?
- Przecież ci mówiłam.
Dzisiaj mam pokaz, a potem wyjeżdżam na zdjęcia do Maroka. Wezmę prysznic i spadam. Nie słuchałeś… Znowu…
- Przepraszam. Mam ostatnio masę spraw na głowie. Kiedy wracasz?
- Jeszcze nie wiem dokładnie. To wszystko zależy od tego, jak szybko uwiniemy się ze zdjęciami.
- Daj znać, to może
jakoś
uda nam się
spotkać
między
koncertami. Do połowy
maja gramy w Stanach.
- Ok. – Ashley zniknęła w łazience,
skąd
po chwili dobiegł
mnie szum prysznica, a ja sięgnąłem po telefon, wszedłem w galerię podpisaną KATE i zacząłem przeglądać
zdjęcia.
Wielu z nich Kate nawet nie widziała.
Nawet nie była
świadoma,
że
je zrobiłem.
Na każdym
wyglądała przepięknie.
Nagle zdjęcie
Kate zniknęło,
a na wyświetlaczu
pojawiło
się
zdjęcie
Briana. Musiałem
odebrać.
- Co tam?
- Pakuj dupę. Jest sprawa. Czekamy w busie przed
hotelem. – Brian odkąd
pokłóciliśmy się
przed załamaniem
Michelle, nie rozmawiał
ze mną
prawie w ogóle. Konieczne rozmowy, ograniczał
do minimum.
- Będę za chwilę. – zerwałem się
z łóżka, wciągnąłem na siebie bokserki, spodnie i resztę ciuchów. Na kartce zostawiłem wiadomość dla Ashley i wybiegłem z pokoju.
Brian
- Młody,
ja mam nadzieję,
że
wiesz co robisz.
- Jasne, że tak. Kurwa, Brian… To wszystko nie
powinno tak wyglądać. Val do mnie dzwoniła. Kate gdy tylko widzi gdzieś wzmianki o Shadsie i Ashley, dostaje
szału.
Ale oczywiście
jak to moja siostra, musi udawać,
że
nic to jej nie obchodzi. Musimy spróbować
ich pogodzić.
Inaczej ona się
zamęczy,
a on skończy
w jakimś
dziwnym związku
z modelką…
- Jak zamierzasz go przekonać, żeby
pojechał
do Vegas sam? – spojrzałem
na Toma z krzywą
miną.
Matt w życiu
nie uwierzy w solowy koncert.
- Gadałem
już
z Larrym. Powiedział,
że
potwierdzi wersję
o specjalnym projekcie tylko dla Matta. Że
niby jakaś
gra, czy coś
w tym rodzaju.
- I co dalej, cwaniaczku?
- Nic. Zameldujemy go w tym samym
hotelu, co Kate. Na szczęście
mam kopię
rezerwacji, którą
dostała
ode mnie na Gwiazdkę.
Postaram się,
żeby
pokój obok jej, był
wolny. A reszta należy
do nich. Więcej
wiary, Brian. Po prostu potwierdzaj wszystko i już. – pokręciłem głową i po chwili do busa wszedł Matt. Kurwa, musiałem przyznać że
nie wyglądał za dobrze. Niby odkąd poznał
Ashley, uśmiechał się
i udawał
że
wszystko jest ok… No właśnie… Udawał… Znałem
go zbyt dobrze, żeby
się
nie zorientować
jak jest naprawdę.
- No co tam? Pali się czy co?
- Stary, jest super sprawa! Larry ma
dla ciebie propozycję,
żebyś poleciał
do Vegas i pomógł
stworzyć
grę
na XBoxa. Co ty na to? Wiemy, że
lubisz gry, a ta firma bardzo liczy na współpracę z tobą.
– Tom od razu wziął
na siebie wprowadzenie Matta w temat.
- Kiedy kurwa? Przecież jesteśmy
w trasie. Nie mam czasu na Vegas!
- Nie panikuj! Lecisz dwudziestego
ósmego po koncercie. Na kilka dni. Larry mówił,
że
na pewno wrócisz przed następnym
koncertem. To jak? Zgadzasz się?
Larry zaraz tu będzie
ze wszystkimi papierami, to ci wszystko opowie.
