czwartek, 26 stycznia 2017

Odcinek 50

                                                         Avenged Sevenfold - Roman Sky       



Matt

            Wysiadłem z auta i bez pukania wszedłem do domu Val. Wiedziałem, że jest w środku, bo po pierwsze światła były włączone, a po drugie jechałem za nią od szpitala. Musiałem się dowiedzieć więcej o stanie Kate. Kurwa! Zachowałem się wobec niej jak ostatnia szmata! Jak mogłem pomyśleć, że mnie zdradziła? Przecież Kate jest najuczciwszą osobą na świecie! Nigdy by mi tego nie zrobiła! Co we mnie wstąpiło? Kate, to nie Rachel do chuja pana! Tamta cipa tylko liczyła na porządne alimenty na dziecko, które nie było moje! Idiotka! Nigdy sobie nie wybaczę tego, jak zachowałem się wobec Kate. I to po tym jak zdecydowała się wrócić do mnie. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Byłem o krok od wyznania jej moich uczuć. A zamiast tego, po kilku dniach oskarżyłem ją o najgorsze… Nigdy mi tego nie wybaczy… I będzie miała rację!

- Możesz nie wchodzić jak do siebie? – Val naciągnęła na swoje ciało koszulkę do spania. Jej włosy były lekko wilgotne po prysznicu, a na tyłek wciągnęła czarne bokserki z deathbatem na pośladkach. Te gacie były zaprojektowane przez nią i sprzedawały się jak świeże bułeczki. Zdolniacha nasza kochana!

- Przestań! Kiedyś nie przeszkadzało ci, że się panoszę.

- Kiedyś, to ja myślałam, że mój najlepszy przyjaciel umie się zachować. Nie wiedziałam, że przyjaźniłam się ze szmatą!

- Masz rację. Jestem szmatą. Zerem. Zachowałem się jak ostatnia świnia. Ale muszę wiedzieć co z Kate! Byłaś u niej? Jak cię czuje? Co mówią lekarze?- usiadłem na sofie i sięgnąłem po szklankę z sokiem, aby upić łyk. Dopiero po którymś łyku z rzędu, zorientowałem się, że w skład wchodzi też wódka. Dużo wódki…

- Jutro zaczynają chemioterapię. Lekarze nie chcą zwlekać.

- Jak Kate to przyjęła?

- Nie będę ci ściemniać, Matt. Kate jest przerażona. Udaje twardą, ale w środku jest po prostu rozdygotana. Boi się tego czy uda jej się zwalczyć chorobę, czy przeżyje. Staram się ją jakoś pocieszyć, Tom był u niej cały dzień… Ale jeśli ona sama nie znajdzie w sobie siły do walki, to na nic nasze starania. To ona ma walczyć. My ją tylko możemy wspierać. Nikt z nas za nią na tą wojnę nie pójdzie…

- A co jeśli chemia nie pomoże? Co wtedy? I co z dzieckiem? Przecież to je może zabić!

- Przeszczep. Lekarze już szukają dawcy. Zobaczymy czy ktoś się znajdzie… - poderwałem się z sofy i zacząłem chodzić po salonie. – A co do ciąży… Kate nie jest w ciąży. Testy były błędne, Matt. Lekarz potwierdził, że nie ma żadnego dziecka, ale gdy robił jej badania, dopatrzył się czegoś i tak po nitce do kłębka doszedł do tego, że Kate ma białaczkę.

- Boże… Jak mogłem jej to zrobić? Jak mogłem ją tak zostawić i potraktować? Ona mi tego nigdy nie wybaczy, Val…

- Matt, to nie jest teraz ważne. Najważniejsze jest to, żeby Kate wyzdrowiała. Potem będziemy się martwić, jak to rozstanie odkręcić.

- Przeszczep! Badałaś się? Trzeba jak najszybciej znaleźć dawcę, Val. Musimy wszyscy się przebadać. Tom także, jest jej bratem, są spokrewnieni… Musimy ja ratować… Ja ją muszę ratować. – Val podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.

- Matt, uspokój się. Lekarze już działają. Daj im pracować.

