poniedziałek, 28 listopada 2016

Odcinek 49

Najgorsze dopiero przed nimi... Zapraszam na kolejny odcinek :)

                                              Meghan Trainor ft. John Legend "Like I'm gonna lose you"



27 Lutego 2013, Środa

            Kompletnie nieprzytomna dowlokłam się do kuchni. Czułam się tak jakbym zupełnie nie miała w sobie energii ani siły. Ciągle kręciło mi się w głowie, więc zrezygnowałam z jeżdżenia do pracy. Rosie odwiedziła mnie razem z Pierrem, przynieśli wszystkie dokumenty, więc miałam czarno na białym, że pod moją nieobecność świetnie dają sobie radę. Ja tymczasem nie ruszałam się z domu. Zakupy robiłam w sieci i dostawcy mi je dowozili. Tom dzwonił do mnie codziennie i pytał o samopoczucie. Nikomu nie powiedziałam, że nie jestem w ciąży, ani że lekarz podejrzewa jakąś chorobę. Nie chciałam martwić mojego brata. Chciałam, żeby skupił się na koncertach i trasie.

            Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je powoli. Jakie było moje zdziwienie, gdy po drugiej stronie zobaczyłam Valary! Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam szerzej drzwi. Val od razu podeszła i objęła mnie mocno.

- Kate, tak strasznie mi przykro. Przepraszam, że nie mogłam przyjechać wcześniej.

- Nic się nie stało. Ale Tom nie jest zły, że zostawiłaś go w trasie?

- Chłopaki są już w Californii! Dzisiaj wieczorem mają ostatni koncert przed kolejną przerwą. Później ruszają dalej. Więc zabrałam nasze bagaże, zawiozłam je do mnie i jestem. Jutro lecę do Szwajcarii, żeby zobaczyć Michelle, ale najpierw musiałam się spotkać z tobą. Strasznie mi głupio, że tak cię wtedy zostawiłam.

- Przecież nie mam do ciebie pretensji, Val. To co się stało, to tylko moja i Matta sprawa. Nie musisz czuć się winna. Chodź do salonu, nie będziemy tak stać w korytarzu. – Val zdjęła kurtkę, buty i usiadła na sofie. Ja poszłam do kuchni i zrobiłam herbatę.

- Ja po prostu nie umiem wyjaśnić zachowania Matta. To znaczy może i jest wyjaśnienie, ale nie w przypadku, gdy wiem jak mu na tobie zależy.

- Co masz na myśli mówiąc, że jest wyjaśnienie? Val, on myśli że go zdradziłam i co gorsza chciałam mu wmówić, że dziecko nie jest jego! Jak to wytłumaczyć?

- Boże… Nie sądziłam, że będę musiała opowiadać ci tą historię…

- Wyduś to z siebie! – warknęłam, po czym usiadłam wygodniej na sofie, bo znowu zakręciło mi się w głowie. Przeklęte zawroty!

- Kilka lat temu, niedługo po śmierci Amy… Matt miał przelotny romans z jedną fanką. Z jego strony nie było to nic poważnego, ale ona ewidentnie liczyła na więcej. Kiedy Matt zorientował się, że panna się zaangażowała, zerwał z nią. Ona strasznie się wtedy wkurzyła, krzyczała, odgrażała się… Masakra. Za jakiś czas, przysłała mu zdjęcie usg. Była w ciąży. Matt do samego końca zapierał się, że to nie jego, że zakładał gumki… Niestety musiał czekać do porodu. Laska nie chciała zgodzić się na badania, dopiero gdy Larry zagroził jej procesem, zgodziła się. No i jak się pewnie domyślasz, to nie było dziecko Matta. Panna zaraz po tym zniknęła i nigdy więcej jej nie widzieliśmy.

- A co ja mam z tym wspólnego? Matt zachował się wobec mnie jak ostatnia szmata! Gdybym go nie spoliczkowała, nazwałby mnie dziwką! Tu nie ma wytłumaczenia!! – zerwałam się z sofy, ale ponownie na niej siadłam gdy tylko salon zawirował przed moimi oczami.

