Zapraszam na kolejny odcinek!
Poczułam jak ziemia usuwa mi się
spod nóg. Kiedyś skakałabym do nieba na takie oświadczyny. A dziś? Dziś
mieliśmy mnóstwo niewyjaśnionych rzeczy. Wiele niewypowiedzianych słów…
Spojrzałam na Matta i widząc radość, ale też i niepewność w jego oczach,
poczułam się strasznie źle. Chwyciłam go za dłoń i gładząc po nadgarstku,
powiedziałam:
- Kiedyś
rzuciłabym ci się na szyję i z radością pobiegła do środka, żeby zostać twoją
żoną, Matt.
- A teraz?
Nie chcesz, prawda?
- Bardzo
chcę!
- No to co
stoi na przeszkodzie, żebyśmy tam weszli i się pobrali? Po skończeniu trasy
moglibyśmy zorganizować prawdziwe wesele, zaprosić wszystkich… - uścisnęłam
jego dłoń i ruszyłam w kierunku stojącej nieopodal ławki. Matt usiadł na niej i
posadził mnie na sobie okrakiem.
- Dobrze
wiesz, że mamy dużo do wyjaśnienia. A decyzja o ślubie byłaby na całe życie.
Jeśli mamy się pobrać, to nie chcę żeby były między nami jakieś niedomówienia.
Wiem, że nie zdradziłeś mnie z Michelle. Mimo to zabolało mnie twoje bierne
zachowanie.
- Kate, ale
przecież sama zabroniłaś mi się wtrącać. Nie chciałaś, żebym ją opieprzył.
- Wiem i
teraz tego żałuję. Bo może gdybym ci pozwoliła, nie rozstalibyśmy się… - nie
lubiłam wspominać tego okresu. Towarzyszył mi ból, niepewność, zazdrość. Moja
ambicja okazała się ważniejsza niż uczucia do Matta. Przecież mogłam zostawić
kancelarię. W rękach Rosie i Pierre’a byłaby bezpieczna… - Gdybym mogła cofnąć
czas… To wszystko między nami, wyglądałoby zupełnie inaczej, Matt.
- Kate,
zrobię wszystko żeby to naprawić. Tylko potrzebuję twojej wiary i zaufania. Bez
tego nie dam rady.
- Naprawdę
chcesz zacząć od nowa? Po tym wszystkim? Wiedząc jaka jestem nieufna i
zazdrosna?
- To, że
jesteś zazdrosna akurat trochę mi schlebia. Przynajmniej wiem, że choć trochę
ci na mnie zależy. A że nieufna… Nad tym zawsze możemy popracować. Nie rozumiem
tylko, dlaczego nigdy nie pozwoliłaś mi wszystkiego wyjaśnić. Zawsze mi
uciekałaś. Dlaczego?
- Chyba
bałam się, że nawet jeśli znajdziesz na to wszystko wytłumaczenie, to zaraz
pojawi się kolejne gówno, a ja już nie miałam siły. Wolałam się rozstać niż
przeżywać to na nowo.
- Kate,
przecież wiesz że nigdy bym cię nie zdradził. W odróżnieniu od ciebie, gdzieś w
głębi serca wierzę, że między nami wszystko będzie ok.
- Chciałabym
mieć w sobie tyle optymizmu, co ty.
- Kate…
- Tak? –
zmartwiłam się, bo nagle twarz Matta pobladła. Zastanawiałam się o co chciał
mnie zapytać, bo powiedzieć.
- Wybacz mi,
ale muszę to wiedzieć.
- Ale co?
- Czy ty i
Chase? Czy wy…?
- Nie, nie
spałam z nim. Raz jedyny mnie pocałował. To wszystko. Jesteśmy tylko znajomymi.
Może i Chase coś tam do mnie czuł, ale zrozumiał że możemy byś tylko
przyjaciółmi.
- Rozumiem.
Przepraszam, musiałem zapytać.
- Nie dziwię
ci się. Każdy chciałby wiedzieć, na czym stoi. A ty i Ashley? – zapytałam
drżącym głosem, bojąc się usłyszeć
odpowiedź.
- Ashley
była… Sam nie wiem jak to określić. Sądziłem, że jak zacznę się z nią spotykać,
to zapomnę o tobie. Nie widziałem już szansy dla nas, Kate… Jednak za każdym
razem was porównywałem… I Ashley na twoim tle wypadała bardzo blado, skarbie. Nie
potrafię bez ciebie żyć, Kate! Nie widzisz tego? – uśmiechnęłam się do niego i
pogładziłam po policzku.
- Widzę. Bo
ja też nie potrafię… Spałeś z nią? – zapytałam nagle.
- Tak.
- Rozumiem,
nie byliśmy wtedy razem.
