Matt
Wysiadłem z auta i bez pukania wszedłem do domu Val. Wiedziałem, że
jest w środku,
bo po pierwsze światła były
włączone,
a po drugie jechałem
za nią
od szpitala. Musiałem
się
dowiedzieć
więcej
o stanie Kate. Kurwa! Zachowałem
się
wobec niej jak ostatnia szmata! Jak mogłem
pomyśleć, że
mnie zdradziła?
Przecież
Kate jest najuczciwszą
osobą
na świecie!
Nigdy by mi tego nie zrobiła!
Co we mnie wstąpiło? Kate, to nie Rachel do chuja pana!
Tamta cipa tylko liczyła
na porządne
alimenty na dziecko, które nie było
moje! Idiotka! Nigdy sobie nie wybaczę
tego, jak zachowałem
się
wobec Kate. I to po tym jak zdecydowała
się
wrócić
do mnie. Byłem
wtedy taki szczęśliwy.
Byłem
o krok od wyznania jej moich uczuć.
A zamiast tego, po kilku dniach oskarżyłem ją
o najgorsze… Nigdy mi tego nie wybaczy… I będzie
miała
rację!
- Możesz
nie wchodzić
jak do siebie? – Val naciągnęła na swoje ciało koszulkę do spania. Jej włosy były
lekko wilgotne po prysznicu, a na tyłek
wciągnęła czarne bokserki z deathbatem na pośladkach. Te gacie były zaprojektowane przez nią i sprzedawały się
jak świeże bułeczki.
Zdolniacha nasza kochana!
- Przestań! Kiedyś
nie przeszkadzało
ci, że
się
panoszę.
- Kiedyś,
to ja myślałam, że
mój najlepszy przyjaciel umie się
zachować.
Nie wiedziałam,
że
przyjaźniłam się
ze szmatą!
- Masz rację. Jestem szmatą. Zerem. Zachowałem się
jak ostatnia świnia.
Ale muszę
wiedzieć
co z Kate! Byłaś u niej? Jak cię czuje? Co mówią lekarze?- usiadłem na sofie i sięgnąłem
po szklankę
z sokiem, aby upić
łyk.
Dopiero po którymś
łyku
z rzędu,
zorientowałem
się,
że
w skład
wchodzi też
wódka. Dużo
wódki…
- Jutro zaczynają chemioterapię. Lekarze nie chcą zwlekać.
- Jak Kate to przyjęła?
- Nie będę ci ściemniać, Matt. Kate jest przerażona. Udaje twardą, ale w środku
jest po prostu rozdygotana. Boi się
tego czy uda jej się
zwalczyć
chorobę,
czy przeżyje.
Staram się
ją
jakoś
pocieszyć,
Tom był
u niej cały
dzień…
Ale jeśli
ona sama nie znajdzie w sobie siły
do walki, to na nic nasze starania. To ona ma walczyć. My ją
tylko możemy
wspierać.
Nikt z nas za nią
na tą
wojnę
nie pójdzie…
- A co jeśli chemia nie pomoże? Co wtedy? I co z dzieckiem? Przecież to je może zabić!
- Przeszczep. Lekarze już szukają
dawcy. Zobaczymy czy ktoś
się
znajdzie… - poderwałem
się
z sofy i zacząłem
chodzić
po salonie. – A co do ciąży…
Kate nie jest w ciąży.
Testy były
błędne,
Matt. Lekarz potwierdził,
że
nie ma żadnego
dziecka, ale gdy robił
jej badania, dopatrzył
się
czegoś
i tak po nitce do kłębka
doszedł
do tego, że
Kate ma białaczkę.
- Boże…
Jak mogłem
jej to zrobić?
Jak mogłem
ją
tak zostawić
i potraktować?
Ona mi tego nigdy nie wybaczy, Val…
- Matt, to nie jest teraz ważne. Najważniejsze jest to, żeby Kate wyzdrowiała. Potem będziemy się martwić,
jak to rozstanie odkręcić.
- Przeszczep! Badałaś
się?
Trzeba jak najszybciej znaleźć
dawcę,
Val. Musimy wszyscy się
przebadać.
Tom także,
jest jej bratem, są
spokrewnieni… Musimy ja ratować…
Ja ją
muszę
ratować.
– Val podeszła
do mnie i położyła
mi dłoń na ramieniu.
- Matt, uspokój się. Lekarze już działają. Daj im pracować.
- Ona nie może umrzeć,
Val! Nie może…
Wiem, że
nie chce mnie znać,
ale ona musi żyć… Jest najlepszym co mnie w życiu spotkało… Ona musi walczyć… - gadałem
bez ładu
i składu.
