31 Grudnia 2012,
Poniedziałek
- Kate,
jesteś gotowa? – głos Chase’a dobiegł mnie, kiedy siedziałam w łazience na
wannie. Brzuch mnie bolał, dłonie miałam mokre… Nie chciałam iść do Briana. Nie
chciałam spotkać tam Matta. A wiedziałam, że przyjdzie. Tom potwierdził jego
przybycie. Bałam się, że przyjdzie z jakąś laską i szlag mnie trafi na miejscu.
- Zaraz
wyjdę. – odpowiedziałam, po czym wzięłam głęboki wdech. Stanęłam przed lustrem
i spojrzałam we własne odbicie. Krótka, czarna sukienka leżała idealnie na
mnie, włosy rozpuściłam i podkręciłam końcówki. Mimo to mój strój nie poprawił
mi samopoczucia.
- Mała,
wszystko ok.? Wchodzę. – Chase uchylił drzwi i spojrzał na mnie. Podszedł
bliżej i położył dłonie na moich ramionach w pocieszającym geście. – Martwisz
się tym, że on tam będzie prawda?
- Tak… Nie
zniosę widoku jakiejś laski u jego boku, Chase… Nie dam rady… - rozpłakałam się
z żalu. Wczoraj mieliśmy z Chasem wieczór przy winie i w trakcie drugiej
butelki, opowiedziałam mu o wszystkim co związane z Mattem…
- Kate, więc
dlaczego do niego nie wróciłaś kiedy była na to szansa? Przecież ty się
zamęczysz, dziewczyno…
- Boję się,
że mu nie zaufam po raz drugi. Że ciągle będę mu patrzeć na ręce. Nie zniosę
takiej niepewności. – wytarłam nos chusteczką i zaczęłam poprawiać makijaż. –
Nic to. Muszę stawić czoło rzeczywistości. Może jeśli zobaczę go z inną, to
łatwiej mi będzie go wyrzucić z serca?
- Mhm… Z
pewnością, Kate… - Chase się roześmiał, po czym sięgnął na półkę po moje
ulubione perfumy i spryskał moją szyję oraz nadgarstki. – No, to teraz jesteś
gotowa. Nie powiem ci że jak Matt cię zobaczy to padnie na kolana. On padł
pierwszego dnia, gdy zobaczył cię na tamtej plaży, mała.
- Taa… -
zgasiłam światło w łazience, chwyciłam torebkę, futrzane bolerko i wyszliśmy z
domu. Taksówka już na nas czekała. Tom wziął ze sobą swoją torbę, bo o czwartej
nad ranem musiał być na lotnisku. Obiecał jednak, że wkrótce znowu mnie
odwiedzi i wtedy zostanie na dłużej.
Do domu Briana dotarliśmy
punktualnie o dwudziestej pierwszej. Od razu dobiegła nas głośna muzyka.
Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili Brian otworzył nam drzwi.
- No już
myślałem, że nie przyjdziecie! Wchodźcie, zapraszam. – wręczyłam Brianowi
największą butelkę whisky jaką byłam w stanie znaleźć w Huntington i
zaprowadziłam Chase’a do salonu. Z jednej strony impreza, gdy Michelle leżała w
szpitalu, nie była zbyt dobrym pomysłem. Rozmawiałam o tym z Brianem wczoraj.
Zapewnił mnie jednak, że planował ją zanim Michelle trafiła do szpitala. Nie
chciał jej odwoływać, bo by tylko siedział w domu i się zadręczał.
- Jak się
czuje Michelle?
- Chyba
dobrze. Byłem dziś u niej i mam wrażenie, że chyba mnie poznała. Uśmiechnęła
się lekko do mnie.
- To super!
Brian, mam nadzieję że ten psychiatra który ma ją skonsultować, pomoże jej.
- Ja też mam
taką nadzieję. Jeszcze raz, dziękuję ci Kate że pomagasz. Po tym co ci zrobiła…
Naprawdę jestem wdzięczny.
- Nie ma za
co.
- Słuchaj, w
salonie zrobiłem miejsce do tańczenia, w jadalni jest jedzenie i alkohol.