- Kate, co ci? Źle się czujesz? – Val pomogła mi się wygodnie ułożyć, podłożyła poduszki pod moje stopy i przyniosła szklankę wody. – Boże, niepotrzebnie cię zdenerwowałam. Przepraszam, nie chciałam.

- Nic mi nie jest.

- Jak to nic? Przecież jesteś w ciąży!

- Nie jestem w żadnej ciąży. Test był nieważny. Lekarz potwierdził, że wynik był błędny.

- O Boże… Przykro mi, Kate.

- A mi nie! Dzięki temu dowiedziałam się, jaki Matt jest naprawdę. Dobrze, że stało się jak się stało.

- To skąd te zawroty?

- Nie wiem. Wieczorem mam wizytę u lekarza. Mój ginekolog zlecił mi badania, ale nie widziałam ich jeszcze tylko przekazał je do swojego kolegi, który jest internistą. Nie wiem o co chodzi. – zamknęłam oczy i starałam się nie denerwować. Ale niestety od kilku dni cała aż chodziłam z nerwów. Nie wiedziałam co mi jest, ciągle kręciło mi się w głowie, poranki zaczynały się krwotokami z nosa, a ostatnio dokuczała mi biegunka i wymioty. Nie miałam sił na nic.

- Pojadę z tobą, dobrze? Jeśli to coś poważnego, to nie powinnaś być sama. Zadzwonię też do Toma.

- I do Zacka, i do Briana… Larry’ego też ściągnij! Ochujałaś? A na co mi te tłumy? To nie jest ich sprawa. Tom ma koncert, a nawet gdyby nie miał, to i tak bym do niego nie dzwoniła. To są tylko i wyłącznie moje problemy! – warknęłam.

- Dobrze, jak chcesz. Ale nie zostaniesz dziś sama. Zrobię ci porządny obiad, bo sorry Kate, ale wyglądasz jak śmierć. A potem pojedziemy do lekarza. – nie dało rady abym ją powstrzymała. Już po godzinie w moim mieszkaniu unosił się zapach pysznej zupy warzywnej, oraz polędwiczek wołowych, pieczonych ziemniaków i sałatki. Uśmiechnęłam się blado, od razu przywołując wspomnienia z dzieciństwa. Moja mama zawsze gotowała takie wypasione obiady. Raz jeden zapytałam ją czy nie wystarczyłaby sama zupa, dlaczego gotuje zawsze dwa dania. Odpowiedziała mi, że tu już nie chodzi o to ile nas jest w domu do tego obiadu, ale o to że drugie danie bez zupy jest niekompletne, a zupa bez drugiego dania smakuje nijako. Od tamtej pory nie zadałam drugi raz tego samego pytania. W każdą sobotę mama piekła ciasto, a potem po obiedzie siadywaliśmy z rodzicami w salonie i graliśmy w scrabble, albo oglądaliśmy jakiś film. Kiedy zaczęły się kłopoty z Tomem, ta tradycja zaczęła zanikać… Jedyne co nam zostało, to niedzielne wypady na plażę. Mieliśmy swoją ulubioną knajpkę gdzie zamawialiśmy mleczne koktajle, a potem chodziliśmy wzdłuż plaży… 

- Kate? Słyszysz co mówię? Jedz tą zupę, bo wystygnie, a ciepła jest najlepsza.

- Dobrze, już dobrze. Tylko nie krzycz na mnie. – zaczęłam jeść zupę. Była pyszna. Kiedy skończyłam, Val postawiła przede mną talerz z drugim daniem. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. – A ty? Myślisz, że mnie nakarmisz, a sama będziesz udawała najedzoną? Siadaj i jedz. Nie lubię jeść obiadów w samotności.