To przez tą
wódkę…
1 Marca 2013, Piątek
Siedziałam
w moim pokoju i rozwiązywałam z nudów krzyżówkę, którą zostawiła mi Valary. Za
dwie godziny miałam rozpocząć chemioterapię i już się lekko denerwowałam. Nie
wiedziałam jak na nią zareaguję. Do tego jeszcze dochodziła wizja utraty
włosów… Ech… Odłożyłam krzyżówkę na stolik, położyłam się na materacu i wbiłam
wzrok w sufit. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – rzuciłam, a wtedy do
środka wszedł Brian. A ten co tu robił? – Brian, co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić. –
podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek. – Ale mały pokój! Nie mieli
apartamentów?
- Nie, nie mieli, Brian. To nie „Four
seasons” do diabła. To szpital. Możesz mi wreszcie powiedzieć skąd wiesz, że tu
jestem?
- Oj mała, po co ci to? Najważniejsze,
że cię znalazłem w tych labiryntach… Pielęgniarka mi tłumaczyła jak cię znaleźć,
ale jestem kiepski w biegach na orientację. Musiała mi narysować mapkę. – Brian
gadał jak nakręcony, a ja coraz mniej rozumiałam z tego wszystkiego. To znaczy
wiedziałam na pewno, że Val mu o wszystkim powiedziała. Tyle z moich próśb…
- Brian, ale ja zaraz będę miała
chemię… Nie możesz tu być!
- Oj Kate… Młoda jesteś i głupiutka… A
co? Zarazisz mnie? Nie wygłupiaj się. Poczekam z tobą aż kroplówka zejdzie. Pielęgniarka dała mi to
wdzianko i maseczkę, żebym nie zaraził cię jakimiś mikrobami. Wyglądam kurwa
jak lekarze z teledysku „Nightmare”. – uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja się
rozpłakałam…
Trzy
godziny później, leżałam na boku i wymiotowałam do miski, którą trzymał przede
mną Brian. Było mi cholernie wstyd przed nim i co próbowałam go przeprosić za
to, że musi oglądać takie sceny, to zwracałam kolejną porcję. No myślałam, że
to końca nie będzie miało. Niby lekarz uprzedzał mnie, że wymioty prawie zawsze
się pojawiają, ale żeby aż tyle? Gdy w końcu udało mi się przestać zwracać,
opadłam bez sił na poduszki. Brian wyniósł miskę do łazienki, wytarł mi twarz i
podał szklankę wody.
- Jak się czujesz? – zapytał
zatroskanym głosem.
- Jakbym wyrzygała wszystkie swoje
wnętrzności…
- Kiedy masz dostać kolejną chemię?
- Chyba jutro… Nie wiem… Ale lekarze
coraz częściej wspominają o przeszczepie. Choć nie mają jeszcze dawcy dla mnie.
– przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech, bo znowu zrobiło mi się
niedobrze. Zanim zdążyłam dać Brianowi jakiś znak, że będę wymiotować, trzymał
moją głowę nad miską. Boże, gdyby nie on pewnie bym się wybrudziła wymiocinami.
Ble… Po kolejnej fali, do pokoju weszła pielęgniarka, podpięła inną kroplówkę i
zaczęłam czuć się lepiej.
Dochodziła
północ, gdy Brian opuścił mój pokój. Obiecał, że znowu wpadnie mnie odwiedzić.
Choć nie chciałam się nikomu pokazywać w takim stanie, wiedziałam że jak Gates
się uprze, to nic go nie powstrzyma. Pocałował mnie w policzek, poprawił
poduszki i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
23 Marca 2013, Sobota
- Kate, mamy dawcę. – lekarz wszedł do
mojego pokoju i zastał mnie jak siedziałam na łóżku i rozczesywałam włosy.
Włosy? To były jakieś resztki… Wyjmowałam ze szczotki gęste pasma i wyrzucałam
do kosza, walcząc ze łzami. Wiem, że ktoś mógłby mi zarzucić próżność, ale dla
kobiety utrata włosów, to naprawdę straszna rzecz. A ja kochałam swoje blond
włosy…
- Tak? Naprawdę? Bo ta chemia mnie
wykańcza! - Taka była prawda. Białaczka mnie osłabiła totalnie. Bywały dni, że
nie miałam siły podnieść się z łóżka. Chemia tylko wzmagała to uczucie. Moja
twarz wyglądała blado, skóra była niemal przeźroczysta, a schudłam chyba z
dziesięć kilo. Bynajmniej tak się czułam. Akurat dzisiaj miałam lepszy dzień,
bo nawet udało mi się usiąść. Nie wiem tylko co mi się ubzdurało w głowie, żeby
czesać te włosy. Humor sobie chyba tylko chciałam zepsuć…
- Wiem… - lekarz usiadł obok mnie i
wyjął moją kartę, coś w niej zapisując.