Czujcie się jak u siebie. Gdybyście postanowili nocować, to na górze druga
sypialnia po prawej jest wolna. – Brian uśmiechnął się do mnie znacząco. Głupek
myślał, że będziemy się z Chasem bzykać.
- Zapomnij.
Chase to tylko kolega.
- Ok., skoro
tak mówisz. – Gates mrugnął do mnie i poszedł powiesić w garderobie moje
bolerko. My tymczasem poszliśmy przywitać się z gośćmi. Z zespołu byli wszyscy,
ale także było dużo osób, których nie znałam. Zacky poczuł się odpowiedzialny i
przedstawiał nas każdemu, kogo nie znałam. Nagle w tłumie dostrzegłam Matta.
Nie był sam. Czyli tak, jak się spodziewałam. Obok niego stała wysoka brunetka,
której dłoń spoczywała w jego tylnej kieszeni. Poczułam jak moje ciśnienie
podniosło się do dwustu. To moja dłoń powinna tam się znajdować! Musiałam
jednak trzymać fason i udawać, że wszystko jest ok. Chase od razu poczuł, że
coś nie gra. Chwycił mnie za dłoń i uścisnął lekko. Uśmiechnęłam się do niego i
zaproponowałam żebyśmy się czegoś napili. Poszliśmy więc do jadalni, Chase
wyjął z szafki dwie szklanki i zrobił nam po drinku. Po kilku sekundach,
usłyszałam za sobą damski śmiech i piskliwy głos:
- Matt,
skarbie czego się napijesz?
- To jeszcze
nie wiesz? Pytasz mnie za każdym razem, gdy idziesz po kolejną porcję.
- A no tak…
Zapomniałam. Już robię. – udałam, że nie słyszę tego werbalnego jazgotu, ale w
środku cała się gotowałam. Miałam ochotę to czupiradło wytargać stąd za wszy.
Jedno mi tylko nie pasowało. Ton Matta. Zachowywał się jak burak. Jak pan i
władca, który przywiózł na imprezę jedną ze swoich dziwek haremu i rozkazuje
jej mu usługiwać. To nie pasowało do Matta, którego znałam i kochałam… Przykre…
- Kate, twój
drink. – głos Chase’a sprowadził mnie na ziemię. Wzięłam od niego szklankę,
odwróciłam się w stronę gości i wtedy Matt mnie zobaczył. Wbił we mnie swoje
szmaragdowe spojrzenie, a ja czułam się jak posąg z lodu wystawiony na pełne
słońce. Topniałam w jego oczach… Uśmiechnęłam się do niego blado, wtedy on
ruszył w moim kierunku. Coś go jednak zatrzymało. A właściwie nie coś, a ktoś.
Poczułam na ramieniu dłoń Chase’a, który mnie objął. Matt momentalnie zbladł.
Pewnie pomyślał, że ja i Chase… Pomyślał, że jesteśmy parą… Zamierzałam go
uświadomić że jest w błędzie, ale wtedy brunetka podeszła do niego, wręczyła mu
szklankę i pocałowała w usta. Zacisnęłam wargi i spojrzałam na Matta z pogardą.
Ten natychmiast odepchnął lekko swoją towarzyszkę i ruszył do ogrodu. Zapewne
odetchnąć…
Matt
Nie sądziłem, że tak
szybko sobie kogoś
znajdzie. Naprawdę
nie sądziłem… Kiedy ją zobaczyłem w tej
jadalni, ubraną
w tą
sukienkę…
Słowo
daję,
miałem
ochotę
rzucić
ją
na stół
i kochać
aż
do utraty tchu. Tęskniłem za Kate
każdego
jebanego dnia. Miałem
jej twarz przed oczami, codziennie… Czy to w domu, czy w busie, czy na scenie…
Jej oczy towarzyszyły
mi w każdej
sekundzie mojego pierdolonego życia.
Odkąd
wyszedłem
z jej mieszkania, nie mogłem
o niej zapomnieć.