            Val usiadła po drugiej stronie stołu, nałożyła sobie porcję i zjadła razem ze mną. Kiedy skończyłyśmy, okazało się że musimy się zbierać do kliniki. Przebrałam się i wyszłyśmy z mojego mieszkania. Wsiadłam do auta, ale Val szybko dała mi do zrozumienia, że to ona będzie prowadzić. W sumie miała rację, bo nie czułam się najlepiej.

- Kate, ja nie zamierzam usprawiedliwiać Matta. To co zrobił i co powiedział… Chcę tylko, żebyś wiedziała że on się po prostu wystraszył. Do tego był pijany…

- Wystraszył? Val, czy ty siebie słyszysz? Zna mnie już dość długo! Jak w ogóle mógł pomyśleć, że mogłam go zdradzić?! A tym bardziej wkręcić go w dziecko innego mężczyzny!! To jest niewytłumaczalne! I nie waż się go bronić, bo zakończę naszą przyjaźń! – podniosłam głos. Miałam dość tego pieprzenia o Shadsie, który zachował się jak menda. Nie zamierzałam mu wybaczać. Pijany czy nie, powiedział to co mu leżało na sercu. I takie były fakty. Val na szczęście mnie posłuchała i przez całą drogę nie wspomniała ani słowem o drażliwym temacie. Siedziała za kierownicą jak zbity pies i w ogóle się nie odzywała. W końcu dojechałyśmy do kliniki. Wjechałyśmy windą na piętro i recepcjonistka zaprosiła mnie do gabinetu. Val weszła razem ze mną. W środku czekało na mnie dwóch lekarzy, co od razu wzbudziło moje podejrzenia co do powagi sytuacji. Mimo to usiadłam na krześle, a Val zajęła miejsce obok. Wytłumaczyłam lekarzom, że Val jest moją przyjaciółką, więc nie mieli przeciwwskazań żeby została w pomieszczeniu.

- Panno Morisson, otrzymałem pani wyniki badań. Poprosiłem o konsultację doktora Jacobsa, który jest onkologiem. – kiedy tylko usłyszałam słowo „onkolog”, zrobiło mi się słabo. To oznaczało tylko jedno… Nowotwór! Tylko czego? I jak jest zaawansowany? Ile czasu mi zostało? Mam szansę na przeżycie? Spojrzałam spanikowanym wzrokiem na drugiego lekarza, a Val od razu chwyciła moją dłoń i uścisnęła ją mocno. W duchu byłam jej ogromnie wdzięczna, bo tego właśnie potrzebowałam.

- Obawiam się, że nie mam dla pani dobrych wieści. Podejrzewamy u pani białaczkę. Oczywiście potrzebne będą kolejne badania, ale proszę być dobrej myśli. Zrobimy wszystko, żeby panią wyleczyć.

- Jakie mam szanse? – odezwałam się cichym głosem.

- To będę mógł stwierdzić po następnych badaniach i testach. Nie ukrywam, że dobrze by było, gdyby zgłosiła się pani do mnie na oddział. Wtedy będziemy ze wszystkim na bieżąco.

- Kiedy mam się zgłosić? – zadawałam pytania jak robot. Wyłączyłam emocje i skupiłam się na tym, co mówił lekarz.

- Jutro.

- Tak szybko? – zdziwiłam się. Nie dał mi nawet czasu na pozałatwianie spraw.

- Panno Morisson, musimy jak najszybciej zacząć leczenie. Czas w tym wypadku odgrywa znaczącą rolę. Sama pani rozumie.

- Oczywiście, panie doktorze. Rozumiem… Dobrze. Będę jutro w szpitalu o dziewiątej rano. Mam coś wziąć ze sobą?

- Tak, tu ma pani listę rzeczy, które mogą być potrzebne. I proszę być dobrej myśli. Często nastawienie pacjenta ogrywa kluczową rolę w powodzeniu leczenia.

- Ciężko będzie, ale spróbuję. – kiwnęłam głową, pożegnałam się z lekarzami i razem z Val opuściłyśmy gabinet. – Val, muszę podjechać do Rosie, mojej asystentki. Powinnam jej dać wytyczne i porozmawiać o najbliższych dniach.