- Kiedy będę miała przeszczep? –
zapytałam, modląc się o jak najszybszy termin.
- W poniedziałek o dwunastej. Przedtem
umieścimy cię w izolatce i podamy ostatni raz chemię. To standardowa procedura.
- Dobrze…
- Pielęgniarka zaraz przyjdzie
podłączyć ci kroplówkę. Wytrzymasz do poniedziałku?
- Nie mam wyjścia! – warknęłam i
położyłam się na materacu.
- Wspaniale. Pójdę już. Widzimy się
jutro. Trzymaj się dzielnie, Kate. Wszystko będzie dobrze.
- Doktorze, a ten dawca… - spojrzałam
na niego z nadzieją, że zdradzi mi coś na jego temat.
- Niestety. Ochrona danych osobowych.
Nie możemy udzielać informacji o tym, kto jest dawcą. Pod warunkiem, że ta
osoba sama wyrazi na to zgodę.
- Czyli nie mam na co liczyć… -
mruknęłam i pomachałam do lekarza, który wyszedł z mojego pokoju. Ułożyłam się
wygodniej i zaczekałam na pielęgniarkę. Ostatnich kilka dni było dla mnie jak
prawdziwe szaleństwo. Codziennie ktoś do mnie przychodził w odwiedziny. Po
Brianie, przyszedł Zacky. Potem Johnny. A potem to już lawinowo: Val, Tom,
Rosie, Pierre… Masakra jakaś. Nie dali mi nawet na chwilę odsapnąć.
Poprzesuwali koncerty dla mnie. Ponoć Larry wygłosił oświadczenie na
konferencji, że członek rodziny jednego z chłopaków jest poważnie chory i fani
to zrozumieli. Kiedy weszłam na ich stronę, zaskoczyła mnie ilość wpisów od
fanów. Jedna laska nawet śmiało stwierdziła, że pewnie chodzi o mnie. Na
szczęście nikt tego nie potwierdził. Wczoraj była u mnie Meaghan, a
przedwczoraj Lacey. Nie znałyśmy się za dobrze, ale dziewczyny nie dały mi tego
odczuć. Trajkotałyśmy jak najlepsze przyjaciółki. Kiedy jednak skończyła się
kroplówka z chemią, poprosiłam je o zostawienie mnie samej. Nie byłyśmy na tyle
blisko, żeby widziały mnie w najgorszym momencie mojego życia! Na szczęście
wykazały się zrozumieniem. I tak właśnie mijały mi dni aż do dzisiaj.
Zastanawiałam się kogo mogę się spodziewać… No bo Matta to raczej nie. Od dnia,
kiedy opuściłam jego sypialnię i życie, nie odezwał się do mnie. W sumie, to
dlaczego miałby to robić? Uważał, że go zdradziłam i spodziewam się dziecka z
innym… A to, że w ciąży nie byłam, nie musiał o tym wiedzieć. I zapewne nie
chciał wiedzieć. Matt wykreślił mnie ze swojego życia. Na zawsze!
24 Marca 2013, Niedziela
Matt
- Że co proszę? Czy ja się przesłyszałam? – Val aż upuściła szklankę, która rozbiła się
w drobny mak na mojej marmurowej posadzce.
- Dobrze słyszałaś. Będę dawcą
szpiku dla Kate.
- Ale jak to? Dlaczego nic wcześniej mi nie powiedziałeś?!
Jesteśmy
przyjaciółmi
czy nie?
- No, po tym co zrobiłem Kate, nie sądzę
żebyś wciąż
uważała mnie za swojego przyjaciela, Val.
- Nie pierdol, ok.? Boże, ale jak to… Kiedy ty zdążyłeś się
przebadać?
- Wtedy co przyszedłem do ciebie. Rano pojechałem do szpitala i zrobili mi badania.
Wczoraj zadzwonił
lekarz, że
jest zgodność
i jeśli
się
zgadzam, to jutro odbędzie
się
przeszczep. Muszę
niestety zaraz jechać
do szpitala, na dodatkowe badania. Zadzwoniłem
po ciebie, żeby
wszystko ci powiedzieć.
- Dziękuję.
- Muszę
cię
też
prosić
o jedno.
- Tak?
- Kate nie może się
dowiedzieć,
że
to ja będę dawcą.