- A teraz?
Jesteśmy razem? Wrócisz do mnie?
- Myślałam,
że zrobiłam to już pierwszej nocy, kiedy wparowałeś do mojego pokoju. –
uśmiechnęłam się, a Matt mocno mnie przytulił. Gładził moje plecy oraz
pośladki, całował po szyi i co chwila podgryzał ucho, wywołując dreszcze na
całym moim ciele.
- Moja… Już
zawsze będziesz moja, Kate. Nigdy cię nie opuszczę, skarbie.
- To może…
- Może co? –
Matt zapytał mnie z błyskiem w oku, wsuwając dłoń pod moją sukienkę i palcami
odnajdując linię majtek, by je odchylić. Rozejrzałam się spanikowana dookoła,
ale na szczęście nikogo wokół nie było.
- To może
znalazłoby się dla mnie miejsce w twojej sypialni w autokarze? – Matt spojrzał
na mnie zszokowany, po czym poderwał się ze mną z ławki i zakręcił nami kilka
razy.
- Chcesz ze
mną jechać w trasę?! Naprawdę?!
- W sumie,
czemu nie? Kancelaria nie padnie, gdy nie będzie mnie kilka miesięcy.
- Boże…
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, skarbie! Uwielbiam cię! Będzie
wspaniale, zobaczysz! Zwiedzimy całe Stany, a potem Azję, Australię i na chwilę
lecimy do Europy! Już się nie mogę doczekać!
- Będę
musiała tylko po powrocie z Vegas spakować walizkę i pojechać do kancelarii,
żeby uzgodnić wszystko z Rosie i Pierrem. – Matt z powrotem usiadł na ławce.
- To ja
pojadę do Briana i Toma. Należy im się porządny opieprz.
-
Rozmawiacie z Brianem?
- Tyle o
ile. Staram się nie zatracić tej przyjaźni, a Brian jest dla mnie bardzo ważny.
Niestety to wszystko to moja wina i muszę wziąć za to pełną odpowiedzialność. –
od razu dało się zauważyć, że boli go ta cała sytuacja. Wpadłam na pewien
diabelski pomysł, a trasa koncertowa była do tego idealną okazją.
- Na pewno
się dogadacie. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi, Matt. A takie coś jest
zazwyczaj na zawsze. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w kącik ust.
- Kate,
skoro moja wygrana w kasynie przepadła… Zrezygnowaliśmy ze ślubu i w sumie masz
rację, bo to nie był zbyt dojrzały pomysł, biorąc pod uwagę wydarzenia
ostatnich tygodni. Czy mogę mieć wobec tego inne życzenie?
- Myślę, że
tak. – na samą myśl zadrżałam, bo już sama nie wiedziałam czego się spodziewać.
- Chciałbym,
żebyś mi powiedziała, ale tak szczerze… Co naprawdę do mnie czujesz? Jeśli
tylko pożądanie i namiętność… To zawsze mam szansę, żeby zrobić wszystko aby
było z tego coś więcej. – położyłam mu palec na ustach, uciszając go.
- Nie kończ.
To z pewnością jest coś więcej. Ale wolałabym ci to powiedzieć prosto w oczy,
kiedy w pełni ci zaufam i będę tego w stu procentach pewna. – Matt uśmiechnął
się do mnie, dłonie wplótł w moje włosy i przyciągnął bliżej, żeby zawładnąć
moimi ustami. Od razu rozpalił we mnie pożądanie. Jego język pieścił mój
niezwykle zmysłowo. Jakby w ten sposób Matt próbował mi wyznać swoje uczucia.
- Wracamy do
hotelu?
- Mhm… -
wyjęczałam, przesuwając wargi na szyję Matta i skubiąc ją lekko.
- Kochanie,
jak będziesz tak robić, to zerżnę cię w limuzynie!
- Nie mam
nic przeciwko. – kontynuowałam pieszczoty, a dłonią masowałam twardą wypukłość
w jego spodniach. Marzyłam aby je wreszcie zdjął i wziął mnie ostro i szybko.
- Na
dzisiejszą noc mam zupełnie inne plany, skarbie. – Matt pocałował mnie po raz
ostatni, a potem postawił mnie na ziemi i razem ruszyliśmy w stronę limuzyny,
która czekała na nas przy kapliczce. Spojrzałam w tamtym kierunku i się
uśmiechnęłam, po czym zwróciłam się do Matta.
- Kiedy
nadejdzie odpowiednia pora, zrobimy to jak należy. Biała suknia, elegancki
garnitur, pastor, nasi przyjaciele, piętrowy tort…
- I długa
noc poślubna… I namiętny miesiąc miodowy… - Matt aż zatarł ręce z zachwytu. –
Będziemy mieli najpiękniejsze obrączki, a ty będziesz najseksowniejszą panną
młodą na świecie! A potem zmajstruję ci tuzin małych Sandersiątek!