- Pojadę z tobą, a potem zawiozę do domu. Tom po koncercie będzie spał u ciebie. I nie waż się sprzeciwiać! – spuściłam głowę i powlokłam się do auta. W mojej głowie kłębiły się miliony myśli. Byłam przerażona wizją śmierci. Niby wiadomo, że każdy kiedyś umrze, ale gdy kostucha puka do twoich drzwi, nie wiesz co robić, gdzie się ukryć. Najchętniej wtuliłabym się w ramiona Matta… Niestety jego nie było obok mnie.

- Val… - musiałam ją poprosić o tą jedną rzecz.

- Tak? – odpowiedziała, wyjeżdżając z parkingu, jednocześnie wstukując w nawigację adres Rosie.

- Chciałabym cię poprosić, abyś nie mówiła nikomu, że jestem chora. Jedynie mojemu bratu. Ale poza tym nikomu. Żadnemu z chłopaków.

- Kate… Wiesz, że to nie jest dobry pomysł!

- Może i nie jest dobry, ale nie chcę żeby wiedzieli.

- Jak chcesz. Choć wcale mi się to nie podoba. – wzruszyłam ramionami i zapatrzyłam się w widok za oknem, w myślach notując sprawy do załatwienia. Nie miałam zbyt wiele czasu, bo rano miałam iść do szpitala…

28 Lutego 2013, Czwartek

            Porządkowałam dokumenty w biurku, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Val poszła otworzyć. Uparła się, że mnie nie zostawi. Pojechała ze mną do Rosie, potem do domu i pakowała moją małą walizkę na pobyt w szpitalu. Nawet nie musiałam jej mówić co mi potrzeba. Ona doskonale to wiedziała. Usłyszałam kroki, dźwięk rzucanej torby i po chwili moje ciało znalazło się w opiekuńczych ramionach mojego brata. Od razu się rozkleiłam. Tom nic nie mówił. Po prostu mnie do siebie tulił i dłonią głaskał po głowie. Znowu poczułam się jak mała Kate, która czegoś się wystraszyła i biegła do brata… Znowu miałam kilka lat i byłam bezradnym dzieckiem. Wreszcie mogłam sobie pozwolić na łzy. Tom usiadł na sofie i posadził mnie sobie na kolanach nie przerywając uścisku. Tulił mnie i wciąż powtarzał, jak bardzo mnie kocha, że cieszy się że znowu jesteśmy razem, że nie pozwoli mi umrzeć. W jego ramionach odnalazłam odrobinę ukojenia…

Valary

            Udało mi się wymknąć z domu Kate. Wykorzystałam moment, że Tom wrócił i oboje z siostrą potrzebowali prywatności. Wsiadłam do auta i z piskiem opon ruszyłam do domu Matta, po drodze dzwoniąc po chłopaków. Wiedziałam, że prośba Kate była dla niej ważna, ale ja nie mogłam pozwolić, żeby walczyła o życie w samotności. Kate była dla nas jak rodzina. Jak brakujące ogniwo w rockowym łańcuchu. I nawet jeśli rozstali się z Mattem, on też powinien wiedzieć, co dzieje się z jego byłą dziewczyną

- Val, kurwa padam na pysk, a ty mi zwołujesz jakieś zebranie. Dziewczyno, daj żyć! – Brian jęknął, leżąc na kanapie w salonie.

- Zamknij się. – rzuciłam. Obleciałam wzrokiem, sprawdzając czy nie brakuje żadnego z chłopaków i dodałam. – Sprawa jest poważna i to bardzo.

- O co chodzi? – cichy głos Matta dobiegł mnie gdzieś z końca salonu. Spojrzałam na niego jak stał przy kominku i przeglądał coś w telefonie, zupełnie obojętny na moje słowa. Bez wahania podeszłam do niego, wyrwałam mu telefon z ręki i cisnęłam nim o ziemię z taką siłą, że rozprysł się na kawałeczki.