Proszę
cię,
abyś
dochowała
tej tajemnicy.
- Dlaczego chcesz to ukryć? Nie rozumiem.
- Zniszczyłem Kate życie.
Nie chcę,
żeby
myślała że
w ten sposób próbuję
się
wybielić.
Kocham ją
z całego
serca i gdyby trzeba było,
oddałbym
za nią
życie,
ale nie chcę
żeby
wiedziała
że
to ode mnie ma szpik. Obiecujesz, że
nic jej nie powiesz?
- Obiecuję, Matt! – wiedziałem że
Val może
nie dotrzymać
słowa,
ale postanowiłem
zaryzykować.
Nie miałem
już
nic do stracenia. – Co będzie
z wami?
- Nic. Po operacji jak tylko dojdę do siebie, wznowimy trasę i zniknę
z jej życia.
Nie zasługuję na nią.
Nie potrafiłbym
być
blisko niej bez możliwości choćby
dotknięcia
jej. Za bardzo ją
kocham, Val. Nie umiem bez niej żyć.
- I myślisz,
że
to dobre rozwiązanie?
- Nie wiem. Okaże się
w trakcie. Przepraszam cię,
ale muszę
już
wychodzić.
– Val szybko pomogła
mi uprzątnąć rozbite szkło, po czym upewniła się,
że
wziąłem
wszystko i pojechała
ze mną
do szpitala. Dotarliśmy
na oddział
onkologiczny, zameldowałem
się
u lekarza i musiałem
zaczekać,
żeby
zaprowadził
mnie na badania.
- Chcesz ją zobaczyć?-
zapytała
Val, dotykając
lekko mojego ramienia.
- Niczego innego bardziej nie pragnę.
- Chodź,
jej pokój jest niedaleko. – ruszyliśmy
korytarzem, aż
doszliśmy
do pomieszczenia, które całe
było
oszklone. Poza jedną
ścianą, przy której stanąłem. Podszedłem bliżej
i położyłem
dłonie
na szybie. Kate spała.
Jej ciało
zwinięte
było
w kulkę,
twarz była
blada, oczy miała
podkrążone.
Widziałem
że
cierpi. Miałem
ochotę
wślizgnąć się
do jej ciała
i dać
odpocząć.
Była
taka krucha, delikatna… I jednocześnie
taka piękna.
Nie było
na świecie
piękniejszej
kobiety od niej… Od mojej Kate…
- Kocham cię, skarbie. Obiecuję ci, że
cię
uratuję,
moja słodka
Kate. Zawsze będę cię
kochał.
– szepnąłem.
Kiedy jej ciało
się
poruszyło,
szybko się
schowałem,
żeby
mnie nie zobaczyła,
a potem wróciłem
pod pokój gdzie miałem
zaczekać
na lekarza.
- Dlaczego nigdy jej nie odwiedziłeś?
Wiesz jak ona na to czekała?
- Val zapytała
mnie, gdy usiadłem
obok niej.
- Bo wiem, że nie chce mnie widzieć. Nie chciałem jej sprawiać więcej
bólu.
- Cieszyła
się
za każdym
razem, kiedy któreś
z nas ją
odwiedzało,
ale to na ciebie najbardziej czekała,
Matt. I wciąż
czeka. Nie możesz
jej tego zrobić.
Nie możesz
tak po prostu zniknąć.
Ona cię
kocha i ty też
ją
kochasz! Dlaczego po prostu gdzieś
jej nie zabierzesz i nie porozmawiacie na spokojnie? Jestem pewna, że Kate ci wybaczy. Ona na pewno już ci wybaczyła, Matt.
- Temat jest skończony, Val. I nie wracaj więcej do niego. Kate będzie szczęśliwa z kimś innym. Kimś, kto nie sprawi jej bólu. – na tą myśl,
poczułem
się,
jakby ktoś
przywalił
mi w twarz. Wizja Kate z innym mężczyzną była
dla mnie nie do zniesienia… Ale nie mogłem
od niej wymagać,
by była
ze mną
po tym co jej powiedziałem,
o co ją
oskarżyłem…
- Panie Sanders, zapraszam. – głos lekarza wyrwał mnie z zadumy. Zarzuciłem plecak na ramię i przytuliłem Val.
- Zobaczymy się za kilka dni, mała. I pamiętaj co mi obiecałaś.
– uścisnąłem ją
ponownie, po czym wszedłem
za lekarzem do gabinetu. Wiedziałem,
że
Val pójdzie zobaczyć
Kate. I jedynie izolatka była
szansą,
że
nic jej nie powie. Przynajmniej przed zabiegiem…