Próbowałem
wszystkiego, dosłownie
wszystkiego. Wmawiałem
sobie, że
beze mnie będzie
szczęśliwsza,
że
ja będę
spokojniejszy gdy trafi na lepszego faceta… Kiedy jednak zobaczyłem ją w objęciach tego
gościa…
Odezwały
się
we mnie pierwotne instynkty. Miałem
ochotę
wziąć
ją
w ramiona i pokazać
wszystkim, że
jest tylko moja. Już
szedłem
do niej, chciałem
porozmawiać,
walczyć
o nią.
Ale wtedy cała
ta Missy mnie pocałowała. Kurwa!
Wkurwiłem
się
i to dokumentnie. Odepchnąłem
tą
głupią cipę i poszedłem na
taras. Musiałem
odetchnąć.
Inaczej bałem
się,
że
wszystkich dookoła
pozabijam! Kate była
moja. I zamierzałem
jej to wbijać
do głowy
dotąd,
aż
mi ulegnie!
Kate
Usiadłam
na sofie w salonie i wdałam się w rozmowę z Val. Przez resztę wieczoru,
unikałam Matta jak ognia. On też jakoś nie garnął się żeby ze mną przebywać
choćby w tym samym pomieszczeniu. Kiedy wchodziłam do jadalni po coś do
jedzenia, on wychodził. Gdy byłam na tarasie, Matt znikał… Zupełnie patowa
sytuacja. Jedynie jego koleżanka dobrze się bawiła. Cały czas kręciła się obok
niego, obejmowała w pasie, trzymała za rękę lub wkładała mu dłoń w tylną
kieszeń, doprowadzając mnie tym samym do szału. Wiedziałam, że ten pomysł z
przyjściem na imprezę był do bani. Nie sądziłam jednak, że to dopiero początek…
Tuż
przed dwunastą, zebraliśmy się w ogrodzie. Brian z chłopakami przygotowali
fajerwerki, stanęliśmy więc nieco z tyłu i zaczęliśmy odliczanie. Kątem oka
zerknęłam na Matta, a ten wlepiał swoje spojrzenie we mnie. Nie chciałam też
się na niego gapić, więc bezczelnie pokazałam mu język i odwróciłam wzrok. A
niech się gapi! Palant jeden! Gdy wybiła północ, zaczęliśmy sobie nawzajem
składać życzenia. Po kilku minutach Chase oddalił się ode mnie, a ja modliłam
się żeby Matt do mnie nie podszedł. Ale czy on kiedykolwiek kogoś słuchał?? Z
tym swoim bezczelnym uśmiechem podszedł do mnie i stuknął kieliszkiem o mój.
- Myślałaś, że nie złożę ci życzeń?
- Jeśli mam być szczera, to na to
właśnie liczyłam.
- Aż tak mnie nienawidzisz? To po co
tu dzisiaj przyszłaś? To było jasne, że będę tutaj.
- Przyszłam, bo Brian mnie zaprosił.
Kumplujemy się i nie chciałam mu sprawić przykrości. Już dość dostał po tyłku.
– uniosłam brew, patrząc na Matta z satysfakcją. Liczyłam, że zrozumie moją
aluzję.
- Daj spokój, Kate. Chciałem ci złożyć
życzenia. To wszystko.
- Masz rację. To nasz prywatne brudy i
nie będziemy ich prać przy wszystkich.
- Życzę ci, żebyś zawsze była
szczęśliwa, Kate.
- Dziękuję.
- I gratuluję nowego chłopaka. Szybko
się pocieszyłaś. – spojrzałam na Matta i poczułam jak krew we mnie wrze. Cała
się zagotowałam. Chwyciłam go za mankiet bluzy i zaciągnęłam w ustronne
miejsce. To co zamierzałam mu powiedzieć, nie potrzebowało świadków.
- A kim ty jesteś, żeby mnie pouczać?
Myślisz, że będziesz sobie ruchał każdą laskę i będzie ok.? A kiedy ja
przyszłam z kimś na imprezę, to zaraz jestem zła Kate? Nie masz prawa mówić mi
co mam robić. Wiesz, kto się szybciej pocieszył? Ty! Ledwo wyszedłeś z mojego mieszkania
i zaliczyłeś panienkę! – Matt zrobił wielkie oczy i próbował mi przerwać, ale
mu nie pozwoliłam. Na dobre się rozkręciłam. – Byłam pod twoim domem następnego
dnia. Chciałam porozmawiać z tobą! Chciałam do ciebie wrócić, Matt! Ale ty już
sobie znalazłeś pocieszenie!! Widziałam jak wychodziła z twojego domu!!