- A mam inne wyjście? Przynajmniej przez kilka dni nie będę
musiał
was oglądać! – Matt roześmiał
się,
po czym spojrzał
na mnie smutno. Wiedziałem,
że
cała
ta sytuacja z Michelle bardzo mu ciąży…
Ale jakoś
nie umiałem
z nim o tym porozmawiać.
To wciąż
mnie bolało
i potrzebowałem
czasu. – A wy co będziecie
robić
w trakcie tej przerwy?
- Wracam do domu. – odpowiedziałem sięgając po pilota, żeby
włączyć mecz na naszym telewizorze. - Do LA przylatuje ten psychiatra,
którego poleciła
Kate. Dostałem
od niego wczoraj potwierdzenie. Chcę
być
przy Michelle i wiedzieć
co lekarz powie.
- Rozumiem. Zadzwonisz do mnie gdy
czegoś
się
dowiesz?
- Zadzwonię. – odpowiedziałem. Chciałem aby nasze relacje były takie jak kiedyś…
Po
kilku minutach Larry wrócił
do busa, kierowca odpalił
silnik i ruszyliśmy
w kierunku hali, gdzie miał
się
odbyć
nasz następny
koncert…
Kate
29 Stycznia 2013, Wtorek
Weszłam
do hotelu MGM Grand i od razu skierowałam się do recepcji. Podałam swój dowód,
potwierdzenie rezerwacji, którą dostałam od Toma i po chwili miła
recepcjonistka dała mi elektroniczny klucz do mojego pokoju. Weszłam do windy,
wjechałam na dwunaste piętro, a pokój znajdował się na końcu korytarza. Był to
apartament z oddzielną sypialnią, salonem oraz olbrzymią łazienką. W środku
znajdowała się wanna z jacuzzi oraz kabina prysznicowa z deszczownicą. No, no…
Tom zaszalał! Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam po nim skakać jak jakaś wariatka. Po
chwili zdałam sobie jednak sprawę, że jestem głodna. Mogłabym zamówić coś do
pokoju, ale nie zamierzałam się w nim zamykać jak dzikuska. Wzięłam szybki
prysznic, przebrałam się w jeansy, obcisły golf z krótkimi rękawami i żakiet.
Chwyciłam torebkę, wyszłam na korytarz, a wtedy za plecami usłyszałam znajomy
głos.
- Tu nie ma żadnego przedstawiciela,
Brian. W co wy kurwa pogrywacie? Przyleciałem tu na nic! Wsiadam zaraz w
samolot, a jak wrócę, to macie wpierdol. Z młodym na czele! – odwróciłam się i
zobaczyłam…
- Kate?! Co ty tu robisz? – Matt gdy
mnie zobaczył, aż zatrzymał się w pół kroku. Schował telefon do kieszeni i
podszedł do mnie bliżej, żeby się przywitać. Dałam się mu pocałować w policzek.
- No przecież Tom zafundował mi wyjazd
do Vegas, to jestem. A ty? Co tu robisz?
- No właśnie nie wiem… Chłopaki
powiedzieli, że mam się tu spotkać z producentem gier komputerowych, że niby mam pomóc stworzyć
jedną… Ale nikogo tu nie ma, a siedzę od wczoraj… - nagle zrobił minę, jakby
doznał olśnienia. – No tak! Teraz wszystko jasne!
- Że niby co jasne? Bo nie rozumiem.
- Specjalnie mnie tu ściągnęli, bo
wiedzieli że ty tu będziesz! Próbują nas pogodzić.
- Nie muszą tego robić, bo jesteśmy
pogodzeni. Po prostu nie będziemy razem! – wydarłam się na środku korytarza,
zapominając o innych gościach.
- Boże… Czemu się tak upierasz?
- A co tam u Ashley? – odgryzłam się
złośliwie.
- Skąd o niej wiesz?
- Bo kurwa wszystkie brukowce o was
piszą. Twoja gęba świeci z każdej okładki. – nagle Matt chwycił mnie w pasie i
docisnął do siebie nie dając mi możliwości ucieczki.
- A ty, co? Zazdrosna? Jestem sam, to
dobrze. Ale jak tylko zacznę się z kimś spotykać, to już jestem ten najgorszy?