- Ona nie może umrzeć, Val! Nie może… Wiem, że nie chce mnie znać, ale ona musi żyć… Jest najlepszym co mnie w życiu spotkało… Ona musi walczyć… - gadałem bez ładu i składu. To przez tą wódkę

1 Marca 2013, Piątek

            Siedziałam w moim pokoju i rozwiązywałam z nudów krzyżówkę, którą zostawiła mi Valary. Za dwie godziny miałam rozpocząć chemioterapię i już się lekko denerwowałam. Nie wiedziałam jak na nią zareaguję. Do tego jeszcze dochodziła wizja utraty włosów… Ech… Odłożyłam krzyżówkę na stolik, położyłam się na materacu i wbiłam wzrok w sufit. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- Proszę. – rzuciłam, a wtedy do środka wszedł Brian. A ten co tu robił? – Brian, co ty tutaj robisz?

- Przyszedłem cię odwiedzić. – podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek. – Ale mały pokój! Nie mieli apartamentów?

- Nie, nie mieli, Brian. To nie „Four seasons” do diabła. To szpital. Możesz mi wreszcie powiedzieć skąd wiesz, że tu jestem?

- Oj mała, po co ci to? Najważniejsze, że cię znalazłem w tych labiryntach… Pielęgniarka mi tłumaczyła jak cię znaleźć, ale jestem kiepski w biegach na orientację. Musiała mi narysować mapkę. – Brian gadał jak nakręcony, a ja coraz mniej rozumiałam z tego wszystkiego. To znaczy wiedziałam na pewno, że Val mu o wszystkim powiedziała. Tyle z moich próśb…

- Brian, ale ja zaraz będę miała chemię… Nie możesz tu być!

- Oj Kate… Młoda jesteś i głupiutka… A co? Zarazisz mnie? Nie wygłupiaj się. Poczekam z tobą  aż kroplówka zejdzie. Pielęgniarka dała mi to wdzianko i maseczkę, żebym nie zaraził cię jakimiś mikrobami. Wyglądam kurwa jak lekarze z teledysku „Nightmare”. – uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja się rozpłakałam…

            Trzy godziny później, leżałam na boku i wymiotowałam do miski, którą trzymał przede mną Brian. Było mi cholernie wstyd przed nim i co próbowałam go przeprosić za to, że musi oglądać takie sceny, to zwracałam kolejną porcję. No myślałam, że to końca nie będzie miało. Niby lekarz uprzedzał mnie, że wymioty prawie zawsze się pojawiają, ale żeby aż tyle? Gdy w końcu udało mi się przestać zwracać, opadłam bez sił na poduszki. Brian wyniósł miskę do łazienki, wytarł mi twarz i podał szklankę wody.

- Jak się czujesz? – zapytał zatroskanym głosem.

- Jakbym wyrzygała wszystkie swoje wnętrzności…

- Kiedy masz dostać kolejną chemię?

- Chyba jutro… Nie wiem… Ale lekarze coraz częściej wspominają o przeszczepie. Choć nie mają jeszcze dawcy dla mnie. – przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech, bo znowu zrobiło mi się niedobrze. Zanim zdążyłam dać Brianowi jakiś znak, że będę wymiotować, trzymał moją głowę nad miską. Boże, gdyby nie on pewnie bym się wybrudziła wymiocinami. Ble… Po kolejnej fali, do pokoju weszła pielęgniarka, podpięła inną kroplówkę i zaczęłam czuć się lepiej.

            Dochodziła północ, gdy Brian opuścił mój pokój. Obiecał, że znowu wpadnie mnie odwiedzić. Choć nie chciałam się nikomu pokazywać w takim stanie, wiedziałam że jak Gates się uprze, to nic go nie powstrzyma. Pocałował mnie w policzek, poprawił poduszki i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

23 Marca 2013, Sobota

- Kate, mamy dawcę. – lekarz wszedł do mojego pokoju i zastał mnie jak siedziałam na łóżku i rozczesywałam włosy. Włosy? To były jakieś resztki… Wyjmowałam ze szczotki gęste pasma i wyrzucałam do kosza, walcząc ze łzami. Wiem, że ktoś mógłby mi zarzucić próżność, ale dla kobiety utrata włosów, to naprawdę straszna rzecz. A ja kochałam swoje blond włosy…

- Tak? Naprawdę? Bo ta chemia mnie wykańcza! - Taka była prawda. Białaczka mnie osłabiła totalnie. Bywały dni, że nie miałam siły podnieść się z łóżka. Chemia tylko wzmagała to uczucie. Moja twarz wyglądała blado, skóra była niemal przeźroczysta, a schudłam chyba z dziesięć kilo. Bynajmniej tak się czułam. Akurat dzisiaj miałam lepszy dzień, bo nawet udało mi się usiąść. Nie wiem tylko co mi się ubzdurało w głowie, żeby czesać te włosy. Humor sobie chyba tylko chciałam zepsuć…

- Wiem… - lekarz usiadł obok mnie i wyjął moją kartę, coś w niej zapisując.