- Kate jest chora! Ma białaczkę, debilu! Czy możesz przestać udawać obojętnego na wszystko dupka i przez chwilę pomyśleć o innych? – w salonie zapadła cisza. Chłopaki dosłownie zbledli. Patrzyli tylko jeden na drugiego, nic nie mówiąc. – Kate nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Kilka godzin temu poprosiła mnie o dyskrecję. Ale sami rozumiecie, że nie może być sama. Potrzebuje naszego wsparcia i my go jej damy. Tak jak wtedy kiedy Matt powiedział jej o Amy. – spojrzałam na tego idiotę, który na szczęście nic nie mówił. – Tak jak Brian i ja, gdy Michelle się rozchorowała. I zapewne każdemu pomoże gdy zajdzie taka potrzeba. Dlatego proszę was, abyście zachowali się jak dojrzali faceci i pokazali, że Kate jest dla nas mega ważna.

- Co mówią lekarze? – Matt podszedł do mnie bliżej i spojrzał na mnie. Przez chwilę widziałam w jego oczach łzy. A może tylko mi się zdawało?

- Dzisiaj o dziewiątej ma się stawić w szpitalu. Pewnie wtedy zadecydują o leczeniu. Na razie nic więcej nie wiem. Miałam lecieć wieczorem do Szwajcarii, ale nie mogę. Dzwoniłam już do rodziców. Mama powiedziała, że lekarze są dobrej myśli, więc polecę tam, gdy sytuacja Kate się unormuje. Jadę teraz do siebie, a rano zawiozę Kate do szpitala. Kiedy tylko dowiem się czy wolno ją odwiedzać, dam wam znać. Liczę kurwa na was! – dodałam i wyszłam na zewnątrz. Wiedziałam, że dałam im do myślenia. Zwłaszcza Matt miał co przemyśleć. Wiedziałam też, że do następnego koncertu, Kate będzie widywała chłopaków tak często jak to tylko możliwe…

Kate

- Panno Morisson, to pani pokój. Będzie tu pani wygodnie. Obok jest pokój pielęgniarek, jedna z nich zaraz do pani przyjdzie i zabierze panią na badania. – lekarz spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło.

- Panie doktorze, proszę żeby mówił mi pan po imieniu. Dziwnie się czuję z tym „pani”…

- Oczywiście.

- Mogę zostać w ubraniu, czy konieczna jest piżama? – zapytałam, bo w końcu nigdy nie leżałam w szpitalu dłużej niż jeden dzień.

- Możesz zostać w ubraniu. Po południu zajrzę do ciebie z wynikami. Mam nadzieję, że wtedy będę mógł podjąć decyzję co do tego, jakie leczenie zastosować.

- Dziękuję. – uśmiechnęłam się blado, po czym rzuciłam walizkę w kąt i spojrzałam na Toma i Valary. Lekarz zostawił nas samych, a ja położyłam na stoliku obok łóżka telefon i mój terminarz. Usiadłam na łóżku, gdy nagle Tom do mnie podszedł i chusteczką wyciągniętą z pudełka wytarł mi nos.

- Krew ci leci, siostra. – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.

- Pieprzone krwotoki… - mruknęłam i pochyliłam głowę. Val usiadła obok mnie i przytuliła mnie do siebie.

- Kate, wszystko będzie dobrze.

- Łatwo ci mówić…

- Ja wierzę że wyjdziesz z tego. I będę wierzyć, dopóki ty sama w to nie uwierzysz. Kiedyś to będzie tylko wspomnienie. A teraz musisz walczyć!

- Chciałabym Val… Tylko czasami czuję się taka słaba… Nie mam na nic siły… Nawet zwlec się z łóżka… - jęknęłam. Nie chciałam się nad sobą użalać, ale taka była prawda. Białaczka wydawało mi się, że zaatakowała mnie z ogromną siłą, odbierając mi energię na wszystko… Nie chciałam tylko, żeby odebrała mi chęci do życia…