Sama powiedziałaś, że nie będziemy razem, więc wziąłem sobie twoje rady do
serca i próbuję ułożyć swoje życie na nowo. Chyba nie masz nic przeciwko? –
twarz Matta zaczęła się zbliżać do mojej. Brakowało kilku centymetrów, żeby
mnie pocałował. Kurwa, o niczym innym nie marzyłam! Jednak zamiast zrobić to,
czego ode mnie oczekiwał… Kopnęłam go z całej siły w krocze. Matt aż upadł na
kolana i złapał się z dłońmi za znokautowane klejnoty. – Jezu… Oszalałaś?!
Chcesz ze mnie zrobić impotenta?!
- Po pierwsze, nie „Jezu”! Po drugie,
nie waż się mnie dotykać! Co ty sobie myślisz? Że sprzedasz mi jakąś historyjkę
o gierkach komputerowych i ja w to uwierzę? Po co za mną przyjechałeś? Mało ci
wrażeń? Pakuj dupę w troki i wracaj do Ashley! A mnie zostaw w spokoju! –
wrzasnęłam i weszłam do windy, zostawiając Matta na hotelowym korytarzu z
obolałymi jajami.
Usiadłam
przy stoliku w restauracji i zaczekałam na kelnera. Zjawił się po minucie,
wręczając mi menu. Zamówiłam pieczonego łososia z warzywami na obiad i sok z
granatów. Czekając na jedzenie, zadzwoniłam do Toma. Oczywiście nie odebrał,
więc zostawiłam mu wiadomość na poczcie głosowej.
- Słuchaj no, ty niewyrośnięty gnomie!
Jeśli myślisz, że swoimi gierkami sprawisz, że wrócę do Matta, to jesteś w
błędzie. A jak dalej będziesz knuł z chłopakami przeciwko mnie, to potraktuję
twoje jaja tak samo, jak przed chwilą potraktowałam jaja Shadowsa! – rzuciłam
telefon na stolik, ale nieszczęśliwie odbił się od blatu i upadł na ziemię,
rozpryskując się na części pierwsze. Pieprzone iPhony! Pieprzone, marmurowe
posadzki! Szlag by to trafił. Kucnęłam, żeby pozbierać zwłoki z podłogi, a wtedy
przede mną zjawił się Matt. No miał tupet, nie ma co!
- Pomogę ci. – pozbierał resztki
telefonu i położył przede mną na stole. Bez pytania usiadł naprzeciwko mnie i
kiwnął na kelnera.
- Nie zapraszałam cię do mojego
stolika.
- Nie, ale jako twój przyjaciel, nie
mogę pozwolić żebyś jadła sama. Zjemy obiad i pójdziemy kupić ci nowy telefon.
- Nie musisz mi pomagać.
- Tak, wiem… Ciągle to od ciebie
słyszę… Jesteś dorosła, sama sobie ze wszystkim poradzisz…
- Bo tak jest.
- Kate, czy możemy przynajmniej przez
kilka godzin udawać cywilizowanych ludzi? W nocy mam samolot do Los Angeles.
Nim się obejrzysz, mnie już nie będzie. Za kilka dni wracamy w trasę i zniknę
ci z pola widzenia. – spojrzałam na niego i zaczęłam analizować jego słowa. W
sumie Matt miał rację. Nie mogłam się ciągle zachowywać jak rozkapryszona
dziewczynka.
- No dobra… Niech ci będzie. – kelner
przyniósł moje danie, Matt zamówił to samo i po chwili oboje jedliśmy w ciszy.
Żadne z nas nie miało więcej nic do powiedzenia. Kątem oka obserwowałam Matta,
ale robiłam to tak skutecznie, że nie widział jak świdrowałam go wzrokiem.
- Masz ochotę na deser? – zapytał
mnie, gdy skończyłam jeść. Nawet nie zauważyłam kiedy mój talerz zrobił się
pusty.
- Nie, dziękuję. – Matt wyjął portfel
z kieszeni, wyjął kilka banknotów i położył na stole.
- Chodź, załatwimy ci nowy telefon. –
wyciągnął do mnie dłoń i przez kilka sekund zastanawiałam się czy ją chwycić. W
końcu uznałam, że to przecież nic złego. Kiedy tylko nasze palce się zetknęły,
przez moje ciało przebiegł dreszcz. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo stęskniłam
się za jego dotykiem…
Po
dwóch godzinach wracaliśmy do hotelu, a w mojej torebce leżał najnowszy model
Samsunga. Do tej pory iPhone był modelem, którego chętnie używałam. Matt uparł
się, że to dziadostwo i sprzedawca namówił mnie na wypróbowanie Samsunga. Obym
tego nie żałowała…
- Dasz się zaprosić na drinka? Tu w
hotelu serwują zajebiste koktajle.