- Kiedy będę miała przeszczep? – zapytałam, modląc się o jak najszybszy termin.

- W poniedziałek o dwunastej. Przedtem umieścimy cię w izolatce i podamy ostatni raz chemię. To standardowa procedura.

- Dobrze…

- Pielęgniarka zaraz przyjdzie podłączyć ci kroplówkę. Wytrzymasz do poniedziałku?

- Nie mam wyjścia! – warknęłam i położyłam się na materacu.

- Wspaniale. Pójdę już. Widzimy się jutro. Trzymaj się dzielnie, Kate. Wszystko będzie dobrze.

- Doktorze, a ten dawca… - spojrzałam na niego z nadzieją, że zdradzi mi coś na jego temat.

- Niestety. Ochrona danych osobowych. Nie możemy udzielać informacji o tym, kto jest dawcą. Pod warunkiem, że ta osoba sama wyrazi na to zgodę.

- Czyli nie mam na co liczyć… - mruknęłam i pomachałam do lekarza, który wyszedł z mojego pokoju. Ułożyłam się wygodniej i zaczekałam na pielęgniarkę. Ostatnich kilka dni było dla mnie jak prawdziwe szaleństwo. Codziennie ktoś do mnie przychodził w odwiedziny. Po Brianie, przyszedł Zacky. Potem Johnny. A potem to już lawinowo: Val, Tom, Rosie, Pierre… Masakra jakaś. Nie dali mi nawet na chwilę odsapnąć. Poprzesuwali koncerty dla mnie. Ponoć Larry wygłosił oświadczenie na konferencji, że członek rodziny jednego z chłopaków jest poważnie chory i fani to zrozumieli. Kiedy weszłam na ich stronę, zaskoczyła mnie ilość wpisów od fanów. Jedna laska nawet śmiało stwierdziła, że pewnie chodzi o mnie. Na szczęście nikt tego nie potwierdził. Wczoraj była u mnie Meaghan, a przedwczoraj Lacey. Nie znałyśmy się za dobrze, ale dziewczyny nie dały mi tego odczuć. Trajkotałyśmy jak najlepsze przyjaciółki. Kiedy jednak skończyła się kroplówka z chemią, poprosiłam je o zostawienie mnie samej. Nie byłyśmy na tyle blisko, żeby widziały mnie w najgorszym momencie mojego życia! Na szczęście wykazały się zrozumieniem. I tak właśnie mijały mi dni aż do dzisiaj. Zastanawiałam się kogo mogę się spodziewać… No bo Matta to raczej nie. Od dnia, kiedy opuściłam jego sypialnię i życie, nie odezwał się do mnie. W sumie, to dlaczego miałby to robić? Uważał, że go zdradziłam i spodziewam się dziecka z innym… A to, że w ciąży nie byłam, nie musiał o tym wiedzieć. I zapewne nie chciał wiedzieć. Matt wykreślił mnie ze swojego życia. Na zawsze!

24 Marca 2013, Niedziela

Matt

- Że co proszę? Czy ja się przesłyszałam? – Val aż upuściła szklankę, która rozbiła się w drobny mak na mojej marmurowej posadzce.

- Dobrze słyszałaś. Będę dawcą szpiku dla Kate.

- Ale jak to? Dlaczego nic wcześniej mi nie powiedziałeś?! Jesteśmy przyjaciółmi czy nie?

- No, po tym co zrobiłem Kate, nie sądzę żebyś wciąż uważała mnie za swojego przyjaciela, Val.

- Nie pierdol, ok.? Boże, ale jak to… Kiedy ty zdążyłeś się przebadać?

- Wtedy co przyszedłem do ciebie. Rano pojechałem do szpitala i zrobili mi badania. Wczoraj zadzwonił lekarz, że jest zgodność i jeśli się zgadzam, to jutro odbędzie się przeszczep. Muszę niestety zaraz jechać do szpitala, na dodatkowe badania. Zadzwoniłem po ciebie, żeby wszystko ci powiedzieć.