- Oszalałeś?
I ja mam je wszystkie urodzić? Żebym potem chodziła jak słonica?
- Skarbie,
ty zawsze będziesz zgrabna, piękna i seksowna! I moja! – Matt otworzył drzwi od
limuzyny i bezczelnie wepchnął mnie do środka, dając klapsa w pośladek. Zanim
ruszyliśmy, Matt oddzielił nas od kierowcy czarną szybą, spojrzał na mnie z
błyskiem w oku, zdjął koszulkę i położył mnie na siedzeniu…
Pół godziny później, wysiadłam z
auta wyglądając jakbym przeszła walkę z tornadem. Włosy miałam potargane, usta
opuchnięte, policzki zaróżowione, a ramiączko sukienki było zerwane. Weszłam
szybko do apartamentu, a Matt za mną, śmiejąc się cicho.
- No bardzo,
kurwa śmieszne! Podnieca cię takie znęcanie się nade mną?
- Dzięki
temu twoje orgazmy będą wieczorem jeszcze intensywniejsze, a zaplanowałem ich
naprawdę wiele, kochanie.
- Ale żeby
tak się nade mną znęcać? Doszłabym w tej limuzynie ze cztery razy, gdybyś się
nie wycofywał za każdym razem.
- Skarbie,
zaufaj mi. To nie było na złość tobie. Wszystko ci wynagrodzę. – Matt wziął z
tacy zielone jabłko i ugryzł je uśmiechając się do mnie złośliwie.
- Mam
nadzieję! Bo inaczej odwołam wyjazd z tobą w trasę! - zagroziłam. Matt zrobił minę zbitego
szczeniaczka, po czym podszedł do mnie i przytulił delikatnie.
- Skarbie,
nie rób mi tego. Spędzimy naprawdę cudownie ten czas.
- Mam
nadzieję. – odsunęłam się od niego, zdjęłam sukienkę i zanim Matt zdążył
zareagować, zamknęłam się w łazience. Dobijał się do mnie dłuższą chwilę, ale
nie otworzyłam. Cholera, myślałam że mnie w tej limuzynie zamęczy na śmierć.
Najpierw zaczął mnie pieścić palcami, a gdy byłam już blisko orgazmu, zabrał
rękę. Potem pieścił mnie oralnie i też przerwał w kulminacyjnym momencie. A gdy
w końcu dobrał się do mnie od tyłu, sądziłam że w końcu pozwoli mi dojść. Ale
gdzie tam! Wyszedł nagle ze mnie, pozostawiając po sobie bolesną pustkę,
schował penisa w bokserki, zapiął spodnie i rozsiadł się wygodnie. Za to ja
osiągnęłam temperaturę wrzenia! Przez chwilę myślałam czy by samej sobie nie
zrobić dobrze, ale wtedy usłyszałam pukanie i głos Matta:
- Nawet o
tym nie myśl!
- Ale o
czym? – udawałam głupią, choć w środku kończyłam się ze śmiechu. Pieprzony
jasnowidz, nawet czytał w moich myślach.
- Kochanie,
zorientuję się jeśli sama sobie zrobisz dobrze. I poniesiesz surowe
konsekwencje. Wracaj tu szybko do mnie, zanim ostygnę!
- Daj mi
pięć minut, żebym to ja ostygła po tym co mi zrobiłeś w limuzynie! A raczej,
czego nie zrobiłeś! – krzyknęłam i zaczęłam wycierać całe ciało. Wmasowałam
balsam, poprawiłam włosy i w hotelowym szlafroku weszłam do sypialni. A tam…
Jeżeli ktoś mi powie, że facet grający heavy metal nie potrafi być romantyczny,
to powinien poznać Matta. To co zobaczyłam w sypialni, przeszło moje
najśmielsze oczekiwania. Cała sypialnia tonęła w świecach. Były porozstawiane
wszędzie. Za to na łóżku rozsypane były nie czerwone, ale białe, różowe i żółte
płatki róż… Spojrzałam na to wszystko i aż zaniemówiłam. Jedynie Matta nigdzie
nie było. Chciałam iść do salonu, żeby go odnaleźć, ale wtedy poczułam jego
dłonie na sobie. Matt pozbawił mnie szlafroka i zorientowałam się, że sam też
jest nagi. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, podczas gdy on odsunął moje
włosy na bok i zaczął całować szyję.