- Jestem trochę zmęczona. Chciałabym
się położyć. – oponowałam, ale ten uparciuch już mnie ciągnął w stronę lokalu.
- Odpoczniesz, jak już pojadę. No,
chodź… Nie daj się prosić.
- No dobra! Bo nie dasz mi spokoju! –
burknęłam i poczłapałam za nim do baru. Oszaleć z nim można było…
30 Stycznia 2013, Środa
- Celowo mnie upiłeś! – bełkotałam,
idąc przez korytarz do mojego pokoju. Matt obejmował mnie w pasie i próbował
iść prosto. Niestety marnie mu to wychodziło, a dodatkowo ja nie ułatwiałam mu
zadania. Co chwila się potykałam i chichotałam. Mało tego, uparliśmy się oboje,
że nie skorzystamy z windy i ledwo wspięliśmy się na dwunaste piętro, gdzie
mieściły się nasze apartamenty.
- No wiesz co? Ja tylko kiwałem na
barmana, a ty ochoczo otwierałaś dzioba. Sama jesteś sobie winna, mała. –
zaśmiał się i stracił równowagę. Runęliśmy na podłogę. To znaczy, ja poleciałam
na plecy, a Matt na mnie. Oczywiście alkohol sprawił, że zamiast wydrzeć się na
Shadsa, że to jego wina, ja rżałam jak głupia. W końcu udało nam się podnieść i
dotrzeć do mojego pokoju. Wsadziłam kartę w czytnik, drzwi się otworzyły i
weszłam do środka. Matt nadal stał na korytarzu. – Mogę cię utulić do snu?
- Nie, dziękuję. Sama się utulę. A
raczej te ostatnie szoty tequili mnie utulą.
- No dobrze… W takim razie dobranoc
Kate. Nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy.
- Dobranoc. Uważaj na siebie. –
podeszłam, żeby się pożegnać. Matt pogładził mnie po policzku i pocałował w
kącik ust. Pewnie gdybym była trzeźwa, odsunęłabym się. Ale w tamtym momencie,
pragnęłam żeby czas się zatrzymał… Żeby zaczął mnie całować… Żeby zerwał ze mnie
ubranie i kochał się ze mną. Niestety… Matt zamknął za sobą drzwi i poszedł do
siebie…
Zmyłam
makijaż, założyłam t-shirt do spania i zgasiłam światło w łazience. Nagle w
pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Trochę się wystraszyłam, bo kto mógł się
do mnie dobijać o trzeciej nad ranem? Podeszłam do drzwi i zapytałam:
- Kto tam?
- Obsługa hotelowa, proszę otworzyć. W
hotelu ulatnia się gaz, musimy sprawdzić pokoje. – uchyliłam drzwi, a one nagle
się otworzyły szerzej i do środka wszedł… Matt! Zamknął je za sobą, pchnął mnie
na ścianę i zaczął całować. Nie pytałam o nic. Ani o to co tu robi… Ani
dlaczego nie poleciał do domu… Nic mnie w tamtym momencie nie obchodziło. –
Powiedz, że tego nie chcesz i przysięgam, że zniknę. Wyjdę stąd i nigdy więcej
nie wrócę. – odepchnęłam go lekko od siebie, a wtedy Matt zaczął się wycofywać.
Ja jednak zrobiłam coś, czego się chyba nie spodziewał. Ściągnęłam swoją bluzkę
przez głowę i stanęłam przed nim jedynie w majtkach.
- Mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz
jak mnie doprowadzić na szczyt. Bo bardzo chcę tam dotrzeć razem z tobą. – Matt
wciągnął mnie na swoje biodra i zaczął namiętnie całować. Bez trudu odnalazł
drogę do sypialni, rzucił mnie na łóżko i rozebrał się w ekspresowym tempie.
- Wciąż jesteś na zastrzyku? – zapytał,
a ja w duchu sama sobie gratulowałam, że pomimo naszego zerwania, nie
zrezygnowałam z antykoncepcji.
- Tak.
- To dobrze… Bo zamierzam kończyć w
tobie tyle razy, że nie wiem czy znajdzie się miejsce…