- Dziękuję.

- Muszę cię też prosić o jedno.

- Tak?

- Kate nie może się dowiedzieć, że to ja będę dawcą. Proszę cię, abyś dochowała tej tajemnicy.

- Dlaczego chcesz to ukryć? Nie rozumiem.

- Zniszczyłem Kate życie. Nie chcę, żeby myślała że w ten sposób próbuję się wybielić. Kocham ją z całego serca i gdyby trzeba było, oddałbym za nią życie, ale nie chcę żeby wiedziała że to ode mnie ma szpik. Obiecujesz, że nic jej nie powiesz?

- Obiecuję, Matt! – wiedziałem że Val może nie dotrzymać słowa, ale postanowiłem zaryzykować. Nie miałem już nic do stracenia. – Co będzie z wami?

- Nic. Po operacji jak tylko dojdę do siebie, wznowimy trasę i zniknę z jej życia. Nie zasługuję na nią. Nie potrafiłbym być blisko niej bez możliwości choćby dotknięcia jej. Za bardzo ją kocham, Val. Nie umiem bez niej żyć.

- I myślisz, że to dobre rozwiązanie?

- Nie wiem. Okaże się w trakcie. Przepraszam cię, ale muszę już wychodzić. – Val szybko pomogła mi uprzątnąć rozbite szkło, po czym upewniła się, że wziąłem wszystko i pojechała ze mną do szpitala. Dotarliśmy na oddział onkologiczny, zameldowałem się u lekarza i musiałem zaczekać, żeby zaprowadził mnie na badania.

- Chcesz ją zobaczyć?- zapytała Val, dotykając lekko mojego ramienia.

- Niczego innego bardziej nie pragnę.

- Chodź, jej pokój jest niedaleko. – ruszyliśmy korytarzem, aż doszliśmy do pomieszczenia, które całe było oszklone. Poza jedną ścianą, przy której stanąłem. Podszedłem bliżej i położyłem dłonie na szybie. Kate spała. Jej ciało zwinięte było w kulkę, twarz była blada, oczy miała podkrążone. Widziałem że cierpi. Miałem ochotę wślizgnąć się do jej ciała i dać odpocząć. Była taka krucha, delikatna… I jednocześnie taka piękna. Nie było na świecie piękniejszej kobiety od niej… Od mojej Kate…

- Kocham cię, skarbie. Obiecuję ci, że cię uratuję, moja słodka Kate. Zawsze będę cię kochał. – szepnąłem. Kiedy jej ciało się poruszyło, szybko się schowałem, żeby mnie nie zobaczyła, a potem wróciłem pod pokój gdzie miałem zaczekać na lekarza.

- Dlaczego nigdy jej nie odwiedziłeś? Wiesz jak ona na to czekała? - Val zapytała mnie, gdy usiadłem obok niej.

- Bo wiem, że nie chce mnie widzieć. Nie chciałem jej sprawiać więcej bólu.

- Cieszyła się za każdym razem, kiedy któreś z nas ją odwiedzało, ale to na ciebie najbardziej czekała, Matt. I wciąż czeka. Nie możesz jej tego zrobić. Nie możesz tak po prostu zniknąć. Ona cię kocha i ty też ją kochasz! Dlaczego po prostu gdzieś jej nie zabierzesz i nie porozmawiacie na spokojnie? Jestem pewna, że Kate ci wybaczy. Ona na pewno już ci wybaczyła, Matt.

- Temat jest skończony, Val. I nie wracaj więcej do niego. Kate będzie szczęśliwa z kimś innym. Kimś, kto nie sprawi jej bólu. – na tą myśl, poczułem się, jakby ktoś przywalił mi w twarz. Wizja Kate z innym mężczyzną była dla mnie nie do zniesienia… Ale nie mogłem od niej wymagać, by była ze mną po tym co jej powiedziałem, o co ją oskarżyłem…

- Panie Sanders, zapraszam. – głos lekarza wyrwał mnie z zadumy. Zarzuciłem plecak na ramię i przytuliłem Val.

- Zobaczymy się za kilka dni, mała. I pamiętaj co mi obiecałaś. – uścisnąłem ją ponownie, po czym wszedłem za lekarzem do gabinetu. Wiedziałem, że Val pójdzie zobaczyć Kate. I jedynie izolatka była szansą, że nic jej nie powie. Przynajmniej przed zabiegiem…