- Moja
słodka Kate… Cudownie pachniesz… - szeptał między pocałunkami. Kiedy jego usta
zaczęły się kierować w stronę piersi, stanął przede mną i uniósł moje ręce do
góry. Trzymał je tak, odchylając całe ciało do tyłu, a ustami schodził niżej i
niżej. Kiedy dotarł do piersi, ja już byłam na skraju wytrzymania.
- Pozwolisz
mi dojść?
- Ile tylko
razy zechcesz, kochanie. – Matt przerwał na chwilę, po czym położył mnie na
łóżku, a sam kontynuował całowanie moich brodawek. Ssał i przygryzał sutki, by
po chwili je polizać, jakby w ten sposób chciał załagodzić skutki ugryzień.
Wystarczyło jeszcze jedno ugryzienie, a ja doszłam, wijąc się pod Mattem. On
jednak nie przestawał, ale tym razem jego usta dotarły znacznie niżej. Włożył
we mnie palca, potem jeszcze jednego, a w usta zassał łechtaczkę i zaczął ją
namiętnie ssać. Poruszałam biodrami w rytm jego palców, a one raz zwalniały, a
raz przyśpieszały.
- To… już…
blisko… Coraz bliżej… O Boże… Tak!! Tak!! – krzyknęłam i uniosłam biodra do
góry. Matt wykorzystał ten moment i palca drugiej dłoni włożył mi w pupę. Nie
wiem czy go wcześniej czymś nawilżył, ale wszedł bez problemu. Przekręcił mnie
na brzuch, powoli wsuwał i wysuwał ze mnie palec, a ja jęczałam w poduszkę.
Zaczęłam dochodzić w najmniej oczekiwanym momencie. Czułam jak moja cipka
pulsuje w orgazmie, widziałam mroczki przed oczami, a w uszach słyszałam
jedynie świsty…
Chwilę później, Matt ułożył mnie na
boku, a sam wszedł we mnie od tyłu, jedną dłonią obejmując mnie i pieszcząc
piersi, a drugą sięgnął do łechtaczki i zaczął ją pocierać.
- Skarbie,
ty ociekasz… Boże… Zawsze jesteś taka wilgotna… Uwielbiam być w tobie.
- Ja też
lubię gdy tam jesteś… I nie mam nic przeciwko, gdybyś troszkę mocniej we mnie
wchodził. Chcę cię poczuć naprawdę głęboko. – jęknęłam i Matt spełnił moją
prośbę. Jego dłoń rytmicznie pieściła łechtaczkę, druga ugniatała piersi…
Strach pomyśleć co by było, gdyby miał jeszcze trzecią rękę. Każde pchnięcie
było sprecyzowane i dokładnie wymierzone, żeby sprawić mi maksymalną rozkosz.
Matt wchodził we mnie rytmicznie i coraz szybciej. Nachylił się do mnie i
zaczął całować szepcząc pomiędzy pocałunkami, jak to mnie uwielbia i ile dla
niego znaczę. Chyba zaczęłam szczytować od tych słów. Tak bardzo chciałam je
usłyszeć. I choć nie wyznał mi swoich uczuć, cieszyłam się z tego że się
pogodziliśmy i że nie jestem mu obojętna. Gdy ja opadłam z sił na materac, Matt
gwałtownie przyśpieszył, po czym pchnął jeszcze trzy razy i doszedł we mnie,
krzycząc głośno.
- Za każdym
razem myślę, że lepiej już być nie może… Ale mimo to, każdy następny raz z
tobą, jest coraz lepszy, Kate…
- To pewnie
dlatego, że nam na sobie zależy. Nie widzę innego wytłumaczenia, Matt. Ale masz
rację. Zawsze jest mi z tobą niewyobrażalnie dobrze. Zaczynam się uzależniać.
- Skarbie,
mogę być twoją seksualną kokainą. Obiecuję, że nie pozwolę ci wyjść z nałogu.
- To dobrze.
Bo raczej nie chcę być wyleczona. – uśmiechnęłam się. Matt wyszedł ze mnie
delikatnie i położył mnie na plecach, a sam ułożył się na mnie i dłońmi przeczesywał
moje włosy.
- Jak
pomyślę, że za kilka dni będę cię miał dla siebie przez dwadzieścia cztery
godziny… To aż chcę, żebyśmy ruszyli w trasę już jutro.
- Czuję, że
będzie cudownie…
- Obiecuję,
że nie będziesz żałować podjętej decyzji.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że
jesteś. Po prostu. – uśmiechnęłam się i pogładziłam jego policzek.
- I będę. Na
bardzo, ale to bardzo długi czas, skarbie.
- Idziemy
spać?
- Oszalałaś?
Mam jeszcze kilka trików w zanadrzu. – Matt uśmiechnął się, rozchylił udami
moje nogi, wsunął się we mnie i zaczął poruszać. Czas zacząć następną rundę…