- Kate, ale ja wcale…
- Nie chcę tego słuchać! Chcę tylko ci
powiedzieć, że nie jesteśmy razem i każde z nas ma prawo spotykać się z kim
chcemy. Ale nie masz prawa mi rozkazywać. Nie jestem twoja! A ty nie jesteś
mój! – myślałam, że sobie pójdzie… Matt jednak po raz kolejny pokazał mi, jak
bardzo się mylę. Chwycił mnie w objęcia i zaczął całować. Jego wargi miażdżyły
moje, dłonie przesuwały się po moich plecach z góry na dół, a ja drżałam. Z emocji,
ze zdenerwowania, z miłości… Niespełnionej miłości, która łamała mi serce. Po
raz kolejny… Odepchnęłam Matta z całej siły, wzięłam zamach i najzwyczajniej w
świecie, uderzyłam go pięścią w twarz tak mocno, że aż się zatoczył do tyłu. -
Nie rób ze mnie idiotki! I nigdy więcej mnie nie dotykaj!! – wrzasnęłam.
- Oszalałaś?!
- Dawno temu, kiedy pierwszy raz ci
uległam. Ale teraz wiem, że to był błąd i nigdy więcej go nie popełnię!
- Jak możesz mi wytykać pocieszanie
się, skoro sama też to robisz!!
- Ja przynajmniej nie chwalę się tym
na prawo i lewo. Chase nie maca mnie po dupie na każdym kroku! Co chciałeś tym
osiągnąć? Że będę zazdrosna? Nie upadłam aż tak nisko, Matt!! – zacisnęłam
dłonie w pięści i wróciłam do domu. Chase odnalazł się w salonie, gdzie rozmawiał
z Brianem i Val. Mój brat kręcił się po domu coraz bardziej pijany. A ja miałam
ochotę iść spać. Chase podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Po prostu musiałam
wyjaśnić pewne sprawy z Mattem. – Chase spojrzał w kierunku tarasu z którego
właśnie wracał Matt. Na jego policzku widniał czerwony ślad po moim uderzeniu.
Na to wspomnienie aż mnie dłoń zapiekła. Jednak nie żałowałam, że to zrobiłam.
- Słuchaj, muszę się zbierać. Brian
zamówił mi taksówkę. Zostajesz tu czy chcesz wrócić do domu? Możesz zabrać się
ze mną, to cię podrzucę.
- Nie, zostanę. Muszę porozmawiać z
Brianem. I ogarnąć Toma, bo jak dalej tak będzie pił, to Val będzie do domu
taszczyć zwłoki.
- Ok. Zadzwonię jak wrócę do domu. Mam
nadzieję, że uda nam się szybko spotkać.
- Ja też bardzo bym chciała, Chase.
Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nie ma za co. Uważaj na siebie. –
pocałowałam go w policzek i odprowadziłam do drzwi. Kiedy zniknął za nimi,
podeszłam do Briana i zapytałam, czy nie będzie miał nic przeciwko, że się
położę. Uśmiechnął się jedynie i odesłał mnie na górę. Powlokłam się we
wskazanym kierunku i gdy odnalazłam odpowiednią sypialnię, walnęłam się na
łóżko. Na dole muzyka delikatnie ucichła, niestety zza ściany zaczęły mnie
dobiegać inne dźwięki. Ktoś ewidentnie w pokoju obok uprawiał seks. I to dziki
i namiętny. Jęki były coraz głośniejsze aż przerodziły się w krzyki rozkoszy!
Najgorsze w tym wszystkim było to, że jęki ewidentnie należały do laski, która
przyszła na imprezę z Mattem. No kurwa! Był tak bezczelny, że pieprzył się w
tym samym domu, w którym ja spałam! Cham, prostak i kretyn! Wyjęłam sobie
poduszkę spod głowy, nakryłam nią twarz i podjęłam próbę zaśnięcia…